czwartek, 20 lutego 2014

2.28. Nadciąga szarość.

2.28. Nadciąga szarość.


Następnego wieczora Wielka Sala kolejny raz została pokazana od tej wytworniejszej strony. Pojawiło się wiele świecących ozdób i nie sposób jest opisać jak piękna była tej nocy. Wiele osób świetnie się bawiło nadal oblewając zwycięstwo Hogwartu. Inni tak jak drużyna wraz z Julice stanęli w kole i opowiadali różne śmieszne historie. Tak naprawdę Leya niezbyt uważnie ich słuchała. Była myślami w dormitoriom zadowolona, ze w końcu Turniej się skończył i wszystko wróci do starego stanu rzeczy: do tego który był zanim przekroczyła po raz pierwszy mury Hogwartu. Z jednej strony tęskniła za spokojem i światem, gdzie jej nazwisko znaczy tyle co każde inne, a z drugiej nie chciała opuszczać swojego ukochanego Hogwartu. To samo czuli goście z innych szkół którzy następnego dnia po uroczystym obiedzie. Statek Durmstrangu zniknął w jeziorze, a powóz z Beaxbatons szybko zniknął z pola widzenia.
-No to co teraz?-zapytał Lysander w pokoju wspólnym Gryffonów.
-Czekamy na to co ma się stać.-odpowiedziała Julice
-Myślisz, że coś się może tutaj jeszcze stać?-zapytała Leya-Następne zawody są za cztery lata...
Wtedy ktoś zrobił głośniej radio.
-Ministerstwo Magii jest zaniepokojone tym co ostatnio dzieje się w Hogwarcie oraz dramatycznym obniżeniem się standardów szkoły. Dlatego osobiście będę nadzorował pracę nad naprawieniem tego co zostało załamane, a przede wszystkim zostanie zmieniony system kar dla uczniów. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne nieszczęśliwe wypadki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Trójka przyjaciół popatrzyła po sobie.
Leyi nabiegły łzy do oczu.
Wszystkie obecne oczy zwróciły się na Leyę.
-I nadal uważasz, ze tutaj nie ma się co stać?-zapytała Julice wyluzowana
-Dlaczego? Pytam się dlaczego jestem tą właśnie Leyą Fire-córką byłego Ministra Magii o którym wszyscy boją się mówić, co rok dowiaduję się, że oszukiwano mnie przez całe życie i tracę osoby które kocham? Przeklinam dzień w którym dostałam list o przyjęciu mnie do Hogwartu!-wykrzyczała i zniknęła za portretem Grubej Damy.

Dzień był bardzo ciepły i pełny słońca. Trwały ostatnie ożywione rozmowy i ostatnie spojrzenia na Hogwart. Niedługo potem pociąg zostawił za sobą Hogwart aby wrócić do tego co po mugolsku moglibyśmy nazwać: rzeczywistością. Ja nazwałabym ją szarą rzeczywistością, ale się wstrzymam. Może nie jest jednak taka żałosna...


Tak to już koniec drugiej części tego co kłębi się w mojej głowie... Zapewniam, że to nie koniec... Chętnie zdradziłabym wam to co ma się dziać w trzeciej części, ale... już to zrobiłam. Niedługo ciąg dalszy!

niedziela, 16 lutego 2014

2.27. Ta niesamowita.

2.27. Ta niesamowita


 Leya dobrze przewidziała co się ma stać: zaczęło się faulowanie. Lysander oberwał tłuczkiem w brzuch od pałkarza przeciwników. I od tego momentu Durmstrang zaczął zdobywać punkty oraz faulując coraz brutalniej. Hogwartowi nie pomagały najniebezpieczniejsze improwizacje jakie przyszły im na myśl. Leya uderzyła pięścią o dłoń. I Hogwart zaczął faulować. Wyszło na to, że Marcusowi krew leciała zn nosa, a Lysander miał obite dwa kolana, ale najgorszy był wynik: osiemdziesiąt do dwustu dwudziestu.
-Teraz tylko znicz może zagwarantować zwycięstwo dla Hogwartu.-komentował Minister.-Czyżby to złoty znicz?
Błysnęło coś jakieś dziesięć cali ponad murawą boiska. Leya zanurkowała. Zaczął się pościg dwóch szukających.
Wszyscy zamarli. Pozostali gracze przerwali grę obserwując jak szukający Durmstrangu równa się z Leyą. Nie spojrzeli na siebie. Znicz był trochę dalej niż na wyciągnięcie ręki. Rywal zaczął lekką ją wyprzedzać... i oberwał tłuczkiem tak, że spadł z miotły. Leya na swojej stanęła. Wyciągnęła rękę i przechyliła się lekko do przodu...
Na trybunach zaległa grobowa cisza. Setki oczu wpatrzone były w Leyę która wystrzeliła w górę obracając się wokół własnej osi. Euforia rozrywała ją od środka. Zatrzymała miotłę na wysokości najwyższej obręczy. Powoli podniosła prawą rękę po czym podniosła w trzech palcach zwycięstwo dla Hogwartu-złoty znicz.

To co działo się później było niesamowite. Jak tylko wylądowała cała drużyna Gryffonów ustawiła się na środko boiska w jednym rzędzie. Po chwili Siwobrody w towarzystwie dyrektorów Durmstrangu i Beaxbaton oraz szefowie Departamentów i sam Minister Magi stanęli im na przeciw. Minister niósł puchar który kiedyś był pucharem Turnieju Trójmagicznego. Wręczył go Leyi.
-To twoja chwila.-szepnął stojący obok Marcus.
Leya podniosła puchar, a trybuny wypełnił okrzyk radości. Chłopacy podnieśli ją do góry zostawiając miotły na ziemi. Za nimi ustawili się pierwsi Gryffoni, potem Krukoni i Puchoni, a na końcu Ślizgoni. To był niesamowity pochód do szkoły. Wszyscy śpiewali różne piosenki na całe gardła tak, że na pewno w promieniu kilku mil było je słychać. W ten oto sposób zakończył się finał większy niż wielki.

Oczywiste było, że w Gryffindorze teraz odbędzie się najbardziej zwariowana impreza w historii. Jak się okazało wszystko było już przygotowanie. Bracia wynieśli z kuchni górę ciastek i butelki soku dyniowego. Kilka osób czarami rozwiesiło wielki transparent: Hogwart, Hogwart najlepszy jest!
Leya była wykończona gdy odeszła od piątej grupki ciekawskich czekających na jej opowieść o złapaniu znicza i pomyśle zrobienia z tego meczu cyrku. Jej popularność wzrosła tak gwałtownie, że co chwilkę jakiś chłopak zapraszał ją do tańca. Odmawiała za każdym razem.
-Leya, Leya, Leya... Nasza nowa gwiazda.-zażartowała Julice gdy w końcu ona i Lysander mogli pogadać z Leyą bez ogólnego zamieszania.
-Ha, ha. Nie można pozwolić aby marzenia spłonęły gdy można zrobić krok do ich spełnienia, Julice.
-Robimy postępy!-uśmiechnął się Lysander.
-A żebyś wiedział. Szczerze nawet fajnie jest mieć pod dowództwem Drużynę-Nadzieję Hogwartu. Następny sezon Quidditha będzie jeszcze ciekawszy...
-Na pewno Leya, na pewno.-dodał Marcus który do nich chwilkę temu doszedł-Zwłaszcza teraz gdy nasza wiara w zwycięstwo jest o wiele większa.
-Wątpisz we mnie?-zapytała Leya
-Ufam ci jak nikomu innemu w życiu.-wyznał.
-Ocho znowu się zaczyna...-szepnęła Julice Leyi z uśmiechem.
-Że co? Nie to nie do ciebie Marcus... Nie mam na to ochoty Julice.-wyparła się Leya
-Zobaczymy...
-A propos zobaczenia... Bo w sumie jeszcze nie dostałaś od nas podziękowań za ogarnięcie tego kryzysu w drużynie...
-Co ty...
Marcus gwizdnął przeciągle. Teraz wszyscy odwrócili się w stronę Leyi  po czym krzyknęli razem na całe gardło: Dziękujemy!
-Marcus...-zaczęła Leya
-Nic nie mów tylko się zgódź.
Leya chwyciła rękę Marcusa i sama nie wiedziała dlaczego zgodziła się na taniec.
-Ona jest niesamowita.-szepnęła gdzieś z tyłu Julice Lysandrowi.
-Żeby tylko niesamowita...-odpowiedział lekko nieprzytomnie Lysander
-Ehhh...-powiedziała sama do siebie Julice po czym uśmiechnęła się na widok Leyi tańczącej z Marcusem.

czwartek, 13 lutego 2014

2.26. "Jeszcze jedna bramka..."

2.26. "Jeszcze jedna bramka..."


-A oto drużyna Durmstrangu!-komentował sam Minister Magii.
Siedem niebieskich smug okrążyło boisko i zajęło swoje pozycje. Kapitan wylądował na środku boiska.
-Wielkie brawa dla Drużyny-Nadziei Hogwartu!
Kilka pojedynczych osób klasnęło z trzy razy w dłonie i na tym skończyły się 'wielkie brawa' Gryffoni po prostu wlecieli na boisko, a Leya uścisnęła dłoń kapitanowi przeciwników.
Na boisku pojawił się sędzia. Leya poleciała trochę ponad graczy podnosząc prawą rękę z dwoma rozstawionymi palcami podobnie jak w geście zwycięstwa. Chłopacy spojrzeli na siebie i skupili swój wzrok na zawodnikach przeciwnej drużyny.
-Iiii... Kafel w grze! Durmstrang ma kafla.. podanie do Deli..
Ścigający Gryffonów lecieli w zwartym szyku na Deliego. W ostatniej chwili dwóch ścigających ominęło go rozchodząc się na dwie strony.
-Niesamowite! Gryffoni przy piłce...  Ale co? Rezygnują z rzutu?
Ścigający podawali sobie kafla przez całą długość boiska robiąc przy tym widowiskowe akrobacje. Durmstrang wychodził z siebie aby złapać kafla. Gdy się im to w końcu udało Lysander zwisał głową w dół, a kafla obronił nogą podając go szczęśliwie Marcusowi. Ścigający szybko utworzyli nową formację. Wyprzedzili Marcusa lecąc tyłem. Marcus podał im kafla, a ci wzbili się wysoko w górę obracając się według własnej osi. Wszyscy ścigający pognali za nimi. Wtedy Marcus dostał z powrotem kafla i trafił bramkę.
-Dziesięć punktów dla Hogwartu!-krzyknął Minister Magii.
Leya klasnęła w dłonie.
-Durmstrang w posiadaniu kafla... Co wyprawiają ci pałkarze?
Marcus miał kafla i pędził w stronę bramki. Pałkarze lecieli równo z nim w znacznej odległości. Gdy byli niedaleko obręczy nagle wyprzedzili Marcusa, a oszołomiony obrońca nie zauważył kiedy padł gol.
-Dwadzieścia do zera dla Hogwartu!
Tym razem podniósł się gwar wiwatów.
Leya podniosła zaciśniętą dłoń.
Ścigający Durmstrangu szybko podawali sobie kafla. Marcin zleciał na sam dół. Pozostali ścigający wystrzelili w górę zatrzymując się przy obręczach. Gdy ścigający z kaflem byli o dwadzieścia pięć cali od nich chłopacy stanęli na nieruchomych miotłach i jednocześnie się nimi zamienili w skoku miotłami. To zdezorientowało ścigających, a Marcin wyrastający nagle z ziemi wyrwał kafla z rąk Deli i zdobył kolejne dziesięć punktów. Podniósł się okrzyk zachwytu.
-To co wyprawiają zawodnicy Hogwartu jest niesamowite. Wilon ma kafla... nie trafia!
Lysander odbił kafla i padła kolejna bramka dla Gryffonów.
-Czterdzieści do zera! To co tutaj się dzieje już teraz przechodzi w karty wielkiej historii Turnieju! Durmstrang ma kafla...
Jeden z ścigających leciał tyłem na stojąco przed ścigającym przeciwnika. Nagle usiadł na miotle i zrobił gwałtowny skręt w prawo. Ścigający Durmstrangu nie zdążył zapanować nad miotłą i przeleciał przez obręcz z kaflem w ręku.
Publiczność zaśmiała się.
-Czegoś takiego jeszcze nie było! Dawid ma kafla...-pięćdziesiąt do zera dla Hogwartu.
Gryffoni zaczęli śpiewać: "Puchar jest już nasz!" Drużyna Durmstrangu zaczęła się nieźle wściekać i podęli kolejną próbę zdobycia bramki. Skończyło się na kontrataku i kolejnych dziesięciu punktach dla Hogwartu.
-Kapitan Durmstrangu prosi o czas!-ogłosił Minister.
-Dobra. Uwaga!-zaczęła mówić Leya do drużyny.-Teraz Durmstrang zacznie faulować więc musicie uważać. Ale przede wszystkim nie możemy używać naszych starych taktyk.
-Nowe nam się tak jakby wyczerpały.-rzucił Marcus.
-Improwizujemy. Macie robić z tego meczu cyrk dopóki nie dam znaku. I wyluzujcie.-uśmiechnęła się-Przechodzimy do historii jako ośmieszyciele Durmstrangu!
Padły jeszcze trzy bramki dla Hogwartu. Tłum był oczarowany i teraz wszyscy śpiewali: "Jeszcze jedna bramka, jeszcze złoty znicz, puchar jest nasz już dziś!" Niestety zaczęły się kłopoty...

środa, 12 lutego 2014

2.25. "...od nas zależy co się uda..."

2.25. "...od nas zależy co się uda..."


Ranek był chłodny, ale Drużyna-Nadzieja świetnie się bawiła. Pomysł Leyi na rozegranie ostatniego meczu Turnieju bardzo się im spodobał wywołując uśmiech na ich twarzach. Nawet Leya będąca nadal w podłym nastroju od czasu do czasu roześmiała się ciepło. Niestety szczęście nie trwa długo.

Po treningu Leya weszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Jak tylko pojawiła się w drzwiach śniadaniowy gwar uczniów nagle ucichł do nerwowych szeptów.
-Co tam?-zapytała siadając między Julą, a Lysandrem
-Wolisz nie wiedzieć.-szepnęła Julice dając jej "Proroka Codziennego"

Tajemnice rodziny Fire
oraz dwa tragiczne zgony
Nasza reporterka Nonlee dowiedziała się bardzo niepokojących wiadomości. Dwa dni temu nocą w Zakazanym Lesie zginęła dwójka uczniów: Marcin Moon i jego rzekomy brat kapitan Drużyny-Nadziei Hogwartu Gabriell (Moon) Fire. Wpadli oni w podstęp samej Leyi Fire która tej samej nocy wyszła potajemnie z zamku aby w Zakazanym Lesie spotkać się z swoim ojcem byłym Ministrem Magii który, to wielka strata dla nas wszystkich i niebezpieczeństwo. przeszedł na stronę ciemności. Prawdopodobnie miał spotkać się ze swoją córką w niecnych celach jednak napotkali przeszkodę: Marcina i Gabriella. Jak się później okazało Gabriell jest synem Czarnego Pana praz bratem Leyi Fire. Chłopcy byli w wielkim szoku. Chwilę potem zostali zabici złowrogim zaklęciem, a na dowód swojej obecności Czarny Pan wypalił część Zakazanego Lasu.
"Od zawsze ta dziewczyna wzbudzała we mnie lęk" "Jak dla mnie powinna zostać wyrzucona ze szkoły, a Ministerstwo Magii powinno zająć się tą sprawą." Jest pewne, że Leya Fire jest niebezpieczna dla otoczenia i zdolna zadać każdemu ból gdy stanie jej na drodze. Ambroży Siwobrody jednak próbuje tuszować sprawę.

Nagle gazeta zamieniła się w popiół.
Ucichł nawet szczęk sztućców.
Świece zaczęły gasnąć jedna po drugiej.
Łzy spływały po policzkach Leyi która już nie siedziała na swoim miejscu. Wybiegła z Wielkiej Sali i nikt nie próbował jej zatrzymać.

Trwała historia magii, a Leya płakała. Gabriell Fire... Przecież to brzmi tak dziwnie, nierealnie... A już w ogóle to, że jest niebezpieczna i spiskuje z ojcem. Ona nie ma ojca. Tylko ukochaną matkę i Gabriella gdzieś daleko w innym, lepszym świecie... "Dlaczego gdy wszystko się udaje udaje się w jednym czasie, a jak wali na głowę to z taką siłą, ze człowiek nie wie co ma zrobić i nie wie kim tak naprawdę jest? Od nas zależy ile rzeczy nam się uda, ale nie wiemy ile stracimy za jednym zamachem. Im więcej nam się uda, tym mniejsza szansa, że coś nie wypali. Za trzy dni jest mecz. Na pewno chcesz go po prostu przegrać?" Taką wiadomość Leya dostała od Julice na tej samej lekcji. "Wszystko zależy od szukających, a ja nią jestem." Odpisała na odwrocie szybko. Otarła łzy i rozwinęła Zwój Kontaktów.
-Nadchodzi mała zmiana planów...-Sky

Toczyło się wiele rozmów na temat meczu i wszyscy byli zgodni co do jednego faktu: Hogwart przegrał będąc o krok od historycznego triumfu. Bardziej wyczekiwano Balu Zwycięzców niż finału. Nikt nie miał ochoty oglądać porażki Gryffonów. Mimo tego na meczu finałowym pojawiła się cała szkoła. Przybył Minister Magi, szef Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów oraz szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Tylko oni mieli nadzieję na zwycięstwo Hogwartu.

-Chodźcie tu! Jazda panowie!-krzyczała Leya w szatni.-Miejcie gdzieś wynik. Panujcie nad gniewem i grajcie tak jak na treningach, a wyprowadzimy przynajmniej burzę oklasków.

-Witam wszystkich na finale Turnieju Trójmeczy! Za chwilę Durmstrang i Hogwart staną do pojedynku o Puchar!-rozległ się głos Ministra Magii.

niedziela, 9 lutego 2014

2.24. Wyzwanie


2.24. Wyzwanie


Leya nie miała najmniejszej ochoty pokazywać się w pokoju wspólnym Gryffindoru. Jak tylko do niego weszła wszyscy ucichli wlepiając w nią wzrok. Dopiero gdy trzasnęły wściekle drzwi dormitorium gwar rozmów powrócił.
To wszystko było takie nierealne... odległe... Leya była pewna, że gdy zejdzie do pokoju usłyszy głos Gabriella który otoczony drużyną tłumaczy taktykę przygotowując ich do finału. Była wręcz pewna, że jutro czeka ją wyczerpujący trening pod ambitnym i zawziętym okiem kapitana, że za chwilę znowu zobaczy jego śmiech, że znowu ją przytuli, otrze słone łzy rozpaczy... Nagle, życie bez niego stało się okropnie puste. Tak samo puste gdy odeszła mama którą kochała nad życie... A więc to prawda: kocha Gabriella. Nie jak brata, jak kogoś kto rozumie cię bez słów i zawsze będzie z tobą. Tylko dlaczego tak późno musiała to zrozumieć? Dlaczego nie dopuszczała swoich uczuć do głosu?
Drzwi otworzyły się. Stanęła w nich Julia.
-Drużyna chce się z tobą zobaczyć. I to teraz.
Nie było wyjścia.

-NIE MOGĘ!!!-krzyknęła Leya na cały cichy pokój wspólny.-NIE ZOSTANĘ KAPITANKĄ DRUŻYNY GRYFFONÓW!!!
-To co mamy zrobić co?-zapytał Marcus-Komu jak nie tobie zaufać?
Leyę zamurowało.
-Z-z-zaufać?-zająknęła się
-Tak. Zostań naszą kapitanką chociaż na te dwa tygodnie. Gabriell bez zastanowienia...
Leya pokazała mu ręką żeby był cicho.
-Czy ktoś wierzy, że możemy wygrać finał?-skierowała to pytanie do całego pokoju. Nikt się nie odezwał.
-No i co Marcus? Jak mam wam pomóc skoro jesteśmy wszyscy pewni, że przegramy i to w ostatnim meczu turnieju?
-Zrób to co zrobiłby Gabriell. Kazałby nam trenować z samego rana.
Leya nagle uśmiechnęła się, a w jej głowi zabłysło światło pomysłu.
-Jutro piąta rano. A i jeszcze wyślę list do dyrektora aby zabronił gapiom oglądania naszych treningów.

Sama Leya nie wiedziała dokładnie co chce zrobić. Myślała nad tym bardzo długo w pokoju wspólnym mając przy sobie pergaminy, pióro i atrament. jedenastej w noc zaczęła rozrysowywać na pergaminie swoje myśli taktyczne dodając do nich opis. Tak w tę noc powstało kilkanaście nowych, widowiskowych taktyk które z jednej strony były świetne, a z jednej zadawały pytanie czy ten kto je ułożył nie jest przypadkiem nienormalny.

piątek, 7 lutego 2014

2.23. Różdżki w górę.

2.23. Różdżki w górę.


Nocny pożar wzbudził w uczniach Hogwartu ogromną ciekawość. Rano zauważono brak Leyi, Marcina i Gabriella. Julię i Lysandra non stop wypytywano o zaginionych. Oni nic nie odpowiedzieli zatajając, że mają jako takie informacje. Jednak jeszcze dziwniejsze było, że Gryffindor ni z tond, ni  zowąd dostał sto punktów dzięki czemu wyszedł na prowadzenie w rankingu domów.
Około pierwszej po południu Leya obudziła się z w skrzydle szpitalnym. Siedział obok niej sam Ambroży Siwobrody z kamienną twarzą.
-Wiem więcej niż wszystko. I podziwiam cię za twoją wielką odwagę. Świetnie sobie poradziłaś.-pochwalił dyrektor
-Ale dyrektorze! Marcin... Gabriell...-łza spadła po jej lewym policzku.
-Nie obwiniaj się o coś czego nie zrobiłaś. Jedyną osobą odpowiedzialną za tą tragedię jest sam były Minister Magii.-wyjaśnił Siwobrody nie używając określenia ojciec
-A propo... Co się z nim tak właściwie stało? Co się stało ze mną?-zapytała cicho
-Tak to bardzo ciekawe pytanie posiadające wiele odpowiedzi. Tak długo posiadasz Amulet Ognia nie wiedząc o jego mocy, że stał się częścią ciebie to znaczy będzie ciebie słuchał bezwarunkowo nawet gdy będziesz zła, a nie będziesz miała zamiaru na przykład czegoś podpalić. Dlatego musisz teraz podwójnie uważać na emocje albo w pełni kontrolować moc Amuletu co graniczy z cudem. Co do byłego Ministra Magii nie ma tutaj pewnej odpowiedzi. Teraz słuch po nim naprawdę zaginął. Na pewno jest bardzo słaby fizycznie aby znowu zaatakować, ale mam dziwne wrażenie, że wraz z ciałem uleciało z niego trochę mocy.-odpowiedział spokojnym tonem dyrektor.
-Czyli nie zginął?-dopytała się Leya
-To nie jest wykluczone jednak mało prawdopodobne.
-Trzeba będzie ujawnić to co się stało.-powiedziała Leya niby do siebie, ale do dyrektora
-Jesteś pewna? Wiesz co się stanie gdy prawda wyjdzie na jaw? Ludzie będą patrzeć na ciebie...
-...jak na nienormalną unikając mnie. Wiem. Ale to siła większa ode mnie. Wszyscy muszą wiedzieć co się tutaj stało i jak zginął Marcin i Gabriell... Nawet gdybym miała stać się popychadłem.
-Dobrze. Powiem to przy obiedzie. I lepiej by było gdybyś już wtedy do nas wróciła. Czeka na ciebie Drużyna-Nadzieja...
-Drużyna... Za dwa tygodnie finał, a ja, my nie wiemy co zrobić. Nie mamy kapitana i w dodatku wiary w to, że możemy wygrać. To koniec chwały Hogwartu w Turnieju...
-Po porażce z Dumstrangiem rozmawiałem z Gabriellem. Zapytałem go co by zrobił gdyby wcześniej wiedział, że przegrają mecz. On mi powiedział: "Zrobił bym z meczu cyrk tak aby było co wspominać i przestalibyśmy atakować przerzucając całą siłę na obronę; po prost zrobiłbym wszystko aby zakończyć mecz z honorem i zakończyć go z podniesioną głową."
-Jeżeli po tym wszystkim będą chcieli ze mną współpracować...-mruknęła do siebie tak, że Siwobrody tego nie usłyszał i wyszedł.


Obiad się kończył. Co prawda Leya siedziała przy stole z Gryffonami, ale nikt nie męczył ją żadnymi pytaniami jak Julia czy Lysander. Może to przez zapuchnięte od płaczu oczy Leyi?
Talerze sprzątnęły się. Uczniowi już podnosili się od stołów, ale zatrzymał ich dyrektor.
-Jeszcze moment moi drodzy. Goście mogą już opuścić Wielką Salę to dotyczy tylko Hogwartu.
Poczekano aż wyjdą po czym dyrektor zaczął ciągnąć dalej.
-Jak na pewno zauważyliście między nami nie ma dwóch uczniów z Gryffindoru. Mówię wam to z płaczącym sercem, ale Marcin oraz kapitan naszej Drużyny-Nadziei opuścili nas na zawsze. Zostali zabici zeszłej nocy.
Podniósł się gwałtowny szum szeptów i pytań.Opiekunka Gryffonów zatkała usta dłonią z przerażenia. Leya ukryła twarz w dłoniach.
-Macie prawo wiedzieć kto to uczynił. Musicie to wiedzieć. Każdy z nas pamięta byłego Ministra Magii pana Fire. Powrócił. Niestety przynosząc w sobie czarną magię i zło. Tak to prawda. Zabił Marcina i Gabriella w Zakazanym Lesie jednym przekleństwem.
Teraz wszyscy spojrzeli na Leyę. Jedni z odrazą, inni z zaskoczeniem, ciekawością, współczuciem, ale przede wszystkim z przerażeniem.
Spojrzała na dyrektora. On wyciągnął różdżkę i powoli wniósł ją ponad siebie. Leya również wstała z oczami pełnymi łez również z różdżką uniesioną w górę. Z czasem coraz większa ilość uczniów wstawała z swoich miejsc oddając hołd tym których zabito bez najmniejszego powodu...