niedziela, 15 czerwca 2014

3.12. "pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu!"

3.12. "...pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu!"


Leya nie mogła spać całą noc. Najpierw płakała, potem użalała się nad sobą, a potem nagle obudził się w niej dziki gniew. Siedziała przed oknem wpatrując się w czarne jezioro i gwiazdy na niebie.
-Skoro dyrektor chce w końcu zakończyć sprawę...-szeptała sama do siebie-Hmm... Każdy wie, że zakończenia powinny być huczne i efektywne... Hogsmade... Bracia... Marcus... no, ale... czyste konto i wielkie poczucie humoru oraz chęć pokazania na co cie stać... Slytherin... Aleksander!!! Ale potrzebuję ostatniej przysługi...
-Myśl, myśl! O ile pamiętam zawsze musiałaś powiedzieć ostatnie zdanie.-dodał Głos.
-Jakaś nowa wskazówka. Jesteś osobą którą znałam.-szepnęła
-Mam nadzieję, że wtedy jeszcze kluczową osobą. Ale nie uważasz, że wypadałoby iść spać?
-Dajże spokój. Za dwie godziny i tak muszą wstać i zacząć działać.

Stało się to czego Marcus najbardziej się obawiał: powrót smutku i ogólnego przygnębienia w Hogwarcie. Słychać było tylko odgłos kroków, a w klasach głos profesora oraz skrobanie piór. Klepsydry z punktami domów straciły kilka kamieni. Gryffoni żałosnym wzrokiem spoglądali na swoją pustą klepsydrę bez nadziei na lepsze jutro. Potęga dyrektora rosła. Nadzieja na obalenie go była równa zeru zwłaszcza teraz gdy główna przywódczyni, Leya zostanie brutalnie odcięta odcięta od świata. Szła do klasy OPCM w której Marcus maił mieć lekcje. Zobaczyła go z Braćmi. Wyraźnie coś spiskowali, bo ograniczali się tylko do szeptu.
-Marcus jest sprawa...-zaczęła
-Nie obchodzą mnie już te twoje sprawy Leya. Ciągle coś chcesz, ale nic nie dajesz innym.-przerwał jej.-Może i dobrze, że na jakiś czas znikniesz. Przynajmniej nie pojawi się nowa nadzieja na nowe, lepsze jutro.-powiedział chłodno i krótko.
Odeszła szybkim krokiem, a na twarzy znowu miała łzy.

Wszyscy uczniowie byli na obiedzie w cichej Wielkiej Sali. Nawet nauczyciele mieli jakiś dziwny, podły nastrój nie wiedzieć dokładnie dlaczego. Leya miała ściśnięty żołądek. Za cztery godziny miała pojawić się z torbami w Wielkiej Sali i zniknąć bez słuchu do końca tego roku szkolnego.
Rozległ się nagle hałas spadających przedmiotów. Najpierw w jednym miejscu, potem w trzech, pięciu, aż całą szkołę wypełnił dziwny rumot. Ucichł po kilku sekundach, ale o nie był koniec. Rozległo się kilkanaście wybuchów na szkolnych korytarzach. Wielką Salę wypełniły kolorowe i migoczące światła, trochę podobne do tych na koncertach. Jeszcze jeden huk. W powietrzu nagle zawisł kolorowy i świecący napis: Może i bez dowódcy, ale nadal pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu! Wszyscy wstali mając uśmiech na ustach, a było na co popatrzeć. Tylko dyrektor czerwony z wściekłości miotał zaklęciami tam gdzie się dało jednak kolorowe światełka nadal dzielnie utrzymywały się w powietrzu tak samo jak napis. Leya nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. W tym czasie przy wyjściu z Wielkiej Sali stał Marcus, Lysander i Bracia. Przybili piątkę z wielkimi uśmiechami.
-Tak więc misja się powiodła.-podsumował Lysander-Dyro nigdy się nie skapnie kto wyciął taki numer!
-Obawiam się, że tak samo będzie w przypadku Leyi.-westchnął Marcus
-Nadal cię boli?-zapytał Lysander z głęboką powagą i współczuciem.
-Czuję się jakbym stracił kogoś cholernie ważnego dla mnie już na zawsze.-westchnął po czym powlókł się do Gryffindoru.

Leya stawiła się piętnaście minut przed czasem przed Wielką Salą. Miała przy sobie dużą walizkę, oraz torbę z książkami i innymi gratami potrzebnymi na zajęciach. Po raz kolejny wpatrywała się w rysunek Hogwartu który wyszedł spod ołówka Marcusa. Hogwart jaśniał swoim dawnym urokiem w promieniach zachodzącego słońca wpadającego do jeziora. Wyglądał bardziej imponująco niż teraz. Wyglądał. Właśnie w tym problem.
-Hej.-szepnął ktoś cicho.
Leya odwróciła głowę po czym zrobiła obojętną minę.
-Ach to ty, Marcus. Jeżeli masz się ze mną kłócić to lepiej od razu idź.-była zbyt załamana Karą Indywidualnego Nauczania, że nawet nie potrafiła się już na niego wydrzeć.
-Nie mam takiego zamiaru naprawdę.-odpowiedział siadając obok niej na walizce.-Nadal je masz?-zapytał biorąc do ręki swój rysunek Hogwartu,a le tego w ciemności.
-Nie mam serca aby je wrzucić do ognia w kominku. Zwłaszcza ostatnio. Myślę, że nigdy się nie dowiem dlaczego tak jest.
-Tak w ogóle to chciałem cię przeprosić... I tak zrobisz to co będziesz chciała.
-To też moja wina nie oszukujmy się. Gdybym cię wtedy posłuchała nie musiałabym się pakować.
Marcus podniósł na nią wzrok jak dotąd wbity w podłogę i spojrzał prosto w oczy.
-Nigdy nie myśl co by było. Myśl o tym co będzie.-szepnął
Kolejny raz palące uczucie wygrały z rozumem. Co prawda pocałunek trwał tylko krótką chwilkę, ale znaczył więcej niż można odczytać na początku. Marcus musiał szybko zniknąć przed dyrektorem który był z czegoś bardzo zadowolony mimo, że w całej szkole nadal błyszczały kolorowe światełka.
-Z skąd ten uśmiech?-zapytał od razu.
-Bo to co się dzisiaj stało jest dopiero początkiem.
Dyrektor na szczęście się niczego nie domyślał.

wtorek, 10 czerwca 2014

3.11. Koniec gier

3.11. Koniec gier


Gdzie tylko oko nauczycieli oraz dyrektora nie sięgało świętowano Walentynki na wiele najróżniejszych sposobów których nie sposób wymienić. Jednak najbardziej wyczekiwano kolejnej tajnej imprezy. Leya pracowała nad nią bardzo pilnie i włożyła w nią wiele serca które nadal było skłócone z Julice i Marcusem którzy nagle przypadli sobie dziwnym trafem do gustu w tajemniczych okolicznościach. Leya wkładała wiele siły aby na to nie zwrócić najmniejszej uwagi. W sumie to nie tylko myślała o Marcusie czy organizacji imprezy, ale i o Julice. Brakowało jej swojej najlepszej przyjaciółki. Wszystko jednak miało stanąć na dobrej drodze, bo Jula zdecydowała się przyjść na dzisiejszą imprezę. Niestety tylko miało.

Punktualnie o jedenastej w nocy wyruszyły pierwsze grupy uczniów ubranych po mugolsku do lochu. Z czasem pojawili się wszyscy uczestnicy zabawy gotowi na świetną imprezę. Wszystko było wspaniale: kremowe piwo w butelkach, ciastka i cukierki nie tylko z Miodowego Królestwa, ale i Hogwarckiej kuchni były ogólnodostępne. Płomyczki ognia dodawały nastroju, a loch wypełniały słodkie dźwięki. Według Leyi nic nie mogło popsuć tak wielkiego i wspaniałego wydarzenia. Miała się przekonać jak bardzo się myli. Julice jak dotąd całkowicie zajęta porywającą rozmową z Marcusem o nie wiadomo czym nagle wymknęła się cichaczem z lochu. Nikogo to nie zdziwiło. Kilka osób już zakończyło przeszło dwugodzinną zabawę kilka chwil temu dlatego sama Leya była spokojna i piła sobie kremowe piwo zajadając ciastko.
-Jak długo będziemy przeciągać to głupie milczenie? Nawet nie wiesz jakie to męczące.
Obok Leyi nagle pojawił się Marcus z założonymi rękoma. Jego ton głosu był bardzo poważny. Leya spojrzała n niego spode łba. Doskonale wiedziała, że ciężko jej przejść przez jeden dzień i nie pomyśleć o Marcusie jednak nie wiedzieć dlaczego za wszelką cenę nie chciała w to uwierzyć. Upartość...
-Tak długo aż nie wyciągniemy z tego jakiegoś wniosku, a ja mimo po upłynięciu prawie dwóch miesięcy nadal nie jestem niczego pewna.
-Skończmy już to.-zaproponował Marcus nagle
-Ale co masz na myśli?-Leya poczuła lekki niepokój.
-Gramy w te bezowocną grę zbyt długo.-stwierdził wpatrując się w podłogę-Skończmy to. Tym razem nie wyszło dobre zakończenie.-dodał
Leyi zaświeciły się żałośnie oczy. Zrozumiała. Zrozumiała to czego nie chciała zrozumieć, czego się bała.
-Mieć cię za przyjaciela było bardzo pouczającym faktem.
Spojrzała na Mapę Huncwotów i ledwo co nie dostała zawału. Julice wraz z dyrektorem byli przed lochem. Wtedy nagle wszyscy ucichli, muzyka przestała grać. Wszyscy wpatrywali się w wściekłego dyrektora z założonymi rękoma oraz zadowoloną Julice podpierającą się o kamienną ścianę. Dyrektor wrzasną po czym Leya, Marcus, Lysander i Bracia w ciszy poszli za nim do gabinetu dyrektora ciemnymi korytarzami zamku. Leya nie czuła strachu tak jak pozostali. Była bardziej zrozpaczona faktem, że wrobiła to swoich największych przyjaciół i jest prawie pewne, że wyleci z swojej ukochanej szkoły na zbity pysk.
Dyrektor usiadł za biurkiem, a jego twarz była czerwona z wściekłości.
-No proszę mam przed sobą prawdziwy Ruch Oporu!-zadrwił po dwuminutowej ciszy-Wy chłopaki dostajecie tygodniowy szlaban u mnie.-pokazał na nich palcem.
-Ej to nie będzie żadnego kazania?-szepnął Lysander sam do siebie.
-Natomiast ty panno Leyo Fire... Już dawno powinienem to zrobić, ale nie było żadnych podstaw do wytyczenia najwyższej kary... Ostrzegałem Ministerstwo, że będą problemy z twoją osobą, tak właściwie to wy wszyscy Fire jesteście takimi niby wszystkowiedzącymi ludźmi prawda?-zakpił
-Wypraszam sobie!!!-krzyknęła Leya, a na miejscu jej smutku pojawił się gniew.
-Nieprzedłużająca... dzisiaj jest już piątek... W sobotę o ósmej rano widzę cię spakowaną przed drzwiami do Wielkiej Sali. Zobaczymy jak wielka i popularna Leya Fire zniesie Karę Indywidualnego Nauczania.-uśmiechnął się złośliwie.-Do końca roku szkolnego i ani dnia krócej.
Leya miała wrażenie, ze nagle cały jej świat, ciężko wypracowana układanka puzzli która zaczęła się rozpadać po kłótni z Julice rozpadła się doszczętnie, a fragmenty zniknęły nieodwracalnie. Marcus spojrzał na nią współczującym wzrokiem.
-Dodatkowo Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff tracą po dziesięć punktów od ucznia będącego na tej waszej absurdalnej zabawie. Za to Gryffindor traci całą uzbieraną pulę. A teraz nie chcę was już widzieć.-rzucił krotko z złośliwym uśmiechem.
-Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli tak nie jest, oznacza to, że to jeszcze nie jest koniec. Że to jeszcze nie jest ostatnie słowo.-szepnął Głos Leyi mającej łzy w oczach.

sobota, 7 czerwca 2014

3.10. Dwie części


3.10 Dwie części.


Hogwart znajdował się pod białą pierzyną grudniowego śniegu. Do wyjazdu na ferie zimowe wiele się zmieniło. Szkoła ożyła. Wrócił gwar przy posiłkach i na korytarzach między zajęciami. Odbywały się wielkie bitwy na śnieżki w tajemnicy przed dyrektorem który bacznie obserwował to co dzieje się w jego szkole. Co prawda zasady nadal były takie jakie były, a Julice nadal była wściekła nie tylko na Leyę, ale i na wszystkich którzy byli obecni na zakazanych nocnych imprezach które odbywały się co dwa tygodnie, a było ich bardzo wielu! Oprócz Gryffonów pojawiali się Krukoni, Puchoni i garstka Ślizgonów. Teraz wszyscy wyjechali na ferie świąteczne do rodziny dziękując, że mogą odpocząć od stale złej miny dyrektora który wizytował na niektórych lekcjach tak jakby czół, że w szkole dzieje się coś o czym powinien się dowiedzieć. Jak na razie mu się to nie udało. Mimo tego było się czym martwić. Z niewytłumaczonych przyczyn zaczęli powoli znikać jedni z najzdolniejszych czarodziejów i czarownic. Nikt nie wie dlaczego, ani kto za tym stoi, a Ministerstwo Magii nic z tym nie robi. Jednak prawdziwy problem miał się dopiero pojawić.

Ktoś wpadł na po prostu wspaniały pomysł aby nauczyciele wraz z uczniami, a było ich tylko dziesięciu łącznie z Leyą i Marcusem siedzieli przy posiłkach przez te ferie przy jednym stole. Rzecz jasna nie spodobało się to zbytnio ani uczniom, ani profesorom, ale nikt nie śmiał podważyć słowa dyrektora Loriee. Tak więc gdy sowy dostarczyły Proroka Codziennego zapadła głucha cisza, a wszyscy mieli oczy na pierwszej stronie gazety. Wczorajszej nocy włamano się do Gringotta, konkretniej do krypty która od pokoleń należała do rodziny Fire.
Nikt nic nie powiedział. Marcus spojrzał na bladą Leyę. Jedna myśl przeszła jej przez głowę: tam jest ostatni Amulet.
-Czy możesz nam powiedzieć co to ma znaczyć Fire?-zapytał gniewnie dyrektor pokazując palcem na gazetę.
-Ja też jestem w szoku panie dyrektorze. Przecież włamanie się do Gringotta graniczy z cudem!-odpowiedziała już trochę zła Leya
-Czyżby? Mów lepiej prawdę to zakończy się na szlabanie.
Leya gwałtownie wstała tłukąc przy okazji pusty talerz.
-Do jasnej cholery ile razy mam mówić, że nie mam nic wspólnego z tym całym Panem Cienia!!! Nie wiem gdzie jest, nie wiem co robi, nie wiem co planuje, nie wiem kto jest po jego stronie, nie wiem kiedy znowu uderzy, nie wiem co zrobi, nie wiem, po prostu nie wiem a bardzo bym tego chciała!!!-wykrzyczała Leya
Marcus położył jej delikatnie dłoń na ramieniu, ale szybko ją zepchnęła.
-Szlaban.-w tonie dyrektora było słychać dziwną radość, ale i ulgę. Za to Leya po prost płonęła z wściekłości.

-Zadowolona jesteś z siebie?!!-zapytał podniesionym głosem Marcus w pokoju wspólnym Gryffindoru.-Jeszcze jeden numer i czeka cię Kara Indywidualnego nauczania, a wtedy dyro w końcu będzie miał cię w stu procentach na oku!
-Co ty nie powiesz?!!-krzyknęła Leya-Potrafisz tylko powiedzieć to co wiem od bardzo dawna!-zauważyła
-Ja ci to tylko przypominam.-wytłumaczył się już normalnym tonem.
-Ach no tak...-Leya spojrzała na niego pogardliwym wzrokiem
-Teraz to już na pewno nie pojawisz się na żadnej tajnej imprezie.-zarządził Marcus-Nie możemy ryzykować.
-Nie będziesz mi mówił co mogę zrobić, a co nie! Jesteś tylko znajomym których mam kilkunastu.-krzyknęła Leya
Tego Marcus nie wytrzymał. Wyciągnął z kieszeni szaty małe pudełeczko i wyciągnął z niego szklane serduszko na wisiorku i rzucił o ścianę niedaleko kominka. Słychać było cichutki dźwięk tłuczonego szkła. Ozdoba pękła dokładnie na dwie części.