3.12. "...pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu!"
-Skoro dyrektor chce w końcu zakończyć sprawę...-szeptała sama do siebie-Hmm... Każdy wie, że zakończenia powinny być huczne i efektywne... Hogsmade... Bracia... Marcus... no, ale... czyste konto i wielkie poczucie humoru oraz chęć pokazania na co cie stać... Slytherin... Aleksander!!! Ale potrzebuję ostatniej przysługi...
-Myśl, myśl! O ile pamiętam zawsze musiałaś powiedzieć ostatnie zdanie.-dodał Głos.
-Jakaś nowa wskazówka. Jesteś osobą którą znałam.-szepnęła
-Mam nadzieję, że wtedy jeszcze kluczową osobą. Ale nie uważasz, że wypadałoby iść spać?
-Dajże spokój. Za dwie godziny i tak muszą wstać i zacząć działać.
Stało się to czego Marcus najbardziej się obawiał: powrót smutku i ogólnego przygnębienia w Hogwarcie. Słychać było tylko odgłos kroków, a w klasach głos profesora oraz skrobanie piór. Klepsydry z punktami domów straciły kilka kamieni. Gryffoni żałosnym wzrokiem spoglądali na swoją pustą klepsydrę bez nadziei na lepsze jutro. Potęga dyrektora rosła. Nadzieja na obalenie go była równa zeru zwłaszcza teraz gdy główna przywódczyni, Leya zostanie brutalnie odcięta odcięta od świata. Szła do klasy OPCM w której Marcus maił mieć lekcje. Zobaczyła go z Braćmi. Wyraźnie coś spiskowali, bo ograniczali się tylko do szeptu.
-Marcus jest sprawa...-zaczęła
-Nie obchodzą mnie już te twoje sprawy Leya. Ciągle coś chcesz, ale nic nie dajesz innym.-przerwał jej.-Może i dobrze, że na jakiś czas znikniesz. Przynajmniej nie pojawi się nowa nadzieja na nowe, lepsze jutro.-powiedział chłodno i krótko.
Odeszła szybkim krokiem, a na twarzy znowu miała łzy.
Wszyscy uczniowie byli na obiedzie w cichej Wielkiej Sali. Nawet nauczyciele mieli jakiś dziwny, podły nastrój nie wiedzieć dokładnie dlaczego. Leya miała ściśnięty żołądek. Za cztery godziny miała pojawić się z torbami w Wielkiej Sali i zniknąć bez słuchu do końca tego roku szkolnego.
Rozległ się nagle hałas spadających przedmiotów. Najpierw w jednym miejscu, potem w trzech, pięciu, aż całą szkołę wypełnił dziwny rumot. Ucichł po kilku sekundach, ale o nie był koniec. Rozległo się kilkanaście wybuchów na szkolnych korytarzach. Wielką Salę wypełniły kolorowe i migoczące światła, trochę podobne do tych na koncertach. Jeszcze jeden huk. W powietrzu nagle zawisł kolorowy i świecący napis: Może i bez dowódcy, ale nadal pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu! Wszyscy wstali mając uśmiech na ustach, a było na co popatrzeć. Tylko dyrektor czerwony z wściekłości miotał zaklęciami tam gdzie się dało jednak kolorowe światełka nadal dzielnie utrzymywały się w powietrzu tak samo jak napis. Leya nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. W tym czasie przy wyjściu z Wielkiej Sali stał Marcus, Lysander i Bracia. Przybili piątkę z wielkimi uśmiechami.
-Tak więc misja się powiodła.-podsumował Lysander-Dyro nigdy się nie skapnie kto wyciął taki numer!
-Obawiam się, że tak samo będzie w przypadku Leyi.-westchnął Marcus
-Nadal cię boli?-zapytał Lysander z głęboką powagą i współczuciem.
-Czuję się jakbym stracił kogoś cholernie ważnego dla mnie już na zawsze.-westchnął po czym powlókł się do Gryffindoru.
Leya stawiła się piętnaście minut przed czasem przed Wielką Salą. Miała przy sobie dużą walizkę, oraz torbę z książkami i innymi gratami potrzebnymi na zajęciach. Po raz kolejny wpatrywała się w rysunek Hogwartu który wyszedł spod ołówka Marcusa. Hogwart jaśniał swoim dawnym urokiem w promieniach zachodzącego słońca wpadającego do jeziora. Wyglądał bardziej imponująco niż teraz. Wyglądał. Właśnie w tym problem.
-Hej.-szepnął ktoś cicho.
Leya odwróciła głowę po czym zrobiła obojętną minę.
-Ach to ty, Marcus. Jeżeli masz się ze mną kłócić to lepiej od razu idź.-była zbyt załamana Karą Indywidualnego Nauczania, że nawet nie potrafiła się już na niego wydrzeć.
-Nie mam takiego zamiaru naprawdę.-odpowiedział siadając obok niej na walizce.-Nadal je masz?-zapytał biorąc do ręki swój rysunek Hogwartu,a le tego w ciemności.
-Nie mam serca aby je wrzucić do ognia w kominku. Zwłaszcza ostatnio. Myślę, że nigdy się nie dowiem dlaczego tak jest.
-Tak w ogóle to chciałem cię przeprosić... I tak zrobisz to co będziesz chciała.
-To też moja wina nie oszukujmy się. Gdybym cię wtedy posłuchała nie musiałabym się pakować.
Marcus podniósł na nią wzrok jak dotąd wbity w podłogę i spojrzał prosto w oczy.
-Nigdy nie myśl co by było. Myśl o tym co będzie.-szepnął
Kolejny raz palące uczucie wygrały z rozumem. Co prawda pocałunek trwał tylko krótką chwilkę, ale znaczył więcej niż można odczytać na początku. Marcus musiał szybko zniknąć przed dyrektorem który był z czegoś bardzo zadowolony mimo, że w całej szkole nadal błyszczały kolorowe światełka.
-Z skąd ten uśmiech?-zapytał od razu.
-Bo to co się dzisiaj stało jest dopiero początkiem.
Dyrektor na szczęście się niczego nie domyślał.