2.5. Znowu szlaban
Następny dzień oblany był ciepłymi promieniami słońca. Witraże w oknach kolejny raz wyglądały świetnie. Leya zaspana zeszła na śniadanie. Jakieś dziwne myśli zamieniające w sny dręczyły ją całą noc, ale im bardziej chciała je sobie przypomnieć tym bardziej o nich zapominała, a gdy zobaczyła plan lekcji który podała jej przy śniadaniu Julice zapomniała o nieprzespanej nocy już całkowicie. Na początek historia, magii, eliksiry, zielarstwo, transmutacja i zaklęcia.
-Odechciało mi się jeść na myśl kolejnych wykładów na temat flaków.-zaczął marudzić Lysander.-Z Krukonami nie tak źle.
-Ale już eliksiry i zaklęcia z Ślizgonami.-zauważyła Jula kończąc jeść tost.
-To co? Ważne, że jeszcze bardziej znienawidzę poniedziałki.-przyznała się Leya odstawiając puchar z sokiem dyniowym..
-To mam coś jeszcze gorszego niż flaki.-wtrącił się Marcus stając tuż obok Leyi. Wyglądał jeszcze przystojniej niż zazwyczaj stwierdzając po reakcji jednej z trzecioklasistek siedzących dwa miejsca dalej od Julice.
-Więc?-zapytała Leya spoglądając w jego oczy.
-Ehm... Ah! Gabriell ułożył plan treningów.-podał jej pergamin.-Do wieczora.-odwrócił się i poszedł w kierunku Wieży Północnej na wróżbiarstwo.
-Cudnie. Ja chyba zabiję Gabriella!-powiedziała po pięciu minutach analizując rozkład treningów dopisując je swoim fioletowym piórem do planu lekcji.-Wyobraźcie sobie, że już o szóstej rano w każdy poniedziałek mamy trening i tego samego dnia jeszcze wieczorem o szóstej wieczorem!
-Urok zawodów.-szepnął Gabriell stojący za nią przez cały czas jej narzekania na pomysł z terminem treningów. Zrobiło jej się głupio.
-Dobra. Czas na te flaki.-wstali razem i powlekli się w stronę klasy historii gdzie profesor Binns już na nich czekał...
Wszyscy mając już lekcję z nowym profesorem eliksirów, niejakim Carolo Elowisem byli tego samego zdania, że jest to nauczyciel wymagający i o czarnym charakterze, a Leya przekonała się o tym na własnej skórze.
Już zaskoczył Carolo wszystkich sprawdzianem praktycznym. Mieli przyrządzić lekarstwo na czyraki. Leya doskonale znała jego recepturę i składniki więc spokojnie zabrała się do pracy. Po dziesięciu minutach profesor przechodził między uczniami skopionymi na postawionym przed nimi zadaniu i krytykował ostro Gryfonów, a dawał rady Ślizgonom co wywołało w Lwach ukucie niesprawiedliwości. Leya zmarszczyła czoło robiąc wszystko aby profesor nie skompromitował jej zgryźliwymi uwagami jak Lysandra. Wtedy nagle coś w jej kociołku zasyczało i wybuchło oblewając ją ciemną, śliską cieczą zostawiając w klasie kilka obłoków szarego dymu.
-A więc jednak Fire nie jesteś aż tak wielka jak o tobie mówią wszędzie co? To ćwiczenie było dziecinne...
Leyę ogarnęła wściekłość. Ślimaki które miała wrzucić do wywaru były dziwnie lekko zielone... A dał jej je sam profesor. Coś tu nie gra.
-No więc co ty na to?-zapytał ją nagle Elowis.
-Przepraszam, ale nie słuchałam.-nie podnosiła wzroku z ślimaków.
-Twoja zarozumiałość nie zna granic jak u twego ojca...
Leya spojrzała na niego jadowicie. Jeszcze tego by brakowało gdyby szkoła dowiedziała się,że to jej ojciec, były minister włamał się do szkoły demolując bibliotekę.
-Nie jestem zarozumiała!-wydusiła, a Ślizgoni zaczęli się odśpiewywać.
-Minus pięć punktów dla Gryffindoru.
-Za co niby?-zapytała wiedząc, że przegina granicę.
-Szlaban. Mówisz do znajomego czy nauczyciela? Podejdź do mnie o ósmej do gabinetu.
-Heh... znowu na drugiej lekcji...-powiedziała sobie sama do siebie i wyszła z klasy doprowadzić się do porządku.
Gdyby nie wyczerpujący i wspaniały trening Quidditha pierwszy dzień w drugiej klasie zapisałaby na straty. Szybko odnajdywała znicza, czasami zatrzymywała się w powietrzu obserwując chłopaków z dołu tak jak duża grupka gapiów na trybunach. Były to głównie dziewczyny od trzeciej do siódmej klasy włącznie. Między nimi pojawiały się małe grupki chłopaków. Byli nie tylko Gryfoni, ale i Puchoni, Krukoni i... Victoria. Po co ona tutaj przylazła?
Wszystko wyjaśniło się po dwugodzinnym treningu. Leya idąc z Marcusem i mówiąc mu o niesprawiedliwym szlabanie widziała kontem oka śmiejącą się Victorie z jakiejś kolejnej historii Gabriella które tak uwielbiała. Nie rozumiała jak Gabriell może być tak miły dla kogoś tak zarozumiałego jak Victoria.
Leya na szlabanie była bite trzy godziny. Ręce ją bolały od wycierania obrazów. Ich właściciele nie byli tym zadowoleni, jedni rzucali przekleństwa inni nie mogli się jej napatrzeć nie mogąc uwierzyć że to córka jednego z wspaniałych ministrów, jeszcze inni zanudzali ją na śmierć swoją biografią, a nieliczni rozbawiali ją do łez. Przez to musiała siedzieć o godzinę dłużej pod czujnym okiem profesora który zawzięcie ją krytykował.
-Tak tak moja droga... Niektórzy ministrowie nigdy nie powinni trafić nawet do Ministerstwa...-i tak przez całe trzy godziny. Dlatego zasnęła ledwo dotykając głową miękkiej poduszki śniąc o Pucharze Trójmeczu...
-Odechciało mi się jeść na myśl kolejnych wykładów na temat flaków.-zaczął marudzić Lysander.-Z Krukonami nie tak źle.
-Ale już eliksiry i zaklęcia z Ślizgonami.-zauważyła Jula kończąc jeść tost.
-To co? Ważne, że jeszcze bardziej znienawidzę poniedziałki.-przyznała się Leya odstawiając puchar z sokiem dyniowym..
-To mam coś jeszcze gorszego niż flaki.-wtrącił się Marcus stając tuż obok Leyi. Wyglądał jeszcze przystojniej niż zazwyczaj stwierdzając po reakcji jednej z trzecioklasistek siedzących dwa miejsca dalej od Julice.
-Więc?-zapytała Leya spoglądając w jego oczy.
-Ehm... Ah! Gabriell ułożył plan treningów.-podał jej pergamin.-Do wieczora.-odwrócił się i poszedł w kierunku Wieży Północnej na wróżbiarstwo.
-Cudnie. Ja chyba zabiję Gabriella!-powiedziała po pięciu minutach analizując rozkład treningów dopisując je swoim fioletowym piórem do planu lekcji.-Wyobraźcie sobie, że już o szóstej rano w każdy poniedziałek mamy trening i tego samego dnia jeszcze wieczorem o szóstej wieczorem!
-Urok zawodów.-szepnął Gabriell stojący za nią przez cały czas jej narzekania na pomysł z terminem treningów. Zrobiło jej się głupio.
-Dobra. Czas na te flaki.-wstali razem i powlekli się w stronę klasy historii gdzie profesor Binns już na nich czekał...
Wszyscy mając już lekcję z nowym profesorem eliksirów, niejakim Carolo Elowisem byli tego samego zdania, że jest to nauczyciel wymagający i o czarnym charakterze, a Leya przekonała się o tym na własnej skórze.
Już zaskoczył Carolo wszystkich sprawdzianem praktycznym. Mieli przyrządzić lekarstwo na czyraki. Leya doskonale znała jego recepturę i składniki więc spokojnie zabrała się do pracy. Po dziesięciu minutach profesor przechodził między uczniami skopionymi na postawionym przed nimi zadaniu i krytykował ostro Gryfonów, a dawał rady Ślizgonom co wywołało w Lwach ukucie niesprawiedliwości. Leya zmarszczyła czoło robiąc wszystko aby profesor nie skompromitował jej zgryźliwymi uwagami jak Lysandra. Wtedy nagle coś w jej kociołku zasyczało i wybuchło oblewając ją ciemną, śliską cieczą zostawiając w klasie kilka obłoków szarego dymu.
-A więc jednak Fire nie jesteś aż tak wielka jak o tobie mówią wszędzie co? To ćwiczenie było dziecinne...
Leyę ogarnęła wściekłość. Ślimaki które miała wrzucić do wywaru były dziwnie lekko zielone... A dał jej je sam profesor. Coś tu nie gra.
-No więc co ty na to?-zapytał ją nagle Elowis.
-Przepraszam, ale nie słuchałam.-nie podnosiła wzroku z ślimaków.
-Twoja zarozumiałość nie zna granic jak u twego ojca...
Leya spojrzała na niego jadowicie. Jeszcze tego by brakowało gdyby szkoła dowiedziała się,że to jej ojciec, były minister włamał się do szkoły demolując bibliotekę.
-Nie jestem zarozumiała!-wydusiła, a Ślizgoni zaczęli się odśpiewywać.
-Minus pięć punktów dla Gryffindoru.
-Za co niby?-zapytała wiedząc, że przegina granicę.
-Szlaban. Mówisz do znajomego czy nauczyciela? Podejdź do mnie o ósmej do gabinetu.
-Heh... znowu na drugiej lekcji...-powiedziała sobie sama do siebie i wyszła z klasy doprowadzić się do porządku.
Gdyby nie wyczerpujący i wspaniały trening Quidditha pierwszy dzień w drugiej klasie zapisałaby na straty. Szybko odnajdywała znicza, czasami zatrzymywała się w powietrzu obserwując chłopaków z dołu tak jak duża grupka gapiów na trybunach. Były to głównie dziewczyny od trzeciej do siódmej klasy włącznie. Między nimi pojawiały się małe grupki chłopaków. Byli nie tylko Gryfoni, ale i Puchoni, Krukoni i... Victoria. Po co ona tutaj przylazła?
Wszystko wyjaśniło się po dwugodzinnym treningu. Leya idąc z Marcusem i mówiąc mu o niesprawiedliwym szlabanie widziała kontem oka śmiejącą się Victorie z jakiejś kolejnej historii Gabriella które tak uwielbiała. Nie rozumiała jak Gabriell może być tak miły dla kogoś tak zarozumiałego jak Victoria.
Leya na szlabanie była bite trzy godziny. Ręce ją bolały od wycierania obrazów. Ich właściciele nie byli tym zadowoleni, jedni rzucali przekleństwa inni nie mogli się jej napatrzeć nie mogąc uwierzyć że to córka jednego z wspaniałych ministrów, jeszcze inni zanudzali ją na śmierć swoją biografią, a nieliczni rozbawiali ją do łez. Przez to musiała siedzieć o godzinę dłużej pod czujnym okiem profesora który zawzięcie ją krytykował.
-Tak tak moja droga... Niektórzy ministrowie nigdy nie powinni trafić nawet do Ministerstwa...-i tak przez całe trzy godziny. Dlatego zasnęła ledwo dotykając głową miękkiej poduszki śniąc o Pucharze Trójmeczu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz