niedziela, 27 października 2013

2.7. Czas na show!

2.7. Czas na show!

            Atmosfera w Hogwarcie nadal była napięta. Wszystkich (z wyjątkiem Ślizgonów) interesowały nie o tyle poczynania Drużyny Nadziei, ale Gabriella i przede wszystkim Leyi. Szkoła wiedziała gdzie są, a czasami nawet o czym rozmawiają. Im to najwyraźniej nie przeszkadzało nawet mocno bawiło. Przez przysięgę szczerość, nadzieja i śmiech na zawsze stali się niezbyt rozłączni co doprowadzało niektóre dziewczyny do białej zazdrości. Jednak jakby zapytać Leyę lub Gabriella o uczucia między sobą odpowiedzieli by jednym słowem: przyjaźń na zawsze. No albo trzema.

           Data szesnastego listopada i jej niespodzianki odwróciły wszystko tak mocno, że wszyscy śmiali się z wszystkiego jak leciało mówiąc: pieprzę nie idę. No właśnie nie idę...?
Gdy Leya z Julią zeszły do pokoju wspólnego Gryffonów zastały uczniów klas od cztery w zwyższ przy tablicy ogłoszeń. Znalazły się na niej dwie nowe kartki. Drużyna Gryffindoru proszona jest o przyjście w dnu dzisiejszym do Wielkiej Sali o godzinie 16:00. Oraz coś co wywołało to zbiegowisko. Dnia 23 listopada uczniowie Gryffindoru od czwartej klasy w górę proszeni są o przyjście do Wielkiej Sali w sprawie Balu Bożonarodzeniowego który odbędzie się 24 grudnia.
-Jaka tu sprawiedliwość?-zaśmiała się Leya
-Ja tam się cieszę, że ominie mnie ten cały bal. Jak dla mnie nie wróży to nic dobrego.
-Jak dla mnie też nie.-dodał Lysander
-Piszę się na powrót na święta. A Gabriell chce zostać! Po co?-dołączył się Marcin.
-A kto to wie? Idziemy na śniadanie.-Leya wraz z przyjaciółmi zeszła do Wielkiej sali pełnej rozgadanych uczniów. Jedni uczniowie roku I-III byli oburzeni, że tak po prostu nie mogą pojawić się na tak wspaniałej imprezie. Co do Leyi to sama nie wiedziała co o tym myśleć. Może to i fajnie, że omija ją Bal, ale z drugiej strony nie miała najmniejszej ochoty na przedwczesny powrót do babki....
-Moi drodzy!-Siwobrody wstał, a błyskawicznie ucichły wszystkie rozmowy-Dziś rozpoczyna się tutaj kolejny rozdział historii Turnieju Trójmeczy! O godzinie osiemnastej powitamy naszych gości i zorganizowana zostanie wspaniała uczta powitalna. W przyszły poniedziałek już będziemy świadkami pierwszego meczu zawodów! To wszystko.
Tak... Przyjazd drużyn z Beaxbatons i Dumstrangu jeszcze bardziej podkręcił atmosferę w zamku. Jednak jak się Leya nie spodziewała to jeszcze nie był koniec...

         Cała drużyna Gryffonów spotkała się pozostałymi trzema w Wielkiej sali z opiekunami domów i samym dyrektorem. Od raz ubyło wiadomo, że chodzi o Turniej.
-Za dwie godziny staniecie w sali wejściowej i osobiście poznacie drużyny z Dumstrandu i Beaxbatons.-zaczął dyrektor-Reprezentujecie Hogwart i wymagam od was, szkoła wymaga uprzejmości jaką darzy gospodarz swoich gości. Potem paradnie przejdziecie drużyna po drużynie z zapowiedzią przez Wielką Salę w odpowiedniej kolejności do swojego stołu. Pierwszy szukający, obrońca, pałkarze i ścigający. W poniedziałek pierwszy mecz Turnieju zagra Hufflepuff przeciw Gryffindorowi. Wieczorem na tablicach w domach pojawi się cała rozpiska meczy która będzie sama się uzupełniać z następnymi spotkaniami. Obok meczu będzie też jego wynik. To wszystko co ja mam wam do powiedzenia.
-Dziękuję dyrektorze.-była to opiekunka Gryffonów.-Tradycją Turnieju jest Bal Bożonarodzeniowy dla klas od czwartej w zwyższ. Drużyny otwierają trwający do północy Bal tańcem w parach. Dlatego macie zadbać, aby mieć z kim tańczyć. Ty Fire tak samo.-zagrzmiała, aż Leya podskoczyła. Próbowała sobie wszystko ułożyć w głowie: najpierw głupie plotki, za dwie godziny wyprowadzi drużynę Gryffonów przed całą szkołą, a teraz ma pojawić się na Balu Bożonarodzeniowym, odtańczyć jakiś znając życie chory taniec i w dodatku mieć z kim tańczyć!
-Ej! ciebie to też dotyczy geniuszu!-szepnęła Marcusowi który wił się ze śmiechu, ale na słowa przyjaciółki spoważniał.
-Siedzimy w tym wszyscy...-mina Gabriella nie była zbyt wesoła, ale gdzieś w oczach tlił się już plan...-Skupmy się na meczu!-zakrzyknął do drużyny.
-Najpierw wyprowadź drużynę na oczach szkoły, ministra, Nonlee i kto wie jeszcze kogo jeszcze, a potem możemy rozmawiać.-skarciła Leya
-Daj spokój-objął ją ramieniem, ale Leya szybko się wyplątała-Będę przecież szedł za tobą.
-Dobra Leya. Czas na show!-powiedziała sama do siebie po czym wraz z pozostałymi skierowała się do Gryffindoru nie myśląc o tym jakie przed nią zostały postawione zadania...

piątek, 25 października 2013

2.6. Nonlee?

2.6 Nonlee?


           Wszyscy myśleli, że po spokojnym tygodniu również i sobota będzie cicha i pod jasnym słońcem i wypoczywaniu na błoniach. Nie tym razem.
Do Wielkiej sali wpadła chmura sów z listami i paczkami. Były to głównie oznaki kontaktu z rodzicami, ale między sowami pojawiło się wiele płomykówek z wydaniem "Proroka Codziennego" Na pozór nic ciekawego, a jednak chwilę potem wszędzie było widać grupki uczniów czytających jeden i ten sam artykuł wywołujący niezliczoną ilość plotek.

          Leyi nie było na śniadaniu. Wstała jeszcze przed wschodem słońca, zabrała w torbie masę pergaminu, ołówki i ulubione błękitne pióro z równie błękitnym atramentem i siedząc nad jeziorem wprost do słońca rysowała. Niebo się różowiło, a postać dziewczyny-elfa o atramentowych konturach szła ścieżką pomiędzy starymi i grubymi pniami drzew. Pracę nad następną postacią tym razem już czarodzieja w długich szatach. Z czasem grupki rozgadanych i wyraźnie czymś mocno zainteresowanych uczniów pojawiła się na błoniach. Leya nie zwracałaby na nich najmniejszej uwagi gdyby nie otwarte zainteresowanie jej osobą. Niedługo potem pojawił się po jej prawej stronie milczący Gabriell.
-Hej, co jest?-zapytała Leya widząc nie za dobry humor kapitana.-O co chodzi?
-To może ty mi powinnaś powiedzieć co?-odpowiedział grzmiącym i złym głosem.
-Ja? Niby co?
-Proszę! Przeczytaj sobie!-warknął podając jej do ręki "Proroka Codziennego"
Na wielkiej fotografii pokazany był Hogwart, Dumstrang i Beaxbatons.

                                             
"Drużyny-Nadzieje Turnieju!"


Odczytała kilka linijek i trochę się zdziwiła.
-Skoro drużyna Gryffindoru to Drużyna-Nadzieja mamy kolejny powód do rywalizacji.-odpowiedziała spokojnie
-Nie o to chodzi. Zobacz sobie niżej.-poradził nadal mocno zagniewany

                           
"Leya Fire czyli oszustwo Drużyny-Nadziei

         Nasza korespondentka, Paulina Nonlee odkryła tajne zamiary Leyi Fire z Drużyną-Nadzieją               Hogwartu. Jak donosi Prorokowi Nonlee Fire dopuściła się oszustwa. Prawdopodobnie                       używając Zaklęcia Imperius lub eliksiru miłosnego zmusiła kapitana drużyny, Gabriella aby               została szukającą w zespole. Jak mówi jedna z uczennic widząca Leyę w powietrzu-Ona jest                 do niczego. W ten sposób nie tylko Gabriell, ale i pozostali Gryffoni stracą reputację i szansę               w zawodach.-Victoria. Zapytaliśmy Gabriella-To nie jest możliwe. Ufam Leyi i wiem, że ma                 w sobie ogromny talent i nadzieję, a to jest bardzo ważne.
            Coś się wydaje, że to nie jest do końca prawda...

Leya chciała się odezwać, ale kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Po sekundach przed nimi stanęła Victoria w towarzystwie pięciu koleżanek. Od razu zrobiło się nieprzyjemnie.
-To co Fire już poza drużyną?-zapytała z durnym uśmiechem.
-A nie. Myślisz, że kilka słów coś zmieni?
-Chyba wiesz, że Imperius to zaklęcie Niewybaczalne co? Chyba, że wolisz miłosne gierki...-koleżanki za nią parsknęły śmiechem obgadując zapewne jaki to Gabriell jest wspaniały.
-Co to za miłość z eliksiru?-ogromna pewność siebie i spokój nadal jeszcze był w Leyi która wróciła do rysowania odkładając Proroka na ziemię.
-Co ty taka spokojna?
-A co ty taka wściekła? Złość piękności szkodzi, ale myślę, że gorszej brzydoty na ziemi już nie ma niż ty Victorio.
Gabriell parsknął śmiechem.
-Nie rozmawiam ze szlamami.-oświadczyła głośno z głową podniesioną do góry.
Gabriell błyskawicznie wstał z różdżką podniesioną na Victorię.-Radzę wynoś się.
-Ojć Gabriell...Idziemy!-warknęła na piątkę dziewczyn i poszła dalej brzegiem jeziora.
-Nie musiałeś.-Leya spojrzała na jego kamienną twarz.
-Szlama... Nie pozwolę...
-Ale... Nie wierzysz w te wszystkie bzdury prawda?-zapytała już z lekko drżącym głosem w obawie, że zaraz zostanie na łasce różdżki kapitana.
-W pierwszej chwili myślałem, że eksploduję, ale słysząc jak mówisz, ze miłość z eliksiru nie jest nic warta rozchmurzyłem się. Zresztą to bardzo skomplikowany eliksir... Wątpię by któremukolwiek uczniowi udało się go uwarzyć. Zresztą masz dwanaście lat.
-Wiem bardzo mało. Ale gdzie się podziała reszta?-Leya zmieniła temat.
-Wkurzyli się bo chciałem zorganizować jeszcze więcej treningów.
-A nie uważasz, że... no trzydzieści dwie godzin tygodniowa to już wystarczająco?
-Sam nie wiem. Wydaje mi się, że mnie to zaczyna powoli przerastać...
-To usiądź, posłuchaj dobrej muzyki i wyluzuj. Jeśli będziemy zadowoleni z wyników to sami będziemy chcieli więcej treningów. Zaufaj.-uśmiechnęła się delikatnie
-Ufam. Niedługo to zrobię z ciebie zastępcę kapitana!-zażartował
Po chwili pojawiła się drużyna z Julią, Marcusem i Lysandrem. Wszyscy razem od razu poszli na stadion Quidditha aby przy dziwnie dużej ilości gapiów potrenować ukochany sport. Nawet się wspólnie nie domyślali skąd się wzięło tyle uczniów. Nonlee.

niedziela, 20 października 2013

2.5. Znowu szlaban

2.5. Znowu szlaban


Następny dzień oblany był ciepłymi promieniami słońca. Witraże w oknach kolejny raz wyglądały świetnie. Leya zaspana zeszła na śniadanie. Jakieś dziwne myśli zamieniające w sny dręczyły ją całą noc, ale im bardziej chciała je sobie przypomnieć tym bardziej o nich zapominała, a gdy zobaczyła plan lekcji który podała jej przy śniadaniu Julice zapomniała o nieprzespanej nocy już całkowicie. Na początek historia, magii, eliksiry, zielarstwo, transmutacja i zaklęcia.
-Odechciało mi się jeść na myśl kolejnych wykładów na temat flaków.-zaczął marudzić Lysander.-Z Krukonami nie tak źle.
-Ale już eliksiry i zaklęcia z Ślizgonami.-zauważyła Jula kończąc jeść tost.
-To co? Ważne, że jeszcze bardziej znienawidzę poniedziałki.-przyznała się Leya odstawiając puchar z sokiem dyniowym..
-To mam coś jeszcze gorszego niż flaki.-wtrącił się Marcus stając tuż obok Leyi. Wyglądał jeszcze przystojniej niż zazwyczaj stwierdzając po reakcji jednej z trzecioklasistek siedzących dwa miejsca dalej od Julice.
-Więc?-zapytała Leya spoglądając w jego oczy.
-Ehm... Ah! Gabriell ułożył plan treningów.-podał jej pergamin.-Do wieczora.-odwrócił się i poszedł w kierunku Wieży Północnej na wróżbiarstwo.
-Cudnie. Ja chyba zabiję Gabriella!-powiedziała po pięciu minutach analizując rozkład treningów dopisując je swoim fioletowym piórem do planu lekcji.-Wyobraźcie sobie, że już o szóstej rano w każdy poniedziałek mamy trening i tego samego dnia jeszcze wieczorem o szóstej wieczorem!
-Urok zawodów.-szepnął Gabriell stojący za nią przez cały czas jej narzekania na pomysł z terminem treningów. Zrobiło jej się głupio.
-Dobra. Czas na te flaki.-wstali razem i powlekli się w stronę klasy historii gdzie profesor Binns już na nich czekał...


             Wszyscy mając już lekcję z nowym profesorem eliksirów, niejakim Carolo Elowisem byli tego samego zdania, że jest to nauczyciel wymagający i o czarnym charakterze, a Leya przekonała się o tym na własnej skórze.
Już zaskoczył Carolo wszystkich sprawdzianem praktycznym. Mieli przyrządzić lekarstwo na czyraki. Leya doskonale znała jego recepturę i składniki więc spokojnie zabrała się do pracy. Po dziesięciu minutach profesor przechodził między uczniami skopionymi na postawionym przed nimi zadaniu i krytykował ostro Gryfonów, a dawał rady Ślizgonom co wywołało w Lwach ukucie niesprawiedliwości. Leya zmarszczyła czoło robiąc wszystko aby profesor nie skompromitował jej zgryźliwymi uwagami jak Lysandra. Wtedy nagle coś w jej kociołku zasyczało i wybuchło oblewając ją ciemną, śliską cieczą zostawiając w klasie kilka obłoków szarego dymu.
-A więc jednak Fire nie jesteś aż tak wielka jak o tobie mówią wszędzie co? To ćwiczenie było dziecinne...
Leyę ogarnęła wściekłość. Ślimaki które miała wrzucić do wywaru były dziwnie lekko zielone... A dał jej je sam profesor. Coś tu nie gra.
-No więc co ty na to?-zapytał ją nagle Elowis.
-Przepraszam, ale nie słuchałam.-nie podnosiła wzroku z ślimaków.
-Twoja zarozumiałość nie zna granic jak u twego ojca...
Leya spojrzała na niego jadowicie. Jeszcze tego by brakowało gdyby szkoła dowiedziała się,że to jej ojciec, były minister włamał się do szkoły demolując bibliotekę.
-Nie jestem zarozumiała!-wydusiła, a Ślizgoni zaczęli się odśpiewywać.
-Minus pięć punktów dla Gryffindoru.
-Za co niby?-zapytała wiedząc, że przegina granicę.
-Szlaban. Mówisz do znajomego czy nauczyciela? Podejdź do mnie o ósmej do gabinetu.
-Heh... znowu na drugiej lekcji...-powiedziała sobie sama do siebie i wyszła z klasy doprowadzić się do porządku.


               Gdyby nie wyczerpujący i wspaniały trening Quidditha pierwszy dzień w drugiej klasie zapisałaby na straty. Szybko odnajdywała znicza, czasami zatrzymywała się w powietrzu obserwując chłopaków z dołu tak jak duża grupka gapiów na trybunach. Były to głównie dziewczyny od trzeciej do siódmej klasy włącznie. Między nimi pojawiały się małe grupki chłopaków. Byli nie tylko Gryfoni, ale i Puchoni, Krukoni i... Victoria. Po co ona tutaj przylazła?

Wszystko wyjaśniło się po dwugodzinnym treningu. Leya idąc z Marcusem i mówiąc mu o niesprawiedliwym szlabanie widziała kontem oka śmiejącą się Victorie z jakiejś kolejnej historii Gabriella które tak uwielbiała. Nie rozumiała jak Gabriell może być tak miły dla kogoś tak zarozumiałego jak Victoria.



              Leya na szlabanie była bite trzy godziny. Ręce ją bolały od wycierania obrazów. Ich właściciele nie byli tym zadowoleni, jedni rzucali przekleństwa inni nie mogli się jej napatrzeć nie mogąc uwierzyć  że to córka jednego z wspaniałych ministrów, jeszcze inni zanudzali ją na śmierć swoją biografią, a nieliczni rozbawiali ją do łez. Przez to musiała siedzieć o godzinę dłużej pod czujnym okiem profesora który zawzięcie ją krytykował.
-Tak tak moja droga... Niektórzy ministrowie nigdy nie powinni trafić nawet do Ministerstwa...-i tak przez całe trzy godziny. Dlatego zasnęła ledwo dotykając głową miękkiej poduszki śniąc o Pucharze Trójmeczu...

piątek, 11 października 2013

2.4. Ploteczki!!!

2.4. Ploteczki!!!
 

         Drużyna Gryffindoru wraz z Julice i Lysandrem siedziała w jednym przedziale w pierwszym wagonie pociągu do Hogwartu. Nie rozmawiali zbytnio ze sobą. Dopiero gdy nagle do przedziału wpadła grupka dziewczyn napadając na Gabriella i popychając Marcusa tak, że musiał wstać.
-Ej no o co ty chodzi?-zapytał gniewnym tonem, ale nie dostał odpowiedzi.
-Nie, nie teraz sobie nie pogadamy. Do widzenia.-krótko Gabriell wywalił roześmiane dziewczyny.-Co ty się dzieje?-zapytał
-To ja chciałam zapytać co z twoimi manierami kapitanie.-zadrwiła sobie Julia. Gabriell rzucił jej zabójcze spojrzenie.-Już na stacji traktują mnie jak gwiazdę, a zwłaszcza te wariatki.-stwierdził
-Ej no sory, ale jak nie patrzeć jesteś kapitanem drużyny prawda?-oświecił go Marcus wracając na swoje miejsce. Wtedy nagle wpadła jakaś dziewczyna z Huffelpuff.
-Słyszeliście już? Bal Gwiazdkowy i Bal zwycięzców!-wypaliła i pobiegła dalej.
-WAT?-zapytał zaskoczony Wiktor.
-Bal... Brrr... nie brzmi to optymistycznie. Kolejna sztywna imprezka w Hogwarcie-podsumował Lysander.
-Bal?!-rozmarzyła się nagle Julia, a Gabriell wzdrygnął się na samą myśl o nim.-Dobra idę po plotki.-oświadczył
-Oszalałeś!-warknął Marcus z uśmiechem.-Te wariatki cię załatwią zanim zajedziemy do Hogwartu!
-Racja...
-Dobra ja się przejdę.-Leya wstała odkładając pergamin i ołówek. Kończyła mangowe podobizny drużyny Gryffindoru pomijając siebie.-Mam dość rysowania zresztą kocham plotki.
-Ale plotki przyszły same i to nie raz. Wpadła Wictoria.
-No i co wy na te całe Bale? Brat mówił mi, że to wspaniała sprawa tylko wtedy gdy jest się wyżej niż w czwartej klasie włącznie-spojrzała na Leyę z odrazą-no wiecie: taniec i w ogóle...-urwała uśmiechając się szeroko do Gabriella.
-Dobrze, że to dopiero druga klasa!-odetchnął Lysander. Julia i Leya zrobiły to samo.
-Ale wszystkiego się dowiemy w Hogwarcie.-Wictoria zniknęła w wagonie.
Wiele mówiono o obydwóch balach, a pogłoski dochodziły do dziesiątki przyjaciół. Marcin po chwili wrócił tworząc już jedenastkę i był dziwnie blady.
-Tradycja... Turnieju... Bal... Taniec... Drużyna Gryffonów... Dumstrang... Beaxbatons...-Marcin nie wiedział zbytnio od czego zacząć.
-Dobra nie mów.-stwierdził szybko Dawid.-Lepiej dowiedzieć się tego od dyra z Hogwartu niż z tech plotek.
Rozmowa urwała się. Zrobiło się już ciemno za oknem przedziału, ale mimo upływu długich godzin plotki nadal rozbrzmiewały w całym pociągu. Leya zastanawiała się głęboko jakie pogłoski są prawdziwe a jakie są tylko głupimi zdaniami bez sensu. Wróciła jednak do kończenia podobizn chłopaków z drużyny i gdzieś z boku dorysowała siebie.


              Pociąg powoli się zatrzymywał. Hogwart wyglądał jeszcze piękniej niż w zeszłym roku na tle czarnego, pełnego gwiazd nieba.
Jedenastka uczniów podzieliła się na pół: Leya, Julia, Lysander, Marcin i Gabriell wsiedli do czarnego powozu zaraz za powozem z Dawidem, Oliwerem, Wiktorem, Witoldem i dwiema jakimiś dziewczynami których Leya nie znała.



             Po przydzieleniu nowych uczniów do domów Siwobrody wstał. Nagle gwar Wielkiej Sali umilkł niesamowicie szybko.
-Witam was w kolejnym nowym roku szkolnym moi mili! Mam wam wiele do powiedzenia!
Szepty przeszły po uczniach i uczennicach. Wszyscy mieli nadzieję na więcej informacji na temat Balów.
-Muszę was rozczarować: w tym roku nie będzie szkolnych meczy Quidditha, ale czeka nas coś o wiele lepszego:  Trójmecze! W przyszłym miesiącu przyjadą do nas delegacje z Beaxbatons i Dumstrangu. Dwanaście drużyn będzie walczyć o wspaniały puchar, ale tylko jedna z nich, a mam nadzieję jedna z waszych domów. A teraz czas na ucztę!
Pojawiło się mnóstwo jedzenia. Wszyscy byli nie tylko głodni, ale zawiedzeni. Nic nie dowiedzieli się o Balach... Leya odetchnęła, bo miała dziwne przeczucie, że z nimi wiąże się więcej spraw do załatwienia przed nim. Postanowiła się tylko w tym roku szkolnym skupić na nauce i Quiddithu. Czekając do północy już z całą drużyną Gryffonów, żeby ten rok był ciekawy i zabawny. Jak się okazało trochę tego pożałowała....

czwartek, 10 października 2013

2.3. Połamane pióra.

2.3. Połamane pióra.


       Leya bardzo się cieszyła widząc Lysandra i Gabriella przed bankiem Gringotta. Po chwili przyszła Julia, ale już jakby na nią nie wyglądała. Prosta grzywka wchodziła jej w oczy a włosy były jeszcze bardziej proste niż zwykle. Chłopacy wytrzeszczyli oczy w wyrazie zaskoczenia. Czekali nie tylko na Leyę, ale również na nią.
-Hejo Julia.-przywitała przyjaciółkę nie zwracając uwagi na jej nowy wygląd.
-Niestety, ale już nie Julia tylko Julice. Okazało się, że to moje prawdziwe imię zapisane w tam tych wszystkich papierach, a całe życie rodzice mówili na mnie Julia. To takie dziwne nagle zmienić swoje imię...-nie wyglądała na zmartwiona tym faktem, była nawet zadowolona, że była trzymana w błędzie.
-Ale w takim razie jak mamy do ciebie mówić?-zapytał z ciekawością oszołomiony najbardziej z całej trójki Lysander.
-Julia tak jak do tej pory. No chyba, że masz większe ambicje co do naszych relacji...-wprowadziła w Lysandrze zakłopotanie, a Gabreill chyba za chwilę wybuchłby ze śmiechu.
-Dobra to co? Gdzie najpierw?-zapytała Leya przerywając głupią ciszę.
-W Esy i Floresy!-zawołał energicznie Gabriell i z uśmiechem na twarzy poszedł wraz z pozostałymi do księgarni. Tutaj kręciło się kilku uczniów z Hogwartu głównie trzecich klas kupujących zestaw podręczników. Do czwórki przyjaciół szybko podszedł młody księgarz.
-Hogwart?-zapytał z uprzejmością.
-Tak. Trzy komplet na drugi rok i jeden na piąty.-oznajmił Gabreill bez zastanowienia. Księgarz szybko zaczął zdejmować tomy z półek w najróżniejszych miejscach księgarni.-Ale...-zaczął odwracając się do Leyi, Lysandra i Julice-...po raz pierwszy w życiu nie mogę się doczekać pociągu do Hogwartu. Ale będzie zabawa! Już widzę ten puchar!-Gabriell za każdym razem tłumacząc nową taktykę pisał dokładnie te same słowa w tym samym ustawieniu i o dokładnie takim samym sensie-Tylko muszę kupić szatę wyjściową...-przez jego twarz przeszedł grymas.-Jest na liście.
-Ja czegoś takiego nie mam.-zdziwił się Lysander.
-Ja tez nie. Ale to lepiej.-odetchnęła Julia.
Księgarz zapakował już książki. Towarzystwo szybko za nie zapłaciło i wyszli na zatłoczoną uliczkę.
-Na mojej też jest. Nie czaję.-wróciła do tematy Leya gdy stali przed sklepem z szatami.-AAAŁŁŁ!!!
Na Leyę wpadła jakaś blondynka w zielonej szacie z garścią piór które rozsypały się po bruku ulicy. Dwa się połamały, a torba Leyi z książkami pękła z pół.
-Jak chodzisz?!!-warknęła dziewczyna obdarzona niesamowitą urodą. Gabriell dziwnie na nią się patrzył...
-To ty wypadasz nagle nie wiadomo z skąd!-warknęła zaskoczona Leya zbierając książki z ziemi. Po chwili z niedowierzaniem spojrzała na Gabriella . Zbierał zawzięcie pióra dziewczyny i podał je do jej ręki z uśmiechem.
-Dziękuję.-odpowiedziała słodko-Ej! Ty jesteś ta Leya Fire co?-zapytała już ze złością i płomieniami w oczach.
-No tak...-Leya zbytni nie wiedziała co jej powiedzieć.-Taka sławna, a wygląda jak widmo...-rzuciła i zniknęła w banku Gringotta.-Co za żmija...-syknął Lysander.
-Dobra to było dziwne...-stwierdziła Julia.-Idziemy.
Wspólnymi siłami pomogli Gabriellowi i Madame Dali dopasować idealną szatę dla niego. W oczach Leyi wyglądał okropnie przystojnie i wyniośle...
Wstąpili jeszcze na przepyszny deser lodowy-"truskawkowy szał"
-Ej! No tak! To Wictoria z Slytherinu z czwartego roku.-oznajmił nagle Gabriell.
-I kogo to obchodzi?-odpowiedziała uszczypliwie Julia.
-E... No sam nie wiem. To jadowita żmija.-dodał
-Jadowita żmija... To po co zbierałeś te jej pióra?-Lysander trafił w Gabriella bezbłędnie.
-No... Sam nie wiem. Ale w końcu jestem kapitanem drużyny i muszę pamiętać o zasadach dobrego wychowania.
-Chyba o zasadach uwodzenia...-pomyślała Leya po czym parsknęła śmiechem.
Popołudnie minęło zbyt szybko. Znowu taktyki... I kolejny letni dzień... Aż w końcu siedzieli już w pociągu do Hogwartu który po prostu 
huczał ze wszystkich stron tyloma plotkami na jeden temat, że już nikt nie wiedział kto mówi prawdę i czy drugiemu ją powiedział...

niedziela, 6 października 2013

2.2 Wynalazek Marcusa.

2.2 Wynalazek Marcusa


           List od Gabriella był dziwnie gruby tak jakby w kopercie było kilkadziesiąt stron pergaminu. Jednak dla sowy nie był albo zbyt ciężki, albo była to bardzo silna sowa. Leya dała jej kilka specjalnych sowich ciastek i otworzyła kopertę. Od razu rozpoznała staranne pismo Gabriella.

Leyo!
Moje domysły stały się najprawdziwszą prawdą! Przed drużyną Gryffindoru stoi wielkie wyzwanie:  Trójmecze! Odbywają się raz na dziesięć lat. Teraz czas na dziesiątą edycję.
Na pewno nie wiesz o co chodzi prawda? Do Hogwartu przyjeżdżają po cztery drużyny z Durmsztrangu i Beauxbaton. Przez miesiące toczą się mecze o puchar Trójmeczu. Oprócz niego jest jeszcze uznanie, sława...
Do czego zmierzam? Mam wielkie marzenia co do pucharu. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz możemy omawiać taktyki. Po prostu rozwiń ten pusty zwój pergaminu dziś o ósmej wieczorem i pisz na nim wysłanym piórem bez atramentu.


Do pisanego
Gabrell
P.S. Już w proroku robi się głośno o zawodach i nie tylko! Kilka wycinków dla ciebie.

Leya z lekkim niepokojem zaczęła czytać kolejne artykuły zapewne pierwszych stron z Proroka. "Po raz dziesiąty Trójmecz!", "Powracają emocje!", "Minister na Święta do Hogwartu", "Drużyna Gryffindoru czyli co i jak." Leya była dziwnie zadowolona, że pojawiła się w proroku wraz z pozostałymi chłopakami w Proroku w jednym momencie. Z tego co wyczytała wychodzi, że Trójmecze powstały na pamiątkę Turnieju Trójmagicznego. Został wymyślony w Hogwarcie, a Hogwart jeszcze nie miał pucharu na własność na dziesięć lat.

-No ok. Wszyscy są?-punkt ósma na wynalazkach Marcusa zaczęły wypisywać się granatowe litery. Tak działały jego Zwoje Kontaktu. Wystarczy napisać coś na specjalnym pergaminie specjalnym piórem i litery wypisują się na wszystkich Zwojach. Sprytne jak stwierdziła Leya.
-Kto pisze? Tu Marcus.
-O hejo. Leya tutaj.
-Dawid.
-Oliwer.
-Gabreill.
-Wiktor.
-Witold.
-Czyli komplecik. Jak już wiecie panowie i panie...
-*szepcze do siebie "nieeee znowu przemowa"*-wyglądało jak pismo Wiktora.
-...przed nami wielkie wyzwanie, sława...
-I impreza. Oliwer.
-A ty jak zawsze o tym samym... Dawid.
-...i praca. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz zaczniemy przerabiać teorię taktyk...
-Jak tak można!!! Witold.
-NORMALNIE! Chcecie tego pucharu?
-Tak-podpisali się wszyscy.
-A więc wymagam od was ciężkiej pracy! Gryffindor ma w tej chwili jedną z z najlepszych drużyn w historii! Nie zaprzepaścimy tego.
Szybko został uzgodniony codzienny termin spotkań na Zawojach Kontaktu. Tego dnia Gabreill jeszcze nie zaczął wbijać do głowy drużynie kolejnych taktyk które i tak olewają w czasie gry. Jednak dzięki nim czuli się bardziej pewni tego co robią. W Leyę wstąpiła ogromna ochota nie tylko na puchar, ale i na wspaniały Bal Wigilijny i Bal Zwycięzców. Ale też tęskniła z Julią i Lysandrem, treningami, Marcusem, Gabrellem... Dlatego wysłała do wymienionej piątki staranne listy. Nigdy nie zaszkodzi spotkać się w sobotę w przedostatni tydzień wakacji aby wspólnie kupić podręczniki i inne potrzebne przedmioty. Leya uż nie mogła się doczekać spotkania...

sobota, 5 października 2013

2.1 Stary Dom.

1 Stary dom.


           Twarz Morili nie wyglądała na zadowoloną gdy Leya zobaczyła ją na King Cross przy barierce na peron 9 i 3/4. Nie odezwały się do siebie ani słowem przez całą drogę do domu. Gdy już do niego weszły babka kazała usiąść wnuczce do tego samego stołu przy którym dostała list z Hogwartu. Ukradkiem wypuściła swoją sowę Bungę która całą podróż siedziała w klatce.
-Czy mogłabyś mi wytłumaczyć dlaczego tyle o tobie piszą w Proroku Codziennym?-zapytała złym, ale spokojnym tonem Morilia pokazując na stertę związanych ze sobą gazet.
Leya była okropnie zaskoczona. To prawda nie czytała gazet, ale w Hogwarcie wieści roznoszą się z prędkością światła więc na pewno usłyszałaby, że coś o niej napisali.
-Nie powiesz mi tak? Hm... To ja ci powiem. Kompromitujesz naszą rodzinę i tyle. Przestań wsadzać nos w nie swoje sprawy. Myślisz, że nie wiem o aferze w bibliotece?-krzyczała co zdarza jej się bardzo rzadko.
Leya nie wiedziała co powiedzieć. To nie jest jej wina, że wszyscy w około wiedzą kim jest, a ona sama nie. Już chciała powiedzieć, że to wyłącznie przez babkę, ale ugryzła się w język.
-Za trzy dni przyjeżdża kupiec, aby kupić dom twojej matki.-zmieniła temat babka.-Chce dać za niego fortunę! Chcę abyś pomogła mi go oprowadzić po tym domu. Przecież to ty w nim mieszkałaś. Zrozumiałyśmy się?
-Tak.-Leya powlokła swoje tobołki do swojego pokoju i nawet ich nie rozpakowując wyszła z domu bez słowa.
Przez następne trzy dni przesiadywała całe dnie w domu, swoim domu. Jednak z testamentu wychodzi, że właścicielką jego jest Morilia. O ile można ten budynek nazwać domem.
To była willa! Piękna willa z kamiennym podjazdem oświetlonym latarniami. Przez duże okna zasłonięte firankami wpadało dużo letniego słońca do pokoi.
Tył domu został zaokrąglony. Leya po prostu kocha te wspaniałe pomieszczenia. Ściana na piękny ogród z fontanną, kwiatami i wysokimi tujami jest szklana. Na pierwszym piętrze stoi przy nich fortepian i gitara elektryczna z sześcioma gryfami. Leya pierwsze co zrobiła po przyjściu tutaj zaczęła na niej grać. Doskonale pamiętała ciężką naukę aby wydobywać z niej nieziemskie melodie.
Na drugim piętrze znajdują się sypialnie. Leya z łzami w oczach weszła do swojego królestwa z szklaną ścianą. Nic się tutaj nie zmieniło. Błękitne ściany poobklejane były masą najróżniejszych mangowych rysunków. Regał z ukochanymi książkami stał pod warstwą kurzu. Na biurku nadal została praca domowa z mugolskiej szkoły. Tyle wspomnień zmusza wracać tutaj. A teraz? Ten dom ma zostać tak po prostu sprzedany!
Rozmyślając nad tym Leya otworzyła pierwszą szufladę komody. Z zaskoczeniem wyciągnęła z niej złotą szkatułkę zdobioną sporymi rozmiarami rubinami. Dziewczyna delikatnie otworzyła niskie kwadratowe pudełko. Na ciemno purpurowej poduszeczce leżał srebrny amulet z ślicznym, dużym rubinem. Kamień wyglądał jakby miał srebrne skrzydła smoka. Matka nigdy nie pokazała córce tego przedmiotu, a miała wiele pięknej biżuterii, ale dla Leyi ten wisiorek był najpiękniejszy z kolekcji. Był taki tajemniczy... Własnie ten amulet i szkatułkę Leya zabrała z domu do domu babki drugiego dnia. Schowała go pod obluzowaną deską pod łóżkiem którą sama rozwaliła dzień wcześniej. Postanowiła nic nie mówić babce o tym znalezisku, a dla pewności nosić amulet zawsze na szyi.



         Następnego dnia wysoki i silny mężczyzna oglądał dom tak dobrze znany Leyi. Po godzinach nie tylko oglądania, ale i targowania się podpisał umowę kupna. Pod jednym warunkiem: gitara z sześcioma gryfami ma zniknąć. Leya ucieszyła się z tego powodu. Dźwięki gitary poprawiały jej humor, ale nie dały tego dokonać. Tyko gdy wieczorem przyleciała sowa Gabriella uśmiechnęła się do siebie...

wtorek, 1 października 2013

18. Pociąg w powrotną stronę.

18. Pociąg w powrotną stronę


        Po zwycięstwie szkoła huczała. Wszyscy nagle polubili Gabreilla, którego zła sława została na zawsze zapomniana. Do Leyi wciąż podchodziła nowa grupka uczniaków, a ona opowiadała o ostatnim meczu. W końcu te fascynacja szkoły członkami drużyny Gryffonów ustała. Wszyscy zawzięcie przygotowywali się do testów końcowych. Leya była spokojna. Zawsze uczyła się materiału z lekcji na lekcje. Dlatego gdy już przyszły wyniki egzaminów była bardzo szczęśliwa widząc swoje bardzo dobre wyniki. Julia miała takie same, Lysandra były już niższe, ale tak samo dobre jak Gabreilla. On był zadowolony, że tym razem przechodzi do piątej klasy. No i nadal był kapitanem.
-Mamy problem. Oskar już wychodzi. Chętnie zajmę jego miejsce, ale nadal potrzeba nam szukającego.-ogłosił pewnego wieczora. Leya nic na ten temat nie mówiła.
W końcu cała szkoła zasiadła do bankietu zakończenia roku szkolnego. Złotymi talerzami i kielichami zastawiono wszystkie stoły. Wszędzie pełno wyło czerwieni i złota. Gryffindor po zwycięskim meczu nie tylko ma puchar Quidditha, ale i puchar domów.
-Tak... Gryffoni zagarnęli wszystkie możliwe nagrody.-zaśmiał się Ambroży Siwobrody w swoim przemówieniu.-Ale za dwa miesiące będziecie mieli możliwość nie tylko je odebrać Lwom-tutaj spojrzał na Leyę obdarowując ją uśmiechem-ale również zdobyć coś dla szkoły. Przekonacie się o czym mówię już niedługo. Rok szkolny uważam za zamknięty!-stoły zastawiły się najpyszniejszym jedzeniem. Po godzinie wszyscy uczniowie opuścili mury ich ukochanej szkoły. Niedługo potem rozległ się głośny gwizd pociągu. Ruszył ociężale zostawiając zamek za sobą.
-Jak myślicie co miał na myśli dyrektor z tym trzecim pucharem?-zapytał Lysander w przedziale pociągu na jego tyłach.
-A kto to wie?-odpowiedziała Julia
-Ten starzec jest potężny i mądry to prawda, ale czasami mówi jak stuknięty. Ale jedno jest pewne: w przyszłym roku musimy obronić puchar.-spojrzał na Leyę
-Hm?-zapytała nieobecna.-Jak dla mnie to wolałabym aby następny rok szkolny był bardziej spokojny i normalny.
-To nie jest już niestety możliwe. Skoro ta pokraka z biblioteki dostała się do szkoły robi się niebezpiecznie.-wywnioskowała Julia
-Niebezpiecznie? W Hogwarcie? To nie jest możliwe.-oświadczył Gabriell.
-Jakoś wygranie meczu z Krukonami też nie było możliwe i co?-przypomniała Leya.
-No fakt...Hm...-zadumał się znowu Gabreill spoglądając na Leyę badawczym wzrokiem.
-Co?-zapytała.
-Chyba się domyślam o czym mówił dyro... Wyślę sowę jak będę pewny. Teraz nie chcę rozsiewać plotek, ale... Leya sprawa do ciebie?
-Niby jaka?
-Bo widzisz...
-Halloooo.-odezwała się Julia
-.potrzeba nam ścigającego...-ciągnął dalej Gabreill nie zwracając uwagi na miny Julki.
-Rozumiem. Jasne, że będę grać z wami.
Pociąg jechał i jechał. Po długich godzinach Leya nie mogła uwierzyć, że znowu jest w domu wraz z babką. Z jednej strony zatęskniła za nią, a z drugiej już chciała wracać do Hogwartu. Jednak mina Morilli nie wróżyła nic dobrego...

To już koniec pierwszego roku Leyi w Hogwarcie. Ale to nie koniec. To dopiero początek tej mojej historyjki. Dzięki, że jest ktoś kto czyta te bzdury. ;) Do czytanego w czasie drugiego roku w Hogwarcie!
Wasza Luna