3.11. Koniec gier
Punktualnie o jedenastej w nocy wyruszyły pierwsze grupy uczniów ubranych po mugolsku do lochu. Z czasem pojawili się wszyscy uczestnicy zabawy gotowi na świetną imprezę. Wszystko było wspaniale: kremowe piwo w butelkach, ciastka i cukierki nie tylko z Miodowego Królestwa, ale i Hogwarckiej kuchni były ogólnodostępne. Płomyczki ognia dodawały nastroju, a loch wypełniały słodkie dźwięki. Według Leyi nic nie mogło popsuć tak wielkiego i wspaniałego wydarzenia. Miała się przekonać jak bardzo się myli. Julice jak dotąd całkowicie zajęta porywającą rozmową z Marcusem o nie wiadomo czym nagle wymknęła się cichaczem z lochu. Nikogo to nie zdziwiło. Kilka osób już zakończyło przeszło dwugodzinną zabawę kilka chwil temu dlatego sama Leya była spokojna i piła sobie kremowe piwo zajadając ciastko.
-Jak długo będziemy przeciągać to głupie milczenie? Nawet nie wiesz jakie to męczące.
Obok Leyi nagle pojawił się Marcus z założonymi rękoma. Jego ton głosu był bardzo poważny. Leya spojrzała n niego spode łba. Doskonale wiedziała, że ciężko jej przejść przez jeden dzień i nie pomyśleć o Marcusie jednak nie wiedzieć dlaczego za wszelką cenę nie chciała w to uwierzyć. Upartość...
-Tak długo aż nie wyciągniemy z tego jakiegoś wniosku, a ja mimo po upłynięciu prawie dwóch miesięcy nadal nie jestem niczego pewna.
-Skończmy już to.-zaproponował Marcus nagle
-Ale co masz na myśli?-Leya poczuła lekki niepokój.
-Gramy w te bezowocną grę zbyt długo.-stwierdził wpatrując się w podłogę-Skończmy to. Tym razem nie wyszło dobre zakończenie.-dodał
Leyi zaświeciły się żałośnie oczy. Zrozumiała. Zrozumiała to czego nie chciała zrozumieć, czego się bała.
-Mieć cię za przyjaciela było bardzo pouczającym faktem.
Spojrzała na Mapę Huncwotów i ledwo co nie dostała zawału. Julice wraz z dyrektorem byli przed lochem. Wtedy nagle wszyscy ucichli, muzyka przestała grać. Wszyscy wpatrywali się w wściekłego dyrektora z założonymi rękoma oraz zadowoloną Julice podpierającą się o kamienną ścianę. Dyrektor wrzasną po czym Leya, Marcus, Lysander i Bracia w ciszy poszli za nim do gabinetu dyrektora ciemnymi korytarzami zamku. Leya nie czuła strachu tak jak pozostali. Była bardziej zrozpaczona faktem, że wrobiła to swoich największych przyjaciół i jest prawie pewne, że wyleci z swojej ukochanej szkoły na zbity pysk.
Dyrektor usiadł za biurkiem, a jego twarz była czerwona z wściekłości.
-No proszę mam przed sobą prawdziwy Ruch Oporu!-zadrwił po dwuminutowej ciszy-Wy chłopaki dostajecie tygodniowy szlaban u mnie.-pokazał na nich palcem.
-Ej to nie będzie żadnego kazania?-szepnął Lysander sam do siebie.
-Natomiast ty panno Leyo Fire... Już dawno powinienem to zrobić, ale nie było żadnych podstaw do wytyczenia najwyższej kary... Ostrzegałem Ministerstwo, że będą problemy z twoją osobą, tak właściwie to wy wszyscy Fire jesteście takimi niby wszystkowiedzącymi ludźmi prawda?-zakpił
-Wypraszam sobie!!!-krzyknęła Leya, a na miejscu jej smutku pojawił się gniew.
-Nieprzedłużająca... dzisiaj jest już piątek... W sobotę o ósmej rano widzę cię spakowaną przed drzwiami do Wielkiej Sali. Zobaczymy jak wielka i popularna Leya Fire zniesie Karę Indywidualnego Nauczania.-uśmiechnął się złośliwie.-Do końca roku szkolnego i ani dnia krócej.
Leya miała wrażenie, ze nagle cały jej świat, ciężko wypracowana układanka puzzli która zaczęła się rozpadać po kłótni z Julice rozpadła się doszczętnie, a fragmenty zniknęły nieodwracalnie. Marcus spojrzał na nią współczującym wzrokiem.
-Dodatkowo Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff tracą po dziesięć punktów od ucznia będącego na tej waszej absurdalnej zabawie. Za to Gryffindor traci całą uzbieraną pulę. A teraz nie chcę was już widzieć.-rzucił krotko z złośliwym uśmiechem.
-Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli tak nie jest, oznacza to, że to jeszcze nie jest koniec. Że to jeszcze nie jest ostatnie słowo.-szepnął Głos Leyi mającej łzy w oczach.
Ej! Ja się tak nie bawię! Jak zwykle kończysz w najfajniejszym momencie! Pisz szybko następny! czekająca
OdpowiedzUsuńKa$ka