niedziela, 15 czerwca 2014

3.12. "pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu!"

3.12. "...pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu!"


Leya nie mogła spać całą noc. Najpierw płakała, potem użalała się nad sobą, a potem nagle obudził się w niej dziki gniew. Siedziała przed oknem wpatrując się w czarne jezioro i gwiazdy na niebie.
-Skoro dyrektor chce w końcu zakończyć sprawę...-szeptała sama do siebie-Hmm... Każdy wie, że zakończenia powinny być huczne i efektywne... Hogsmade... Bracia... Marcus... no, ale... czyste konto i wielkie poczucie humoru oraz chęć pokazania na co cie stać... Slytherin... Aleksander!!! Ale potrzebuję ostatniej przysługi...
-Myśl, myśl! O ile pamiętam zawsze musiałaś powiedzieć ostatnie zdanie.-dodał Głos.
-Jakaś nowa wskazówka. Jesteś osobą którą znałam.-szepnęła
-Mam nadzieję, że wtedy jeszcze kluczową osobą. Ale nie uważasz, że wypadałoby iść spać?
-Dajże spokój. Za dwie godziny i tak muszą wstać i zacząć działać.

Stało się to czego Marcus najbardziej się obawiał: powrót smutku i ogólnego przygnębienia w Hogwarcie. Słychać było tylko odgłos kroków, a w klasach głos profesora oraz skrobanie piór. Klepsydry z punktami domów straciły kilka kamieni. Gryffoni żałosnym wzrokiem spoglądali na swoją pustą klepsydrę bez nadziei na lepsze jutro. Potęga dyrektora rosła. Nadzieja na obalenie go była równa zeru zwłaszcza teraz gdy główna przywódczyni, Leya zostanie brutalnie odcięta odcięta od świata. Szła do klasy OPCM w której Marcus maił mieć lekcje. Zobaczyła go z Braćmi. Wyraźnie coś spiskowali, bo ograniczali się tylko do szeptu.
-Marcus jest sprawa...-zaczęła
-Nie obchodzą mnie już te twoje sprawy Leya. Ciągle coś chcesz, ale nic nie dajesz innym.-przerwał jej.-Może i dobrze, że na jakiś czas znikniesz. Przynajmniej nie pojawi się nowa nadzieja na nowe, lepsze jutro.-powiedział chłodno i krótko.
Odeszła szybkim krokiem, a na twarzy znowu miała łzy.

Wszyscy uczniowie byli na obiedzie w cichej Wielkiej Sali. Nawet nauczyciele mieli jakiś dziwny, podły nastrój nie wiedzieć dokładnie dlaczego. Leya miała ściśnięty żołądek. Za cztery godziny miała pojawić się z torbami w Wielkiej Sali i zniknąć bez słuchu do końca tego roku szkolnego.
Rozległ się nagle hałas spadających przedmiotów. Najpierw w jednym miejscu, potem w trzech, pięciu, aż całą szkołę wypełnił dziwny rumot. Ucichł po kilku sekundach, ale o nie był koniec. Rozległo się kilkanaście wybuchów na szkolnych korytarzach. Wielką Salę wypełniły kolorowe i migoczące światła, trochę podobne do tych na koncertach. Jeszcze jeden huk. W powietrzu nagle zawisł kolorowy i świecący napis: Może i bez dowódcy, ale nadal pełni nadziei przywrócenia prawdziwego Hogwartu! Wszyscy wstali mając uśmiech na ustach, a było na co popatrzeć. Tylko dyrektor czerwony z wściekłości miotał zaklęciami tam gdzie się dało jednak kolorowe światełka nadal dzielnie utrzymywały się w powietrzu tak samo jak napis. Leya nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. W tym czasie przy wyjściu z Wielkiej Sali stał Marcus, Lysander i Bracia. Przybili piątkę z wielkimi uśmiechami.
-Tak więc misja się powiodła.-podsumował Lysander-Dyro nigdy się nie skapnie kto wyciął taki numer!
-Obawiam się, że tak samo będzie w przypadku Leyi.-westchnął Marcus
-Nadal cię boli?-zapytał Lysander z głęboką powagą i współczuciem.
-Czuję się jakbym stracił kogoś cholernie ważnego dla mnie już na zawsze.-westchnął po czym powlókł się do Gryffindoru.

Leya stawiła się piętnaście minut przed czasem przed Wielką Salą. Miała przy sobie dużą walizkę, oraz torbę z książkami i innymi gratami potrzebnymi na zajęciach. Po raz kolejny wpatrywała się w rysunek Hogwartu który wyszedł spod ołówka Marcusa. Hogwart jaśniał swoim dawnym urokiem w promieniach zachodzącego słońca wpadającego do jeziora. Wyglądał bardziej imponująco niż teraz. Wyglądał. Właśnie w tym problem.
-Hej.-szepnął ktoś cicho.
Leya odwróciła głowę po czym zrobiła obojętną minę.
-Ach to ty, Marcus. Jeżeli masz się ze mną kłócić to lepiej od razu idź.-była zbyt załamana Karą Indywidualnego Nauczania, że nawet nie potrafiła się już na niego wydrzeć.
-Nie mam takiego zamiaru naprawdę.-odpowiedział siadając obok niej na walizce.-Nadal je masz?-zapytał biorąc do ręki swój rysunek Hogwartu,a le tego w ciemności.
-Nie mam serca aby je wrzucić do ognia w kominku. Zwłaszcza ostatnio. Myślę, że nigdy się nie dowiem dlaczego tak jest.
-Tak w ogóle to chciałem cię przeprosić... I tak zrobisz to co będziesz chciała.
-To też moja wina nie oszukujmy się. Gdybym cię wtedy posłuchała nie musiałabym się pakować.
Marcus podniósł na nią wzrok jak dotąd wbity w podłogę i spojrzał prosto w oczy.
-Nigdy nie myśl co by było. Myśl o tym co będzie.-szepnął
Kolejny raz palące uczucie wygrały z rozumem. Co prawda pocałunek trwał tylko krótką chwilkę, ale znaczył więcej niż można odczytać na początku. Marcus musiał szybko zniknąć przed dyrektorem który był z czegoś bardzo zadowolony mimo, że w całej szkole nadal błyszczały kolorowe światełka.
-Z skąd ten uśmiech?-zapytał od razu.
-Bo to co się dzisiaj stało jest dopiero początkiem.
Dyrektor na szczęście się niczego nie domyślał.

wtorek, 10 czerwca 2014

3.11. Koniec gier

3.11. Koniec gier


Gdzie tylko oko nauczycieli oraz dyrektora nie sięgało świętowano Walentynki na wiele najróżniejszych sposobów których nie sposób wymienić. Jednak najbardziej wyczekiwano kolejnej tajnej imprezy. Leya pracowała nad nią bardzo pilnie i włożyła w nią wiele serca które nadal było skłócone z Julice i Marcusem którzy nagle przypadli sobie dziwnym trafem do gustu w tajemniczych okolicznościach. Leya wkładała wiele siły aby na to nie zwrócić najmniejszej uwagi. W sumie to nie tylko myślała o Marcusie czy organizacji imprezy, ale i o Julice. Brakowało jej swojej najlepszej przyjaciółki. Wszystko jednak miało stanąć na dobrej drodze, bo Jula zdecydowała się przyjść na dzisiejszą imprezę. Niestety tylko miało.

Punktualnie o jedenastej w nocy wyruszyły pierwsze grupy uczniów ubranych po mugolsku do lochu. Z czasem pojawili się wszyscy uczestnicy zabawy gotowi na świetną imprezę. Wszystko było wspaniale: kremowe piwo w butelkach, ciastka i cukierki nie tylko z Miodowego Królestwa, ale i Hogwarckiej kuchni były ogólnodostępne. Płomyczki ognia dodawały nastroju, a loch wypełniały słodkie dźwięki. Według Leyi nic nie mogło popsuć tak wielkiego i wspaniałego wydarzenia. Miała się przekonać jak bardzo się myli. Julice jak dotąd całkowicie zajęta porywającą rozmową z Marcusem o nie wiadomo czym nagle wymknęła się cichaczem z lochu. Nikogo to nie zdziwiło. Kilka osób już zakończyło przeszło dwugodzinną zabawę kilka chwil temu dlatego sama Leya była spokojna i piła sobie kremowe piwo zajadając ciastko.
-Jak długo będziemy przeciągać to głupie milczenie? Nawet nie wiesz jakie to męczące.
Obok Leyi nagle pojawił się Marcus z założonymi rękoma. Jego ton głosu był bardzo poważny. Leya spojrzała n niego spode łba. Doskonale wiedziała, że ciężko jej przejść przez jeden dzień i nie pomyśleć o Marcusie jednak nie wiedzieć dlaczego za wszelką cenę nie chciała w to uwierzyć. Upartość...
-Tak długo aż nie wyciągniemy z tego jakiegoś wniosku, a ja mimo po upłynięciu prawie dwóch miesięcy nadal nie jestem niczego pewna.
-Skończmy już to.-zaproponował Marcus nagle
-Ale co masz na myśli?-Leya poczuła lekki niepokój.
-Gramy w te bezowocną grę zbyt długo.-stwierdził wpatrując się w podłogę-Skończmy to. Tym razem nie wyszło dobre zakończenie.-dodał
Leyi zaświeciły się żałośnie oczy. Zrozumiała. Zrozumiała to czego nie chciała zrozumieć, czego się bała.
-Mieć cię za przyjaciela było bardzo pouczającym faktem.
Spojrzała na Mapę Huncwotów i ledwo co nie dostała zawału. Julice wraz z dyrektorem byli przed lochem. Wtedy nagle wszyscy ucichli, muzyka przestała grać. Wszyscy wpatrywali się w wściekłego dyrektora z założonymi rękoma oraz zadowoloną Julice podpierającą się o kamienną ścianę. Dyrektor wrzasną po czym Leya, Marcus, Lysander i Bracia w ciszy poszli za nim do gabinetu dyrektora ciemnymi korytarzami zamku. Leya nie czuła strachu tak jak pozostali. Była bardziej zrozpaczona faktem, że wrobiła to swoich największych przyjaciół i jest prawie pewne, że wyleci z swojej ukochanej szkoły na zbity pysk.
Dyrektor usiadł za biurkiem, a jego twarz była czerwona z wściekłości.
-No proszę mam przed sobą prawdziwy Ruch Oporu!-zadrwił po dwuminutowej ciszy-Wy chłopaki dostajecie tygodniowy szlaban u mnie.-pokazał na nich palcem.
-Ej to nie będzie żadnego kazania?-szepnął Lysander sam do siebie.
-Natomiast ty panno Leyo Fire... Już dawno powinienem to zrobić, ale nie było żadnych podstaw do wytyczenia najwyższej kary... Ostrzegałem Ministerstwo, że będą problemy z twoją osobą, tak właściwie to wy wszyscy Fire jesteście takimi niby wszystkowiedzącymi ludźmi prawda?-zakpił
-Wypraszam sobie!!!-krzyknęła Leya, a na miejscu jej smutku pojawił się gniew.
-Nieprzedłużająca... dzisiaj jest już piątek... W sobotę o ósmej rano widzę cię spakowaną przed drzwiami do Wielkiej Sali. Zobaczymy jak wielka i popularna Leya Fire zniesie Karę Indywidualnego Nauczania.-uśmiechnął się złośliwie.-Do końca roku szkolnego i ani dnia krócej.
Leya miała wrażenie, ze nagle cały jej świat, ciężko wypracowana układanka puzzli która zaczęła się rozpadać po kłótni z Julice rozpadła się doszczętnie, a fragmenty zniknęły nieodwracalnie. Marcus spojrzał na nią współczującym wzrokiem.
-Dodatkowo Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff tracą po dziesięć punktów od ucznia będącego na tej waszej absurdalnej zabawie. Za to Gryffindor traci całą uzbieraną pulę. A teraz nie chcę was już widzieć.-rzucił krotko z złośliwym uśmiechem.
-Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli tak nie jest, oznacza to, że to jeszcze nie jest koniec. Że to jeszcze nie jest ostatnie słowo.-szepnął Głos Leyi mającej łzy w oczach.

sobota, 7 czerwca 2014

3.10. Dwie części


3.10 Dwie części.


Hogwart znajdował się pod białą pierzyną grudniowego śniegu. Do wyjazdu na ferie zimowe wiele się zmieniło. Szkoła ożyła. Wrócił gwar przy posiłkach i na korytarzach między zajęciami. Odbywały się wielkie bitwy na śnieżki w tajemnicy przed dyrektorem który bacznie obserwował to co dzieje się w jego szkole. Co prawda zasady nadal były takie jakie były, a Julice nadal była wściekła nie tylko na Leyę, ale i na wszystkich którzy byli obecni na zakazanych nocnych imprezach które odbywały się co dwa tygodnie, a było ich bardzo wielu! Oprócz Gryffonów pojawiali się Krukoni, Puchoni i garstka Ślizgonów. Teraz wszyscy wyjechali na ferie świąteczne do rodziny dziękując, że mogą odpocząć od stale złej miny dyrektora który wizytował na niektórych lekcjach tak jakby czół, że w szkole dzieje się coś o czym powinien się dowiedzieć. Jak na razie mu się to nie udało. Mimo tego było się czym martwić. Z niewytłumaczonych przyczyn zaczęli powoli znikać jedni z najzdolniejszych czarodziejów i czarownic. Nikt nie wie dlaczego, ani kto za tym stoi, a Ministerstwo Magii nic z tym nie robi. Jednak prawdziwy problem miał się dopiero pojawić.

Ktoś wpadł na po prostu wspaniały pomysł aby nauczyciele wraz z uczniami, a było ich tylko dziesięciu łącznie z Leyą i Marcusem siedzieli przy posiłkach przez te ferie przy jednym stole. Rzecz jasna nie spodobało się to zbytnio ani uczniom, ani profesorom, ale nikt nie śmiał podważyć słowa dyrektora Loriee. Tak więc gdy sowy dostarczyły Proroka Codziennego zapadła głucha cisza, a wszyscy mieli oczy na pierwszej stronie gazety. Wczorajszej nocy włamano się do Gringotta, konkretniej do krypty która od pokoleń należała do rodziny Fire.
Nikt nic nie powiedział. Marcus spojrzał na bladą Leyę. Jedna myśl przeszła jej przez głowę: tam jest ostatni Amulet.
-Czy możesz nam powiedzieć co to ma znaczyć Fire?-zapytał gniewnie dyrektor pokazując palcem na gazetę.
-Ja też jestem w szoku panie dyrektorze. Przecież włamanie się do Gringotta graniczy z cudem!-odpowiedziała już trochę zła Leya
-Czyżby? Mów lepiej prawdę to zakończy się na szlabanie.
Leya gwałtownie wstała tłukąc przy okazji pusty talerz.
-Do jasnej cholery ile razy mam mówić, że nie mam nic wspólnego z tym całym Panem Cienia!!! Nie wiem gdzie jest, nie wiem co robi, nie wiem co planuje, nie wiem kto jest po jego stronie, nie wiem kiedy znowu uderzy, nie wiem co zrobi, nie wiem, po prostu nie wiem a bardzo bym tego chciała!!!-wykrzyczała Leya
Marcus położył jej delikatnie dłoń na ramieniu, ale szybko ją zepchnęła.
-Szlaban.-w tonie dyrektora było słychać dziwną radość, ale i ulgę. Za to Leya po prost płonęła z wściekłości.

-Zadowolona jesteś z siebie?!!-zapytał podniesionym głosem Marcus w pokoju wspólnym Gryffindoru.-Jeszcze jeden numer i czeka cię Kara Indywidualnego nauczania, a wtedy dyro w końcu będzie miał cię w stu procentach na oku!
-Co ty nie powiesz?!!-krzyknęła Leya-Potrafisz tylko powiedzieć to co wiem od bardzo dawna!-zauważyła
-Ja ci to tylko przypominam.-wytłumaczył się już normalnym tonem.
-Ach no tak...-Leya spojrzała na niego pogardliwym wzrokiem
-Teraz to już na pewno nie pojawisz się na żadnej tajnej imprezie.-zarządził Marcus-Nie możemy ryzykować.
-Nie będziesz mi mówił co mogę zrobić, a co nie! Jesteś tylko znajomym których mam kilkunastu.-krzyknęła Leya
Tego Marcus nie wytrzymał. Wyciągnął z kieszeni szaty małe pudełeczko i wyciągnął z niego szklane serduszko na wisiorku i rzucił o ścianę niedaleko kominka. Słychać było cichutki dźwięk tłuczonego szkła. Ozdoba pękła dokładnie na dwie części.

środa, 23 kwietnia 2014

3.9 Płomyczki

3.9. Płomyczki


Gładko poszła przeprawa prowadzona przez Lysandra do miejsca gdzie miały odbywać się tajne zabawy. Cała piąta znalazła się w ciemnych lochach niedaleko sali eliksirów. Pomagając sobie światłem różdżki Lysander poprowadził przyjaciół jeszcze dalej, aż natknęli się na niewidoczną i dniem i nocą klapę w podłodze-wejście do położonego niżej pomieszczenia którego było tak im potrzeba. Co prawda było tutaj chłodniej niż w pozostałych częściach zamku, ale za to pokój miał wielkość mniej więcej 3/4 Wielkiej Sali, a to jest już coś.
-Nieźle.-pochwaliła Leya-Ale teraz mamy dodatkowe problemy. Trzeba będzie dużo tutaj przynieść. Z chłodem jest najmniejszy problem, ale co z światłem?
Zapadła bezradna cisza.
-Pomyśl tylko! Skoro masz we władaniu Amulet Ognia który posiada władzę nad płomieniami no to w czym problem?-szepnął Głos.
-Ale jak?-zapytała na głos Leya
-Pomyśl! Kiedyś byłaś w tym o wiele lepsza...
-Dobra ludzie odsuńcie się jak najdalej. Zobaczymy co potrafię.
Leya stanęła na środku lochu. Pozostali z zaciekawieniem i lekkim przerażeniem patrzyli jak ona zamyka oczy i intensywnie nad czymś myśli. Po kilku sekundach pod sufitem unosił się płomyczek dający światło i odrobinę ciepła. Rozdzielił się najpierw na dwie części potem na następne i jeszcze następne tak długo aż małe nie tylko atrakcyjne wizualnie, ale i dające jasne, ciepłe światło płomyczki znajdowały się w całym lochu.
-I ty potrafisz takie rzeczy, a nie mówisz?-zapytał David
-Nie lubię się przechwalać.
-No to teraz tylko muzyka i możemy zaczynać?-zapytał brat Davida
-Teoretycznie. Zostają jeszcze chętni na zabawę. Myślę, że na razie wprosimy tylko od trzeciego rocznika w z górę i tylko z Gryffindoru. Na dobry początek.-wyjaśniła Leya
-To może ja i Bracia zajmiemy się muzą, a ty, Leya z Marcusem listą ludzi.-zaproponował Lysander.
Wszyscy się zgodzili.
-Dobrze. Dzisiaj mamy sobotę... Za tydzień?-zapytała Leya
-Ale co za tydzień?-zdziwił się Lysander
-Odpalamy nasz plan, a niby co?-odpowiedział Marcus
-Ustalone. A teraz spadajmy z tond. Chce mi się spać.-dodał David.

W piątek Leya przeszła się po dormitoriach dziewczyn, a Marcus chłopaków aby zebrać osoby które są chętne na tajną zabawę następnej nocy. Zebrał się komplet uczniów czyli pięćdziesięciu czego nikt się nie spodziewał. Jeszcze tego samego dnia powstała rozpiska grup które będą kolejno wymykać się z Wierzy Gryffindoru, gdyż przejście pięćdziesięciu osób jednocześnie nie byłoby w ogóle możliwe. Dlatego zanim cała ekipa zjawiła się w jednym miejscu minęło trochę czasu. W tym czasie zaczęła powoli rozkręcać się zabawa. Płomyczki zachwycały wszystkich, muzyka była najlepsza na całym świecie w dodatku Bracia z Lysandrem zabrali dwa talerze pysznych ciastek oraz butelki kremowego piwa. Co jakiś czas zerkano na Mapę Huncwotów w razie nadejścia nieproszonych gości, ale nikt taki nie przyszedł.Zabawa trwała w najlepsze. Szybko rozniosła się wiadomość, że to Leya jest główną organizatorką tej świetnej zabawy która trwała już przeszło godzinę. Z znienawidzonej osoby stała się znowu osobą popularną i rozchwytywaną. Tylko, że Leya nie miała zbytnio ochoty na wolne tańce z chłopakami których znała tylko z widzenia.
-To takie męczące co nie?-zapytał Marcus który po prostu nagle wyrósł spod ziemi.
-Dla mnie to po prostu żałosne. Nie znam ich i nie chcę znać.-odpowiedziała twardo.
-No ale na prośbę starego przyjaciela z placu bitw chyba się zgodzisz?-zapytał podając Leyi rękę.
-Łobuz z ciebie naprawdę.-zaśmiała się kładąc swoją dłoń na dłoni Marcusa

środa, 16 kwietnia 2014

3.8 Znaleziony

3.8. Znaleziony



Lysander z Braćmi przeszukiwali kolejne piętro w celu znalezienia odpowiedniego miejsca na imprezę. Julice postanowiła nadrobić zaległości z eliksirów więc została w pustym Hogwarcie. W tym samym czasie pozostali uczniowie cieszyli się chłodnym, ale słonecznym dniem w Hogsmade, a co najważniejsze: pełnym śmiechu i rozmów. Jedni zajadali się słodyczami z Miodowego Królestwa inni bawili się magicznymi zabawkami, pili kremowe piwo, a jeszcze inni tak jak np.: Leya i Marcus po prostu włóczyli się bez celu rozmawiając od niesprawiedliwości nauczycieli kończąc na artystach. Po kilku godzinach weszli do jak zwykle zatłoczonego Dziurawego Kotła na kremowe piwo.
-Chciałem ci coś pokazać. Nie są idealne...-Marcus wyciągnął z swojej torby kilka arkuszy pergaminu z rysunkami które w Leyi wywołały zaskoczenie. Były po prostu przepiękne mimo, że większość z nich przedstawiała Hogwart zarówno ten prawdziwy Hogwart jak i ponurą i mroczną reprodukcję na której obalenie nie było jeszcze żadnego pomysłu.
-Żartujesz? Myślę nawet, że są lepsze od moich.-pochwaliła Leya z uśmiechem.
-Tak się zastanawiałem co się stanie gdy pomysł z tajemnymi imprezami nie wyjdzie i stwierdziłem, że tak się nie stanie pod żadnym pozorem. Przecież naszą szefową jest nie tylko osoba dzięki której Hogwart odniósł wielkie zwycięstwo, ale również z odważną i pewną siebie dziewczyną.
-Dobra nie podlizuj mi się tylko mów jaką sprawę masz do mnie.
-Pracowałem z Braćmi nad planem małego zamieszania w Hogwarce. Tak aby wkurzyć nowego dyrektora no i żeby rozweselić trochę uczniów...
-Z góry mówię nie i nawet nie chcę wiedzieć o co wam chodziło. Jasne chciałabym zobaczyć minę wkurzonego dyra, ale jest mały problem. Jeżeli byśmy zrobili jakąś rozrubę od razu podejrzenia spadną nie tylko na Braci, ale również na mnie, a jeżeli dobrze pójdzie to również na wszystkich uczniów Gryffindora, a przecież w naszym planie chodzi o to aby jak najdłużej utrzymać się w magii tajemnicy. Zresztą mogliby nas potraktować veritaserum, a wtedy szlabany murowane.
-No i w dodatku gdyby nas odkryli mogliby od razu nałożyć Karę Indywidualnego Nauczania, a nie chciałabym stracić kontakt z wami na nie wiadomo jak długi czas.-wyjaśniła spokojnie Leya
-Nikt z nas nie chciałby tego.-przyznał Marcus
-Wiem kiedy możemy użyć tego waszego planu: gdy będziemy mega wściekli na dyra za cokolwiek, ale na razie jest to święta tajemnica.

Niesamowicie  cicho do Trzech Mioteł weszła ekipa poszukiwawcza nie kryjąc euforii na twarzach.
-Mamy to! Znaleźliśmy miejsce którego nam potrzeba!-wykrzyczał to Lysander, ale z pewnością niewielu go słyszało w gwarze rozmów.
-Jest tylko problem z dojściem, bo aktualnie myszkuje tam woźny, zresztą oficjalnie nie powinno być teraz uczniów w szkole prawda?-zauważył David.

-Więc wybierzemy się tam w nocy i to całą ekipą.-postanowiła krótko Leya

środa, 2 kwietnia 2014

3.7. Powodzenia!

3.7. Powodzenia!


W czasie lekcji Leya byłą myślami Gdzieś indziej. Szokiem było, że nagle znika sam Siwobrody twierdząc, że mógłby opanować całe Ministerstwo Magii zostawiając jedno zdanie które nie ma najmniejszego sensu: Zakazana własnie łatwiej angażuje dużo zadań i akcji. Leya wiedziała jedno: to wszystko musi się jakoś łączyć. Zaniepokojeni przyjaciele wieczorem usiedli przy stole w tak jak ostatnio wypełnionym ciszą pokoju wspólnym. Leya już ogarnęła się jako tako po tym wszystkim i zaczęła opowiadać Lysandrowi, Julice i Marcusowi o tej całej zagadkowej sprawie. Słuchali ją w milczeniu mając coraz większym mętlikiem w głowie. Po opowiadaniu Leya zapadła cisza, którą przerwał Marcus.

-Teraz Ministerstwo całkowicie zapanuje nad Hogwartem. To już koniec.-podsumował krótko.
-Dyro był ostatnią osobą która mogła nam pomóc w odzyskaniu prawdziwego Hogwartu.-dodała Julice
-A ja wam mówię, że to wszystko jest ze sobą połączone!-krzyknęła Leya-Udowodnię wam to!-zła wbiegła do dormitorium, a jeżeli Leya coś obieca to to zrobi za wszelką cenę.

Noc mijała spokojnie. Leya wypisała na pergaminie wszystkie dziwne sprawy które jak dla niej się ze sobą łączą zaczynając od nowych zasad poprzez każde słowo dyrektora oż do Bezsensownego Zdania. Mimo wszystko na pierwszy rzut oka to wszystko to po prostu przypadkowe incydenty.
-"...nie da się go odnaleźć z dnia na dzień."
-Zaraz, zaraz...-szepnęła do siebie Leya.-Dyrektorowi przeszkadzało tylko swoje stanowisko aby podjąć prawdziwe poszukiwania nad ostatnim Amuletem. Wykorzystał okazję aby je porzucić bez zadawania zbędnych pytań... To prawda, że Ministerstwo się mnie boi, ale to się może kiedyś przyda?
-Brawo! Zaczynasz iść w dobrym kierunku!-szepnął głos w głowie.
-Kim jesteś?-szepnęła Leya nie widząc nikogo oprócz śpiących koleżanek w dormitorium trzeciego roku.
-Zakazana właśnie łatwiej angażuje dużo zadań i akcji.-szepnął głos dziwnie akcentując pierwsze litery wyrazów
To wszystko brzmiało zagadkowo, ale nowe cele brzmiały bardzo prosto. Po a) trzeba znaleźć sposób aby nie umrzeć z nudów, bo b) trzeba odkryć możliwości Amuletu Ognia, po c) Bezsensowne Zdanie jest zagadką być może z cenną odpowiedzią oraz d) odkryć co to za Głos. 

Ale nie tej nocy.

-Mam tego cholernie dość!-krzyknął Marcus w pokoju wspólnym tydzień później. Cała czwórka siedziała razem nie odzywając do siebie słowem.-Wytrzymujemy to już dwa miesiące i nikt nie ma pomysłu na jakiekolwiek działania.-poskarżył się
-Już mówiłam.-odpowiedziała zmęczonym tonem Leya-Te dranie z Ministerstwa pomyślały dokładnie o wszystkim. Nie ma haka, a już kompletnie nie będzie gdy jutro przyjedzie ten cały dyrektor. Nie będziemy się przecież prosić aby zorganizował nam jakąś rozrywkę, ani abyśmy sami się tym zajęli.
-A kto powiedział, że mówimy o legalnej rozrywce?-podrzucił Lysander.-Dorośli nie rozumiejo takich spraw.
Leya zamyśliła się.
-Czy wy w ogóle wiecie czym ryzykujemy?-odezwała się oburzona Julice
-Najpierw trzeba się zorganizować...-zaczął Marcus
-Znaleźć miejsce...-dodał Lysander
-Odpowiedni czas...-Leya powoli miała już cały obraz planu
-Odpowiednich ludzi...
-Odpowiednie ozdoby...
-Ale...
-Odpowiednią muzykę...
-I odpowiednie środki bezpieczeństwa przede wszystkim.-zakończył wymieniankę Marcus
-Zamknijcie się!!!-krzyknęła Julice-Czy wy wiecie co robicie?-zapytała wściekła
-Tak.-odpowiedzieli chórkiem
-Powodzenia beze mnie.-odeszła szybkim krokiem do przejścia za portretem.
Leya położyła dłonie na biodrach.
-No! To jedziemy z tym koksem!-Powodzenia!-szepnął Głos w głowie Leyi

Wszystko wyglądało wspaniale, ale nie było takie łatwe. Wraz z Braćmi Leya, Lysander i Marcus opracowali plan poszukiwań miejsca dobrego na imprezę. W tym celu zaplanowali szereg wycieczek poszukiwawczych po zamku. Na pierwszy ogień poszło siódme piętro jeszcze tej nocy. Bez efektów.

Następnego ranka czekał na uczniów nowy szok, a przede wszystkim dla Julice. Nie owijając w bawełnę: jej ojciec został dyrektorem Hogwartu. Dla Juli była to istna tragedia. Wystarczyło, że coś by przeskrobała, a jej ojciec wiedziałby o tym prawie, że błyskawicznie. Dlatego tego dnia stała gdzieś z boku i nie odzywała się słowem. W tym czasie pojawiła się data wypadu do Hogsmade. Dzień rozrywki aby zatuszować trochę fakt, że w gabinecie dyrektora nie ma już starego Siwobrodego tylko Andrzej Loriee.

piątek, 28 marca 2014

3.6. Paniczna panika.

3.6. Paniczna panika.



Minęły Trzy tygodnie. Teraz naprawdę było widać Jak bardzo zmienił się Hogwart. Lekcje stały się nudne Jak historia magii, polegały głównie na przepisywaniu treści podręcznika. Nauczyciele byli dziwnie markotni. Wielka Sala z dnia na dzień robiła się coraz bardziej cicha aż zakończyło się tylko na pojedynczych rozmowach. Po prostu nie nie było o czym dyskutować. Wcześniej rozmawiano o partiach eksplodującego durnia, o świetnej piosence w radiu. Czasami było słychać miłosne problemy. Teraz gdy zmieniono szkolne przepisy nawet chłopakom nie nie można się zbliżać zbyt bardzo zrobić dziewczyn. Jednym zdaniem: jeden wielki skandal.

-To tak jakby zakazać miłości.-powiedziała jakaś Puchonka idąc korytarzem obok Leyi. Morze i dlatego życie w Hogwarcie jakby umierało. Zostało zamienione na przepisywanie teorii. I na Tym Koniec. Wszystko stało się monotonne i nudne tak jak rozmowy z najlepszymi przyjaciółmi.
Nie Prawda Leya lubiła takie leniwe dni, ale nawet ja męczyła głucha cisza w Pokoju wspólnym. Miała tego serdecznie dość. W dodatku byłą Po prostu pewna, że ta cała sytuacja została spowodowana przez nią dlatego czuła się za nią  odpowiedzialna.
-Nie możesz cały czas kurs czekać bezczynnie na do współpracy szykuje los, Leya. Trzeba działać. Zadbałaś aby Gryffoni wygrali Turniej Trójmeczy. Dasz sobie rade z tym wyzwaniem.
Mimo intensywnego myślenia nie mogła Sobie przypomnieć kto ma lub miał taki głos. Mimo wszystko wstała od stołu, poszła po spis wszystkich zasad Hogwartu i cala noc szukała w nim luk które można by chytrze wykorzystać.
"Skoro ja to zepsułam, to teraz ja to naprawię."

Rozczarowanie przede wszystkim pojawiło się na twarzy Leyi następnego Dnia oraz fioletowe cienie oczami strąk. Ministerstwo tym razem pomyślało dokładnie o wszystkim, Szkoła po prostu umiera z nudów. Nic nowego nie przychodziło jej do głowy.


Poniedziałek przyniósł ze sobą fale zaniepokojenia i domysłów. Stoły ożyły dzięki artykułowi w Proroku Codziennym. Przeczytała gdy Leya iść na Głos Lysandrowi i Gabriellowi byłą trochę  przestraszona, Nie mówiąc o Juli CZY Lysandrze. Nad Ministerstwem Mędrcy wczoraj wieczorem widziano Mroczny Znaku.

-Ale w ogóle śmiał możliwe Jak?-Zapytała niespokojna Julice
-No własnie przecież Voldemort nie żyje.-dodał pytająco Lysander.
-Mamy innego wroga i do coraz bardziej potężnego który nadal szuka tego co jest w moim posiadaniu, ja Nadal jet Nie Wiem Jak bardzo dziesięć przedmiot Ważny. Ale najgorsze, że nie  wiemy co planuje. Nie mam pojęcia współpracy chce osiągnąć poprzez pokazanie Mrocznego Znaku, ciemnym piwem jestem, pewna, że nie zrobił Tego Bez powodu.
-Pokazanie swojej siły i obecności byłoby głupstwem.-zauważył Lysander.
-No własnie. Chyba, że ...-Leya wstała gwałtownie, chwyciła brutalnie torbę i pobiegła do chimery strzegącej przejścia czy gabinetu Siwobrodego.

-Wszystko pasuje profesorze. SA Cztery Amulety, ja mam jeden, Pan Cienia ma Amulet Natury. Pasowałoby gdyby w Ministerstwie Magi został ukryty Amulet Wody czy Amulet Ciemności, Mroczny Znak Byl jednocześnie zastraszeniem i świętowaniem zrobienia kolejnego kroku do zdobycia ich wszystkich.-tłumaczyła Leya cala rozdygotana w gabinecie dyrektora.

-To znaczy, że zmienił taktykę.-wywnioskował dyrektor
-Przecież szaleństwem by było zaatakować Ministerstwo Magi czy Hogwarcie w pojedynkę!
-Aby Prawda Leya, ale nie zapominaj o niszczycielskiej Mocy Amuletów. Zostało jedno stworzone tylko po to aby niszczyć.
-Wiec Teraz gra toczy się o ostatni Amulet.
-Niestety tak. Odnalezienie go nie będzie łatwe. Chroniona  przejść trudne zagadki. Zresztą nie da się go odnaleźć tak z. Dnia na Dzień. Żart się bardziej niebezpieczne niż stanięcie zrobić sam na sam Walki z twoim ojcem Leya. Click here już nie chodzi o jedno Życie, ale o tysiące niewinnych żyć, nawet mugoli.
-Dyrektorze co Mamy zrobić?-Zapytała Leya
-Leya musisz być gotowa do obrony siebie i innych, jednak przede wszystkim musisz wiedzieć Jaka mocą dysponujesz będąc Pana Amuletu Ognia, żart na Tym najpotężniejszym zaraz po Amulecie Cienia.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę wejść.
W drzwiach pojawił się sam Minister Magii wraz z Swoim sekretarzem.
-Dzień dobry! Oto i nasza bohaterka Turnieju Trójmeczy!-Uśmiechnął się na widok Leyi minister
-Co pana tu sprowadza?-Zapytał z stałym spokojem dyrektora 
-Z Góry Mowie, Ze nie mam nic wspólnego z Mrocznym Znakiem nad Ministerstwem Magi.-odpowiedziała Leya zanim usłyszała pytanie.
-Z Skąd wiesz o Współpraca chcę zapytać?-Zapytał podejrzliwie ministra spoglądając na Amulet Leyi.
-Nie oszukujmy się Panie ministrze do Nie ma sensu. Z szczerością, Życie żart o wiele prostsze.
-Ty wiesz Ambroży czy coś na pewno chodziło Tego incydentu?-Zapytał ministra
-Ja wiem wiele Rzeczy, niestety nie wszystko mogę powiedzieć.
-Siwobrody bo pomyślę, ZE szykujesz coś przeciwko Ministerstwu.-zaśmiał się lekko minister.
-Mam już w rękach Hogwart Wiec dlaczego by się przejąć Ministerstwa?
Leya myślała, że Dyrektora Izby Skarbowej Po prostu Sobie żartuje. Niestety jego powaga oraz lodowaty ton głosu nie nie wskazywał na Żart. Wręcz przeciwnie: na najprawdziwszą prawdę.
Zapadła krótka cisza.
-Siwobrody ... będę niestety zmuszony wysłać cie do Azkabanu pod zarzutem wykorzystania swojego stanowiska oraz za zdradę wobec Ministerstwa Magii.-przerwał ciszę wstrząśnięty sytuacją minister.
-Niestety, ale nie dam się tak łatwo złapać. Zakazana własnie łatwiej angażuje dużo zadań i  akcji.-zwrócił się do Leyi po czym nagle zniknął z głośnym pyknięciem.
Ministra spojrzał podejrzliwym wzrokiem na zszokowaną Leye. Ona miała na ustach po Prostu jedno bezsensowne zdanie: Zakazana własnie łatwiej angażuje dużo zadań i akcji. Co przez to Zrozumieć?

środa, 26 marca 2014

3.5. Nudziarz

3.5. Nudziarz.


Zwykły gwar śniadaniowy wypełniał salę. Opiekunka Gryffindoru własnie rozdała plany lekcji. Julia, Lysander i Leya jęknęli równocześnie.
-Tragedii ciąg dalszy. OPCM z Ślizgonami na "dobry" początek roku szkolnego.-zaczął marudzić Lysander.
-Potem historia...-dodała Julice
-I dwie godziny eliksirów...-zauważyła Leya
-Oraz zaklęcia. Nie ma to jak poniedziałki... A trzeba było poprosić wczoraj o normalny plan lekcji!-zaśmiał się Lysander po czym poszli pod klasę obrony przed czarną magią.

Sala OPCM-u była najzwyklejszą salą, jednak budziła grozę. Raczej to nauczyciel nie był zbyt sympatyczny. mówiąc delikatnie.
-Niestety przez pewną osobę-zaczął swoim lodowatym głosem-która jest tutaj z nami w tej klasie nie zostanie już rzucone żadne zaklęcie. Za to będziecie pisać notatkę z lekcji pięć razy. Dzięki pannie Fire mam również przyjemność-ostatnie słowo powiedział z ogromnym sarkazmem-uczyć was tych bzdur zawartych w waszych nowych podręcznikach. Nie zapomnijcie jej podziękować za te zmiany które nas niedługo zniszczą.
Wydawało się, że wszyscy są w ogromnym strachu przed profesorem, bo nikt nie oddychał. Oprócz Aleksandra.
-To nie jej wina profesorze. Jeżeli mamy kogokolwiek oskarżać w tej sprawie ty tylko Ministerstwo Magii, że niszczy tradycję i urok Hogwartu. Nie wie pan tego?-przemówił donośnie, a na jego twarzy nie było widać cienia strachu.
-Szlaban panie Aleksander.-profesor powiedział to z rozbawieniem po czym spojrzał z jeszcze większą kpiną na Leyą która położyła bezradnie głowę na ławce, aby nie pokazywać wstydu oraz wściekłości.
-Panno Leyo czyżbyś się załamała, że ominą cię dzisiaj zaplanowane po południu pogawędki z Aleksandrem? Myślę, że tobie też przyda się szlaban, oczywiście z panem Daleney'em...-zrobił przerwę  aby Ślizgoni mogli się pośmiać z sytuacji.
Oczy Leyi płonęły żywym ogniem wściekłości.
-Przejdźmy do zajęć.

Lekcja zaklęć sprawiła, że wszyscy zrozumieli w jak parszywym są położeniu. Co im po czystej i nudnej teorii skoro w życiu liczy się praktyka? W dodatku na samą myśl o przepisywaniu tekstu z dwóch kart podręcznika trzy razy bolała ręka. Było powszechnie wiadomo, że w takim stanie sprawy nie mogą zostać. Ale kto się odważy je zmienić na lepsze sprzeciwiając się Ministerstwu magii?

Leya była wykończona trzygodzinnym czyszczeniem pucharów i medali w Izbie Pamięci z Aleksandrem który najwidoczniej w ogóle nie przejmował się karą w dodatku klepał co mu ślina na język przynosiła. To było naprawdę nie do zniesienia, dlatego gdy w końcu szlaban dobiegł końca w ulubionym miejscu przy kominku czekała Julice i Lysander zajęci rozmową.
-I jak?-zapytała Jula
-Ten kretyn zagadałby mnie na śmierć gdyby szlaban trwał o godzinę dłużej. Myślałam, że mimo wszystko jest bardziej interesującą osobą.
-Wszyscy tak myśleliśmy, ale wychodzi na to, że jest ogromnym nudziarzem.-zaśmiał się lekko Lysander
Zaśmiali się razem.
-Najgorsze, że mam już jeden na trzy możliwe szlabany i to w dodatku za nic.

sobota, 22 marca 2014

3.4. Zaplątane życzenia.

3.4. Zaplątane życzenia.


Pociąg zatrzymał się. Paczka wysiadła z pociągu zostawiając bagaże. Aleksander odłączył się od reszty i poszedł z pierwszoroczniakami prowadzonymi do zamku przez zastępczynię dyrektora. W tym czasie odjechały już pierwsze czarne powozy w stronę Hogwartu rozświetlonego tu i ówdzie pochodniami.
- I oto nadchodzi nowy rok szkolny.-zagadnął Marcus niby do Leyi, niby do wszystkich. Oni wsiedli do powozu, a Leya stanęła jak słup soli z zdziwieniem na twarzy. Słyszała o trestralach, ale dopiero teraz zobaczyła je na własne oczy. Były bardziej niż niesamowite. Tajemnicze i budzące grozę, ale jednocześnie majestatyczne. Za to Hogwart wyglądał jak zawsze tej nocy mimo wszystko miał się wrażenie, ze jest jakby bardziej ponury niż zazwyczaj.

-Witam was serdecznie moi drodzy!-Ambroży Siwobrody nie miał w głosie tego nadludzkiego spokoju i dobrego humoru jak zawsze.
Do Wielkiej Sali weszli pierwszoroczniacy, a między nimi wyróżniający się wzrostem Aleksander. Był trochę zdenerwowany, ale miał uśmiech na twarzy. On zaczynał tak jakby wszystko od nowa, a Leya już wiedziała, że zostaje obgadywana przez innych uczniów. To było oczywiste.
Trara Przydziału odśpiewała już swoją pieśń, co roku inną. Opiekunka Gryffonów rozwinęła zwój pergaminu z imionami oraz nazwiskami nowych uczniów.
-Delart Alra!-wyczytała
Drobna blondynka podeszła do krzesełka, usiadła, a Tiara Przydziału krzyknęła radośnie "Ravenclaw!"
Leya ukrywała, że ciekawa jest do jakiego domu trafi Aleksander w przeciwieństwie do Julice.
-Dalney Aleksander!
Aleksander spokojnie sam włożył sobie Tiarę na głowę uśmiechając się.
-Hmmm... Może nie z charakteru, ale z ambicji... Slytherin!
Julia otworzyła buzię z niedowierzania.
-Ślizgon? Naprawdę?-zapytała
-Julice przynależność do Ślizgonów nie znaczy, że wszyscy skończą jako czarnoksiężnicy tak samo jak nie każdy Gryffon jest naprawdę odważny.

Wielu Gryffonów o dziesiątej wieczorem już smacznie spało. Julice, Lysander, Marcus i Leya siedzieli przy kominku. Każdy robił co innego w ogólnej ciszy. Czekali aż zegar zacznie wybijać północ, aby pomyśleć swoje marzenie które chcieliby spełnić w tym roku szkolnym. Najśmieszniejsze, że mieli je takie samo: aby zasady Hogwartu znowu zaczęły obowiązywać i aby powrócił stary program nauczania.
Lysander z Julice czytali zapewne księgę zaklęć, a sądząc po ich minach były to zaklęcia dla żartownisiów. Marcus z uznaniem wpatrywał się jak Leya ołówkiem rysuje Hogwart o zachodzie słońca od strony jeziora. Marcus nagle przechwycił ołówek i napisał na drugim pergaminie przepięknym pismem: -"Opowiedz mi wszystko." Leya opisała wszystko ze szczegółami zaczynając od podejrzeń o współpracę z siłami zła, a kończąc na informacji od babki z Ministerstwa Magii.
-Wszystko pasuje.-zaczął odpisywać.-Niby ze zmianami w Hogwarcie pojawia się Kara Indywidualnego Nauczania... Wiesz co? Wydaje mi się, że te reformy są tylko po to abyś w końcu zastała poddana Indywidualnemu Nauczaniu. Wtedy będą znać dokładnie każde twoje posunięcie. Zamknęli by cię od razu za te pogłoski, ale boją się Pana Cienia, Leya. Musisz uważać.-zapisał szybko.
-Mam dziwne wrażenie, że to nie będzie łatwe. Jak dla mnie to nie skończy się tak jak na to wygląda czyli nowe zasady zakorzenią się tutaj.
-Co nie zrobisz błagam zastanów się. Widzimy się dopiero pierwszy dzień, a nie chciałbym aż tak szybko cię znowu gdzieś stracić.
"Cudnie Leya. Ogarnij się!"
-Nic nie planuję. I nie zamierzam.
-Ej Leya co powiesz na zaklęcie które wystrzeliwuje z różdżki kolorowe serpentyny?-zapytał nagle Lysander.
-Spóźniłeś się. Trzeba było o tym pomyśleć kilka miesięcy temu gdy oblewaliśmy obficie nasze zwycięstwo w Turnieju.-powiedziała obojętnie Leya.
Marcus podszedł do Lysandra i odczytał w myśli zaklęcie zrzucając na Leyę serpentyny. Wstała z uśmiechem z różdżką w dłoni.
-To było wypowiedzenie wojny!-zaśmiała się, odczytała zaklęcie i w ten sposób zaczęła się wielka wojna między Marcusem, a Leyą która skończyła się tym że oboje stali plecami do siebie nie mogąc się ruszyć związani długimi serpentynami. Julice i Lysander pękali ze śmiechu.
-Jest jeszcze jeden przesąd: cały rok szkolny jest podobny do dnia w którym przyjeżdża  się do Hogwartu.-dodał Lysander na chwilę opanowując śmiech.
-Ciekawe ile jeszcze razy się w coś zaplączemy, albo będziemy wplątani co nie Leya?-zapytał Marcus
-Znając życie dużo.

sobota, 15 marca 2014

3.3 Cisza, wszędzie cisza.

3.3 Cisza, wszędzie cisza.



Im bliżej było do pierwszego września tym Leya była coraz bardziej niespokojna. Bała spojrzeć w oczy nie tylko drużynie Gryffindoru, ale całej szkole.  Niestety w końcu czas było przejść przez bajerkę na peron 9 i 3/4.
-Fire nie pomyliłaś pociągu do Hogwartu z pociągiem do Durmstrangu?-rozległ się głos za trójką przyjaciół idących z kuframi przez peron.
Leya odwróciła się błyskawicznie. Stanęła oko w oko z Victorią która jak zwykle wyróżniała się urodą i zarozumialstwem.
-No proszę. Dawno się nie spierałyśmy prawda?
-Nikt cię nie nauczył, że na pytania się odpowiada zanim się o coś zapyta Fire? Ach no tak... Twoja mamusia zapomniała to powiedzieć malutkiej Leyusi...-prychnęła ze śmiechu.
-Odczep się lepiej.-wtrącił się Lysander.
-Rycerz się znalazł... Leyusia znowu bawi się amortencją?-zapytała złośliwie Victoria.
-Po pierwsze do Durmstrangu nie jeździmy pociągiem, a po drugie tylko idiotki bawią się eliksirem miłosnym, a Leya z tego co słyszałem, nie jest głupia i woli prawdziwe uczucia. Więc zamknij się i zostaw ich w spokoju, chyba, że chcesz pokazać wszystkim obecnym działanie niezbyt miłego czarnoksięskiego zaklęcia...
Nie był to głos kogoś kogo  Leya czy Julice, czy Lysander zna. Nic dziwnego, bo należał do nowego ucznia... Teraz mierzył różdżką w Victorię z stanowczością i gniewem w oczach.
Victoria odeszła wściekłą bez słowa.
-To ten z Pokątnej!-szepnęła Leyi Julice nie kryjąc  radości z tego faktu.
-Świnia z tej dziewczyny nie ma co. Czy wszyscy Ślizgoni są tacy?-zapytał chowając różdżkę do kieszeni w szacie.
-Jasne, że nie.-odpowiedziała po chwili Leya widząc, że Julice rusza ustami, ale nie może wydobyć z nich głosu.-Ale Ślizgoni w większości są zarozumiali.-dodała-A na marginesie jestem Leya, to Julice, a obok Lysander.
-Aleksander. Chodźmy lepiej do pociągu odjeżdża za dziesięć minut.-powiedział uśmiechając się zaczepnie.

-Nie uważasz, że to dziwne, że ciągle poznajemy nowych chłopaków i tylko chłopaków?-szepnęła Julice Leyi gdy chłopacy byli pochłonięci rozmowa.
-Dobre pytanie. Jak spotkasz los to mu je zadaj.-szepnęła  Leya.
-To prawda jestem tu pierwszy raz. Chodziłem do Durmstrangu jednak Kara Indywidualnego Nauczania... W każdym razie jestem w trzeciej klasie i po prostu trochę nawywijałem.-tłumaczył Aleksander.
-My też lubimy się pakować w kłopoty co nie?-Lysander spojrzał na Leyę.
-To kłopoty znajdują mnie, Lysander, a wraz ze mną wchodzicie w nie wy czego nie mogę sobie często wybaczyć.-powiedziała Leya z wzrokiem utkwionym w oknie.-Mam nadzieję, że ten rok obędzie się bez przygód i rewelacji. Brakuje mi w Hogwarcie tylko spokoju.
Drzwi przedziału otworzyła pozostała część drużyny Gryffindoru. Wymieniliśmy uściski. Tylko Marcus stał nadal w drzwiach. Rozłożył ramiona widząc Leyę biegnącą w jego stronę.
-Stęskniłem się.-szepną ledwie słyszalnie
-Ja też, ale ciii.

Pociąg jechał poprzez coraz bardziej dziczącą okolicę. W pociągu odbywały się ostatnie gry w gargulki czy eksplodującego durnia. Im bliżej było do Hogwartu tym nastroje się bardziej psuły, uśmiech schodziły z twarzy, a śmieszne historie zostały zastąpione milczeniem. Milczeniem które z pewnością przyniesie kłopoty.

piątek, 7 marca 2014

3.2. Zagadka.

3.2. Zagadka. 



Następnego dnia przy wspólnym śniadaniu wleciał wielki puchacz z trzema grubymi listami. Wyleciała gdy tylko Lysander podał list Julice i Leyi.
-Dlaczego są takie opasłe?-zapytała Julice
-Hmm... Tak, tak wiemy, że pociąg odjeżdża o jedenastej z 9 i 3/4... I znowu wydajemy galeony... O rety!
Lysnader rozwinął długi na jakieś dziesięć stóp pergamin zapisany czarnym atramentem.
-C...C...CO?!!-wrzasnęła Leya
Koniec Quidditha. Koniec z łażeniem po zamku po kolacji. Koniec z eksplodującym durniem i gargulkami. Była jeszcze masa innych chorych i kontrowersyjnych zasad, a nawet takich po których przeczytaniu ciężko jest się powstrzymać od rzucania przekleństw.
-Co to ku**a jest?-zapytał Lysander.
-To koniec tego co daje ten wyjątkowy urok Hogwartowi.-podsumowała Julice.
-Kara Indywidualnego Nauczania. O matko! To straszne! Najpierw masz dopuszczalne trzy szlabany, a potem zamykają cię w izolacji od reszty szkoły... No i lekcje tylko wieczorem. Nie chciałabym-zmieniła temat Leya.
-Po miesiącu można oszaleć, zwłaszcza gdy w szkole trwa wojna między uczniami, a Ministerstwem.-odezwała się babka-Sama się o tym przekonałam i to boleśnie. Ale warto było przewodniczyć tej bandzie...
-ŻE CO BABCIA?-krzyknęła mile zaskoczona Leya
-A myślałaś, że po kim masz tendencję do wpadania w kłopoty hm? Twoi rodzice to kujoni, a Tiara ledwo co nie przydzieliła ich do Ravenclaw... Ale tego nie zrobiła. Muszę cię jednak ostrzec Leya. Widzisz tydzień temu byłam w Ministerstwie... Tak odwiedzić starych znajomych... Zmierzam do tego, że sam Minister chce cię mieć pod pełną kontrolą to znaczy chcą wiedzieć każdy twój ruch. W końcu...
-Jestem córką nowego czarnoksiężnika wiem. Ale to głupie. Na prawdę myślą, że mogłabym się przyłączyć do człowieka którego nie uznaję za swojego ojca?
-To już niestety dłuższa historia i zresztą nie dla trzynastolatki przykro mi.
-Mam trzynaście i pół roku babcia!
-Nie powiedziałam. Za tydzień wybierzemy się na Pokątną.-odeszła od stołu, a Leya doskonale wiedziała, że zapytać babkę o coś więcej jest równe igraniem z ogniem.


Tydzień miną szybko i przyjemnie, Leya pokazała Julice i Lysandrowi kilka mugolskich gier planszowych, zasady sportów i trochę z codzienności. Tak więc gdy wraz z babką pojawili się na Pokątnej byli pełni wiedzy z mugoloznawstwa.
Weszli do Esów i Floresów.
-W czym mogę pomóc?- zapytała starsza czarownica pracująca w księgarni. Julice podała jej jedną listę podręczników z tytułami i liczbami potrzebnych egzemplarzy.
-Nie  rozumiem was.-oznajmiła Julice
-Ale z czym?-zapytała zaskoczona Leya
-Jak można chcieć uczyć się Czarnej Magi?-zapytała oburzona Julice.
-A jak można uczyć się starożytnych run? One są gorsze od angielskiego!-zażartowała Leya.
Zaśmiali się głośno.
Leya ukradkiem spojrzała w głąb ulicy. Jakiś uśmiechnięty czarnowłosy chłopak pomachał do niej. Zdezorientowana Leya odmachała mu niepewnie.
-Kto to?-zapytała ciekawska Julice.
-Mi się pytasz? Nie wiem kim on jest, ale na pewno nie chodzi do Hogwartu. Nie wygląda mi na pierwszoroczniaka.-stwierdziła obojętnie.
Też go nie widziałem.-dodał Lysander.
-Hm... nowa zagadka.
-I to niezła zagadka, Leya-Julice zarumieniła się lekko rumieniąc.
-Bo ja to wiem...
Wybuchnęły śmiechem.

niedziela, 2 marca 2014

3.1. Trochę powspominać.

3.1. Trochę powspominać



-Nie wiem kompletnie nie wiem jak... Nadzieja umiera, ale nadzieja na cholerne szczęście jest zawsze. Tak to bym ujęła, babciu.
Leya po raz kolejny opowiadała babci o finałowym meczu przy lodach. Słońce może i sierpniowe, ale świeciło tak mocno, że nie dało się wyjść z domu.
-Ciekawe stwierdzenie.
-Jak wszystko ostatnio.-powiedziała ni to do siebie, ni to do babci Leya. W napięciu czekała na to co ministerstwo wymyśliło w sprawie Hogwartu, a z drugiej strony nie chciała aby się to dokonało. Już wszyscy uważali, że to wina Leyi co było rzecz jasna jedną wielką bzdurą.
-Boisz się?-zapytała nagle babka
-Stracę wszystko. Szacunek, przyjaciół, humor... To tak jakby to co działo się w mugolskiej szkole powróciło, ale z zdwojoną siłą. No i jeszcze to przekleństwo.-Leya dotknęła Amuletu Ognia na swojej szyi.
-Uwierz mi to 'przekleństwo' może okazać się zbawieniem. Co do zasad nie wydaje ci się, że to już kiedyś się działo?
-Gdy zaatakował Voldemort. Prawda. Ale przecież nie można...
-Nie oczywiście. Ale nie oto mi chodzi.
Leya już się nie dowiedziała o co chodzi. W kominku strzeliła iskra, a płomienie podpaliły dwa kawałki drewna. Po chwili w pokoju stał Lysander z Julice. Mieli z sobą kufry i przybory szkolne.
-Odlot! Ale niespodzianka!-ucieszyła się Leya-Siadajcie!
-Herbatki?-zapytała babka wstając od stołu aby napełnić czajnik.
-Poproszę.-odpowiedziała Julice siadając obok Leyi
-Dziękuję, chętnie.-zgodził się Lysander.
-Co nowego?-zapytała Leya gdy herbata była już gotowa.
-Wszystko kręci się wokół Hogwartu i Ministerstwa. "Prorok Codzienny" pisze tylko o tym nowym programie nauczania...-wyjaśniła Julice
-Aż się niedobrze od tego robi...-dodał Lysander.
-To dopiero początek dzieciaki. Już kiedyś tak było, to znaczy zmieniono cały Hogwart... A przynajmniej próbowano to zrobić. Wyszło na to, że zmiany wywołały bunt, a bunt wojnę wewnątrz Hogwartu miedzy zasadami, a uczniami. Rzecz jasna Ministerstwo przegrało... Byłam wtedy jeszcze uczennicą. Podjęto kroki zmiany programu i sposobu nauczania, gdyż Hogwart miał te sto lat temu jednego z najgorszych dyrektorów którzy nimi zostali. Niestety zbuntowaliśmy się, dyrektora wyrzucono, Ministerstwo wycofało swój projekt, a władzę w szkolę przeją stary Siwobrody.-zaczęła opowiadać babka
Trójkę przyjaciół bardzo to zainteresowało.
-Jak to było dokładniej?-zapytała Leya
-Nie czas na to. Nie chcę aby strzeliły wam jakieś głupie pomysły do głowy gdy to czego się spodziewamy wejdzie w rzeczywistość. Zwłaszcza gdy jestem wręcz pewna, że powróci to co czego sama doświadczyłam... Kara Indywidualnego Nauczania.
-Kara czego?-zdziwił się Lysander.
-Nic więcej nie powiem. Tylko tyle, że warto jest robić zakazane rzeczy aby potem mieć chociaż co wspominać. Leya myślę, że czas pokazać ci jeden z tych zamkniętych na klucz pokoi.

Był to pokój równie duży jak pokój dzienny. Miał trzy łóżka, szafę, komodę, biurko, kilka ruszających się obrazków, duże okno z tak niskim parapetem, że można na nim było wygodnie usiąść, oraz wielką biblioteczkę z zakurzonymi księgami magii.
-To rozszerzenie do Czarnej Magii, ale nie polecam ludziom o słabych nerwach.-babka zamknęła za nimi pomalowane na czarno dębowe drzwi.
-Teraz doceniłam ten dom naprawdę, ale jeszcze bardziej jestem ciekawa ile jeszcze się od babki ciekawych rzeczy dowiem.-powiedziała po namyśle Leya
-Warto jest robić zakazane rzeczy aby potem mieć chociaż co wspominać...-powtórzył Lysander sam do siebie na głos.
-Nie wątpię Lysander, nie wątpię.-zgodziła się Leya przyglądając się szczególnie opasłej książce w czarnej okładce jakby poplamionej czymś szkarłatnym...

Mam nadzieję, że to co mam zamiar wam opowiedzieć zaciekawi was chociaż tak troszeczkę...

czwartek, 20 lutego 2014

2.28. Nadciąga szarość.

2.28. Nadciąga szarość.


Następnego wieczora Wielka Sala kolejny raz została pokazana od tej wytworniejszej strony. Pojawiło się wiele świecących ozdób i nie sposób jest opisać jak piękna była tej nocy. Wiele osób świetnie się bawiło nadal oblewając zwycięstwo Hogwartu. Inni tak jak drużyna wraz z Julice stanęli w kole i opowiadali różne śmieszne historie. Tak naprawdę Leya niezbyt uważnie ich słuchała. Była myślami w dormitoriom zadowolona, ze w końcu Turniej się skończył i wszystko wróci do starego stanu rzeczy: do tego który był zanim przekroczyła po raz pierwszy mury Hogwartu. Z jednej strony tęskniła za spokojem i światem, gdzie jej nazwisko znaczy tyle co każde inne, a z drugiej nie chciała opuszczać swojego ukochanego Hogwartu. To samo czuli goście z innych szkół którzy następnego dnia po uroczystym obiedzie. Statek Durmstrangu zniknął w jeziorze, a powóz z Beaxbatons szybko zniknął z pola widzenia.
-No to co teraz?-zapytał Lysander w pokoju wspólnym Gryffonów.
-Czekamy na to co ma się stać.-odpowiedziała Julice
-Myślisz, że coś się może tutaj jeszcze stać?-zapytała Leya-Następne zawody są za cztery lata...
Wtedy ktoś zrobił głośniej radio.
-Ministerstwo Magii jest zaniepokojone tym co ostatnio dzieje się w Hogwarcie oraz dramatycznym obniżeniem się standardów szkoły. Dlatego osobiście będę nadzorował pracę nad naprawieniem tego co zostało załamane, a przede wszystkim zostanie zmieniony system kar dla uczniów. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne nieszczęśliwe wypadki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Trójka przyjaciół popatrzyła po sobie.
Leyi nabiegły łzy do oczu.
Wszystkie obecne oczy zwróciły się na Leyę.
-I nadal uważasz, ze tutaj nie ma się co stać?-zapytała Julice wyluzowana
-Dlaczego? Pytam się dlaczego jestem tą właśnie Leyą Fire-córką byłego Ministra Magii o którym wszyscy boją się mówić, co rok dowiaduję się, że oszukiwano mnie przez całe życie i tracę osoby które kocham? Przeklinam dzień w którym dostałam list o przyjęciu mnie do Hogwartu!-wykrzyczała i zniknęła za portretem Grubej Damy.

Dzień był bardzo ciepły i pełny słońca. Trwały ostatnie ożywione rozmowy i ostatnie spojrzenia na Hogwart. Niedługo potem pociąg zostawił za sobą Hogwart aby wrócić do tego co po mugolsku moglibyśmy nazwać: rzeczywistością. Ja nazwałabym ją szarą rzeczywistością, ale się wstrzymam. Może nie jest jednak taka żałosna...


Tak to już koniec drugiej części tego co kłębi się w mojej głowie... Zapewniam, że to nie koniec... Chętnie zdradziłabym wam to co ma się dziać w trzeciej części, ale... już to zrobiłam. Niedługo ciąg dalszy!

niedziela, 16 lutego 2014

2.27. Ta niesamowita.

2.27. Ta niesamowita


 Leya dobrze przewidziała co się ma stać: zaczęło się faulowanie. Lysander oberwał tłuczkiem w brzuch od pałkarza przeciwników. I od tego momentu Durmstrang zaczął zdobywać punkty oraz faulując coraz brutalniej. Hogwartowi nie pomagały najniebezpieczniejsze improwizacje jakie przyszły im na myśl. Leya uderzyła pięścią o dłoń. I Hogwart zaczął faulować. Wyszło na to, że Marcusowi krew leciała zn nosa, a Lysander miał obite dwa kolana, ale najgorszy był wynik: osiemdziesiąt do dwustu dwudziestu.
-Teraz tylko znicz może zagwarantować zwycięstwo dla Hogwartu.-komentował Minister.-Czyżby to złoty znicz?
Błysnęło coś jakieś dziesięć cali ponad murawą boiska. Leya zanurkowała. Zaczął się pościg dwóch szukających.
Wszyscy zamarli. Pozostali gracze przerwali grę obserwując jak szukający Durmstrangu równa się z Leyą. Nie spojrzeli na siebie. Znicz był trochę dalej niż na wyciągnięcie ręki. Rywal zaczął lekką ją wyprzedzać... i oberwał tłuczkiem tak, że spadł z miotły. Leya na swojej stanęła. Wyciągnęła rękę i przechyliła się lekko do przodu...
Na trybunach zaległa grobowa cisza. Setki oczu wpatrzone były w Leyę która wystrzeliła w górę obracając się wokół własnej osi. Euforia rozrywała ją od środka. Zatrzymała miotłę na wysokości najwyższej obręczy. Powoli podniosła prawą rękę po czym podniosła w trzech palcach zwycięstwo dla Hogwartu-złoty znicz.

To co działo się później było niesamowite. Jak tylko wylądowała cała drużyna Gryffonów ustawiła się na środko boiska w jednym rzędzie. Po chwili Siwobrody w towarzystwie dyrektorów Durmstrangu i Beaxbaton oraz szefowie Departamentów i sam Minister Magi stanęli im na przeciw. Minister niósł puchar który kiedyś był pucharem Turnieju Trójmagicznego. Wręczył go Leyi.
-To twoja chwila.-szepnął stojący obok Marcus.
Leya podniosła puchar, a trybuny wypełnił okrzyk radości. Chłopacy podnieśli ją do góry zostawiając miotły na ziemi. Za nimi ustawili się pierwsi Gryffoni, potem Krukoni i Puchoni, a na końcu Ślizgoni. To był niesamowity pochód do szkoły. Wszyscy śpiewali różne piosenki na całe gardła tak, że na pewno w promieniu kilku mil było je słychać. W ten oto sposób zakończył się finał większy niż wielki.

Oczywiste było, że w Gryffindorze teraz odbędzie się najbardziej zwariowana impreza w historii. Jak się okazało wszystko było już przygotowanie. Bracia wynieśli z kuchni górę ciastek i butelki soku dyniowego. Kilka osób czarami rozwiesiło wielki transparent: Hogwart, Hogwart najlepszy jest!
Leya była wykończona gdy odeszła od piątej grupki ciekawskich czekających na jej opowieść o złapaniu znicza i pomyśle zrobienia z tego meczu cyrku. Jej popularność wzrosła tak gwałtownie, że co chwilkę jakiś chłopak zapraszał ją do tańca. Odmawiała za każdym razem.
-Leya, Leya, Leya... Nasza nowa gwiazda.-zażartowała Julice gdy w końcu ona i Lysander mogli pogadać z Leyą bez ogólnego zamieszania.
-Ha, ha. Nie można pozwolić aby marzenia spłonęły gdy można zrobić krok do ich spełnienia, Julice.
-Robimy postępy!-uśmiechnął się Lysander.
-A żebyś wiedział. Szczerze nawet fajnie jest mieć pod dowództwem Drużynę-Nadzieję Hogwartu. Następny sezon Quidditha będzie jeszcze ciekawszy...
-Na pewno Leya, na pewno.-dodał Marcus który do nich chwilkę temu doszedł-Zwłaszcza teraz gdy nasza wiara w zwycięstwo jest o wiele większa.
-Wątpisz we mnie?-zapytała Leya
-Ufam ci jak nikomu innemu w życiu.-wyznał.
-Ocho znowu się zaczyna...-szepnęła Julice Leyi z uśmiechem.
-Że co? Nie to nie do ciebie Marcus... Nie mam na to ochoty Julice.-wyparła się Leya
-Zobaczymy...
-A propos zobaczenia... Bo w sumie jeszcze nie dostałaś od nas podziękowań za ogarnięcie tego kryzysu w drużynie...
-Co ty...
Marcus gwizdnął przeciągle. Teraz wszyscy odwrócili się w stronę Leyi  po czym krzyknęli razem na całe gardło: Dziękujemy!
-Marcus...-zaczęła Leya
-Nic nie mów tylko się zgódź.
Leya chwyciła rękę Marcusa i sama nie wiedziała dlaczego zgodziła się na taniec.
-Ona jest niesamowita.-szepnęła gdzieś z tyłu Julice Lysandrowi.
-Żeby tylko niesamowita...-odpowiedział lekko nieprzytomnie Lysander
-Ehhh...-powiedziała sama do siebie Julice po czym uśmiechnęła się na widok Leyi tańczącej z Marcusem.

czwartek, 13 lutego 2014

2.26. "Jeszcze jedna bramka..."

2.26. "Jeszcze jedna bramka..."


-A oto drużyna Durmstrangu!-komentował sam Minister Magii.
Siedem niebieskich smug okrążyło boisko i zajęło swoje pozycje. Kapitan wylądował na środku boiska.
-Wielkie brawa dla Drużyny-Nadziei Hogwartu!
Kilka pojedynczych osób klasnęło z trzy razy w dłonie i na tym skończyły się 'wielkie brawa' Gryffoni po prostu wlecieli na boisko, a Leya uścisnęła dłoń kapitanowi przeciwników.
Na boisku pojawił się sędzia. Leya poleciała trochę ponad graczy podnosząc prawą rękę z dwoma rozstawionymi palcami podobnie jak w geście zwycięstwa. Chłopacy spojrzeli na siebie i skupili swój wzrok na zawodnikach przeciwnej drużyny.
-Iiii... Kafel w grze! Durmstrang ma kafla.. podanie do Deli..
Ścigający Gryffonów lecieli w zwartym szyku na Deliego. W ostatniej chwili dwóch ścigających ominęło go rozchodząc się na dwie strony.
-Niesamowite! Gryffoni przy piłce...  Ale co? Rezygnują z rzutu?
Ścigający podawali sobie kafla przez całą długość boiska robiąc przy tym widowiskowe akrobacje. Durmstrang wychodził z siebie aby złapać kafla. Gdy się im to w końcu udało Lysander zwisał głową w dół, a kafla obronił nogą podając go szczęśliwie Marcusowi. Ścigający szybko utworzyli nową formację. Wyprzedzili Marcusa lecąc tyłem. Marcus podał im kafla, a ci wzbili się wysoko w górę obracając się według własnej osi. Wszyscy ścigający pognali za nimi. Wtedy Marcus dostał z powrotem kafla i trafił bramkę.
-Dziesięć punktów dla Hogwartu!-krzyknął Minister Magii.
Leya klasnęła w dłonie.
-Durmstrang w posiadaniu kafla... Co wyprawiają ci pałkarze?
Marcus miał kafla i pędził w stronę bramki. Pałkarze lecieli równo z nim w znacznej odległości. Gdy byli niedaleko obręczy nagle wyprzedzili Marcusa, a oszołomiony obrońca nie zauważył kiedy padł gol.
-Dwadzieścia do zera dla Hogwartu!
Tym razem podniósł się gwar wiwatów.
Leya podniosła zaciśniętą dłoń.
Ścigający Durmstrangu szybko podawali sobie kafla. Marcin zleciał na sam dół. Pozostali ścigający wystrzelili w górę zatrzymując się przy obręczach. Gdy ścigający z kaflem byli o dwadzieścia pięć cali od nich chłopacy stanęli na nieruchomych miotłach i jednocześnie się nimi zamienili w skoku miotłami. To zdezorientowało ścigających, a Marcin wyrastający nagle z ziemi wyrwał kafla z rąk Deli i zdobył kolejne dziesięć punktów. Podniósł się okrzyk zachwytu.
-To co wyprawiają zawodnicy Hogwartu jest niesamowite. Wilon ma kafla... nie trafia!
Lysander odbił kafla i padła kolejna bramka dla Gryffonów.
-Czterdzieści do zera! To co tutaj się dzieje już teraz przechodzi w karty wielkiej historii Turnieju! Durmstrang ma kafla...
Jeden z ścigających leciał tyłem na stojąco przed ścigającym przeciwnika. Nagle usiadł na miotle i zrobił gwałtowny skręt w prawo. Ścigający Durmstrangu nie zdążył zapanować nad miotłą i przeleciał przez obręcz z kaflem w ręku.
Publiczność zaśmiała się.
-Czegoś takiego jeszcze nie było! Dawid ma kafla...-pięćdziesiąt do zera dla Hogwartu.
Gryffoni zaczęli śpiewać: "Puchar jest już nasz!" Drużyna Durmstrangu zaczęła się nieźle wściekać i podęli kolejną próbę zdobycia bramki. Skończyło się na kontrataku i kolejnych dziesięciu punktach dla Hogwartu.
-Kapitan Durmstrangu prosi o czas!-ogłosił Minister.
-Dobra. Uwaga!-zaczęła mówić Leya do drużyny.-Teraz Durmstrang zacznie faulować więc musicie uważać. Ale przede wszystkim nie możemy używać naszych starych taktyk.
-Nowe nam się tak jakby wyczerpały.-rzucił Marcus.
-Improwizujemy. Macie robić z tego meczu cyrk dopóki nie dam znaku. I wyluzujcie.-uśmiechnęła się-Przechodzimy do historii jako ośmieszyciele Durmstrangu!
Padły jeszcze trzy bramki dla Hogwartu. Tłum był oczarowany i teraz wszyscy śpiewali: "Jeszcze jedna bramka, jeszcze złoty znicz, puchar jest nasz już dziś!" Niestety zaczęły się kłopoty...

środa, 12 lutego 2014

2.25. "...od nas zależy co się uda..."

2.25. "...od nas zależy co się uda..."


Ranek był chłodny, ale Drużyna-Nadzieja świetnie się bawiła. Pomysł Leyi na rozegranie ostatniego meczu Turnieju bardzo się im spodobał wywołując uśmiech na ich twarzach. Nawet Leya będąca nadal w podłym nastroju od czasu do czasu roześmiała się ciepło. Niestety szczęście nie trwa długo.

Po treningu Leya weszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Jak tylko pojawiła się w drzwiach śniadaniowy gwar uczniów nagle ucichł do nerwowych szeptów.
-Co tam?-zapytała siadając między Julą, a Lysandrem
-Wolisz nie wiedzieć.-szepnęła Julice dając jej "Proroka Codziennego"

Tajemnice rodziny Fire
oraz dwa tragiczne zgony
Nasza reporterka Nonlee dowiedziała się bardzo niepokojących wiadomości. Dwa dni temu nocą w Zakazanym Lesie zginęła dwójka uczniów: Marcin Moon i jego rzekomy brat kapitan Drużyny-Nadziei Hogwartu Gabriell (Moon) Fire. Wpadli oni w podstęp samej Leyi Fire która tej samej nocy wyszła potajemnie z zamku aby w Zakazanym Lesie spotkać się z swoim ojcem byłym Ministrem Magii który, to wielka strata dla nas wszystkich i niebezpieczeństwo. przeszedł na stronę ciemności. Prawdopodobnie miał spotkać się ze swoją córką w niecnych celach jednak napotkali przeszkodę: Marcina i Gabriella. Jak się później okazało Gabriell jest synem Czarnego Pana praz bratem Leyi Fire. Chłopcy byli w wielkim szoku. Chwilę potem zostali zabici złowrogim zaklęciem, a na dowód swojej obecności Czarny Pan wypalił część Zakazanego Lasu.
"Od zawsze ta dziewczyna wzbudzała we mnie lęk" "Jak dla mnie powinna zostać wyrzucona ze szkoły, a Ministerstwo Magii powinno zająć się tą sprawą." Jest pewne, że Leya Fire jest niebezpieczna dla otoczenia i zdolna zadać każdemu ból gdy stanie jej na drodze. Ambroży Siwobrody jednak próbuje tuszować sprawę.

Nagle gazeta zamieniła się w popiół.
Ucichł nawet szczęk sztućców.
Świece zaczęły gasnąć jedna po drugiej.
Łzy spływały po policzkach Leyi która już nie siedziała na swoim miejscu. Wybiegła z Wielkiej Sali i nikt nie próbował jej zatrzymać.

Trwała historia magii, a Leya płakała. Gabriell Fire... Przecież to brzmi tak dziwnie, nierealnie... A już w ogóle to, że jest niebezpieczna i spiskuje z ojcem. Ona nie ma ojca. Tylko ukochaną matkę i Gabriella gdzieś daleko w innym, lepszym świecie... "Dlaczego gdy wszystko się udaje udaje się w jednym czasie, a jak wali na głowę to z taką siłą, ze człowiek nie wie co ma zrobić i nie wie kim tak naprawdę jest? Od nas zależy ile rzeczy nam się uda, ale nie wiemy ile stracimy za jednym zamachem. Im więcej nam się uda, tym mniejsza szansa, że coś nie wypali. Za trzy dni jest mecz. Na pewno chcesz go po prostu przegrać?" Taką wiadomość Leya dostała od Julice na tej samej lekcji. "Wszystko zależy od szukających, a ja nią jestem." Odpisała na odwrocie szybko. Otarła łzy i rozwinęła Zwój Kontaktów.
-Nadchodzi mała zmiana planów...-Sky

Toczyło się wiele rozmów na temat meczu i wszyscy byli zgodni co do jednego faktu: Hogwart przegrał będąc o krok od historycznego triumfu. Bardziej wyczekiwano Balu Zwycięzców niż finału. Nikt nie miał ochoty oglądać porażki Gryffonów. Mimo tego na meczu finałowym pojawiła się cała szkoła. Przybył Minister Magi, szef Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów oraz szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Tylko oni mieli nadzieję na zwycięstwo Hogwartu.

-Chodźcie tu! Jazda panowie!-krzyczała Leya w szatni.-Miejcie gdzieś wynik. Panujcie nad gniewem i grajcie tak jak na treningach, a wyprowadzimy przynajmniej burzę oklasków.

-Witam wszystkich na finale Turnieju Trójmeczy! Za chwilę Durmstrang i Hogwart staną do pojedynku o Puchar!-rozległ się głos Ministra Magii.

niedziela, 9 lutego 2014

2.24. Wyzwanie


2.24. Wyzwanie


Leya nie miała najmniejszej ochoty pokazywać się w pokoju wspólnym Gryffindoru. Jak tylko do niego weszła wszyscy ucichli wlepiając w nią wzrok. Dopiero gdy trzasnęły wściekle drzwi dormitorium gwar rozmów powrócił.
To wszystko było takie nierealne... odległe... Leya była pewna, że gdy zejdzie do pokoju usłyszy głos Gabriella który otoczony drużyną tłumaczy taktykę przygotowując ich do finału. Była wręcz pewna, że jutro czeka ją wyczerpujący trening pod ambitnym i zawziętym okiem kapitana, że za chwilę znowu zobaczy jego śmiech, że znowu ją przytuli, otrze słone łzy rozpaczy... Nagle, życie bez niego stało się okropnie puste. Tak samo puste gdy odeszła mama którą kochała nad życie... A więc to prawda: kocha Gabriella. Nie jak brata, jak kogoś kto rozumie cię bez słów i zawsze będzie z tobą. Tylko dlaczego tak późno musiała to zrozumieć? Dlaczego nie dopuszczała swoich uczuć do głosu?
Drzwi otworzyły się. Stanęła w nich Julia.
-Drużyna chce się z tobą zobaczyć. I to teraz.
Nie było wyjścia.

-NIE MOGĘ!!!-krzyknęła Leya na cały cichy pokój wspólny.-NIE ZOSTANĘ KAPITANKĄ DRUŻYNY GRYFFONÓW!!!
-To co mamy zrobić co?-zapytał Marcus-Komu jak nie tobie zaufać?
Leyę zamurowało.
-Z-z-zaufać?-zająknęła się
-Tak. Zostań naszą kapitanką chociaż na te dwa tygodnie. Gabriell bez zastanowienia...
Leya pokazała mu ręką żeby był cicho.
-Czy ktoś wierzy, że możemy wygrać finał?-skierowała to pytanie do całego pokoju. Nikt się nie odezwał.
-No i co Marcus? Jak mam wam pomóc skoro jesteśmy wszyscy pewni, że przegramy i to w ostatnim meczu turnieju?
-Zrób to co zrobiłby Gabriell. Kazałby nam trenować z samego rana.
Leya nagle uśmiechnęła się, a w jej głowi zabłysło światło pomysłu.
-Jutro piąta rano. A i jeszcze wyślę list do dyrektora aby zabronił gapiom oglądania naszych treningów.

Sama Leya nie wiedziała dokładnie co chce zrobić. Myślała nad tym bardzo długo w pokoju wspólnym mając przy sobie pergaminy, pióro i atrament. jedenastej w noc zaczęła rozrysowywać na pergaminie swoje myśli taktyczne dodając do nich opis. Tak w tę noc powstało kilkanaście nowych, widowiskowych taktyk które z jednej strony były świetne, a z jednej zadawały pytanie czy ten kto je ułożył nie jest przypadkiem nienormalny.

piątek, 7 lutego 2014

2.23. Różdżki w górę.

2.23. Różdżki w górę.


Nocny pożar wzbudził w uczniach Hogwartu ogromną ciekawość. Rano zauważono brak Leyi, Marcina i Gabriella. Julię i Lysandra non stop wypytywano o zaginionych. Oni nic nie odpowiedzieli zatajając, że mają jako takie informacje. Jednak jeszcze dziwniejsze było, że Gryffindor ni z tond, ni  zowąd dostał sto punktów dzięki czemu wyszedł na prowadzenie w rankingu domów.
Około pierwszej po południu Leya obudziła się z w skrzydle szpitalnym. Siedział obok niej sam Ambroży Siwobrody z kamienną twarzą.
-Wiem więcej niż wszystko. I podziwiam cię za twoją wielką odwagę. Świetnie sobie poradziłaś.-pochwalił dyrektor
-Ale dyrektorze! Marcin... Gabriell...-łza spadła po jej lewym policzku.
-Nie obwiniaj się o coś czego nie zrobiłaś. Jedyną osobą odpowiedzialną za tą tragedię jest sam były Minister Magii.-wyjaśnił Siwobrody nie używając określenia ojciec
-A propo... Co się z nim tak właściwie stało? Co się stało ze mną?-zapytała cicho
-Tak to bardzo ciekawe pytanie posiadające wiele odpowiedzi. Tak długo posiadasz Amulet Ognia nie wiedząc o jego mocy, że stał się częścią ciebie to znaczy będzie ciebie słuchał bezwarunkowo nawet gdy będziesz zła, a nie będziesz miała zamiaru na przykład czegoś podpalić. Dlatego musisz teraz podwójnie uważać na emocje albo w pełni kontrolować moc Amuletu co graniczy z cudem. Co do byłego Ministra Magii nie ma tutaj pewnej odpowiedzi. Teraz słuch po nim naprawdę zaginął. Na pewno jest bardzo słaby fizycznie aby znowu zaatakować, ale mam dziwne wrażenie, że wraz z ciałem uleciało z niego trochę mocy.-odpowiedział spokojnym tonem dyrektor.
-Czyli nie zginął?-dopytała się Leya
-To nie jest wykluczone jednak mało prawdopodobne.
-Trzeba będzie ujawnić to co się stało.-powiedziała Leya niby do siebie, ale do dyrektora
-Jesteś pewna? Wiesz co się stanie gdy prawda wyjdzie na jaw? Ludzie będą patrzeć na ciebie...
-...jak na nienormalną unikając mnie. Wiem. Ale to siła większa ode mnie. Wszyscy muszą wiedzieć co się tutaj stało i jak zginął Marcin i Gabriell... Nawet gdybym miała stać się popychadłem.
-Dobrze. Powiem to przy obiedzie. I lepiej by było gdybyś już wtedy do nas wróciła. Czeka na ciebie Drużyna-Nadzieja...
-Drużyna... Za dwa tygodnie finał, a ja, my nie wiemy co zrobić. Nie mamy kapitana i w dodatku wiary w to, że możemy wygrać. To koniec chwały Hogwartu w Turnieju...
-Po porażce z Dumstrangiem rozmawiałem z Gabriellem. Zapytałem go co by zrobił gdyby wcześniej wiedział, że przegrają mecz. On mi powiedział: "Zrobił bym z meczu cyrk tak aby było co wspominać i przestalibyśmy atakować przerzucając całą siłę na obronę; po prost zrobiłbym wszystko aby zakończyć mecz z honorem i zakończyć go z podniesioną głową."
-Jeżeli po tym wszystkim będą chcieli ze mną współpracować...-mruknęła do siebie tak, że Siwobrody tego nie usłyszał i wyszedł.


Obiad się kończył. Co prawda Leya siedziała przy stole z Gryffonami, ale nikt nie męczył ją żadnymi pytaniami jak Julia czy Lysander. Może to przez zapuchnięte od płaczu oczy Leyi?
Talerze sprzątnęły się. Uczniowi już podnosili się od stołów, ale zatrzymał ich dyrektor.
-Jeszcze moment moi drodzy. Goście mogą już opuścić Wielką Salę to dotyczy tylko Hogwartu.
Poczekano aż wyjdą po czym dyrektor zaczął ciągnąć dalej.
-Jak na pewno zauważyliście między nami nie ma dwóch uczniów z Gryffindoru. Mówię wam to z płaczącym sercem, ale Marcin oraz kapitan naszej Drużyny-Nadziei opuścili nas na zawsze. Zostali zabici zeszłej nocy.
Podniósł się gwałtowny szum szeptów i pytań.Opiekunka Gryffonów zatkała usta dłonią z przerażenia. Leya ukryła twarz w dłoniach.
-Macie prawo wiedzieć kto to uczynił. Musicie to wiedzieć. Każdy z nas pamięta byłego Ministra Magii pana Fire. Powrócił. Niestety przynosząc w sobie czarną magię i zło. Tak to prawda. Zabił Marcina i Gabriella w Zakazanym Lesie jednym przekleństwem.
Teraz wszyscy spojrzeli na Leyę. Jedni z odrazą, inni z zaskoczeniem, ciekawością, współczuciem, ale przede wszystkim z przerażeniem.
Spojrzała na dyrektora. On wyciągnął różdżkę i powoli wniósł ją ponad siebie. Leya również wstała z oczami pełnymi łez również z różdżką uniesioną w górę. Z czasem coraz większa ilość uczniów wstawała z swoich miejsc oddając hołd tym których zabito bez najmniejszego powodu...

piątek, 31 stycznia 2014

2.22. Ogień i gałęzie.

2.22 Ogień i gałęzie.


Gabriell złapał swoją różdżkę leżącą niedaleko i stanął przed ojcem. Leya nie podnosiła się z ziemi.
-Nigdy... nie wybaczę... tyle lat... kłamstwa!-krzyknął drżącym głosem
-Nie musisz. Też cię nienawidzę. Zginiesz jeszcze tej nocy.
Leya resztkami sił podniosła się z ziemi. Wtedy nadbiegł Marcin z Lysandrem. Nie wiedzieli o co chodzi, ale również celowali różdżkami w Pana Cienia.
-Leya czyżbyśmy nie mieli umowy?
Zabłysło zielone światło po czym Marcin osunął się na ziemię wypuszczając różdżkę z ręki. Lysander szybko umknął i uciekł ile sił w nogach. Natomiast Gabriell szykował się do uderzenia równie śmiertelnym zaklęciem.
-Avada Kedavra!-wrzasnął jednocześnie on i ojciec. Niestety ten drugi był szybszy. Gabriell stanął jak słup soli odwracając głowę do Leyi.
-Będę zawsze z tobą.-wydusił i padł na ziemię bez życia.
W oczach Leyi natychmiast pojawiły się łzy. Wściekłość przerodziła się w palące pragnienie rozwalenia czegoś. Z lekka spojrzała na drzewo za nią. Stanęło w płomieniach.
-Albo oddasz mi to co chcę albo dołączysz do tej dwójki.-zagroził ojciec z uśmiechem na twarzy jakby zabicie dwóch osób było było dziecinną zabawą.
- Będziesz musiał mnie zabić.-syknęła Leya jadowicie
Najbliższe drzewa ogarnął ogień tworząc pierścień bez wyjścia. To jednak nie była nawet cząstka możliwości Amuletu Ognia. Chwilę potem rozpętała się bitwa z latającymi gałęziami próbującymi ugodzić Leyę i wielkimi kulami ognia lecącymi obok Pana Cienia. Zakazany Las zaczął poddawać się iskrom i żarowi ognia. Dym wściekle gryzł w oczy, a bitwa trwała w najlepsze. Wtedy jakiś cień pojawił się między drzewami co zdekoncentrowało Pana Cienia i Leyę. Nagle gwizdnęło białe światło trafiając w Pana Cienia tak, że wpadł w płomienie. Wrzasnął z bólu. Ogień z każdą chwilą coraz bardziej ogarniał ciało ojca. Leya nie mogła słuchać tych jęków, ale jednocześnie chciała aby jej ojciec cierpiał. Chciała się zemścić, za kłamstwa, za śmierć...
Upadła. Jakieś zaklęcie ugodziło ją w bok. Uderzyła głową o kamień i straciła przytomność spoglądając na nieruchome ciało Gabriella lezące kilka centymetrów od niej...

czwartek, 30 stycznia 2014

2.21. Karmiona bolesnym kłamstwem.

2.21 Karmiona bolesnym kłamstwem


Nie było łatwo wyjść z zamku niezauważonym. Najpierw ledwo co a złapałby ich nauczyciel zaklęć, a potem sama opiekunka Gryffindoru. Zanim znaleźli się poza zamkiem minęło pół godziny. Co prawda plan Marcina Leyi się bardzo spodobał. Najbliżej zamku została Julice aby po zauważeniu czerwonych iskier jak najszybciej wezwać pomoc. Chłopacy zostali bliżej Zakazanego Lasu ukryci aby w razie potrzeby przyjść Leyi z pomocą. Ona sama była dzięki temu spokojniejsza jednak z każdym krokiem zbliżającym ją do Lasu czuła coraz większy strach. Trzymając różdżkę i amulet w prawej ręce spojrzała na Mapę Huncwotów zanim weszła do Lasu.
-Koniec psot. Mam nadzieję, że jeszcze będziesz mi potrzebna.-szepnęła ni to do siebie, ni to do Mapy i weszła w ciemny Las z nikłym światełkiem na końcu różdżki. Nie liczyła ile czasu włóczyła się powoli po Lesie gdy usłyszała lodowaty głos. Głos którego nigdy w życiu nie chciała poznać.
-Tak, tak... To był wielki błąd twojej matki.Urodziła dziecko w tajemnicy przede mną... Moje dziecko...
-J-j-jakto?-zająknął się Gabriell.
-JEGO dziecko?-szepnęła do siebie Leya ukryta za ogromnym pniem drzewa.
-Nigdy się nie zastanawiałeś jak to tak naprawdę było z Victorią? Szkoda, bo byś się może domyślił, że od jak tylko twoje nędzne usta dotknęły ust mojej córki musiałem coś z robić...
-NIGDY CI NIE UWIERZĘ W TO CO MÓWISZ KŁAMCO!!!-ryknął
Huknęło w różdżki, a Gabriell krzyknął z bólu.
-Nikt cie nie nauczył wierzyć w to co mówią dorośli? Tak. Jesteście rodzeństwem i mi też jest z tego powodu przykro. Nie potrzebnie zostałeś w pętany w to wszystko...
Wtedy jego ohydnie wyglądająca różdżka wyrwała się z jego ręki i upadła na ziemię.
-Dwanaście lat... Dwanaście lat karmienia kłamstwem, dwanaście lat samotności w przekonaniu, że wszystko dąży do do dobra. Całe szczęście, że miłość nie jest kłamstwem, ale szkoda, że jest wielkim problemem. Problemem który niszczy życie. Ty zniszczyłeś moje ja zniszczę ciebie.-Leya wyszła za drzewa wyprostowana i z pychą na twarzy trzymając swoją różdżkę w prawej ręce i bawiąc się różdżką ojca. W sercu miała ogromny żal, ale jeszcze większą furię.
-Jesteś za słaba aby zabić. Widzę to w twoich oczach!-zaśmiał się Pan Cienia.
-Mam swój honor, a zabić bezbronnego to żaden wyczyn. Ja tu w sprawie umowy.-podniosła do góry amulet tak aby i Pan Cienia i Gabriell go widzieli.
-Nie dawaj mu tego!-powiedział szybko związany czarodziejskimi linami Gabriell
-A czemu? Życie ci nie miłe?
-Miałem już przyjemność powiedzieć Gabriellowi jaką moc skrywa ten wisiorek. Ten kto go założy włada ogniem. Może robić z nim co chce bez użycia różdżki. Są jeszcze trzy takie Amulety. Wszystkie razem potrafią przywrócić zmarłym życie.
Leyi przeszła gęsia skórka po plecach. Przywrócić zmarłym życie... Znowu zobaczyć matkę...
-A więc? Pomożesz mi? W zamian dam ci więcej niż ty mi dasz. Dam ci wielką wiedzę, moc, potęgę, sławę i matkę. Wystarczy opuścić Hogwart i zostawić to co ludzie nazywają sumieniem.
-Leya...-powiedział półgłosem blady Gabriell
Dziewczyna spojrzała na Amulet Ognia. Chciała całym sercem mieć znowu przy sobie mamę tak jak wcześniej. Ale skoro sama śmierć nie potrafi przywrócić do życia zmarłych...
-Nigdy. Nigdy nie stanę po stronie czarnej magii nawet gdybym miała umrzeć!-krzyknęła Leya po czym coś popchnęło ją do przodu tak, że upuściła różdżkę ojca prosto pod jego nogi. Okazało się, że była to masywna gałąź.
-Wspominałem, że mam Amulet Ziemi?-zaśmiał się ojciec z ogromną satysfakcją.-A teraz oddaj mi w końcu ten Amulet Ognia i będzie po krzyku.-zażądał z opuszczoną różdżką w dłoni.
-Nie jesteś moim ojcem więc dlaczego mam cie słuchać?
To było błyskawiczne. Dwa zaklęcia spotkały się ze sobą tworząc połączenie. Leya za wszelką cenę starała się utrzymać promień jak najdłużej. I udało się jej to bardzo długo. To Pan Cienia przerwał połączenie. Leya upadła ciężko na ziemię obok związanego Gabriella. Leya szybko rzuciła przeciw zaklęcie, a Gabriell był wolny. Potem wystrzeliła czerwonymi iskrami.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

2. 20. Plan wkupu.



2.20. Plan wykupu.


             Mecz z Dumstrangiem był jak wielki cios. Nic nie pomagało. Zawiodły te najprostsze i najtrudniejsze taktyki. Wszystkie sztuczki były bezużyteczne. Mimo, że Leya złapała znicz Gryffoni i tak przegrali 240 do 300. Był to wielki szok dla Hogwartu, domu Gryffindora, ale przede wszystkim dla Drużyny-Nadziei. Nagle wiara w wygranie turnieju zgasła jak podmuch wiatru gasi świeczkę. Prawdą było, że Gryffoni za dwa tygodnie grali w finale Turnieju, co nie zdarzyło się jeszcze nigdy w historii Hogwartu. Niestety był problem: był to mecz Hogwart-Dumstrang. Dlatego tego dnia nie odbyła się kolejna impreza już nie tylko w samym pokoju wspólnym Gryffindoru, ale i w pozostałych trzech domach. Gryffoni snuli się smętnie do swoich dormitoriów. Jednak między nimi nie było widać Gabriella. Minęła godzina, dwie...
Leya weszła do dormitorium po dwóch godzinach czekania na przyjaciela. Z dna kufra wyjęła od miesięcy nie używaną Mapę Huncwotów. Już miała wypowiedzieć formułę zaklęcia gdy przez otwarte okno wpadła szara sowa, zrzuciła jej na kolana list i wyfrunęła na zewnątrz. Dziewczyna rozłożyła złożony na cztery pergamin. Musiała razy przeczytać jego treść aby ją zrozumieć.
"Mam Gabriella. Czekam na ciebie w Zakazanym Lesie. Weź Amulet Ognia i nie mów nikomu o tym liście. Inaczej zginiecie obydwoje bez ostrzeżeń. Czekam do północy."
W tym samym momencie weszła Julice. Chwyciła list i również przeczytała go trzy razy zanim zrozumiała jakie wydarzenia kryją się za starannie wypisanymi słowami. Wtedy Leyi już nie było. W biegu korytarzami spotkała opiekunkę Gryffindoru.
-Leya ty nie w pokoju?-zapytała łagodnym tonem.
-Muszę pilnie spotkać się z profesorem Siwobrodym. I to natychmiast.-powiedziała szybko i wyraźnie.
-To nie możliwe.
-Dlaczego pani profesor? To sprawa...
-Został pilnie wezwany do Ministerstwa Magii. Wróci jutro wieczorem.
-Dziękuję za informację.


-I co?-zapytała Julice w pokoju wspólnym. Był tam już Lysander, Marcin i Marcus gotowi do działania.
-Dyra nie ma w Hogwarcie. A ja nie mam zamiaru czekać na to co ma się stać. Nie przeżyłabym gdyby słowa groźby przeszły w czyny...
-Dlatego musimy działać.-podsumował krótka Marcus.
-Nie ma my. Jestem ja sama.-odpowiedziała szybko i chłodno Leya.-Nie wystawię was na niebezpieczeństwo.
-Leya... Leya... Widzisz, to bądź co bądź mój brat... I mam plan jak wygrać ten okup nic nie płacąc.-podsunął zagadkowo Marcin kładąc przyjaciółce dłoń na ramieniu.

sobota, 18 stycznia 2014

2.19. Dwa miesiące.

2.19. Dwa miesiące.


             Prawdą , było, że Leya nie spała większą część nocy jednak miała bardzo dobry nastrój. W  tym momencie podziękowała klasie ze szkoły mugolskiej. Dzięki nim jej psychika stała się nie do zdarcia.-
-Jula mówię, że to nie miało sensu. Dzielą nas cztery lata, a łączy tylko drużyna Gryffindoru. To nie miało szans.
Julice widziała cienie pod oczami przyjaciółki świadczące o nieprzespanej nocy. Leya wszystko jej opisała w czasie lekcji transmutacji.
-Świnia.-odpisała Julia
-Ja tak nie myślę. To jego decyzja.
-Czyli chcesz sobie dać spokój?
-Chciałabym aby wróciła drużynowa znajomość, tak jak było na początku.
-Czy ja ci oby Leya nie przeszkadzam?-zapytała nagle profesor transmutacji.
-Przepraszam, niech pani mówi dalej.
-Mam dziwne wrażenie, że ktoś manipuluje moim życiem.-napisała jeszcze szybko Leya po czym Julia schowała pergamin do torby.


Jeżeli chodzi o Gabriella był w lepszym nastroju niż zazwyczaj. Było to doskonale widać na popołudniowym treningu. Leya nie miała do niego żalu o to co się stało. Co więcej obydwoje traktowali siebie z szacunkiem i uprzejmością. Może miało to na celu ukrycie prawdziwych relacji przed szkołą, a przede wszystkim przed Nonlee?

Wszystko wskazywało, że teraz sprawy będą toczyć się normalnie. To znaczy bez dodatkowych problemów. Minęły dwa miesiące, a wraz z  nimi mijały mecze wygrywane przez Gryffonów co poprawiło samopoczucie Domu Gryffindora przez dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Wiara w wygranie Turnieju przez Hogwart wzrastała. Nadszedł czas na mecze między szkołami. Hogwart przeciw Beaxbatons. Im bliżej było do meczy tym napięcie rosło. Gryffoni byli coraz bardziej podekscytowani i rozkojarzeni. Drużyna myślała i mówiła tylko o Quiddithu. Leya prawie całkowicie straciła kontakt z Julice, Lysandrem i Marcinem. To samo działo się z Gabriellem. Był tak pochłonięty grą, że zapomniał o dziewczynie. Victoria była wyrozumiała, ale nie rozmawiała z Gabriellem od dwóch miesięcy. Ciągle się gdzieś spieszył... I tak oto skończyła się miłość Victorii do Gabriella.

Trybuny pełne były uczniów. Między nimi nauczyciele i sam Minister Magii. Wszystko wskazywało na wspaniały i emocjonujący mecz. Nie wiem czy na dobre czy może na złe, ale mecz trwał zaledwie dziesięć minut. Leya lecąc jak strzała złapała znicz z ogromną łatwością. Szukający przeciwników w ogóle nie zauważył znicza wiszącego w powietrzu ponad graczami. Był to najkrótszy mecz w historii Turnieju. O tym fakcie Gryffoni nie zapomnieli i włączyli w imprezę w pokoju wspólnym.

-Tak więc? Na serio nie chciałam was zaniedbywać. Jest to też troszkę wina Gabriella i jego treningów...
-Spoczko, spoczko.
-Coś o mnie?-doszedł do Juli, Leyi, Lysandra i Marcina Gabriell z niezbyt zadowoloną miną.
-Mówimy o meczu.-uratowała sytuację Julice
-Tak był niesamowicie... krótki-dodał Marcin
-Dzięki Leyi, rzecz jasna.-spojrzał na nią krótko Gabriell.
-Czo z twoim nastrojem? Wygraliśmy mecz!-zapytała Leya z udawanym zainteresowaniem.
-Czy to warto mówić o swoich błędach?
-Uwierz mi tak.-Leya spojrzała na Julice.
-Ej Marcin Bracia mają nowe cukierki z "właściwościami"!
Lysander i Marcin zniknęli na drugim końcu pokoju wspólnego.
-Kurde zapomniałam, że miałam się spotkać z Marcusem...-zagadnęła Julice
-Zaraz... zaraz...?-Leya nie zdążyła się zapytać o nic więcej przyjaciółki. Dopiero po chwili zrozumiała, że to tylko wymówka przyjaciółki, aby odejść.-Cudnie. Impreza bez przyjaciół...
-Kto to powiedział?-Gabriell uśmiechnął się.
-Sorry, nie. Nie potrzebujemy powtórki. Idź szukać gdzie indziej.
-Nie o to mi chodzi...-Gabriell gwizdnął.
Wszyscy obecni zwrócili się w jego stronę.
-Mamy mały sukcesik do oblania Gryffoni! Miejmy nadzieję, że nie ostatni! Za naszą szukającą!
Wrzask wiwatów był ogłuszający po czym wszyscy wrócili do zabawy.
-I po co to?-zapytała Leya z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Głośna szybka muzyka prawie zagłuszała jej słowa.
-Żeby się nieźle poimprezować.
Gabriell gwizdnął po raz drugi. Chłopacy z drużyny szybko zrobili mały pociąg. Szybko dołączyła się do zabawy reszta pokoju. Leya dała się wciągnąć przez prośby Gabriella.
-Przepraszam, za tą całą historię z Victorią. To było idiotyczne. I przepraszam za te dwa miesiące.-szepnął Gabriell trzymając Leyę za ramiona w tym ogromnym imprezowym pociągu.
-Nie mam do ciebie żalu i nigdy nie miałam.
-Więc?
-Więc nie zmarnuj tego.
Gabriellowi na twarzy wymalował się ogromny uśmiech.
-Obiecuję.

niedziela, 12 stycznia 2014

2.18 Klucz zrobiony z szczerości.

2.18. Klucz zrobiony z szczerości



               Rozpoczęła się dwutygodniowa przerwa między I a II etapem Turnieju. Z każdej szkoły odpadła jedna drużyna która wygrała najmniej meczy. Na pierwszy ogień poszła drużyna z Ravenclaw co okazało się wielkim zaskoczeniem. Według kalkulacji powinien odpaść Hufflepuff co zaskoczyło wszystkich. Natomiast Leyę zaskoczyła nowa miotła przysłana od babki. Chwyciła pakunek i przyniosła go do pokoju wspólnego, gdzie siedział Lysander, Marcus, Marcin i Julice. Szybko odwinęła papier na stoliku przy zaciekawionych przyjaciołach. Leya nie widziała w życiu piękniejszej miotły. Trzon był solidny i wygodny, a witki idealnie proste. Jednak najwspanialszy był złoty napis: Nimbus 3000. Na ten widok wszystkim (oprócz Juli) zabłysły oczy.
-Kurde! Najszybsza istniejąca miotła na świecie!-przerwał ciszę Marcin.
-Teraz musisz wrócić do gry. Mamy najlepiej wyposażonego szukającego ze wszystkich!-ogłosił Marcus
-Tia... A propos Gabriell nadal szuka szukającego?-zapytała Leya tracąc wypieki szczęścia na twarzy.
-Gabriell kłóci się z sobą. I znika na całe dnie nie wiadomo gdzie.-wyjaśniła tonem pełnym złości Julice
-Julice czemu jesteś zła?-zapytała jakby nigdy nic Leya.
-Kiedy zauważysz, że on nie dopuszcza cię do meczy o się o ciebie martwi!?
-Ale niby dlaczego tak się o mnie martwi pani wszystko wiedząca?
-Odpowiedź masz na szyi.
Julia wstała i weszła na górę do dormitorium.
-To kto ma ochotę doświadczyć potęgi najszybszej miotły świata?
Wstali i ruszyli w drogę na zaśnieżone boisko.


                 Leya jako ostatnia wsiadła na miotłę. Chłopacy już poszli z powrotem do zamku uciekając przed zimnem. Lewa ręka rzeczywiście nie była tak sprawna jak wcześniej. Zaczęła od podstawowych manewrów do tych najtrudniejszych. Ręka powoli wracała do starej sprawności. Leya czuła się wspaniale w powietrzu. Była szybka i wolna tutaj na górze. Jednak szybko straciła radość jaką niosła szybkość miotły oraz jej delikatność na wszelkie ruchy. Zastanawiało ją co chciała powiedzieć jej Jula. W powietrzu nie potrafiła myśleć dlatego wylądowała na boisku pokrytym śniegiem i skierowała się w stronę Hogwartu. W drodze wszystko zaczęło się jakoś układać w jej głowie, ale wniosek był nie do uwierzenia, odległy, nieznany, szokujący i nierealny w pewnym sensie. Ale pasował...


              Leya weszła do Sali Wejściowej po czym zaczęła powoli iść do pokoju wspólnego Gryfonów. Jednak poszła w drugą stronę słysząc głosy. Dwa w tym doskonale jej znany głos Gabriella. Stanęła za rogiem nie mając odwagi spojrzeć z kim rozmawia jej przyjaciel. Jednak błyskawicznie to usłyszała.
-Leya to Leya... Jej nie zatrzymasz. I nie warto się z nią trzymać na serio. To magnes kłopotów i kłótni. I jeszcze drugoklasistka... Naprawdę w Hogwarcie jest wiele dziewczyn godnych twojej uwagi. Nie jak ta smarkula.
Nie był to kto inny jak Victoria. Leya zacisnęła pięści.
-Wiesz co? To nawet prawda. Leya nigdy za nic nie dziękuje. I w dodatku jest uparta i ślepa. W sumie na początku udawałem, że ją lubię przez jej talent do Quidditha. Jak sobie pomyślę, że chciałem aby była mi bliższa niż przyjaciółka robi mi się nie dobrze.
-Może Prorok Codzienny nie kłamie?-zapytała słodkim głosikiem Victoria. Słychać było dwa kroki. Widocznie stanęła bliżej Gabriella.
-Nie. Nigdy tak nie było Victoria.-zaprzeczył smutnym tonem.
-Hej! Głowa do góry! Zapomnij o tej smarkuli i tyle. Pamiętaj kim jesteś: twardym facetem pełnym honoru i ambicji...
Tego Leya już nie wytrzymała. Wyskoczyła zza zakrętu ściskając w prawej dłoni różdżkę. Jednak spoglądając na nich upuściła ją na ziemię. Gabriell całował się z Victorią. Trwało to trzy sekundy zanim którekolwiek z nich zauważyło Leyę. Zapadła głucha cisza.
-Najważniejsza w życiu jest szczerość, bo na niej buduje się zaufanie, które jest kluczem do przyjaźni i miłości. Więc będę szczera: zastanawiam się jak mogłam...-ugryzła się w język w ostatnim momencie aby powiedzieć już wypowiedziane wcześniej słowo-być szczera wobec ciebie?-mówiła przez łzy patrząc Gabriellowi prosto w oczy. Podniosła różdżkę i pobiegła do pokoju wspólnego Gryffonów.


To taka mała rekompensata za bardzo długą przerwę w pisaniu. Mam nadzieję, że nadal czekacie na ciąg dalszy! 

2.17. Ostatnie słowo.


2.17. Ostatnie słowo


           Szkoła zaczęła się budzić w południe. Leya zeszła z Julią już na obiad. Wszystko toczyło się tak samo jak przed balem, a Wielka Sala z niezwykłej krainy lodu wróciła do swojego pierwotnego wyglądu. Jak zwykle słychać było zwykły gwar towarzyszący jedzeniu posiłków. A jednak Leya miała wraże nie, że już nie do końca wszystko jest takie samo. Ale co się zmieniło?
-Leya, Nonlee postanowiła dać ci jeszcze spokój.-zagadnęła Julice przy stole
-Z czym?-zapytała zaskoczona
-Nie no błagam! Nie pamiętasz?
-Ale czego?-Leya udawała, że nie wie o co Juli chodzi.
-Hej dziewczyny.-stanął za nimi Gabriell w tradycyjnie dobrym humorze.
-Cześć.-odpowiedziała Leya cicho
-I ty nadal...-upierała się Julice
-Pogadamy o tym później. Zresztą byłaś tam i widziałaś. Chcesz szczegółowy opis na dwie rolki pergaminu?!-zażartowała Leya
-Nie przeszkadzam wam już. Leya pamiętasz, że za godzinę trening?-zapytał Gabriell spoglądając jej w oczy
-Pamiętam.-skłamała-Do zobaczenia na boisku.
Jak tylko Gabriell odszedł Leya położyła głowę na stole.
-Co ci jest?-zapytała Jula
-Wracam do rzeczywistości i to mnie boli.


             Trening trwał cztery bite godziny. Gabriell uparł się, że drużyna musi dużo ćwiczyć przed meczem ze Ślizgonami który był zaplanowany już w przyszłym tygodniu. Zawody przecież trwają nadal, a tak wielu o nich zapomniało np.: Leya.
W drodze do Hogwartu Szukająca spotkała Victorię. Nie wyglądała najlepiej. Miała podkrążone oczy mówiące o braku snu przez wiele godzin i czerwone od łez. Jej zawsze piękne włosy wyglądały jakby trafił w nie piorun. Leyę przeszła fala niepokoju. Musiało się coś stać. I to coś okropnego skoro Wiktoria nie przejmuje się swoim wyglądem. Przez bal...? Wydawało się to Leyi dziwnie mało prawdopodobne. Ale o co wtedy chodzi?


             Mecz z Ślizgonami okazał się początkiem wojny. Wojny między Gryffonami, a Ślizgonami. Mecz stawał się z chwili na chwilę coraz bardziej brutalny i zawzięty. Napięcie rosło, a w Leyi z podwójną siłą. Wielokrotnie chłopacy spoglądali na nią z pytaniem o znicz. Ona tylko wzruszała ramionami. Znicz naprawdę zniknął i nie prędko się pojawił. Po dwóch godzinach Drużyna-Nadziei była poobijana, zmęczona i traciła wiarę, ze kiedykolwiek ten mecz się skończy. A jednak znicz zawirował nisko przy murawie boiska dokładnie na jego środku. Widzowie zamarli. Ścigający jednocześnie skierowali miotły ostro w dół. Przez chwilę lecieli równo w stronę złotego punktu na zielonej trawie jednak miotła Leyi była szybsza. Chwyciła znicz, ale już nie zdołała wyprostować miotły.
Drużyna Gryffindoru błyskawicznie wylądowała na ziemi i podbiegła do Leyi. Leżała twarzą do ziemi z włosami w nieładzie. Jej miotła leżała dwa metru za nią. Niestety przez uderzenie pękła na pół.
-Hej, Leya...-szepnął Gabriell klęczący po jej prawej stronie. Usłyszała go. Otwierając prawą dłoń wypuściła złoty znicz. Był to koniec meczu. Podniosła się wielka wrzawa, a Leya zemdlała.


              Poranek był jasny mimo, że zimowy. Leya usiadła na łóżku. Była w skrzydle szpitalnym. Obok łóżka, na stoliczku leżało kilka czekoladowych żab. Minęły dwa dni.
-Moja droga nieźle upadłaś. Wypij, a zrobi ci się lepiej.-poleciła szkolna cudotwórczyni pani Holney. Nie było lepszej osoby leczącej jakiekolwiek
-Dziękuję.-odpowiedziała Leya z wymuszonym uśmiechem. Bolała ją głowa, a lewa ręka była dziwnie sztywna. Próbowała ją poruszyć, ale tylko krzyknęła z bólu.
-Miałaś ją złamaną. W trzech miejscach wyobraź sobie! Musisz tutaj trochę poleżeć. Przynajmniej cztery dni. Mimo tego minie trochę czasu zanim lewa ręka znów będzie miała taką siłę jaką miała wcześniej.
-Ale będę mogła grać w Quidditcha?
-Bez miotły?-odeszła
"Jak to bez miotły?" Nie potrafiła sobie przypomnieć co się z nią stało. Było logiczne, że spadła na ziemię, ale żeby od razu złamać się w pół?


                Było już po zajęciach. Julice w towarzystwie Lysandra przyszła do skrzydła szpitalnego. Leya nie miała najlepszego humoru. Usta miała zaciśnięte w kreskę, a twarz zasłoniętą pergaminem. Słuchać było jak ołówek ociera się o powierzchnię papieru.
-Jak tam?-zapytał Lysander
-Co z moją miotłą?-zapytała cicho Leya
-Złamana a pół.-powiedziała krótko Julice-Ale ja się bym tym zbytnio nie przejmowała.
-Ta miotła to mój skarb!!! Moja chwała ścigającej!!!
-Słuchaj. Gabriell szuka kogoś na twoje miejsce.
Leya pokręciła głową.
-Zaraz dlaczego?
-Powiedział, że nie pozwoli ci więcej zagrać. Więcej nie wiem.-wyjaśniła Julia
-Ale ja kto? Ani razu nie zawiodłam!!!
-Myślisz, że nie pęka mi serce myśląc, że muszę zdjąć z boiska niezastąpioną szukającą? Jednak jeszcze bardziej serce by mi pękło gdyby następny mecz skończył się tragedią dla ciebie.
Gabriell stał w drzwiach skrzydła szpitalnego. Ręce miał skrzyżowane na piersi, a głowę spuszczoną na dół.
-Co ty bredzisz? Nie popełniam dwa razy tego samego błędu.
-Powiedziałem nie i koniec.
-Kim ty jesteś, że będziesz mi mówił co mogę robić, a czego nie?-zdenerwowała się Leya nie na żarty
-Posłuchaj... Myślę, że ten wypadek był trikiem Ślizgonów. Chcieli cię wyeliminować przynajmniej z tego meczu aby wygrać. Niestety trochę im się to nie udało.-uśmiechnął się ukradkiem.
-Następny mecz jest z Puchonami, a nie Ślizgonami!!! Wygramy bez problemu.
-Nie rozumiesz? Skoro Ślizgoni próbowali to inni też mogą. Zresztą nie tylko zespoły z naszej szkoły chciałyby się ciebie pozbyć z rozgrywek.
-To tym bardziej powinnam grać i ich wkurzać kolejnymi naszymi zwycięstwami!!!
-Powiedziałem NIE!
-Mam to gdzieś. Jak najszybciej kupuję miotłę i wracam do treningów. Poszukiwania szukającego zostały zakończone Gabriell. I to jest moje ostatnie słowo w tej sprawie.