2.23. Różdżki w górę.
Nocny pożar wzbudził w uczniach Hogwartu ogromną ciekawość. Rano zauważono brak Leyi, Marcina i Gabriella. Julię i Lysandra non stop wypytywano o zaginionych. Oni nic nie odpowiedzieli zatajając, że mają jako takie informacje. Jednak jeszcze dziwniejsze było, że Gryffindor ni z tond, ni zowąd dostał sto punktów dzięki czemu wyszedł na prowadzenie w rankingu domów.
Około pierwszej po południu Leya obudziła się z w skrzydle szpitalnym. Siedział obok niej sam Ambroży Siwobrody z kamienną twarzą.
-Wiem więcej niż wszystko. I podziwiam cię za twoją wielką odwagę. Świetnie sobie poradziłaś.-pochwalił dyrektor
-Ale dyrektorze! Marcin... Gabriell...-łza spadła po jej lewym policzku.
-Nie obwiniaj się o coś czego nie zrobiłaś. Jedyną osobą odpowiedzialną za tą tragedię jest sam były Minister Magii.-wyjaśnił Siwobrody nie używając określenia ojciec
-A propo... Co się z nim tak właściwie stało? Co się stało ze mną?-zapytała cicho
-Tak to bardzo ciekawe pytanie posiadające wiele odpowiedzi. Tak długo posiadasz Amulet Ognia nie wiedząc o jego mocy, że stał się częścią ciebie to znaczy będzie ciebie słuchał bezwarunkowo nawet gdy będziesz zła, a nie będziesz miała zamiaru na przykład czegoś podpalić. Dlatego musisz teraz podwójnie uważać na emocje albo w pełni kontrolować moc Amuletu co graniczy z cudem. Co do byłego Ministra Magii nie ma tutaj pewnej odpowiedzi. Teraz słuch po nim naprawdę zaginął. Na pewno jest bardzo słaby fizycznie aby znowu zaatakować, ale mam dziwne wrażenie, że wraz z ciałem uleciało z niego trochę mocy.-odpowiedział spokojnym tonem dyrektor.
-Czyli nie zginął?-dopytała się Leya
-To nie jest wykluczone jednak mało prawdopodobne.
-Trzeba będzie ujawnić to co się stało.-powiedziała Leya niby do siebie, ale do dyrektora
-Jesteś pewna? Wiesz co się stanie gdy prawda wyjdzie na jaw? Ludzie będą patrzeć na ciebie...
-...jak na nienormalną unikając mnie. Wiem. Ale to siła większa ode mnie. Wszyscy muszą wiedzieć co się tutaj stało i jak zginął Marcin i Gabriell... Nawet gdybym miała stać się popychadłem.
-Dobrze. Powiem to przy obiedzie. I lepiej by było gdybyś już wtedy do nas wróciła. Czeka na ciebie Drużyna-Nadzieja...
-Drużyna... Za dwa tygodnie finał, a ja, my nie wiemy co zrobić. Nie mamy kapitana i w dodatku wiary w to, że możemy wygrać. To koniec chwały Hogwartu w Turnieju...
-Po porażce z Dumstrangiem rozmawiałem z Gabriellem. Zapytałem go co by zrobił gdyby wcześniej wiedział, że przegrają mecz. On mi powiedział: "Zrobił bym z meczu cyrk tak aby było co wspominać i przestalibyśmy atakować przerzucając całą siłę na obronę; po prost zrobiłbym wszystko aby zakończyć mecz z honorem i zakończyć go z podniesioną głową."
-Jeżeli po tym wszystkim będą chcieli ze mną współpracować...-mruknęła do siebie tak, że Siwobrody tego nie usłyszał i wyszedł.
Obiad się kończył. Co prawda Leya siedziała przy stole z Gryffonami, ale nikt nie męczył ją żadnymi pytaniami jak Julia czy Lysander. Może to przez zapuchnięte od płaczu oczy Leyi?
Talerze sprzątnęły się. Uczniowi już podnosili się od stołów, ale zatrzymał ich dyrektor.
-Jeszcze moment moi drodzy. Goście mogą już opuścić Wielką Salę to dotyczy tylko Hogwartu.
Poczekano aż wyjdą po czym dyrektor zaczął ciągnąć dalej.
-Jak na pewno zauważyliście między nami nie ma dwóch uczniów z Gryffindoru. Mówię wam to z płaczącym sercem, ale Marcin oraz kapitan naszej Drużyny-Nadziei opuścili nas na zawsze. Zostali zabici zeszłej nocy.
Podniósł się gwałtowny szum szeptów i pytań.Opiekunka Gryffonów zatkała usta dłonią z przerażenia. Leya ukryła twarz w dłoniach.
-Macie prawo wiedzieć kto to uczynił. Musicie to wiedzieć. Każdy z nas pamięta byłego Ministra Magii pana Fire. Powrócił. Niestety przynosząc w sobie czarną magię i zło. Tak to prawda. Zabił Marcina i Gabriella w Zakazanym Lesie jednym przekleństwem.
Teraz wszyscy spojrzeli na Leyę. Jedni z odrazą, inni z zaskoczeniem, ciekawością, współczuciem, ale przede wszystkim z przerażeniem.
Spojrzała na dyrektora. On wyciągnął różdżkę i powoli wniósł ją ponad siebie. Leya również wstała z oczami pełnymi łez również z różdżką uniesioną w górę. Z czasem coraz większa ilość uczniów wstawała z swoich miejsc oddając hołd tym których zabito bez najmniejszego powodu...
Kolejny super rozdział! Już nie mogę się doczekać meczu i kolejnych wydarzeń. Pisz szybko
OdpowiedzUsuńKa$ka