2.9. Niefortunny upadek
Przez jakiś czas większość szkoły zajmowała się poznaniem gości, a tak jak Drużyna-Nadzieja Hogwartu od samej piątej rano śmigała na miotłach już przez cztery godziny, a Gabriell nie odpuszczał nikomu. Był bezlitosny do czasu gdy drużyna się po prostu zbuntowała i wyszła z stadionu wykończona. Leya była rad, że na dziś już koniec treningu, ale lekko było jej żal Gabriella. Wszystko wyglądało na wojnę pomiędzy nim a chłopakami w sprawie tych treningów.
-Naprawdę nie rozumiem. Nie chcą tego pucharu?-zaczął użalać się Leyi gdy wracali do wieży Gryffindoru.
-Mówiłam ci! Czy powiedziałam ci, że chcemy wcześnie rano zacząć trening i ciągnąć go przez tyle czasu, a znając ciebie i przez dłużej? Nie zaufałeś mi.-Leya przyspieszyła kroku chcąc zostawić Gabriella za sobą.
-Stój!-szarpnął ją za rękę i nie puszczał.-Nie rozumiesz, że chcę dla nich dobrze?
-A ty nie rozumiesz, że za mocno się rządzisz? Nie łatwiej by było usiąść jak normalni czarodzieje i ustalić wszystko z drużyną-Leya próbowała wyszarpać swoja rękę z uścisku dłoni Gabriella, ale nic z tego nie wychodziło.
-Jakoś się nie sprzeciwiali gdy zaprezentowałem plan treningów!-Gabriell krzyczał
-Bo się nie spodziewali, że będziesz ich traktował jak pionki! Brakuje ci szacunku dla tych na których ci zależy. Tu jest problem, bo gdyby tak było wszyscy razem ustalilibyśmy rozkład treningów i byłoby po kłopocie.
-Nie brakuje mi szacunku!!!-ryknął
-To mnie puść i udowodnij!
Gabriell nie zastanawiając się nad niczym puścił dłoń Leyi.
-Jest nadzieja... Ale mała... Wierzę.-odwróciła się, rzuciła Grubej Damie hasło i zniknęła w dormitorium. Była jednocześnie zła na Gabriella i pełna nerwów oraz obaw przed meczem. Spojrzała na wyrwany artykuł Nonlee o niej i Gabriellu i obudziła się w niej ogromna chęć wygranej. Czas udowodnić, że nie ma żadnego spisku, że to decyzja przemyślana...
Trybuny huczały. Kadra nauczycielska wraz z samym Ministrem Magi siedziała w napięciu na trybunach. Nonlee gotowa była do strzelania fotek, a jej jadowicie różowe pióro śmigało po pergaminie z notatnika.
-Kafla przejmują Puchoni... będzie strzał... Gabriell broni bez wysiłku!!!-darł się ktoś bo Leya nie zwracała uwagi kto komentuje mecz. Znicz, znicz, ZNICZ!-mówiła sama do siebie jakby chciała przywołać złotą piłkę i jak najszybciej skończyć to bezsensowne spotkanie. Po połowie godziny było siedemdziesiąt do zera dla Gryffonów. Teraz to nawet gracze na boisku oglądali się za zniczem. No a on...
Przy obręczach Gryffonów coś zaświeciło. A konkretniej za Gabriellem który nie patrzył na Leyę tylko był jakiś nie obecny. Nawet się nie ruszył gdy Leya zwróciła ostro w jego stronę. Zareagował dopiero gdy Leya wpadła centralnie na niego i oboje spadli z mioteł. No i żeby było śmieszniej Leya wylądowała na Gabriellu. Szybko się podniosła i pokazała wszystkim, że trzyma znicz w trzech palcach.
Gryffoni ryknęli ze szczęścia inni pękali ze śmiechu, a Puchoni zmarkotnieli.
W domu Gryffindoru pojawiła się nowa zasada: świętować każdy wygrany mecz tak jakby wygrali już całe zawody, bo nigdy nie wiadomo czy nie jest to ostatnie zwycięstwo. A więc radio grało głośno, Gryffoni świetnie się bawili, a Gabriella jak nigdzie nie było tak się nie pojawiał.
-Nie rozumiem... Coś mi tutaj nie pasuje nie uważacie?-zapyta Julia Leyę.
-Chodzi ci o Gabriella tak?-zapytała.
-No... Tak.
-Jula... I po co te podchody?-zapytała Leya i wyszła ukradkiem z pokoju wspólnego. Doskonale wiedziała gdzie szukać Gabriella: w bibliotece.
Szybko przeszła między rzędami opasłych tomisk. Bez problemu zobaczyła kapitana udającego,że coś czyta.
-Hej co jest?-zapytała Leya siadając na krześle-Nie cieszysz się z meczu?
-Jestem dumny z was wszystkich, ale przecież to ty tutaj jesteś najważniejsza. Od szukającego zawsze wszystko zależy.
-Wiesz o tym, że robiąc z siebie kretyna nie zaimponujesz mi nie?-zapytała z uśmiechem-Uwierz w siebie, uwierz w nas wszystkich, a wygramy te zawody z palcem w nosie przyrzekam ci to! A teraz choć do nas do wieży. Nie mam zamiaru nie świętować pierwszego zwycięstwa i tak efektywnego złapania znicza nie prawda?-zaśmiała się na to wspomnienie z przed jakichś dwóch godzin.
-Następnym razem krzycz ok? Teraz boli mnie ręka.
-Na serio nie chciałam... A teraz chodźmy z tond.
Nikt nie zwrócił uwagi gdy w pokoju wspólnym pojawił się Gabriell z Leyą. Nic dziwnego. Wszyscy zajęli się wolnymi tańcami. Leya zauważyła już Julię, Lysandra i Marcina siedzących na podłodze pod ścianą, ale... Gabriell wyciągną do niej rękę.
-No co ty... Chcesz jeszcze więcej plotek?-oburzyła się Leya
-Nie daj się prosić.-poprosił ledwo słyszalnie
Sama Leya zastanawiając się przy śniadaniu jak to możliwe, że się zgodziła na taniec z Gabriellem. (żeby to jeszcze jeden!) Nie umiała tańczyć, nigdy tego nie robiła, a oboje czuli się jakby czas przestał istnieć, jakby następnego dnia nie miały się pojawić nowe obleśne plotki...
-Stój!-szarpnął ją za rękę i nie puszczał.-Nie rozumiesz, że chcę dla nich dobrze?
-A ty nie rozumiesz, że za mocno się rządzisz? Nie łatwiej by było usiąść jak normalni czarodzieje i ustalić wszystko z drużyną-Leya próbowała wyszarpać swoja rękę z uścisku dłoni Gabriella, ale nic z tego nie wychodziło.
-Jakoś się nie sprzeciwiali gdy zaprezentowałem plan treningów!-Gabriell krzyczał
-Bo się nie spodziewali, że będziesz ich traktował jak pionki! Brakuje ci szacunku dla tych na których ci zależy. Tu jest problem, bo gdyby tak było wszyscy razem ustalilibyśmy rozkład treningów i byłoby po kłopocie.
-Nie brakuje mi szacunku!!!-ryknął
-To mnie puść i udowodnij!
Gabriell nie zastanawiając się nad niczym puścił dłoń Leyi.
-Jest nadzieja... Ale mała... Wierzę.-odwróciła się, rzuciła Grubej Damie hasło i zniknęła w dormitorium. Była jednocześnie zła na Gabriella i pełna nerwów oraz obaw przed meczem. Spojrzała na wyrwany artykuł Nonlee o niej i Gabriellu i obudziła się w niej ogromna chęć wygranej. Czas udowodnić, że nie ma żadnego spisku, że to decyzja przemyślana...
Trybuny huczały. Kadra nauczycielska wraz z samym Ministrem Magi siedziała w napięciu na trybunach. Nonlee gotowa była do strzelania fotek, a jej jadowicie różowe pióro śmigało po pergaminie z notatnika.
-Kafla przejmują Puchoni... będzie strzał... Gabriell broni bez wysiłku!!!-darł się ktoś bo Leya nie zwracała uwagi kto komentuje mecz. Znicz, znicz, ZNICZ!-mówiła sama do siebie jakby chciała przywołać złotą piłkę i jak najszybciej skończyć to bezsensowne spotkanie. Po połowie godziny było siedemdziesiąt do zera dla Gryffonów. Teraz to nawet gracze na boisku oglądali się za zniczem. No a on...
Przy obręczach Gryffonów coś zaświeciło. A konkretniej za Gabriellem który nie patrzył na Leyę tylko był jakiś nie obecny. Nawet się nie ruszył gdy Leya zwróciła ostro w jego stronę. Zareagował dopiero gdy Leya wpadła centralnie na niego i oboje spadli z mioteł. No i żeby było śmieszniej Leya wylądowała na Gabriellu. Szybko się podniosła i pokazała wszystkim, że trzyma znicz w trzech palcach.
Gryffoni ryknęli ze szczęścia inni pękali ze śmiechu, a Puchoni zmarkotnieli.
W domu Gryffindoru pojawiła się nowa zasada: świętować każdy wygrany mecz tak jakby wygrali już całe zawody, bo nigdy nie wiadomo czy nie jest to ostatnie zwycięstwo. A więc radio grało głośno, Gryffoni świetnie się bawili, a Gabriella jak nigdzie nie było tak się nie pojawiał.
-Nie rozumiem... Coś mi tutaj nie pasuje nie uważacie?-zapyta Julia Leyę.
-Chodzi ci o Gabriella tak?-zapytała.
-No... Tak.
-Jula... I po co te podchody?-zapytała Leya i wyszła ukradkiem z pokoju wspólnego. Doskonale wiedziała gdzie szukać Gabriella: w bibliotece.
Szybko przeszła między rzędami opasłych tomisk. Bez problemu zobaczyła kapitana udającego,że coś czyta.
-Hej co jest?-zapytała Leya siadając na krześle-Nie cieszysz się z meczu?
-Jestem dumny z was wszystkich, ale przecież to ty tutaj jesteś najważniejsza. Od szukającego zawsze wszystko zależy.
-Wiesz o tym, że robiąc z siebie kretyna nie zaimponujesz mi nie?-zapytała z uśmiechem-Uwierz w siebie, uwierz w nas wszystkich, a wygramy te zawody z palcem w nosie przyrzekam ci to! A teraz choć do nas do wieży. Nie mam zamiaru nie świętować pierwszego zwycięstwa i tak efektywnego złapania znicza nie prawda?-zaśmiała się na to wspomnienie z przed jakichś dwóch godzin.
-Następnym razem krzycz ok? Teraz boli mnie ręka.
-Na serio nie chciałam... A teraz chodźmy z tond.
Nikt nie zwrócił uwagi gdy w pokoju wspólnym pojawił się Gabriell z Leyą. Nic dziwnego. Wszyscy zajęli się wolnymi tańcami. Leya zauważyła już Julię, Lysandra i Marcina siedzących na podłodze pod ścianą, ale... Gabriell wyciągną do niej rękę.
-No co ty... Chcesz jeszcze więcej plotek?-oburzyła się Leya
-Nie daj się prosić.-poprosił ledwo słyszalnie
Sama Leya zastanawiając się przy śniadaniu jak to możliwe, że się zgodziła na taniec z Gabriellem. (żeby to jeszcze jeden!) Nie umiała tańczyć, nigdy tego nie robiła, a oboje czuli się jakby czas przestał istnieć, jakby następnego dnia nie miały się pojawić nowe obleśne plotki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz