2.21 Karmiona bolesnym kłamstwem
Nie było łatwo wyjść z zamku niezauważonym. Najpierw ledwo co a złapałby ich nauczyciel zaklęć, a potem sama opiekunka Gryffindoru. Zanim znaleźli się poza zamkiem minęło pół godziny. Co prawda plan Marcina Leyi się bardzo spodobał. Najbliżej zamku została Julice aby po zauważeniu czerwonych iskier jak najszybciej wezwać pomoc. Chłopacy zostali bliżej Zakazanego Lasu ukryci aby w razie potrzeby przyjść Leyi z pomocą. Ona sama była dzięki temu spokojniejsza jednak z każdym krokiem zbliżającym ją do Lasu czuła coraz większy strach. Trzymając różdżkę i amulet w prawej ręce spojrzała na Mapę Huncwotów zanim weszła do Lasu.
-Koniec psot. Mam nadzieję, że jeszcze będziesz mi potrzebna.-szepnęła ni to do siebie, ni to do Mapy i weszła w ciemny Las z nikłym światełkiem na końcu różdżki. Nie liczyła ile czasu włóczyła się powoli po Lesie gdy usłyszała lodowaty głos. Głos którego nigdy w życiu nie chciała poznać.
-Tak, tak... To był wielki błąd twojej matki.Urodziła dziecko w tajemnicy przede mną... Moje dziecko...
-J-j-jakto?-zająknął się Gabriell.
-JEGO dziecko?-szepnęła do siebie Leya ukryta za ogromnym pniem drzewa.
-Nigdy się nie zastanawiałeś jak to tak naprawdę było z Victorią? Szkoda, bo byś się może domyślił, że od jak tylko twoje nędzne usta dotknęły ust mojej córki musiałem coś z robić...
-NIGDY CI NIE UWIERZĘ W TO CO MÓWISZ KŁAMCO!!!-ryknął
Huknęło w różdżki, a Gabriell krzyknął z bólu.
-Nikt cie nie nauczył wierzyć w to co mówią dorośli? Tak. Jesteście rodzeństwem i mi też jest z tego powodu przykro. Nie potrzebnie zostałeś w pętany w to wszystko...
Wtedy jego ohydnie wyglądająca różdżka wyrwała się z jego ręki i upadła na ziemię.
-Dwanaście lat... Dwanaście lat karmienia kłamstwem, dwanaście lat samotności w przekonaniu, że wszystko dąży do do dobra. Całe szczęście, że miłość nie jest kłamstwem, ale szkoda, że jest wielkim problemem. Problemem który niszczy życie. Ty zniszczyłeś moje ja zniszczę ciebie.-Leya wyszła za drzewa wyprostowana i z pychą na twarzy trzymając swoją różdżkę w prawej ręce i bawiąc się różdżką ojca. W sercu miała ogromny żal, ale jeszcze większą furię.
-Jesteś za słaba aby zabić. Widzę to w twoich oczach!-zaśmiał się Pan Cienia.
-Mam swój honor, a zabić bezbronnego to żaden wyczyn. Ja tu w sprawie umowy.-podniosła do góry amulet tak aby i Pan Cienia i Gabriell go widzieli.
-Nie dawaj mu tego!-powiedział szybko związany czarodziejskimi linami Gabriell
-A czemu? Życie ci nie miłe?
-Miałem już przyjemność powiedzieć Gabriellowi jaką moc skrywa ten wisiorek. Ten kto go założy włada ogniem. Może robić z nim co chce bez użycia różdżki. Są jeszcze trzy takie Amulety. Wszystkie razem potrafią przywrócić zmarłym życie.
Leyi przeszła gęsia skórka po plecach. Przywrócić zmarłym życie... Znowu zobaczyć matkę...
-A więc? Pomożesz mi? W zamian dam ci więcej niż ty mi dasz. Dam ci wielką wiedzę, moc, potęgę, sławę i matkę. Wystarczy opuścić Hogwart i zostawić to co ludzie nazywają sumieniem.
-Leya...-powiedział półgłosem blady Gabriell
Dziewczyna spojrzała na Amulet Ognia. Chciała całym sercem mieć znowu przy sobie mamę tak jak wcześniej. Ale skoro sama śmierć nie potrafi przywrócić do życia zmarłych...
-Nigdy. Nigdy nie stanę po stronie czarnej magii nawet gdybym miała umrzeć!-krzyknęła Leya po czym coś popchnęło ją do przodu tak, że upuściła różdżkę ojca prosto pod jego nogi. Okazało się, że była to masywna gałąź.
-Wspominałem, że mam Amulet Ziemi?-zaśmiał się ojciec z ogromną satysfakcją.-A teraz oddaj mi w końcu ten Amulet Ognia i będzie po krzyku.-zażądał z opuszczoną różdżką w dłoni.
-Nie jesteś moim ojcem więc dlaczego mam cie słuchać?
To było błyskawiczne. Dwa zaklęcia spotkały się ze sobą tworząc połączenie. Leya za wszelką cenę starała się utrzymać promień jak najdłużej. I udało się jej to bardzo długo. To Pan Cienia przerwał połączenie. Leya upadła ciężko na ziemię obok związanego Gabriella. Leya szybko rzuciła przeciw zaklęcie, a Gabriell był wolny. Potem wystrzeliła czerwonymi iskrami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz