niedziela, 24 listopada 2013

2.13. Coś się nie zgadza...


2.13. Coś się nie zgadza...


            W każdy bądź razie to nie był koniec widowiska w Wielkiej Sali. Zaraz po zakończeniu lekcji Victoria nie oszczędziła Gabriellowi afery.
-Co ty ogóle wyprawiasz? Chcesz się jeszcze bardziej skompromitować niż już jesteś? I kompromitujesz mnie!-darłaś się w tym samym miejscu co tańczyła kilka minut temu.-Tutaj chodzi o moją sławę i twoją!
-Twoją? Od kiedy to? I po drugie sława nie jest dla mnie. Nie widzisz tego nadal?
-Jak sława może cie nie interesować? Zachowujesz się jak ta mała Fire...-Victoria była pełna gniewu
-Czyli jaki?-w głosie Gabriella słychać było wściekłość
-Taki do niczego. Nie znam gorszego określenia tak, żeby nie klnąc.
-Skoro jestem taki do niczego to dlaczego się ze mną zadajesz? Dlaczego chcesz się non stop całować?-Gabriell pyta z ogromnym gniewem. W ręku trzyma różdżkę.-Bo jestem kapitanem Drużyny-Nadziei? Bo jestem sławny? Odpowiedz!-krzyknął
-Od kiedy to kocha się za coś?-wykręciła się sprytnie Victoria, w jej oczach zabłysnął strach.
-Koniec!-wrzasnął i poszedł w stronę Gryffindoru. Marcus spojrzał na Leyę z szokiem w oczach.
-No i co ja zrobiłem?-zapytał ni to siebie, ni to przyjaciółkę.
-W każdym bądź razie może coś zrozumiał.-Leya również odwróciła się i już bez żadnego słowa powoli wraca do Gryffonów w pokoju wspólnym. Dziwnie jej ulżyło.


            Następnego dnia tak jak się spodziewał Marcus Nonlee brutalnie opisała wyczyny Gabriella i Victorii i dodatkowo napisała całą ich kłótnie, którą słyszało wielu uczniów. Wszędzie było słychać śmiechy. Nawet drużyna stała przy stoliku i śmiała się na cały pokój wspólny. W całej szkole tylko dwóm osobom nie było do śmiechu: Gabriellowi i Leyi.
Gabriell starał się wymazać jak najszybciej wszystkie wspomnienia związane z Victorią dlatego poszedł do sowiarni i wpatruje się daleko za zaśnieżony horyzont.
Leya udaje, że uczy się uroków jednak rozmyśla nie wiedząc co o tym myśleć. Garbriellowi należy się taki los za to co zrobił? Gdzieś tam głosik piszczy: "Nie!"


            -Leya...-Marcus siada obok niej w kącie pokoju wspólnego
-Hm?-pyta nie odrywając wzroku z książki.
-To nie ja... Trzymaj.-podał jej złożony na cztery pergamin.-Znalazłem to idąc przez chwilę za Victorią-szepnął.
-Po co za Victorią hm?-zaciekawiła się Leya
-Z ciekawości i tyle...-odszedł.
Na pergaminie było tylko jedno zdanie: "Ciepło i ogień da ci odpowiedź" Co to znaczy? I po co to Victorii?


             Drugi grudnia przyszedł jak dla Leyi za wcześnie. Wszystko toczyło się własnym spokojnym, zimowym rytmem. Tereny i zamek Hogwart okryty był grubym puszystym płaszczem ślicznego śniegu. . Ale przede wszystkim wszyscy czekali na dzisiejszy mecz: Gryffoni przeciw Krukonom. Wszystko wskazywało na wygrane Drużyny-Nadziei. To tylko podsycało emocje. Emocje w uśpionych uczniach.
Leya była obojętna co do meczu. Tęsknota za lataniem na miotle wzmogła się jeszcze bardziej tak jak obawa o zwycięstwo Gryffonów. Oni właśnie zaczynali swój poranny trening nie zwracając uwagi na mróz. Leya mimo zaspanych oczu wyszła z zamku i rysowała niedaleko stadionu. Nagle na miotle przylatuje Marcus.
-Leya! Czemu nie ma cie na stadionie?-pyta szybko
-A niby czemu miałabym tam być? Przecież z wami nie gram...-odpowiedziała spokojnie
-No właśnie... Albo pojawisz się na stadionie, albo będziesz mieć problem z kapitanem.
"Już mam problem."
Wstała, chwyciła torbę i pobiegła na stadion.
Chłopacy już trenowali. Leya z masą pytań w głowie ubrała się w strój do Quidditha i wyjęła z schowka swoją wspaniałą miotłę. Wyszła na stadion. Gabriell na nią czekał. Pozostali byli w powietrzu.
-Marcus skup się! Oliwer przyłóż się! Macie wszyscy traktować Krukonów jak przeciwników lepszych od siebie!-wrzeszczał
Leya podeszła do niego. Nie rozumiała już kompletnie nic.
-Wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi bo już nie wiem?-zapytała Leya
-Też się nad tym zastanawiam. Czuje się jakbym przebudził się z działania jakiegoś zaklęcia... Nie mamy czasu na wyjaśnienia. Szukającym Krukonów...
Gabriell zaczął ostrzegać ją przed trikami szukającego z Ravenclaw. Mówi płynnie jakby przygotował sobie wcześniej przemowę. Mówi jakby nie było między nimi żadnej kłótni...
Leya odpycha się od ziemi. Znowu jest w powietrzu. Szuka znicza. Teraz i ją pochłonęły obawy przed meczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz