2.11. Wylatujesz?
Być może uczniowie znowu kłócili się o Proroka, Leya chodziła jak struta, Victora pękała z zadowolenia jednak wszystko runęło doszczętnie jeszcze tego samego dnia.
Leya na początek dostała szlaban w poniedziałek z transmutacji za brak zadania domowego. Na historii Binns odebrał Gryffonom 10 punktów, bo Leya nie wiedziała co przed chwilą powiedział. Gdyby tego jeszcze brakowało to eliksiry przez Elowisa stały się piekłem na ziemi. W czasie gdy oni ważyli eliksir on brutalnie chodził po klasie i odczytywał na głos artykuł Nonlee który to już nie robił na nikim wrażenia zwłaszcza krotko przed obiadem. Jednak to jeszcze nie był ostatni gwóźdź do trumny Leyi.
Na trening Gryffonów kolejny raz przyszła chyba cała szkoła wraz z gośćmi będącymi już częścią szkoły. Drużyna już była gotowa go gry. Po chwili przyszedł Gabriell, a na widok Leyi zrobił się czerwony ze złości. Leya już chciała odbić się od ziemi i wznieść w górę.
-Nikt ci nie powiedział, że wylatujesz?-odezwał się głos Gabriella jakby w pustkę, ale do Leyi
-Sorki co?-zapytała cicho
-To co słyszałaś. Drużyna cie nie potrzebuje.-odpowiedział stanowczo i donośnie, a trybuny przycichły wiedząc, że coś się dzieje.
-Ale przecież... Sam mnie do tego namówiłeś! I co? Nagle się nie nadaję?-Leya nie miała już na to wszystko siły więc nie szczędziła łez.
-Oszalałeś Gabriell???-odezwał się Marcus-Od czasów Pottera nie było w Gryffindorze lepszego szukającego!
-Obrońca się znalazł... Jeśli coś ci się nie podoba to nie musisz się martwic jest wielu ochotników na twoje miejsce.
-To tobie wiecznie coś się nie podoba...
Nie było sensu dalej rozmawiać. Leya chwyciła miotłę i wróciła do szatni, a potem do pokoju Gryffonów. Wielu pytało się co tutaj robi skoro odbywa się trening. Odpowiedź była prosta.
-Świnia.-podsumował krótko Lysander.
-Gorzej...-dodała Julia
-Chociaż zagrałam jedne mecz. Fajnie było.-Leya szybko otarła łzę
-Hej! Nie płacz przez Gabriella!-krzyknęła żywo Julice
-Ha!-nagle humor Leyi się momentalnie poprawił-Wiecie co jest jutro?
-No sobota...-odpowiedział zaskoczony Gabriell
-I pierwsza lekcja tańca! Ominie mnie ten cały Bal! Nic innego nie potrzebuję do szczęścia.
-Ty to z wszystkiego robisz szczęśliwe zdarzenie...-zaśmiała się Julia
-Mam tak od przyjazdu do Hogwartu, a gdyby tak było już wcześniej to miałabym się codziennie z czego śmiać, a zwłaszcza z moich upokorzeń.-Leya weszła do dormitorium po książkę z zaklęciami wykraczającymi poza materiał, usiadła w kącie pokoju i zadowolona czytała nowe zaklęcia.
Minęły trzy godziny. Drużyna-Nadzieja Hogwartu wróciła z treningu. Julia była zajęta czym innym, Marcin z Lysandrem i Braćmi Wybuchowymi (Solin i Narem) łamali głowy nad antidotum na Cukierki Dobrego Humoru. Gabriell się jeszcze nie pojawił. Leya już rysowała stępionym grafitem ołówka. Tak więc każdy miał swoje zajęcie. Chłopacy z drużyny usiedli razem i zaczęli się uczyć każdy czegoś innego. No z wyjątkiem Marcusa. Mina jego była straszniejsza niż nastrój Leyi rano. Przysiadł się obok niej na kanapie przy kominku.
-Hm?-zapytała nie przerywając cieniowania włosów z uśmiechem.
-Myślałem, ze z tobą gorzej.-przyznał
-Szkoda dnia. Zresztą mam się przejmować tym, że w końcu Nonlee przestanie na mnie tak najeżdżać przed każdym meczem? Luz przede wszystkim. No i ominie mnie Bal...
Marcus spuścił głowę jeszcze bardziej niż wcześniej ją miał.
-Ja właśnie tutaj w tej sprawie.
-Hm?-zapytała znowu.
-Pójdziesz na niego ze mną?-zapytał tak po prostu już spoglądając na nią .
-Czemu nie. Chętnie.-odpowiedziała bez namysłu stanowczo.
A co tam Leya... Będzie ciekawie, a ty uwielbiasz jak się coś dzieje. Nie twoja wina, że kłopoty znajdują ciebie, a nie odwrotnie...-pomyślała szybko i wróciła do rysowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz