wtorek, 26 listopada 2013

2.14. Krzyk Julice

2.14. Krzyk Julice


          Wszyscy opuścili już stadion. Leya szła powoli z Gabriellem do zamku. Do rozpoczęcia zajęć jest jeszcze półtora godziny. Szli w milczeniu przez biały puch. Mróz przestał być dokuczliwy. Leyę zastanawiało co się stało z Gabriellem. Bo coś musiało.
-Wiesz... Przepraszam.-przerwał krępującą ciszę-Oszalałem i teraz żałuję. Victoria... To cholerny błąd którego nie powinno być!
-Błędy są po to aby było lepiej i tylko po to.-Leya nie spoglądała na niego. Bała się nawet krótkiego spotkania ich wzroku.
-Może... Jesteś mądrzejsza ode mnie.-przyznał spuszczając głowę
-Nie prawda. Nie potrafię wyczarować patronusa, a ty owszem.-Leya nie wiedziała skąd te myśli przeszły przez jej głowę.
-Uwierz mi to nie jest trudne. Kiedyś cię tego może nauczę.
-Może...-szepnęła sama do siebie Leya
-To zaklęcie nie jest już przez nikogo używane. Nawet przez aurorów. Ministerstwo w pełni panuje nad dementorami. Maję ich pod silnymi zaklęciami.
-To ciekawe jak rok temu napadli mnie dementorzy.
-Może nie istnieje człowiek który odpowie na to pytanie.
-Ciągle to tylko może i może...-marudzi Leya
Nie są już daleko od zamku.
Gabriell staną i odwrócił się przodem do Leyi. Jak dla niej stoją zbyt blisko siebie, ale nie może nic z tym zrobić... a może nie chce?
-Wszystko jet możliwe gdy nadal jest przed nami.
Stało się. Ich wzrok spotkał się kolejny raz. Z każdą sekundą byli coraz to bliżej...
-Leeeeyaaaaa!!!-to Julia się drze i nagle wyrasta obok nich.-Oh...-wydusiła tylko na ich widok.
-Co?-pyta zakłopotana Leya-Czego się drzesz?-pyta z uśmiechem.
-Nonlee cie szuka. Ma zezwolenie od dyra na wywiad z tobą.-oznajmiła zadyszana.
-Kiedy?
-TERAZ!-krzyknęła w odpowiedzi Julice.
-Tia... Będzie zabawnie. To pa.-rzuciła i pobiegła w stronę zamku.


Nonlee czekała na nią w sal wejściowej. W ręku trzymała swój notatnik, kałamarz do połowy napełniony niebieskim atramentem i zielone, zwykłe pióro.
-Dobrze, że jesteś. Chyba nie chcesz ominąć całej lekcji historii magii prawda?-zapytała spokojnie-chodź
"Nie... Lepiej, że ominie mnie historia magii."
Weszły do dużej, opuszczonej klasy. Nonlee usiadła za biurkiem profesorskim i przygotowała wszystko do pisania.
-Wingardium Leviosa.-szepnęła Leya unosząc jedno z krzeseł. Postawiła je na przeciw Nonlee i usiadła dziwnie spokojna.
-Nie będzie dużo pytań Leya. Tylko na pewno zaskakujące odpowiedzi...


Nie było czasu aby opowiadać o pytaniach Nonlee, nie było czasu zastanawiać się co wstąpiło w Gabriella aby znowu wystawiać Leyę na pozycję szukającej, nie było czasu, aby zastanowić się dlaczego gdy Leya chwyciła "Najbardziej pomocne eliksiry." z biblioteki jednocześnie amulet zrobił się gorący, a wstęga na prawej ręce zabolała. Dziś Gryffindor gra z Krukonami.


Kolejny raz wspaniałe emocje, kolejny raz wiatr w rozpuszczonych włosach, kolejny raz trybuny pełne krzyku i kolejny raz zadanie: złapać znicz za wszelką cenę. Jak się okazało było to nie łatwe.
Wszystko przez śnieg. Wielkie płatki sypały się tak gęsto, że w odległości dwóch metrów nie było nic widać.  Jak się okazało stało się to wybawieniem.
Znicz wisiał w powietrzu za plecami ścigającego Krukonów. Gdyby nie śnieg, Gryffoni by już dawno przegrali, a tym czasem właśnie odwrotnie. Wygrali do zera po jakichś dziesięciu minutach. Tak więc dobre imię Leyi wróciło nie tylko w Gryffindorze. Pro po Gryffonów ci zaczęli przestrzegać swoją zasadę turniejową. Zaczęła się impreza.

niedziela, 24 listopada 2013

2.13. Coś się nie zgadza...


2.13. Coś się nie zgadza...


            W każdy bądź razie to nie był koniec widowiska w Wielkiej Sali. Zaraz po zakończeniu lekcji Victoria nie oszczędziła Gabriellowi afery.
-Co ty ogóle wyprawiasz? Chcesz się jeszcze bardziej skompromitować niż już jesteś? I kompromitujesz mnie!-darłaś się w tym samym miejscu co tańczyła kilka minut temu.-Tutaj chodzi o moją sławę i twoją!
-Twoją? Od kiedy to? I po drugie sława nie jest dla mnie. Nie widzisz tego nadal?
-Jak sława może cie nie interesować? Zachowujesz się jak ta mała Fire...-Victoria była pełna gniewu
-Czyli jaki?-w głosie Gabriella słychać było wściekłość
-Taki do niczego. Nie znam gorszego określenia tak, żeby nie klnąc.
-Skoro jestem taki do niczego to dlaczego się ze mną zadajesz? Dlaczego chcesz się non stop całować?-Gabriell pyta z ogromnym gniewem. W ręku trzyma różdżkę.-Bo jestem kapitanem Drużyny-Nadziei? Bo jestem sławny? Odpowiedz!-krzyknął
-Od kiedy to kocha się za coś?-wykręciła się sprytnie Victoria, w jej oczach zabłysnął strach.
-Koniec!-wrzasnął i poszedł w stronę Gryffindoru. Marcus spojrzał na Leyę z szokiem w oczach.
-No i co ja zrobiłem?-zapytał ni to siebie, ni to przyjaciółkę.
-W każdym bądź razie może coś zrozumiał.-Leya również odwróciła się i już bez żadnego słowa powoli wraca do Gryffonów w pokoju wspólnym. Dziwnie jej ulżyło.


            Następnego dnia tak jak się spodziewał Marcus Nonlee brutalnie opisała wyczyny Gabriella i Victorii i dodatkowo napisała całą ich kłótnie, którą słyszało wielu uczniów. Wszędzie było słychać śmiechy. Nawet drużyna stała przy stoliku i śmiała się na cały pokój wspólny. W całej szkole tylko dwóm osobom nie było do śmiechu: Gabriellowi i Leyi.
Gabriell starał się wymazać jak najszybciej wszystkie wspomnienia związane z Victorią dlatego poszedł do sowiarni i wpatruje się daleko za zaśnieżony horyzont.
Leya udaje, że uczy się uroków jednak rozmyśla nie wiedząc co o tym myśleć. Garbriellowi należy się taki los za to co zrobił? Gdzieś tam głosik piszczy: "Nie!"


            -Leya...-Marcus siada obok niej w kącie pokoju wspólnego
-Hm?-pyta nie odrywając wzroku z książki.
-To nie ja... Trzymaj.-podał jej złożony na cztery pergamin.-Znalazłem to idąc przez chwilę za Victorią-szepnął.
-Po co za Victorią hm?-zaciekawiła się Leya
-Z ciekawości i tyle...-odszedł.
Na pergaminie było tylko jedno zdanie: "Ciepło i ogień da ci odpowiedź" Co to znaczy? I po co to Victorii?


             Drugi grudnia przyszedł jak dla Leyi za wcześnie. Wszystko toczyło się własnym spokojnym, zimowym rytmem. Tereny i zamek Hogwart okryty był grubym puszystym płaszczem ślicznego śniegu. . Ale przede wszystkim wszyscy czekali na dzisiejszy mecz: Gryffoni przeciw Krukonom. Wszystko wskazywało na wygrane Drużyny-Nadziei. To tylko podsycało emocje. Emocje w uśpionych uczniach.
Leya była obojętna co do meczu. Tęsknota za lataniem na miotle wzmogła się jeszcze bardziej tak jak obawa o zwycięstwo Gryffonów. Oni właśnie zaczynali swój poranny trening nie zwracając uwagi na mróz. Leya mimo zaspanych oczu wyszła z zamku i rysowała niedaleko stadionu. Nagle na miotle przylatuje Marcus.
-Leya! Czemu nie ma cie na stadionie?-pyta szybko
-A niby czemu miałabym tam być? Przecież z wami nie gram...-odpowiedziała spokojnie
-No właśnie... Albo pojawisz się na stadionie, albo będziesz mieć problem z kapitanem.
"Już mam problem."
Wstała, chwyciła torbę i pobiegła na stadion.
Chłopacy już trenowali. Leya z masą pytań w głowie ubrała się w strój do Quidditha i wyjęła z schowka swoją wspaniałą miotłę. Wyszła na stadion. Gabriell na nią czekał. Pozostali byli w powietrzu.
-Marcus skup się! Oliwer przyłóż się! Macie wszyscy traktować Krukonów jak przeciwników lepszych od siebie!-wrzeszczał
Leya podeszła do niego. Nie rozumiała już kompletnie nic.
-Wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi bo już nie wiem?-zapytała Leya
-Też się nad tym zastanawiam. Czuje się jakbym przebudził się z działania jakiegoś zaklęcia... Nie mamy czasu na wyjaśnienia. Szukającym Krukonów...
Gabriell zaczął ostrzegać ją przed trikami szukającego z Ravenclaw. Mówi płynnie jakby przygotował sobie wcześniej przemowę. Mówi jakby nie było między nimi żadnej kłótni...
Leya odpycha się od ziemi. Znowu jest w powietrzu. Szuka znicza. Teraz i ją pochłonęły obawy przed meczem.

2.12. Koło w Wielkiej Sali


2.12 Koło w Wielkiej Sali.


           Każdy wiedział, że ten dzień nie będzie normalny tylko pełen niespodzianek. Nie inaczej...
Na tablicy pojawiło się nowe ogłoszenie: Pierwsza lekcja tańca odbędzie się o godzinie dziesiątej w Wielkiej Sali jednocześnie dla wszystkich domów o godzinie dziesiątej rano. Tak więc znowu zrobiło się w szkole gorąco na samą myśl o tym wydarzeniu.
Leya stojąc pod tablicą jakoś nie miała dobrej miny. Szybko zebrała w jedno miejsce Julię i Lysandra. Wieści które miała nie były zbyt zadowalające.
-Co jest?-krzyknęła Julia
-Cicho! Chodzi o Victorię-szeptała Leya z tajemnicą w głosie.
-Niby co nowego?-zapytał Lysander.
-Wczoraj prawie całą noc wpatrywałam się w Mapę Huncwotów, bo nie mogłam zasnąć (tak geniuszu nie ma to jak rozpaczać nad losami Drużyny-Nadziei w Turnieju skoro możesz zmienić jego przebieg) i w końcu w Wielkiej Sali pojawiło się imię i nazwisko: Orina Hale.
-Nie ma takiego profesora.-oznajmiła Julia
-Nie musi być to profesorka.-zauważył Lysander-Czemu nie kucharka?
-Po pierwsze jesteśmy w Hogwarcie, po drugie nie wiesz o skrzatach domowych?
-Jeny! A kto wie o ich  istnieniu?
-Przestańcie rozmawiać o czymś sprawach nie istotnych w tej chwili!-Leya podniosła głos
-Nie wiemy nic o tej kobiecie. Masz jakieś domysły?-zapytał Lysander poważniejąc
-No w tym sęk, że nie...-przyznała Leya
-No właśnie. Więc zajmijmy się sprawami realnymi.-narzuciła Julia
-Na przykład?-zapytał Lysander
-Dlaczego zgodziłaś się iść na bal z Marcusem?-zaciekawiła się Julice
-Też się nad tym zastanawiam. I jakoś nie jestem ciekawa odpowiedzi.-Leya spojrzała na zegar. Za dziesięć minut zacznie się pierwsza lekcja tańca.


Ślizgoni, Puchoni, Krukoni i Gryffoni stali w Wielkiej Sali w chaosie. Z pomieszczenia zniknęły stoły przez co Sala wyglądała na większą niż zazwyczaj jest. W miejscu gdzie stoi zazwyczaj stół nauczycieli stali teraz opiekunowie domów. W kącie stała Nonlee z notatnikiem w ręku.
Leya szybko znalazła Marcusa. Nie odzywali się do siebie czekając na przebieg wydarzeń.
-Witam was młodzi czarodzieje!-był to donośny i jednocześnie delikatny głos opiekunki domu Ravenclaw-Nicole Geerlin-Tak więc skoro ochota do tańca jest w waszych sercach nie przedłużajmy! Zacznijmy zabawę!
Nieoczekiwanie pojawił się profesor transmutacji z niezbyt radosną miną. Gdy wraz z Geerlin demonstrował uczniom taniec Leya zrozumiała z kąt ta ponura mina na twarzy zawsze uśmiechniętego profesora. Został w ten pokaz tańca wkręcony. Zdecydowanie.
Jednak szybko wzrok Leyi staną na Nonlee i jej samo piszące pióro które jak wściekłe zaczęło zawzięcie zapisywać to co działo się w Wielkiej Sali. A po chwili działo się dużo, dużo więcej.
Uczniowie na polecenie profesorki ustawili się parami. (teraz pióro Nonlee naprawdę zwariowało) Na podłodze Sali pojawiły się świetliste kroki w matę do nauki tańca. Marcus uśmiechną się lekceważąco. Natomiast Leya zaniepokoiła się.
-Hej Leya co jest?-pyta szeptem
-Jak zrobię błąd wylądujemy jutro na okładce...-szeptała
-Mi się wydaje, że kto inny trafi na okładkę.-zaśmiał się i szepnął pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa.-Zaufasz mi?-podał jej rękę
-Uwaga! Zaczynamy!-ogłosiła Geeerlin. Rozległa się delikatna muzyka. Uczniowie już wirowali stawiając stopy na różnokolorowych odciskach butów. Na początku wszystko wyglądało całkiem nieźle. Jednak po chwili wszyscy zastygli w bezruchu i utworzyli koło wokół jednej pary: Gabriella i Victorii.
Szybko rozległy się śmiechy. Leya nie kryła rozbawienia tak samo jak Marcus.
-Czy oni zwariowali?-zapytała Leya szeptem
-Nie, ale ja na pewno.
Marcus trzymał w prawej ręce różdżkę.
Natomiast Gabriell i Victoria na twarzach mieli przerażenie. Nie panowali nad swoimi krokami. Tańczyli jakiś dziwny taniec nie przypominający kompletnie niczego. Śmiech już słychać było w całej szkole. Młodsze klasy schodziły do Wielkiej Sali aby zobaczyć co się dzieje. Nonlee strzelała zdjęcia, pióro nie ustawało ani na moment.
-Ty łobuzie!-szepnęła Leya hamując na chwilę śmiech
-To dopiero początek. Jutro będzie jeszcze zabawniej.

niedziela, 17 listopada 2013

2.11. Wylatujesz?

     2.11. Wylatujesz?


            Być może uczniowie znowu kłócili się o Proroka, Leya chodziła jak struta, Victora pękała z zadowolenia jednak wszystko runęło doszczętnie jeszcze tego samego dnia.


            Leya na początek dostała szlaban w poniedziałek z transmutacji za brak zadania domowego. Na historii Binns odebrał Gryffonom 10 punktów, bo Leya nie wiedziała co przed chwilą powiedział. Gdyby tego jeszcze brakowało to eliksiry przez Elowisa stały się piekłem na ziemi. W czasie gdy oni ważyli eliksir on brutalnie chodził po klasie i odczytywał na głos artykuł Nonlee który to już nie robił na nikim wrażenia zwłaszcza krotko przed obiadem. Jednak to jeszcze nie był ostatni gwóźdź do trumny Leyi.


          Na trening Gryffonów kolejny raz przyszła chyba cała szkoła wraz z gośćmi będącymi już częścią szkoły. Drużyna już była gotowa go gry. Po chwili przyszedł Gabriell, a na widok Leyi zrobił się czerwony ze złości. Leya już chciała odbić się od ziemi i wznieść w górę.
-Nikt ci nie powiedział, że wylatujesz?-odezwał się głos Gabriella jakby w pustkę, ale do Leyi
-Sorki co?-zapytała cicho
-To co słyszałaś. Drużyna cie nie potrzebuje.-odpowiedział stanowczo i donośnie, a trybuny przycichły wiedząc, że coś się dzieje.
-Ale przecież... Sam mnie do tego namówiłeś! I co? Nagle się nie nadaję?-Leya nie miała już na to wszystko siły więc nie szczędziła łez.
-Oszalałeś Gabriell???-odezwał się Marcus-Od czasów Pottera nie było w Gryffindorze lepszego szukającego!
-Obrońca się znalazł... Jeśli coś ci się nie podoba to nie musisz się martwic jest wielu ochotników na twoje miejsce.
-To tobie wiecznie coś się nie podoba...
Nie było sensu dalej rozmawiać. Leya chwyciła miotłę i wróciła do szatni, a potem do pokoju Gryffonów. Wielu pytało się co tutaj robi skoro odbywa się trening. Odpowiedź była prosta.
-Świnia.-podsumował krótko Lysander.
-Gorzej...-dodała Julia
-Chociaż zagrałam jedne mecz. Fajnie było.-Leya szybko otarła łzę
-Hej! Nie płacz przez Gabriella!-krzyknęła żywo Julice
-Ha!-nagle humor Leyi się momentalnie poprawił-Wiecie co jest jutro?
-No sobota...-odpowiedział zaskoczony Gabriell
-I pierwsza lekcja tańca! Ominie mnie ten cały Bal! Nic innego nie potrzebuję do szczęścia.
-Ty to z wszystkiego robisz szczęśliwe zdarzenie...-zaśmiała się Julia
-Mam tak od przyjazdu do Hogwartu, a gdyby tak było już wcześniej to miałabym się codziennie z czego śmiać, a zwłaszcza z moich upokorzeń.-Leya weszła do dormitorium po książkę z zaklęciami wykraczającymi poza materiał, usiadła w kącie pokoju i zadowolona czytała nowe zaklęcia.


              Minęły trzy godziny. Drużyna-Nadzieja Hogwartu wróciła z treningu. Julia była zajęta czym innym, Marcin z Lysandrem i Braćmi Wybuchowymi (Solin i Narem) łamali głowy nad antidotum na Cukierki Dobrego Humoru. Gabriell się jeszcze nie pojawił. Leya już rysowała stępionym grafitem ołówka. Tak więc każdy miał swoje zajęcie. Chłopacy z drużyny usiedli razem i zaczęli się uczyć każdy czegoś innego. No z wyjątkiem Marcusa. Mina jego była straszniejsza niż nastrój Leyi rano. Przysiadł się obok niej na kanapie przy kominku.
-Hm?-zapytała nie przerywając cieniowania włosów z uśmiechem.
-Myślałem, ze z tobą gorzej.-przyznał
-Szkoda dnia. Zresztą mam się przejmować tym, że w końcu Nonlee przestanie na mnie tak najeżdżać przed każdym meczem? Luz przede wszystkim. No i ominie mnie Bal...
Marcus spuścił głowę jeszcze bardziej niż wcześniej ją miał.
-Ja właśnie tutaj w tej sprawie.
-Hm?-zapytała znowu.
-Pójdziesz na niego ze mną?-zapytał tak po prostu już spoglądając na nią .
-Czemu nie. Chętnie.-odpowiedziała bez namysłu stanowczo.
A co tam Leya... Będzie ciekawie, a ty uwielbiasz jak się coś dzieje. Nie twoja wina, że kłopoty znajdują ciebie, a nie odwrotnie...-pomyślała szybko i wróciła do rysowania.

sobota, 9 listopada 2013

2.10. Być zwykłą uczennicą.

2.10. Być zwykłą uczennicą.

           Następnego ranka płomykówki które wleciały jeszcze nigdy nie były aż tak wyczekiwane jak dziś. Tak... To tylko przez to, ze Nonlee zapowiedziała ciekawy artykulik na temat pierwszego meczu Turnieju. Leya przechodząc obok niej idąc korytarzem nie mogła na tą babę patrzeć. Zadomowiła się w Hogwarcie tak jakby to był jej dom...


               Mimo tego Leya w najmniejszym stopniu nie traciła humoru. Ale już dwudziestego listopada chodziła po szkole zdenerwowana. Ciągle wracała do jej myśli jedna data, jedna godzina: ta o której ma się zacząć spotkanie Gryffonów w sprawie balu. Opiekunka Gryffindoru już ogłosiła, że będzie uczyć tańca i są wymagane są przynajmniej pary tylko między Gryffonami.
-Nie czaję. Czym ty się przejmujesz? Po prostu tam idź!-poradziła Julice gdy czekały pod klasą eliksirów na lekcję.
-Na serio wolałabym być mniej więcej na twoim miejscu.-tłumaczyła się Leya
-Czyli na jakim?-Julice spojrzała na nią lekko obrażonym tonem.
-Nie sławna. Zwykła uczennica, a nie wielka Fire. A słyszałaś o Fire to... a tamto.... To głupie. No i jeszcze we wszystko wplątał się Quiddith...
-Chciałaś powiedzieć Gabriell zamiast Quiddith tak?
-Jeszcze sława mnie tak nie przeżarła, żeby mylić wyrazy.-roześmiała się
-Dobrze wiesz o co mi chodzi!-upierała się Julice
-Nie wmawiaj mi nie prawdy bo uwierzę! Wtedy będzie już prawdziwa bomba rewelacji.-znowu zażartowała, ale po chwili umilkła tak nagle jak Julice zadała pytanie.
Przed wejściem do klasy Elowis dawał jakąś kryształową fiolkę Victori. Na jej twarzy znajdował się krzywy uśmiech.
-Nie... Coś mi się tu nie podoba.-zaniepokoiła się Leya
-No co ty... Ślizgoni też mają za trzy dni lekcje tańca... Jak myślisz to jest miłosny czy ten robiąc z ciebie super tancerza?-zaśmiała się Julice
-Myślę, że dostaniesz O z eliksirów.-Leya weszła do sali z innymi uczniami na kolejną nudną lekcję eliksirów.


                Po turniejowym meczu drużyn z Dumstrangu: Daninag i Don Leya, Julia i Lysander siedzieli przy kominku w pokoju wspólnym. Dopiero tutaj szeptami Dziewczyny powiedziały chłopakom o tym co widziały przed klasą eliksirów, ale wspólnymi siłami niczego nie odkryli. Poszukiwania przerwał nagły powrót Gabriella który w drodze ze stadionu nagle zniknął. Jego wzrok był dziwnie nieprzytomny. Marcin który się również pojawił był bliski pęknięcia ze śmiechu.
-Dobra... Co jest?-zapytał Lysander
-A bo widzicie to ciekawa historia... Nasz kapitan jest już zajęty. Victoria na tą propozycję nie mogła się powstrzymać i rzuciła się na niego. No więc? Braciszku jak to jest się całować?-zapytał drwiąco Gabriella Marcin
-Ja... Mniejsza... To taka sensacja?-zapytał opryskliwie
-No nie zapominaj, że była tam Nonlee i wszystko nie tylko słyszała, ale i widziała więc jutro będzie bomba.-Marcin nadal się śmiał. Wtedy nagle wszyscy spojrzeli na Leyę która już wstała.
-Ciebie to śmieszy?-zwróciła się najpierw do Marcina, a potem do Gabriella-Mam dość!-wrzasnęła-Mam dość udawania, że to co czytam mnie bawi i nic nie obchodzi! Chcesz mi zrobić przyjemność i podarować kolejną porcję bzdur po której wychodzę na idiotkę? W dupę sobie je wsadź!-nie zwracała uwagi, że słyszał ją cały pokój wspólny, nie obchodziło ją w zasadzie nic. Ukryła się w dormitorium kryjąc głowę w poduszkę. Najpierw była wściekła na Gabriella potem wściekła na los za to kim jest, a koło drugiej w nocy już nie wiedziała co myśleć. Nie wiedziała już o co się wścieka. Na Gabriella o artykuł czy z... Zazdrości??? Nie chciała w to uwierzyć dlatego szybko zasnęła bojąc się jeszcze bardziej tego co znajdzie jutro na pierwszej stronie Proroka Codziennego

wtorek, 5 listopada 2013

2.9. Niefortunny upadek.

2.9. Niefortunny upadek



                  Przez jakiś czas większość szkoły zajmowała się poznaniem gości, a tak jak Drużyna-Nadzieja Hogwartu od samej piątej rano śmigała na miotłach już przez cztery godziny, a Gabriell nie odpuszczał nikomu. Był bezlitosny do czasu gdy drużyna się po prostu zbuntowała i wyszła z stadionu wykończona. Leya była rad, że na dziś już koniec treningu, ale lekko było jej żal Gabriella. Wszystko wyglądało na wojnę pomiędzy nim a chłopakami w sprawie tych treningów.
-Naprawdę nie rozumiem. Nie chcą tego pucharu?-zaczął użalać się Leyi gdy wracali do wieży Gryffindoru.
-Mówiłam ci! Czy powiedziałam ci, że chcemy wcześnie rano zacząć trening i ciągnąć go przez tyle czasu, a znając ciebie i przez dłużej? Nie zaufałeś mi.-Leya przyspieszyła kroku chcąc zostawić Gabriella za sobą.
-Stój!-szarpnął ją za rękę i nie puszczał.-Nie rozumiesz, że chcę dla nich dobrze?
-A ty nie rozumiesz, że za mocno się rządzisz? Nie łatwiej by było usiąść jak normalni czarodzieje i ustalić wszystko z drużyną-Leya próbowała wyszarpać swoja rękę z uścisku dłoni Gabriella, ale nic z tego nie wychodziło.
-Jakoś się nie sprzeciwiali gdy zaprezentowałem plan treningów!-Gabriell krzyczał
-Bo się nie spodziewali, że będziesz ich traktował jak pionki! Brakuje ci szacunku dla tych na których ci zależy. Tu jest problem, bo gdyby tak było wszyscy razem ustalilibyśmy rozkład treningów i byłoby po kłopocie.
-Nie brakuje mi szacunku!!!-ryknął
-To mnie puść i udowodnij!
Gabriell nie zastanawiając się nad niczym puścił dłoń Leyi.
-Jest nadzieja... Ale mała... Wierzę.-odwróciła się, rzuciła Grubej Damie hasło i zniknęła w dormitorium. Była jednocześnie zła na Gabriella i pełna nerwów oraz obaw przed meczem. Spojrzała na wyrwany artykuł Nonlee o niej i Gabriellu i obudziła się w niej ogromna chęć wygranej. Czas udowodnić, że nie ma żadnego spisku, że to decyzja przemyślana...



            Trybuny huczały. Kadra nauczycielska wraz z samym Ministrem Magi siedziała w napięciu na trybunach. Nonlee gotowa była do strzelania fotek, a jej jadowicie różowe pióro śmigało po pergaminie z notatnika.
-Kafla przejmują Puchoni... będzie strzał... Gabriell broni bez wysiłku!!!-darł się ktoś bo Leya nie zwracała uwagi kto komentuje mecz. Znicz, znicz, ZNICZ!-mówiła sama do siebie jakby chciała przywołać złotą piłkę i jak najszybciej skończyć to bezsensowne spotkanie. Po połowie godziny było siedemdziesiąt do zera dla Gryffonów. Teraz to nawet gracze na boisku oglądali się za zniczem. No a on...
Przy obręczach Gryffonów coś zaświeciło. A konkretniej za Gabriellem który nie patrzył na Leyę tylko był jakiś nie obecny. Nawet się nie ruszył gdy Leya zwróciła ostro w jego stronę. Zareagował dopiero gdy Leya wpadła centralnie na niego i oboje spadli z mioteł. No i żeby było śmieszniej Leya wylądowała na Gabriellu. Szybko się podniosła i pokazała wszystkim, że trzyma znicz w trzech palcach.
Gryffoni ryknęli ze szczęścia inni pękali ze śmiechu, a Puchoni zmarkotnieli.



            W domu Gryffindoru pojawiła się nowa zasada: świętować każdy wygrany mecz tak jakby wygrali już całe zawody, bo nigdy nie wiadomo czy nie jest to ostatnie zwycięstwo. A więc radio grało głośno, Gryffoni świetnie się bawili, a Gabriella jak nigdzie nie było tak się nie pojawiał.
-Nie rozumiem...  Coś mi tutaj nie pasuje nie uważacie?-zapyta Julia Leyę.
-Chodzi ci o Gabriella tak?-zapytała.
-No... Tak.
-Jula... I po co te podchody?-zapytała Leya i wyszła ukradkiem z pokoju wspólnego. Doskonale wiedziała gdzie szukać Gabriella: w bibliotece.



          Szybko przeszła między rzędami opasłych tomisk. Bez problemu zobaczyła kapitana udającego,że coś czyta.
-Hej co jest?-zapytała Leya siadając na krześle-Nie cieszysz się z meczu?
-Jestem dumny z was wszystkich, ale przecież to ty tutaj jesteś najważniejsza. Od szukającego zawsze wszystko zależy.
-Wiesz o tym, że robiąc z siebie kretyna nie zaimponujesz mi nie?-zapytała z uśmiechem-Uwierz w siebie, uwierz w nas wszystkich, a wygramy te zawody z palcem w nosie przyrzekam ci to! A teraz choć do nas do wieży. Nie mam zamiaru nie świętować pierwszego zwycięstwa i tak efektywnego złapania znicza nie prawda?-zaśmiała się na to wspomnienie z przed jakichś dwóch godzin.
-Następnym razem krzycz ok? Teraz boli mnie ręka.
-Na serio nie chciałam... A teraz chodźmy z tond.



         Nikt nie zwrócił uwagi gdy w pokoju wspólnym pojawił się Gabriell z Leyą. Nic dziwnego. Wszyscy zajęli się wolnymi tańcami. Leya zauważyła już Julię, Lysandra i Marcina siedzących na podłodze pod ścianą, ale... Gabriell wyciągną do niej rękę.
-No co ty... Chcesz jeszcze więcej plotek?-oburzyła się Leya
-Nie daj się prosić.-poprosił ledwo słyszalnie
Sama Leya zastanawiając się przy śniadaniu jak to możliwe, że się zgodziła na taniec z Gabriellem. (żeby to jeszcze jeden!) Nie umiała tańczyć, nigdy tego nie robiła, a oboje czuli się jakby czas przestał istnieć, jakby następnego dnia nie miały się pojawić nowe obleśne plotki...

sobota, 2 listopada 2013

2.8. Słowo po słowie.

2.8.Słowo po słowie.

            Wyniosłość danej chwili w Wielkiej Sali była wprost ogromna. Wszyscy chcieli poznać, a przynajmniej zobaczyć drużyny z Beaxbatons i Dumstrangu. W dodatku Turniej stawał się coraz bardziej natarczywą myślą nawiedzającą dosłownie wszystkich. Nawet nauczycieli, ale nie mieli ochoty się do tego w żaden sposób przyznać.

           Cztery domy pojawiły się w Wielkiej Sali. Drużyny z Hogwartu czekały w sali wejściowej na przybyszów wraz z samym Siwobrodym na czele. Wtedy przez masywne, ogromne drzwi wszedł silny mężczyzna ubrany w futra, a za nim głównie chłopacy z czterech drużyn Dumstrangu. Za nimi Inny wysoki i szczupły pan wprowadził do szkoły ekipy z Beaxbatons. Dyrektor przywitał serdecznie najwyraźniej dyrektorów obydwóch szkół.
-Teraz gdy jesteśmy już w komplecie-zaczął z spokojem-możemy uroczyście powitać wszystkie drużyny. Wywołam po kolei każdą, a ona po prostu przejdzie przez Wielką Salę i usiądzie przy stole dla naszych gości.-odwrócił się, przeszedł przez Wielką Salę i zagrzmiał donośnie już na swoim miejscy przy stole nauczycielskim:-Powitajcie Don z Dumstrangu!
I tak po kolei: Dutog, Daninag, Dosagas potem z Beaxbatons Logdons, Kolili, Iliola i Taroe i Ravenclaw, Hufflepuff, Slytherin i na samym końcu Gryffindor.
Leya nie wiedziała, ze zbierze się na odwagę i z dumą, wyprostowana wyprowadzi Drużynę-Nadziei nie kompromitując się przy tym nawet wtedy gdy Nonlee otwarcie strzeliła jej fotkę. Po prostu przeszła przez dobrze znaną już salę tak jak każdego zwykłego dnia-w szumie szeptów innych.
-Teraz gdy jesteśmy już w komplecie witam najserdeczniej naszych drogich gości. Już w poniedziałek czeka nas pierwszy mecz Turnieju Gryffindor przeciw Hufflepuff'owi.
Przez Leyę przeszedł dreszcz. W poniedziałek? Za dwa dni?
Gabriell też wyglądał na nieszczęśliwego. Myślał, że pierwszy mecz zagrają ze Ślizgonami a nie Puchonami co go zbiło z tropu. I co teraz?
-...tak więc Turniej Trójmeczu uważam za otwarty!-Siwobrody machną różdżką i stoły zostały zastawione wspaniałym i zagranicznym jedzeniem. Rozległ się zwykły gwar.
-No to robi się ciekawie.-stwierdził Marcin
-Nie. Jest problem.-Gabriell podniósł głowę z czystego złotego talerza.-Puchoni!
-Wyluzuj.-Dawid wziął łyk soku dyniowego-Puchoni nie mają dobrej drużyny. Mamy obserwatora u nich. Mają kiepskiego szukającego.
Gabriell zrobił poważną minę i przyciszył głos.
-Znowu wszystko zależy od Leyi.
-Nie ufasz jej?-Dawid najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty ściszyć głos.-A powinieneś.-teraz już zniżył ton-Lepszej dziewczyny nie znajdziesz. Mówię ci to.
Leya uśmiechnęła się do siebie. Jedyny błąd jaki popełnili chłopacy to to, że Leya wszystko usłyszała słowo po słowie.