piątek, 31 stycznia 2014

2.22. Ogień i gałęzie.

2.22 Ogień i gałęzie.


Gabriell złapał swoją różdżkę leżącą niedaleko i stanął przed ojcem. Leya nie podnosiła się z ziemi.
-Nigdy... nie wybaczę... tyle lat... kłamstwa!-krzyknął drżącym głosem
-Nie musisz. Też cię nienawidzę. Zginiesz jeszcze tej nocy.
Leya resztkami sił podniosła się z ziemi. Wtedy nadbiegł Marcin z Lysandrem. Nie wiedzieli o co chodzi, ale również celowali różdżkami w Pana Cienia.
-Leya czyżbyśmy nie mieli umowy?
Zabłysło zielone światło po czym Marcin osunął się na ziemię wypuszczając różdżkę z ręki. Lysander szybko umknął i uciekł ile sił w nogach. Natomiast Gabriell szykował się do uderzenia równie śmiertelnym zaklęciem.
-Avada Kedavra!-wrzasnął jednocześnie on i ojciec. Niestety ten drugi był szybszy. Gabriell stanął jak słup soli odwracając głowę do Leyi.
-Będę zawsze z tobą.-wydusił i padł na ziemię bez życia.
W oczach Leyi natychmiast pojawiły się łzy. Wściekłość przerodziła się w palące pragnienie rozwalenia czegoś. Z lekka spojrzała na drzewo za nią. Stanęło w płomieniach.
-Albo oddasz mi to co chcę albo dołączysz do tej dwójki.-zagroził ojciec z uśmiechem na twarzy jakby zabicie dwóch osób było było dziecinną zabawą.
- Będziesz musiał mnie zabić.-syknęła Leya jadowicie
Najbliższe drzewa ogarnął ogień tworząc pierścień bez wyjścia. To jednak nie była nawet cząstka możliwości Amuletu Ognia. Chwilę potem rozpętała się bitwa z latającymi gałęziami próbującymi ugodzić Leyę i wielkimi kulami ognia lecącymi obok Pana Cienia. Zakazany Las zaczął poddawać się iskrom i żarowi ognia. Dym wściekle gryzł w oczy, a bitwa trwała w najlepsze. Wtedy jakiś cień pojawił się między drzewami co zdekoncentrowało Pana Cienia i Leyę. Nagle gwizdnęło białe światło trafiając w Pana Cienia tak, że wpadł w płomienie. Wrzasnął z bólu. Ogień z każdą chwilą coraz bardziej ogarniał ciało ojca. Leya nie mogła słuchać tych jęków, ale jednocześnie chciała aby jej ojciec cierpiał. Chciała się zemścić, za kłamstwa, za śmierć...
Upadła. Jakieś zaklęcie ugodziło ją w bok. Uderzyła głową o kamień i straciła przytomność spoglądając na nieruchome ciało Gabriella lezące kilka centymetrów od niej...

czwartek, 30 stycznia 2014

2.21. Karmiona bolesnym kłamstwem.

2.21 Karmiona bolesnym kłamstwem


Nie było łatwo wyjść z zamku niezauważonym. Najpierw ledwo co a złapałby ich nauczyciel zaklęć, a potem sama opiekunka Gryffindoru. Zanim znaleźli się poza zamkiem minęło pół godziny. Co prawda plan Marcina Leyi się bardzo spodobał. Najbliżej zamku została Julice aby po zauważeniu czerwonych iskier jak najszybciej wezwać pomoc. Chłopacy zostali bliżej Zakazanego Lasu ukryci aby w razie potrzeby przyjść Leyi z pomocą. Ona sama była dzięki temu spokojniejsza jednak z każdym krokiem zbliżającym ją do Lasu czuła coraz większy strach. Trzymając różdżkę i amulet w prawej ręce spojrzała na Mapę Huncwotów zanim weszła do Lasu.
-Koniec psot. Mam nadzieję, że jeszcze będziesz mi potrzebna.-szepnęła ni to do siebie, ni to do Mapy i weszła w ciemny Las z nikłym światełkiem na końcu różdżki. Nie liczyła ile czasu włóczyła się powoli po Lesie gdy usłyszała lodowaty głos. Głos którego nigdy w życiu nie chciała poznać.
-Tak, tak... To był wielki błąd twojej matki.Urodziła dziecko w tajemnicy przede mną... Moje dziecko...
-J-j-jakto?-zająknął się Gabriell.
-JEGO dziecko?-szepnęła do siebie Leya ukryta za ogromnym pniem drzewa.
-Nigdy się nie zastanawiałeś jak to tak naprawdę było z Victorią? Szkoda, bo byś się może domyślił, że od jak tylko twoje nędzne usta dotknęły ust mojej córki musiałem coś z robić...
-NIGDY CI NIE UWIERZĘ W TO CO MÓWISZ KŁAMCO!!!-ryknął
Huknęło w różdżki, a Gabriell krzyknął z bólu.
-Nikt cie nie nauczył wierzyć w to co mówią dorośli? Tak. Jesteście rodzeństwem i mi też jest z tego powodu przykro. Nie potrzebnie zostałeś w pętany w to wszystko...
Wtedy jego ohydnie wyglądająca różdżka wyrwała się z jego ręki i upadła na ziemię.
-Dwanaście lat... Dwanaście lat karmienia kłamstwem, dwanaście lat samotności w przekonaniu, że wszystko dąży do do dobra. Całe szczęście, że miłość nie jest kłamstwem, ale szkoda, że jest wielkim problemem. Problemem który niszczy życie. Ty zniszczyłeś moje ja zniszczę ciebie.-Leya wyszła za drzewa wyprostowana i z pychą na twarzy trzymając swoją różdżkę w prawej ręce i bawiąc się różdżką ojca. W sercu miała ogromny żal, ale jeszcze większą furię.
-Jesteś za słaba aby zabić. Widzę to w twoich oczach!-zaśmiał się Pan Cienia.
-Mam swój honor, a zabić bezbronnego to żaden wyczyn. Ja tu w sprawie umowy.-podniosła do góry amulet tak aby i Pan Cienia i Gabriell go widzieli.
-Nie dawaj mu tego!-powiedział szybko związany czarodziejskimi linami Gabriell
-A czemu? Życie ci nie miłe?
-Miałem już przyjemność powiedzieć Gabriellowi jaką moc skrywa ten wisiorek. Ten kto go założy włada ogniem. Może robić z nim co chce bez użycia różdżki. Są jeszcze trzy takie Amulety. Wszystkie razem potrafią przywrócić zmarłym życie.
Leyi przeszła gęsia skórka po plecach. Przywrócić zmarłym życie... Znowu zobaczyć matkę...
-A więc? Pomożesz mi? W zamian dam ci więcej niż ty mi dasz. Dam ci wielką wiedzę, moc, potęgę, sławę i matkę. Wystarczy opuścić Hogwart i zostawić to co ludzie nazywają sumieniem.
-Leya...-powiedział półgłosem blady Gabriell
Dziewczyna spojrzała na Amulet Ognia. Chciała całym sercem mieć znowu przy sobie mamę tak jak wcześniej. Ale skoro sama śmierć nie potrafi przywrócić do życia zmarłych...
-Nigdy. Nigdy nie stanę po stronie czarnej magii nawet gdybym miała umrzeć!-krzyknęła Leya po czym coś popchnęło ją do przodu tak, że upuściła różdżkę ojca prosto pod jego nogi. Okazało się, że była to masywna gałąź.
-Wspominałem, że mam Amulet Ziemi?-zaśmiał się ojciec z ogromną satysfakcją.-A teraz oddaj mi w końcu ten Amulet Ognia i będzie po krzyku.-zażądał z opuszczoną różdżką w dłoni.
-Nie jesteś moim ojcem więc dlaczego mam cie słuchać?
To było błyskawiczne. Dwa zaklęcia spotkały się ze sobą tworząc połączenie. Leya za wszelką cenę starała się utrzymać promień jak najdłużej. I udało się jej to bardzo długo. To Pan Cienia przerwał połączenie. Leya upadła ciężko na ziemię obok związanego Gabriella. Leya szybko rzuciła przeciw zaklęcie, a Gabriell był wolny. Potem wystrzeliła czerwonymi iskrami.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

2. 20. Plan wkupu.



2.20. Plan wykupu.


             Mecz z Dumstrangiem był jak wielki cios. Nic nie pomagało. Zawiodły te najprostsze i najtrudniejsze taktyki. Wszystkie sztuczki były bezużyteczne. Mimo, że Leya złapała znicz Gryffoni i tak przegrali 240 do 300. Był to wielki szok dla Hogwartu, domu Gryffindora, ale przede wszystkim dla Drużyny-Nadziei. Nagle wiara w wygranie turnieju zgasła jak podmuch wiatru gasi świeczkę. Prawdą było, że Gryffoni za dwa tygodnie grali w finale Turnieju, co nie zdarzyło się jeszcze nigdy w historii Hogwartu. Niestety był problem: był to mecz Hogwart-Dumstrang. Dlatego tego dnia nie odbyła się kolejna impreza już nie tylko w samym pokoju wspólnym Gryffindoru, ale i w pozostałych trzech domach. Gryffoni snuli się smętnie do swoich dormitoriów. Jednak między nimi nie było widać Gabriella. Minęła godzina, dwie...
Leya weszła do dormitorium po dwóch godzinach czekania na przyjaciela. Z dna kufra wyjęła od miesięcy nie używaną Mapę Huncwotów. Już miała wypowiedzieć formułę zaklęcia gdy przez otwarte okno wpadła szara sowa, zrzuciła jej na kolana list i wyfrunęła na zewnątrz. Dziewczyna rozłożyła złożony na cztery pergamin. Musiała razy przeczytać jego treść aby ją zrozumieć.
"Mam Gabriella. Czekam na ciebie w Zakazanym Lesie. Weź Amulet Ognia i nie mów nikomu o tym liście. Inaczej zginiecie obydwoje bez ostrzeżeń. Czekam do północy."
W tym samym momencie weszła Julice. Chwyciła list i również przeczytała go trzy razy zanim zrozumiała jakie wydarzenia kryją się za starannie wypisanymi słowami. Wtedy Leyi już nie było. W biegu korytarzami spotkała opiekunkę Gryffindoru.
-Leya ty nie w pokoju?-zapytała łagodnym tonem.
-Muszę pilnie spotkać się z profesorem Siwobrodym. I to natychmiast.-powiedziała szybko i wyraźnie.
-To nie możliwe.
-Dlaczego pani profesor? To sprawa...
-Został pilnie wezwany do Ministerstwa Magii. Wróci jutro wieczorem.
-Dziękuję za informację.


-I co?-zapytała Julice w pokoju wspólnym. Był tam już Lysander, Marcin i Marcus gotowi do działania.
-Dyra nie ma w Hogwarcie. A ja nie mam zamiaru czekać na to co ma się stać. Nie przeżyłabym gdyby słowa groźby przeszły w czyny...
-Dlatego musimy działać.-podsumował krótka Marcus.
-Nie ma my. Jestem ja sama.-odpowiedziała szybko i chłodno Leya.-Nie wystawię was na niebezpieczeństwo.
-Leya... Leya... Widzisz, to bądź co bądź mój brat... I mam plan jak wygrać ten okup nic nie płacąc.-podsunął zagadkowo Marcin kładąc przyjaciółce dłoń na ramieniu.

sobota, 18 stycznia 2014

2.19. Dwa miesiące.

2.19. Dwa miesiące.


             Prawdą , było, że Leya nie spała większą część nocy jednak miała bardzo dobry nastrój. W  tym momencie podziękowała klasie ze szkoły mugolskiej. Dzięki nim jej psychika stała się nie do zdarcia.-
-Jula mówię, że to nie miało sensu. Dzielą nas cztery lata, a łączy tylko drużyna Gryffindoru. To nie miało szans.
Julice widziała cienie pod oczami przyjaciółki świadczące o nieprzespanej nocy. Leya wszystko jej opisała w czasie lekcji transmutacji.
-Świnia.-odpisała Julia
-Ja tak nie myślę. To jego decyzja.
-Czyli chcesz sobie dać spokój?
-Chciałabym aby wróciła drużynowa znajomość, tak jak było na początku.
-Czy ja ci oby Leya nie przeszkadzam?-zapytała nagle profesor transmutacji.
-Przepraszam, niech pani mówi dalej.
-Mam dziwne wrażenie, że ktoś manipuluje moim życiem.-napisała jeszcze szybko Leya po czym Julia schowała pergamin do torby.


Jeżeli chodzi o Gabriella był w lepszym nastroju niż zazwyczaj. Było to doskonale widać na popołudniowym treningu. Leya nie miała do niego żalu o to co się stało. Co więcej obydwoje traktowali siebie z szacunkiem i uprzejmością. Może miało to na celu ukrycie prawdziwych relacji przed szkołą, a przede wszystkim przed Nonlee?

Wszystko wskazywało, że teraz sprawy będą toczyć się normalnie. To znaczy bez dodatkowych problemów. Minęły dwa miesiące, a wraz z  nimi mijały mecze wygrywane przez Gryffonów co poprawiło samopoczucie Domu Gryffindora przez dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Wiara w wygranie Turnieju przez Hogwart wzrastała. Nadszedł czas na mecze między szkołami. Hogwart przeciw Beaxbatons. Im bliżej było do meczy tym napięcie rosło. Gryffoni byli coraz bardziej podekscytowani i rozkojarzeni. Drużyna myślała i mówiła tylko o Quiddithu. Leya prawie całkowicie straciła kontakt z Julice, Lysandrem i Marcinem. To samo działo się z Gabriellem. Był tak pochłonięty grą, że zapomniał o dziewczynie. Victoria była wyrozumiała, ale nie rozmawiała z Gabriellem od dwóch miesięcy. Ciągle się gdzieś spieszył... I tak oto skończyła się miłość Victorii do Gabriella.

Trybuny pełne były uczniów. Między nimi nauczyciele i sam Minister Magii. Wszystko wskazywało na wspaniały i emocjonujący mecz. Nie wiem czy na dobre czy może na złe, ale mecz trwał zaledwie dziesięć minut. Leya lecąc jak strzała złapała znicz z ogromną łatwością. Szukający przeciwników w ogóle nie zauważył znicza wiszącego w powietrzu ponad graczami. Był to najkrótszy mecz w historii Turnieju. O tym fakcie Gryffoni nie zapomnieli i włączyli w imprezę w pokoju wspólnym.

-Tak więc? Na serio nie chciałam was zaniedbywać. Jest to też troszkę wina Gabriella i jego treningów...
-Spoczko, spoczko.
-Coś o mnie?-doszedł do Juli, Leyi, Lysandra i Marcina Gabriell z niezbyt zadowoloną miną.
-Mówimy o meczu.-uratowała sytuację Julice
-Tak był niesamowicie... krótki-dodał Marcin
-Dzięki Leyi, rzecz jasna.-spojrzał na nią krótko Gabriell.
-Czo z twoim nastrojem? Wygraliśmy mecz!-zapytała Leya z udawanym zainteresowaniem.
-Czy to warto mówić o swoich błędach?
-Uwierz mi tak.-Leya spojrzała na Julice.
-Ej Marcin Bracia mają nowe cukierki z "właściwościami"!
Lysander i Marcin zniknęli na drugim końcu pokoju wspólnego.
-Kurde zapomniałam, że miałam się spotkać z Marcusem...-zagadnęła Julice
-Zaraz... zaraz...?-Leya nie zdążyła się zapytać o nic więcej przyjaciółki. Dopiero po chwili zrozumiała, że to tylko wymówka przyjaciółki, aby odejść.-Cudnie. Impreza bez przyjaciół...
-Kto to powiedział?-Gabriell uśmiechnął się.
-Sorry, nie. Nie potrzebujemy powtórki. Idź szukać gdzie indziej.
-Nie o to mi chodzi...-Gabriell gwizdnął.
Wszyscy obecni zwrócili się w jego stronę.
-Mamy mały sukcesik do oblania Gryffoni! Miejmy nadzieję, że nie ostatni! Za naszą szukającą!
Wrzask wiwatów był ogłuszający po czym wszyscy wrócili do zabawy.
-I po co to?-zapytała Leya z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Głośna szybka muzyka prawie zagłuszała jej słowa.
-Żeby się nieźle poimprezować.
Gabriell gwizdnął po raz drugi. Chłopacy z drużyny szybko zrobili mały pociąg. Szybko dołączyła się do zabawy reszta pokoju. Leya dała się wciągnąć przez prośby Gabriella.
-Przepraszam, za tą całą historię z Victorią. To było idiotyczne. I przepraszam za te dwa miesiące.-szepnął Gabriell trzymając Leyę za ramiona w tym ogromnym imprezowym pociągu.
-Nie mam do ciebie żalu i nigdy nie miałam.
-Więc?
-Więc nie zmarnuj tego.
Gabriellowi na twarzy wymalował się ogromny uśmiech.
-Obiecuję.

niedziela, 12 stycznia 2014

2.18 Klucz zrobiony z szczerości.

2.18. Klucz zrobiony z szczerości



               Rozpoczęła się dwutygodniowa przerwa między I a II etapem Turnieju. Z każdej szkoły odpadła jedna drużyna która wygrała najmniej meczy. Na pierwszy ogień poszła drużyna z Ravenclaw co okazało się wielkim zaskoczeniem. Według kalkulacji powinien odpaść Hufflepuff co zaskoczyło wszystkich. Natomiast Leyę zaskoczyła nowa miotła przysłana od babki. Chwyciła pakunek i przyniosła go do pokoju wspólnego, gdzie siedział Lysander, Marcus, Marcin i Julice. Szybko odwinęła papier na stoliku przy zaciekawionych przyjaciołach. Leya nie widziała w życiu piękniejszej miotły. Trzon był solidny i wygodny, a witki idealnie proste. Jednak najwspanialszy był złoty napis: Nimbus 3000. Na ten widok wszystkim (oprócz Juli) zabłysły oczy.
-Kurde! Najszybsza istniejąca miotła na świecie!-przerwał ciszę Marcin.
-Teraz musisz wrócić do gry. Mamy najlepiej wyposażonego szukającego ze wszystkich!-ogłosił Marcus
-Tia... A propos Gabriell nadal szuka szukającego?-zapytała Leya tracąc wypieki szczęścia na twarzy.
-Gabriell kłóci się z sobą. I znika na całe dnie nie wiadomo gdzie.-wyjaśniła tonem pełnym złości Julice
-Julice czemu jesteś zła?-zapytała jakby nigdy nic Leya.
-Kiedy zauważysz, że on nie dopuszcza cię do meczy o się o ciebie martwi!?
-Ale niby dlaczego tak się o mnie martwi pani wszystko wiedząca?
-Odpowiedź masz na szyi.
Julia wstała i weszła na górę do dormitorium.
-To kto ma ochotę doświadczyć potęgi najszybszej miotły świata?
Wstali i ruszyli w drogę na zaśnieżone boisko.


                 Leya jako ostatnia wsiadła na miotłę. Chłopacy już poszli z powrotem do zamku uciekając przed zimnem. Lewa ręka rzeczywiście nie była tak sprawna jak wcześniej. Zaczęła od podstawowych manewrów do tych najtrudniejszych. Ręka powoli wracała do starej sprawności. Leya czuła się wspaniale w powietrzu. Była szybka i wolna tutaj na górze. Jednak szybko straciła radość jaką niosła szybkość miotły oraz jej delikatność na wszelkie ruchy. Zastanawiało ją co chciała powiedzieć jej Jula. W powietrzu nie potrafiła myśleć dlatego wylądowała na boisku pokrytym śniegiem i skierowała się w stronę Hogwartu. W drodze wszystko zaczęło się jakoś układać w jej głowie, ale wniosek był nie do uwierzenia, odległy, nieznany, szokujący i nierealny w pewnym sensie. Ale pasował...


              Leya weszła do Sali Wejściowej po czym zaczęła powoli iść do pokoju wspólnego Gryfonów. Jednak poszła w drugą stronę słysząc głosy. Dwa w tym doskonale jej znany głos Gabriella. Stanęła za rogiem nie mając odwagi spojrzeć z kim rozmawia jej przyjaciel. Jednak błyskawicznie to usłyszała.
-Leya to Leya... Jej nie zatrzymasz. I nie warto się z nią trzymać na serio. To magnes kłopotów i kłótni. I jeszcze drugoklasistka... Naprawdę w Hogwarcie jest wiele dziewczyn godnych twojej uwagi. Nie jak ta smarkula.
Nie był to kto inny jak Victoria. Leya zacisnęła pięści.
-Wiesz co? To nawet prawda. Leya nigdy za nic nie dziękuje. I w dodatku jest uparta i ślepa. W sumie na początku udawałem, że ją lubię przez jej talent do Quidditha. Jak sobie pomyślę, że chciałem aby była mi bliższa niż przyjaciółka robi mi się nie dobrze.
-Może Prorok Codzienny nie kłamie?-zapytała słodkim głosikiem Victoria. Słychać było dwa kroki. Widocznie stanęła bliżej Gabriella.
-Nie. Nigdy tak nie było Victoria.-zaprzeczył smutnym tonem.
-Hej! Głowa do góry! Zapomnij o tej smarkuli i tyle. Pamiętaj kim jesteś: twardym facetem pełnym honoru i ambicji...
Tego Leya już nie wytrzymała. Wyskoczyła zza zakrętu ściskając w prawej dłoni różdżkę. Jednak spoglądając na nich upuściła ją na ziemię. Gabriell całował się z Victorią. Trwało to trzy sekundy zanim którekolwiek z nich zauważyło Leyę. Zapadła głucha cisza.
-Najważniejsza w życiu jest szczerość, bo na niej buduje się zaufanie, które jest kluczem do przyjaźni i miłości. Więc będę szczera: zastanawiam się jak mogłam...-ugryzła się w język w ostatnim momencie aby powiedzieć już wypowiedziane wcześniej słowo-być szczera wobec ciebie?-mówiła przez łzy patrząc Gabriellowi prosto w oczy. Podniosła różdżkę i pobiegła do pokoju wspólnego Gryffonów.


To taka mała rekompensata za bardzo długą przerwę w pisaniu. Mam nadzieję, że nadal czekacie na ciąg dalszy! 

2.17. Ostatnie słowo.


2.17. Ostatnie słowo


           Szkoła zaczęła się budzić w południe. Leya zeszła z Julią już na obiad. Wszystko toczyło się tak samo jak przed balem, a Wielka Sala z niezwykłej krainy lodu wróciła do swojego pierwotnego wyglądu. Jak zwykle słychać było zwykły gwar towarzyszący jedzeniu posiłków. A jednak Leya miała wraże nie, że już nie do końca wszystko jest takie samo. Ale co się zmieniło?
-Leya, Nonlee postanowiła dać ci jeszcze spokój.-zagadnęła Julice przy stole
-Z czym?-zapytała zaskoczona
-Nie no błagam! Nie pamiętasz?
-Ale czego?-Leya udawała, że nie wie o co Juli chodzi.
-Hej dziewczyny.-stanął za nimi Gabriell w tradycyjnie dobrym humorze.
-Cześć.-odpowiedziała Leya cicho
-I ty nadal...-upierała się Julice
-Pogadamy o tym później. Zresztą byłaś tam i widziałaś. Chcesz szczegółowy opis na dwie rolki pergaminu?!-zażartowała Leya
-Nie przeszkadzam wam już. Leya pamiętasz, że za godzinę trening?-zapytał Gabriell spoglądając jej w oczy
-Pamiętam.-skłamała-Do zobaczenia na boisku.
Jak tylko Gabriell odszedł Leya położyła głowę na stole.
-Co ci jest?-zapytała Jula
-Wracam do rzeczywistości i to mnie boli.


             Trening trwał cztery bite godziny. Gabriell uparł się, że drużyna musi dużo ćwiczyć przed meczem ze Ślizgonami który był zaplanowany już w przyszłym tygodniu. Zawody przecież trwają nadal, a tak wielu o nich zapomniało np.: Leya.
W drodze do Hogwartu Szukająca spotkała Victorię. Nie wyglądała najlepiej. Miała podkrążone oczy mówiące o braku snu przez wiele godzin i czerwone od łez. Jej zawsze piękne włosy wyglądały jakby trafił w nie piorun. Leyę przeszła fala niepokoju. Musiało się coś stać. I to coś okropnego skoro Wiktoria nie przejmuje się swoim wyglądem. Przez bal...? Wydawało się to Leyi dziwnie mało prawdopodobne. Ale o co wtedy chodzi?


             Mecz z Ślizgonami okazał się początkiem wojny. Wojny między Gryffonami, a Ślizgonami. Mecz stawał się z chwili na chwilę coraz bardziej brutalny i zawzięty. Napięcie rosło, a w Leyi z podwójną siłą. Wielokrotnie chłopacy spoglądali na nią z pytaniem o znicz. Ona tylko wzruszała ramionami. Znicz naprawdę zniknął i nie prędko się pojawił. Po dwóch godzinach Drużyna-Nadziei była poobijana, zmęczona i traciła wiarę, ze kiedykolwiek ten mecz się skończy. A jednak znicz zawirował nisko przy murawie boiska dokładnie na jego środku. Widzowie zamarli. Ścigający jednocześnie skierowali miotły ostro w dół. Przez chwilę lecieli równo w stronę złotego punktu na zielonej trawie jednak miotła Leyi była szybsza. Chwyciła znicz, ale już nie zdołała wyprostować miotły.
Drużyna Gryffindoru błyskawicznie wylądowała na ziemi i podbiegła do Leyi. Leżała twarzą do ziemi z włosami w nieładzie. Jej miotła leżała dwa metru za nią. Niestety przez uderzenie pękła na pół.
-Hej, Leya...-szepnął Gabriell klęczący po jej prawej stronie. Usłyszała go. Otwierając prawą dłoń wypuściła złoty znicz. Był to koniec meczu. Podniosła się wielka wrzawa, a Leya zemdlała.


              Poranek był jasny mimo, że zimowy. Leya usiadła na łóżku. Była w skrzydle szpitalnym. Obok łóżka, na stoliczku leżało kilka czekoladowych żab. Minęły dwa dni.
-Moja droga nieźle upadłaś. Wypij, a zrobi ci się lepiej.-poleciła szkolna cudotwórczyni pani Holney. Nie było lepszej osoby leczącej jakiekolwiek
-Dziękuję.-odpowiedziała Leya z wymuszonym uśmiechem. Bolała ją głowa, a lewa ręka była dziwnie sztywna. Próbowała ją poruszyć, ale tylko krzyknęła z bólu.
-Miałaś ją złamaną. W trzech miejscach wyobraź sobie! Musisz tutaj trochę poleżeć. Przynajmniej cztery dni. Mimo tego minie trochę czasu zanim lewa ręka znów będzie miała taką siłę jaką miała wcześniej.
-Ale będę mogła grać w Quidditcha?
-Bez miotły?-odeszła
"Jak to bez miotły?" Nie potrafiła sobie przypomnieć co się z nią stało. Było logiczne, że spadła na ziemię, ale żeby od razu złamać się w pół?


                Było już po zajęciach. Julice w towarzystwie Lysandra przyszła do skrzydła szpitalnego. Leya nie miała najlepszego humoru. Usta miała zaciśnięte w kreskę, a twarz zasłoniętą pergaminem. Słuchać było jak ołówek ociera się o powierzchnię papieru.
-Jak tam?-zapytał Lysander
-Co z moją miotłą?-zapytała cicho Leya
-Złamana a pół.-powiedziała krótko Julice-Ale ja się bym tym zbytnio nie przejmowała.
-Ta miotła to mój skarb!!! Moja chwała ścigającej!!!
-Słuchaj. Gabriell szuka kogoś na twoje miejsce.
Leya pokręciła głową.
-Zaraz dlaczego?
-Powiedział, że nie pozwoli ci więcej zagrać. Więcej nie wiem.-wyjaśniła Julia
-Ale ja kto? Ani razu nie zawiodłam!!!
-Myślisz, że nie pęka mi serce myśląc, że muszę zdjąć z boiska niezastąpioną szukającą? Jednak jeszcze bardziej serce by mi pękło gdyby następny mecz skończył się tragedią dla ciebie.
Gabriell stał w drzwiach skrzydła szpitalnego. Ręce miał skrzyżowane na piersi, a głowę spuszczoną na dół.
-Co ty bredzisz? Nie popełniam dwa razy tego samego błędu.
-Powiedziałem nie i koniec.
-Kim ty jesteś, że będziesz mi mówił co mogę robić, a czego nie?-zdenerwowała się Leya nie na żarty
-Posłuchaj... Myślę, że ten wypadek był trikiem Ślizgonów. Chcieli cię wyeliminować przynajmniej z tego meczu aby wygrać. Niestety trochę im się to nie udało.-uśmiechnął się ukradkiem.
-Następny mecz jest z Puchonami, a nie Ślizgonami!!! Wygramy bez problemu.
-Nie rozumiesz? Skoro Ślizgoni próbowali to inni też mogą. Zresztą nie tylko zespoły z naszej szkoły chciałyby się ciebie pozbyć z rozgrywek.
-To tym bardziej powinnam grać i ich wkurzać kolejnymi naszymi zwycięstwami!!!
-Powiedziałem NIE!
-Mam to gdzieś. Jak najszybciej kupuję miotłę i wracam do treningów. Poszukiwania szukającego zostały zakończone Gabriell. I to jest moje ostatnie słowo w tej sprawie.