Julia robiła dosłownie wszystko z fryzurą Leyi aby wyglądała jak najwspanialej.
-Nie rozumiem cię Julice... To tylko włosy!-marudziła Leya
-W twoim wypadku nawet pojedynczy włos jest bardzo ważny.
Najwyraźniej tą samą zasadę przyjęto w Wielkiej Sali. Wchodząc do niej w pierwszej chwili nie wie się gdzie tak naprawdę się jest. Wszystko było perfekcyjnie pokryte lodem nadając pomieszczeniu niesamowitego piękna, które z łatwością sprawiały stan zapomnienia o wszystkim poza sprawami związanymi z balem. Z Wielkiej Sali biło ciepłem, ciepłem wywołanym przez gorącą atmosferę tak długo wyczekiwanego balu. Leya wraz z Julice stały w sali wejściowej. Leya była pełna nerwów, a Julice żywo krytykowała stroje innych dziewczyn.
-Nie rozumiem! Jak można ubrać niebieską sukienkę i czerwone buty?-zapytała
-Nie wiem naprawdę.-Leya przeskakiwała z nogi na nogę
-A tobie co?
-Boję się.-wyznała Leya
-Błagam! Twój kok nie ma prawa się rozpaść, a jeżeli nawet to nic się nie stanie. Twoja sukienka jest w porost boska, umiesz tańczyć no i idziesz na bal z najpopularniejszym chłopakiem w szkole.
Wszystko było prawdą. Długa, czerwona sukienka Leyi z rękawami zakończonymi falbanką. Sukienka wyglądała lepiej na Leyi niż na wieszaku zrobiła z niej kogoś innego niż zazwyczaj. Uważana za zdolną, twardą i przebiegłą osobę zamieniła się w delikatną i bezbronną księżniczkę. Wzbudzało to nie ukrywany podziw wśród uczniów którzy już pojawili się w Wielkiej Sali.
-No i jeszcze wspaniały amulet i ta delikatna połowa serca... Na serio od kogo ją masz?
-Julice! Rusz głową choć raz!
-Marcus i Gabriell.-powiedziała cicho Julia
-Czy ty naprawdę...
-Nie na serio! Zobacz!
Miała rację. Gabriell i Marcus szli w milczeniu w stronę dziewczyn. Leya spojrzała na Gabriella automatycznie. W czarnej wyjściowej szacie i białej koszuli wyglądał jeszcze wspanialej niż zazwyczaj. Bardziej poważniej, doroślej, odpowiedzialnie...
-Leya!-szturchnęła ją Julia
-Co!?-oburzyła się wyrwana z myśli.
-Jesteśmy na balu...-Julia zaczęła opisywać jej swoje położenie w zamku.
-Naprawdę myślisz, ze jestem tak upośledzona aby nie wiedzieć gdzie jest co w Hogwarcie?
Roześmiali się wszyscy.
-Ale teraz do rzeczy.-zaczął Gabriell poważnym, ale rozbawionym tonem-Mamy dla was propozycję transakcji.
Dziewczyny spojrzały po sobie w znaku zapytania.
-Zaraz... Od kiedy jesteśmy towarem za galeony?-zaśmiał się Marcus
Gabriell uderzył się w czoło.-Z kim ja pracuję...uhhmmm...Mniejsza. Więc mamy propozycję wymiany parą do tańca.-wydusił z siebie Gabriell wyraźnie zakłopotany
Julia spojrzała na Leyę. Ta natomiast walczyła sama ze sobą.
-Mi to nie przeszkadza.-zgodziła się Julia
-Leya?-Gabriell podszedł do niej i podał jej rękę. Za kilka chwil zacznie się taniec drużyn Turnieju.
-Szczerość, nadzieja i śmiech.-podała rękę Gabriellowi powstrzymując się od dodania jeszcze jednego sześcio literowego wyrazu.
-A więc zacznijmy!-otworzył bal Siwobrody.
Uczniowie stali w kole. Drużyny z Dumstrangu, Beaxbatons i Hogwartu ustawiły się w środku koła według wcześniejszych ustaleń o których żaden z uczniów nic nie wiedział.Wszędzie panowało podniecenie i oczekiwanie na dalszy przebieg wydarzeń. Leyę dopiero teraz opanował strach przed błędem w tańcu. Drżała.
-Hej Leya. Spokojnie.-szepną Gabriell
-Łatwo powiedzieć.
-Zaufaj i pomyśl, że każde złe wspomnienie zamienia się w kupę śmiechu.
Bo tak było. Muzyka wypełniła Wielką Salę. Po kilku krokach na twarzy Leyi pojawił się uśmiech z nie wiadomo czego. Nie popełnili najmniejszego błędu.
Trzy czy cztery utwory jeden po drugim zalatywały głębokim romantyzmem który delikatnie uspokoił wszystkich. Leya widziała zadowoloną Julię z Marcusem który najwidoczniej zabrał się za opowiadanie kolejnej jego rozbawiającej historyjki co w Julice wzbudzało podziw.
Wielką niespodzianką ukazała się piątka muzyków z zespołu o dziwnej nazwie natomiast ich muzyka mała w sobie coś na wzór połączenia wielkiej ochoty do tańca, energii i zabawy z przyjaciółmi. Drużyna Gryffindoru bawiła się szalenie w towarzystwie przyjaciół z poza Drużyny-Nadziei. Gdy Leya sobie to przypominała następnego dnia stwierdziła, że nigdy w życiu nie bawiła się tak dobrze. Zabawa trwała dwie i pół godziny.
Nieubłaganie zbliżała się północ. Kilka osób było już w dormitoriach śpiąc słodko. Zespół grał ostatnią piosenkę tego wieczoru, a żeby było zabawniej wolną. Leya tego nie zauważyła, ale dopiero teraz w Wielkiej Sali pojawiła się Nonlee.
Julia tańczyła wtulona w Marcusa z szerokim uśmiechem na twarzy. Leya z Gabriellem byli w drugiej części Wielkiej Sali. Oboje zmęczeni, ale szczęśliwi nie tylko z powodu wspaniałej muzyki. Byli szczęśliwi, że są razem.
-Tak więc? Warto było się bać?-zapytał Gabriell
-Bardziej warto było posłuchać tej świetnej muzyki, a ja słucham tylko najlepszych utworów.
Zaśmiali się po czym spojrzeli sobie w oczy. Leya dopiero teraz zauważyła jak blisko jest Gabriell, jak piękne i pełne radości są jego oczy...
Julia stanęła nagle jak wryta z otwartymi szeroko oczami. Marcus uśmiechnął się. Oboje wpatrywali się w Leyę i Gabriella już nie tańczących.
Całowali się już od kilki sekund.
Nonlee uśmiechnęła się szyderczo na ich widok.
wtorek, 17 grudnia 2013
wtorek, 3 grudnia 2013
2.15. Złamane srebro
2.15. Złamane srebro
Gabriell odetchnął na jakiś czas. Gryffoni grają mecz dopiero po świętach. Treningi też stały się lżejsze, a co sobotę odbywała się kolejna lekcja tańca. Czas mijał szybko i w miarę spokojnie, że (wywiad Leyi nie zrobił wielkiej furory w szkole) aż za spokojnie.
Był piątkowy wieczór. Leya, Julice i Lysander siedzieli przy kominku ciesząc się ostatnią rozmową przed świętami. Jutro rano Hogwart Express zawiezie ich na King's Cross. Tym razem są w mniejszości uczniów. Wszystko przez bal.
-Jula dlaczego się jeszcze nie spakowałaś?-zapytał Lysander.
-Bo nie jadę do domu. Zostaję na bal.
-Ja kto?-dopytuje się Leya
-Zdziwisz się. Idę z Gabriellem.-oznajmiła spokojnie Julice
To było wielką niespodzianką. Leya zrobiła kamienną minę.
-Od kiedy?-dopytywał Lysander
-Od niedawna. Mniejsza. Robię to tylko dla tego, że wyświadczam mu przysługę. Wiesz Victoria...
-Nie wspominaj.-poprosiła Leya i schowała nos w pergamin, a w ręku trzymała ołówek.
W Hogwarcie wszędzie pachniało wysokimi choinkami zdobionymi bombkami głównie w kolorach domów. Atmosfera świąt zaczęła oczarowywać każdego. Leya robiła się coraz bardziej niespokojna. Czekała na paczkę od babki z nie byle czym. Pojawiła się z innymi prezentami w dormitorium. Gdy Leya wstała Julia już zabierała się za rozrywanie ozdobnego papieru.
-Wesołych świąt.-Leya usiadła na łóżku biorąc swój pierwszy prezent w czerwonym papiarze.
-Szczęśliwych świąt.-odpowiedziała Julia trzymając torebkę z Fasolkami Wszystkich smaków i dwa pudełka czekoladowych żab.
-Mam nadzieję, że będą szczęśliwe.-mruknęła Leya.
-Muszą być! Już nie mogę się doczekać balu!-teraz Julia podziwiała srebrną bransoletkę z pięcioma złotymi gwiazdami.
-Śliczna. Od kogo?
-Lysander Leya. A co ty tam masz?
"Ciekawe zaprawdę ciekawe..."
-Czekoladowe żaby, fasolki, książkę "Przydatna Czarna Magia" od Lysandra, "Quiddith przez wieki" od Marcusa i... co?
Leya z malutkiego czerwonego pudełeczka wyciągnęła srebrną połowę złamanego serca. Z doczepioną karteczką.
-Co jest?-Julia podeszła do Leyi zobaczyć co przyjaciółka trzyma w reku, ale ona szybko schowała łańcuszek i otworzyła ostatnią paczkę: od babki.
-Jaka śliczna!-krzyknęła Julia.
To była sukienka. Długa, zwiewna z delikatnego materiału. Miała długie rękawy zakończone falbankami. W tali miała pasek z złotą klamerką. Była po prostu idealna.
-Będziesz królową balu zobaczysz. Ja idę na śniadanie.-Julia pospiesznie wyszła z pokoju zostawiając podarty papier na swoim łóżku i podłodze.
"Jeszcze tego ci brakuje Leya"
Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem. Leya jeszcze raz spojrzała na złamane serce.
"Kartka jest zbyt mała aby wszystko opisać, a słów zbyt mało aby ułożyć logiczne zdania, ale serce tłumaczy nam dosłownie wszystko."
Leya uśmiechnęła się na widok kaligrafii Gabriella. Zazwyczaj pisze gorzej co pokazuje tłumacząc taktyki przeciwników.
-Gabriell... Naprawdę musieliśmy tak wpaść między rozumem, a sercem które ciągle są w kłótni i którego byś nie wybrał i tak będzie się miało albo kłopoty albo wyrzuty sumienia?
wtorek, 26 listopada 2013
2.14. Krzyk Julice
2.14. Krzyk Julice
Wszyscy opuścili już stadion. Leya szła powoli z Gabriellem do zamku. Do rozpoczęcia zajęć jest jeszcze półtora godziny. Szli w milczeniu przez biały puch. Mróz przestał być dokuczliwy. Leyę zastanawiało co się stało z Gabriellem. Bo coś musiało.
-Wiesz... Przepraszam.-przerwał krępującą ciszę-Oszalałem i teraz żałuję. Victoria... To cholerny błąd którego nie powinno być!
-Błędy są po to aby było lepiej i tylko po to.-Leya nie spoglądała na niego. Bała się nawet krótkiego spotkania ich wzroku.
-Może... Jesteś mądrzejsza ode mnie.-przyznał spuszczając głowę
-Nie prawda. Nie potrafię wyczarować patronusa, a ty owszem.-Leya nie wiedziała skąd te myśli przeszły przez jej głowę.
-Uwierz mi to nie jest trudne. Kiedyś cię tego może nauczę.
-Może...-szepnęła sama do siebie Leya
-To zaklęcie nie jest już przez nikogo używane. Nawet przez aurorów. Ministerstwo w pełni panuje nad dementorami. Maję ich pod silnymi zaklęciami.
-To ciekawe jak rok temu napadli mnie dementorzy.
-Może nie istnieje człowiek który odpowie na to pytanie.
-Ciągle to tylko może i może...-marudzi Leya
Nie są już daleko od zamku.
Gabriell staną i odwrócił się przodem do Leyi. Jak dla niej stoją zbyt blisko siebie, ale nie może nic z tym zrobić... a może nie chce?
-Wszystko jet możliwe gdy nadal jest przed nami.
Stało się. Ich wzrok spotkał się kolejny raz. Z każdą sekundą byli coraz to bliżej...
-Leeeeyaaaaa!!!-to Julia się drze i nagle wyrasta obok nich.-Oh...-wydusiła tylko na ich widok.
-Co?-pyta zakłopotana Leya-Czego się drzesz?-pyta z uśmiechem.
-Nonlee cie szuka. Ma zezwolenie od dyra na wywiad z tobą.-oznajmiła zadyszana.
-Kiedy?
-TERAZ!-krzyknęła w odpowiedzi Julice.
-Tia... Będzie zabawnie. To pa.-rzuciła i pobiegła w stronę zamku.
Nonlee czekała na nią w sal wejściowej. W ręku trzymała swój notatnik, kałamarz do połowy napełniony niebieskim atramentem i zielone, zwykłe pióro.
-Dobrze, że jesteś. Chyba nie chcesz ominąć całej lekcji historii magii prawda?-zapytała spokojnie-chodź
"Nie... Lepiej, że ominie mnie historia magii."
Weszły do dużej, opuszczonej klasy. Nonlee usiadła za biurkiem profesorskim i przygotowała wszystko do pisania.
-Wingardium Leviosa.-szepnęła Leya unosząc jedno z krzeseł. Postawiła je na przeciw Nonlee i usiadła dziwnie spokojna.
-Nie będzie dużo pytań Leya. Tylko na pewno zaskakujące odpowiedzi...
Nie było czasu aby opowiadać o pytaniach Nonlee, nie było czasu zastanawiać się co wstąpiło w Gabriella aby znowu wystawiać Leyę na pozycję szukającej, nie było czasu, aby zastanowić się dlaczego gdy Leya chwyciła "Najbardziej pomocne eliksiry." z biblioteki jednocześnie amulet zrobił się gorący, a wstęga na prawej ręce zabolała. Dziś Gryffindor gra z Krukonami.
Kolejny raz wspaniałe emocje, kolejny raz wiatr w rozpuszczonych włosach, kolejny raz trybuny pełne krzyku i kolejny raz zadanie: złapać znicz za wszelką cenę. Jak się okazało było to nie łatwe.
Wszystko przez śnieg. Wielkie płatki sypały się tak gęsto, że w odległości dwóch metrów nie było nic widać. Jak się okazało stało się to wybawieniem.
Znicz wisiał w powietrzu za plecami ścigającego Krukonów. Gdyby nie śnieg, Gryffoni by już dawno przegrali, a tym czasem właśnie odwrotnie. Wygrali do zera po jakichś dziesięciu minutach. Tak więc dobre imię Leyi wróciło nie tylko w Gryffindorze. Pro po Gryffonów ci zaczęli przestrzegać swoją zasadę turniejową. Zaczęła się impreza.
niedziela, 24 listopada 2013
2.13. Coś się nie zgadza...
2.13. Coś się nie zgadza...
-Co ty ogóle wyprawiasz? Chcesz się jeszcze bardziej skompromitować niż już jesteś? I kompromitujesz mnie!-darłaś się w tym samym miejscu co tańczyła kilka minut temu.-Tutaj chodzi o moją sławę i twoją!
-Twoją? Od kiedy to? I po drugie sława nie jest dla mnie. Nie widzisz tego nadal?
-Jak sława może cie nie interesować? Zachowujesz się jak ta mała Fire...-Victoria była pełna gniewu
-Czyli jaki?-w głosie Gabriella słychać było wściekłość
-Taki do niczego. Nie znam gorszego określenia tak, żeby nie klnąc.
-Skoro jestem taki do niczego to dlaczego się ze mną zadajesz? Dlaczego chcesz się non stop całować?-Gabriell pyta z ogromnym gniewem. W ręku trzyma różdżkę.-Bo jestem kapitanem Drużyny-Nadziei? Bo jestem sławny? Odpowiedz!-krzyknął
-Od kiedy to kocha się za coś?-wykręciła się sprytnie Victoria, w jej oczach zabłysnął strach.
-Koniec!-wrzasnął i poszedł w stronę Gryffindoru. Marcus spojrzał na Leyę z szokiem w oczach.
-No i co ja zrobiłem?-zapytał ni to siebie, ni to przyjaciółkę.
-W każdym bądź razie może coś zrozumiał.-Leya również odwróciła się i już bez żadnego słowa powoli wraca do Gryffonów w pokoju wspólnym. Dziwnie jej ulżyło.
Następnego dnia tak jak się spodziewał Marcus Nonlee brutalnie opisała wyczyny Gabriella i Victorii i dodatkowo napisała całą ich kłótnie, którą słyszało wielu uczniów. Wszędzie było słychać śmiechy. Nawet drużyna stała przy stoliku i śmiała się na cały pokój wspólny. W całej szkole tylko dwóm osobom nie było do śmiechu: Gabriellowi i Leyi.
Gabriell starał się wymazać jak najszybciej wszystkie wspomnienia związane z Victorią dlatego poszedł do sowiarni i wpatruje się daleko za zaśnieżony horyzont.
Leya udaje, że uczy się uroków jednak rozmyśla nie wiedząc co o tym myśleć. Garbriellowi należy się taki los za to co zrobił? Gdzieś tam głosik piszczy: "Nie!"
-Leya...-Marcus siada obok niej w kącie pokoju wspólnego
-Hm?-pyta nie odrywając wzroku z książki.
-To nie ja... Trzymaj.-podał jej złożony na cztery pergamin.-Znalazłem to idąc przez chwilę za Victorią-szepnął.
-Po co za Victorią hm?-zaciekawiła się Leya
-Z ciekawości i tyle...-odszedł.
Na pergaminie było tylko jedno zdanie: "Ciepło i ogień da ci odpowiedź" Co to znaczy? I po co to Victorii?
Drugi grudnia przyszedł jak dla Leyi za wcześnie. Wszystko toczyło się własnym spokojnym, zimowym rytmem. Tereny i zamek Hogwart okryty był grubym puszystym płaszczem ślicznego śniegu. . Ale przede wszystkim wszyscy czekali na dzisiejszy mecz: Gryffoni przeciw Krukonom. Wszystko wskazywało na wygrane Drużyny-Nadziei. To tylko podsycało emocje. Emocje w uśpionych uczniach.
Leya była obojętna co do meczu. Tęsknota za lataniem na miotle wzmogła się jeszcze bardziej tak jak obawa o zwycięstwo Gryffonów. Oni właśnie zaczynali swój poranny trening nie zwracając uwagi na mróz. Leya mimo zaspanych oczu wyszła z zamku i rysowała niedaleko stadionu. Nagle na miotle przylatuje Marcus.
-Leya! Czemu nie ma cie na stadionie?-pyta szybko
-A niby czemu miałabym tam być? Przecież z wami nie gram...-odpowiedziała spokojnie
-No właśnie... Albo pojawisz się na stadionie, albo będziesz mieć problem z kapitanem.
"Już mam problem."
Wstała, chwyciła torbę i pobiegła na stadion.
Chłopacy już trenowali. Leya z masą pytań w głowie ubrała się w strój do Quidditha i wyjęła z schowka swoją wspaniałą miotłę. Wyszła na stadion. Gabriell na nią czekał. Pozostali byli w powietrzu.
-Marcus skup się! Oliwer przyłóż się! Macie wszyscy traktować Krukonów jak przeciwników lepszych od siebie!-wrzeszczał
Leya podeszła do niego. Nie rozumiała już kompletnie nic.
-Wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi bo już nie wiem?-zapytała Leya
-Też się nad tym zastanawiam. Czuje się jakbym przebudził się z działania jakiegoś zaklęcia... Nie mamy czasu na wyjaśnienia. Szukającym Krukonów...
Gabriell zaczął ostrzegać ją przed trikami szukającego z Ravenclaw. Mówi płynnie jakby przygotował sobie wcześniej przemowę. Mówi jakby nie było między nimi żadnej kłótni...
Leya odpycha się od ziemi. Znowu jest w powietrzu. Szuka znicza. Teraz i ją pochłonęły obawy przed meczem.
2.12. Koło w Wielkiej Sali
2.12 Koło w Wielkiej Sali.
Każdy wiedział, że ten dzień nie będzie normalny tylko pełen niespodzianek. Nie inaczej...
Na tablicy pojawiło się nowe ogłoszenie: Pierwsza lekcja tańca odbędzie się o godzinie dziesiątej w Wielkiej Sali jednocześnie dla wszystkich domów o godzinie dziesiątej rano. Tak więc znowu zrobiło się w szkole gorąco na samą myśl o tym wydarzeniu.
Leya stojąc pod tablicą jakoś nie miała dobrej miny. Szybko zebrała w jedno miejsce Julię i Lysandra. Wieści które miała nie były zbyt zadowalające.
-Co jest?-krzyknęła Julia
-Cicho! Chodzi o Victorię-szeptała Leya z tajemnicą w głosie.
-Niby co nowego?-zapytał Lysander.
-Wczoraj prawie całą noc wpatrywałam się w Mapę Huncwotów, bo nie mogłam zasnąć (tak geniuszu nie ma to jak rozpaczać nad losami Drużyny-Nadziei w Turnieju skoro możesz zmienić jego przebieg) i w końcu w Wielkiej Sali pojawiło się imię i nazwisko: Orina Hale.
-Nie ma takiego profesora.-oznajmiła Julia
-Nie musi być to profesorka.-zauważył Lysander-Czemu nie kucharka?
-Po pierwsze jesteśmy w Hogwarcie, po drugie nie wiesz o skrzatach domowych?
-Jeny! A kto wie o ich istnieniu?
-Przestańcie rozmawiać o czymś sprawach nie istotnych w tej chwili!-Leya podniosła głos
-Nie wiemy nic o tej kobiecie. Masz jakieś domysły?-zapytał Lysander poważniejąc
-No w tym sęk, że nie...-przyznała Leya
-No właśnie. Więc zajmijmy się sprawami realnymi.-narzuciła Julia
-Na przykład?-zapytał Lysander
-Dlaczego zgodziłaś się iść na bal z Marcusem?-zaciekawiła się Julice
-Też się nad tym zastanawiam. I jakoś nie jestem ciekawa odpowiedzi.-Leya spojrzała na zegar. Za dziesięć minut zacznie się pierwsza lekcja tańca.
Ślizgoni, Puchoni, Krukoni i Gryffoni stali w Wielkiej Sali w chaosie. Z pomieszczenia zniknęły stoły przez co Sala wyglądała na większą niż zazwyczaj jest. W miejscu gdzie stoi zazwyczaj stół nauczycieli stali teraz opiekunowie domów. W kącie stała Nonlee z notatnikiem w ręku.
Leya szybko znalazła Marcusa. Nie odzywali się do siebie czekając na przebieg wydarzeń.
-Witam was młodzi czarodzieje!-był to donośny i jednocześnie delikatny głos opiekunki domu Ravenclaw-Nicole Geerlin-Tak więc skoro ochota do tańca jest w waszych sercach nie przedłużajmy! Zacznijmy zabawę!
Nieoczekiwanie pojawił się profesor transmutacji z niezbyt radosną miną. Gdy wraz z Geerlin demonstrował uczniom taniec Leya zrozumiała z kąt ta ponura mina na twarzy zawsze uśmiechniętego profesora. Został w ten pokaz tańca wkręcony. Zdecydowanie.
Jednak szybko wzrok Leyi staną na Nonlee i jej samo piszące pióro które jak wściekłe zaczęło zawzięcie zapisywać to co działo się w Wielkiej Sali. A po chwili działo się dużo, dużo więcej.
Uczniowie na polecenie profesorki ustawili się parami. (teraz pióro Nonlee naprawdę zwariowało) Na podłodze Sali pojawiły się świetliste kroki w matę do nauki tańca. Marcus uśmiechną się lekceważąco. Natomiast Leya zaniepokoiła się.
-Hej Leya co jest?-pyta szeptem
-Jak zrobię błąd wylądujemy jutro na okładce...-szeptała
-Mi się wydaje, że kto inny trafi na okładkę.-zaśmiał się i szepnął pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa.-Zaufasz mi?-podał jej rękę
-Uwaga! Zaczynamy!-ogłosiła Geeerlin. Rozległa się delikatna muzyka. Uczniowie już wirowali stawiając stopy na różnokolorowych odciskach butów. Na początku wszystko wyglądało całkiem nieźle. Jednak po chwili wszyscy zastygli w bezruchu i utworzyli koło wokół jednej pary: Gabriella i Victorii.
Szybko rozległy się śmiechy. Leya nie kryła rozbawienia tak samo jak Marcus.
-Czy oni zwariowali?-zapytała Leya szeptem
-Nie, ale ja na pewno.
Marcus trzymał w prawej ręce różdżkę.
Natomiast Gabriell i Victoria na twarzach mieli przerażenie. Nie panowali nad swoimi krokami. Tańczyli jakiś dziwny taniec nie przypominający kompletnie niczego. Śmiech już słychać było w całej szkole. Młodsze klasy schodziły do Wielkiej Sali aby zobaczyć co się dzieje. Nonlee strzelała zdjęcia, pióro nie ustawało ani na moment.
-Ty łobuzie!-szepnęła Leya hamując na chwilę śmiech
-To dopiero początek. Jutro będzie jeszcze zabawniej.
niedziela, 17 listopada 2013
2.11. Wylatujesz?
2.11. Wylatujesz?
Być może uczniowie znowu kłócili się o Proroka, Leya chodziła jak struta, Victora pękała z zadowolenia jednak wszystko runęło doszczętnie jeszcze tego samego dnia.
Leya na początek dostała szlaban w poniedziałek z transmutacji za brak zadania domowego. Na historii Binns odebrał Gryffonom 10 punktów, bo Leya nie wiedziała co przed chwilą powiedział. Gdyby tego jeszcze brakowało to eliksiry przez Elowisa stały się piekłem na ziemi. W czasie gdy oni ważyli eliksir on brutalnie chodził po klasie i odczytywał na głos artykuł Nonlee który to już nie robił na nikim wrażenia zwłaszcza krotko przed obiadem. Jednak to jeszcze nie był ostatni gwóźdź do trumny Leyi.
Na trening Gryffonów kolejny raz przyszła chyba cała szkoła wraz z gośćmi będącymi już częścią szkoły. Drużyna już była gotowa go gry. Po chwili przyszedł Gabriell, a na widok Leyi zrobił się czerwony ze złości. Leya już chciała odbić się od ziemi i wznieść w górę.
-Nikt ci nie powiedział, że wylatujesz?-odezwał się głos Gabriella jakby w pustkę, ale do Leyi
-Sorki co?-zapytała cicho
-To co słyszałaś. Drużyna cie nie potrzebuje.-odpowiedział stanowczo i donośnie, a trybuny przycichły wiedząc, że coś się dzieje.
-Ale przecież... Sam mnie do tego namówiłeś! I co? Nagle się nie nadaję?-Leya nie miała już na to wszystko siły więc nie szczędziła łez.
-Oszalałeś Gabriell???-odezwał się Marcus-Od czasów Pottera nie było w Gryffindorze lepszego szukającego!
-Obrońca się znalazł... Jeśli coś ci się nie podoba to nie musisz się martwic jest wielu ochotników na twoje miejsce.
-To tobie wiecznie coś się nie podoba...
Nie było sensu dalej rozmawiać. Leya chwyciła miotłę i wróciła do szatni, a potem do pokoju Gryffonów. Wielu pytało się co tutaj robi skoro odbywa się trening. Odpowiedź była prosta.
-Świnia.-podsumował krótko Lysander.
-Gorzej...-dodała Julia
-Chociaż zagrałam jedne mecz. Fajnie było.-Leya szybko otarła łzę
-Hej! Nie płacz przez Gabriella!-krzyknęła żywo Julice
-Ha!-nagle humor Leyi się momentalnie poprawił-Wiecie co jest jutro?
-No sobota...-odpowiedział zaskoczony Gabriell
-I pierwsza lekcja tańca! Ominie mnie ten cały Bal! Nic innego nie potrzebuję do szczęścia.
-Ty to z wszystkiego robisz szczęśliwe zdarzenie...-zaśmiała się Julia
-Mam tak od przyjazdu do Hogwartu, a gdyby tak było już wcześniej to miałabym się codziennie z czego śmiać, a zwłaszcza z moich upokorzeń.-Leya weszła do dormitorium po książkę z zaklęciami wykraczającymi poza materiał, usiadła w kącie pokoju i zadowolona czytała nowe zaklęcia.
Minęły trzy godziny. Drużyna-Nadzieja Hogwartu wróciła z treningu. Julia była zajęta czym innym, Marcin z Lysandrem i Braćmi Wybuchowymi (Solin i Narem) łamali głowy nad antidotum na Cukierki Dobrego Humoru. Gabriell się jeszcze nie pojawił. Leya już rysowała stępionym grafitem ołówka. Tak więc każdy miał swoje zajęcie. Chłopacy z drużyny usiedli razem i zaczęli się uczyć każdy czegoś innego. No z wyjątkiem Marcusa. Mina jego była straszniejsza niż nastrój Leyi rano. Przysiadł się obok niej na kanapie przy kominku.
-Hm?-zapytała nie przerywając cieniowania włosów z uśmiechem.
-Myślałem, ze z tobą gorzej.-przyznał
-Szkoda dnia. Zresztą mam się przejmować tym, że w końcu Nonlee przestanie na mnie tak najeżdżać przed każdym meczem? Luz przede wszystkim. No i ominie mnie Bal...
Marcus spuścił głowę jeszcze bardziej niż wcześniej ją miał.
-Ja właśnie tutaj w tej sprawie.
-Hm?-zapytała znowu.
-Pójdziesz na niego ze mną?-zapytał tak po prostu już spoglądając na nią .
-Czemu nie. Chętnie.-odpowiedziała bez namysłu stanowczo.
A co tam Leya... Będzie ciekawie, a ty uwielbiasz jak się coś dzieje. Nie twoja wina, że kłopoty znajdują ciebie, a nie odwrotnie...-pomyślała szybko i wróciła do rysowania.
sobota, 9 listopada 2013
2.10. Być zwykłą uczennicą.
2.10. Być zwykłą uczennicą.
Następnego ranka płomykówki które wleciały jeszcze nigdy nie były aż tak wyczekiwane jak dziś. Tak... To tylko przez to, ze Nonlee zapowiedziała ciekawy artykulik na temat pierwszego meczu Turnieju. Leya przechodząc obok niej idąc korytarzem nie mogła na tą babę patrzeć. Zadomowiła się w Hogwarcie tak jakby to był jej dom...
Mimo tego Leya w najmniejszym stopniu nie traciła humoru. Ale już dwudziestego listopada chodziła po szkole zdenerwowana. Ciągle wracała do jej myśli jedna data, jedna godzina: ta o której ma się zacząć spotkanie Gryffonów w sprawie balu. Opiekunka Gryffindoru już ogłosiła, że będzie uczyć tańca i są wymagane są przynajmniej pary tylko między Gryffonami.
-Nie czaję. Czym ty się przejmujesz? Po prostu tam idź!-poradziła Julice gdy czekały pod klasą eliksirów na lekcję.
-Na serio wolałabym być mniej więcej na twoim miejscu.-tłumaczyła się Leya
-Czyli na jakim?-Julice spojrzała na nią lekko obrażonym tonem.
-Nie sławna. Zwykła uczennica, a nie wielka Fire. A słyszałaś o Fire to... a tamto.... To głupie. No i jeszcze we wszystko wplątał się Quiddith...
-Chciałaś powiedzieć Gabriell zamiast Quiddith tak?
-Jeszcze sława mnie tak nie przeżarła, żeby mylić wyrazy.-roześmiała się
-Dobrze wiesz o co mi chodzi!-upierała się Julice
-Nie wmawiaj mi nie prawdy bo uwierzę! Wtedy będzie już prawdziwa bomba rewelacji.-znowu zażartowała, ale po chwili umilkła tak nagle jak Julice zadała pytanie.
Przed wejściem do klasy Elowis dawał jakąś kryształową fiolkę Victori. Na jej twarzy znajdował się krzywy uśmiech.
-Nie... Coś mi się tu nie podoba.-zaniepokoiła się Leya
-No co ty... Ślizgoni też mają za trzy dni lekcje tańca... Jak myślisz to jest miłosny czy ten robiąc z ciebie super tancerza?-zaśmiała się Julice
-Myślę, że dostaniesz O z eliksirów.-Leya weszła do sali z innymi uczniami na kolejną nudną lekcję eliksirów.
Po turniejowym meczu drużyn z Dumstrangu: Daninag i Don Leya, Julia i Lysander siedzieli przy kominku w pokoju wspólnym. Dopiero tutaj szeptami Dziewczyny powiedziały chłopakom o tym co widziały przed klasą eliksirów, ale wspólnymi siłami niczego nie odkryli. Poszukiwania przerwał nagły powrót Gabriella który w drodze ze stadionu nagle zniknął. Jego wzrok był dziwnie nieprzytomny. Marcin który się również pojawił był bliski pęknięcia ze śmiechu.
-Dobra... Co jest?-zapytał Lysander
-A bo widzicie to ciekawa historia... Nasz kapitan jest już zajęty. Victoria na tą propozycję nie mogła się powstrzymać i rzuciła się na niego. No więc? Braciszku jak to jest się całować?-zapytał drwiąco Gabriella Marcin
-Ja... Mniejsza... To taka sensacja?-zapytał opryskliwie
-No nie zapominaj, że była tam Nonlee i wszystko nie tylko słyszała, ale i widziała więc jutro będzie bomba.-Marcin nadal się śmiał. Wtedy nagle wszyscy spojrzeli na Leyę która już wstała.
-Ciebie to śmieszy?-zwróciła się najpierw do Marcina, a potem do Gabriella-Mam dość!-wrzasnęła-Mam dość udawania, że to co czytam mnie bawi i nic nie obchodzi! Chcesz mi zrobić przyjemność i podarować kolejną porcję bzdur po której wychodzę na idiotkę? W dupę sobie je wsadź!-nie zwracała uwagi, że słyszał ją cały pokój wspólny, nie obchodziło ją w zasadzie nic. Ukryła się w dormitorium kryjąc głowę w poduszkę. Najpierw była wściekła na Gabriella potem wściekła na los za to kim jest, a koło drugiej w nocy już nie wiedziała co myśleć. Nie wiedziała już o co się wścieka. Na Gabriella o artykuł czy z... Zazdrości??? Nie chciała w to uwierzyć dlatego szybko zasnęła bojąc się jeszcze bardziej tego co znajdzie jutro na pierwszej stronie Proroka Codziennego
Mimo tego Leya w najmniejszym stopniu nie traciła humoru. Ale już dwudziestego listopada chodziła po szkole zdenerwowana. Ciągle wracała do jej myśli jedna data, jedna godzina: ta o której ma się zacząć spotkanie Gryffonów w sprawie balu. Opiekunka Gryffindoru już ogłosiła, że będzie uczyć tańca i są wymagane są przynajmniej pary tylko między Gryffonami.
-Nie czaję. Czym ty się przejmujesz? Po prostu tam idź!-poradziła Julice gdy czekały pod klasą eliksirów na lekcję.
-Na serio wolałabym być mniej więcej na twoim miejscu.-tłumaczyła się Leya
-Czyli na jakim?-Julice spojrzała na nią lekko obrażonym tonem.
-Nie sławna. Zwykła uczennica, a nie wielka Fire. A słyszałaś o Fire to... a tamto.... To głupie. No i jeszcze we wszystko wplątał się Quiddith...
-Chciałaś powiedzieć Gabriell zamiast Quiddith tak?
-Jeszcze sława mnie tak nie przeżarła, żeby mylić wyrazy.-roześmiała się
-Dobrze wiesz o co mi chodzi!-upierała się Julice
-Nie wmawiaj mi nie prawdy bo uwierzę! Wtedy będzie już prawdziwa bomba rewelacji.-znowu zażartowała, ale po chwili umilkła tak nagle jak Julice zadała pytanie.
Przed wejściem do klasy Elowis dawał jakąś kryształową fiolkę Victori. Na jej twarzy znajdował się krzywy uśmiech.
-Nie... Coś mi się tu nie podoba.-zaniepokoiła się Leya
-No co ty... Ślizgoni też mają za trzy dni lekcje tańca... Jak myślisz to jest miłosny czy ten robiąc z ciebie super tancerza?-zaśmiała się Julice
-Myślę, że dostaniesz O z eliksirów.-Leya weszła do sali z innymi uczniami na kolejną nudną lekcję eliksirów.
Po turniejowym meczu drużyn z Dumstrangu: Daninag i Don Leya, Julia i Lysander siedzieli przy kominku w pokoju wspólnym. Dopiero tutaj szeptami Dziewczyny powiedziały chłopakom o tym co widziały przed klasą eliksirów, ale wspólnymi siłami niczego nie odkryli. Poszukiwania przerwał nagły powrót Gabriella który w drodze ze stadionu nagle zniknął. Jego wzrok był dziwnie nieprzytomny. Marcin który się również pojawił był bliski pęknięcia ze śmiechu.
-Dobra... Co jest?-zapytał Lysander
-A bo widzicie to ciekawa historia... Nasz kapitan jest już zajęty. Victoria na tą propozycję nie mogła się powstrzymać i rzuciła się na niego. No więc? Braciszku jak to jest się całować?-zapytał drwiąco Gabriella Marcin
-Ja... Mniejsza... To taka sensacja?-zapytał opryskliwie
-No nie zapominaj, że była tam Nonlee i wszystko nie tylko słyszała, ale i widziała więc jutro będzie bomba.-Marcin nadal się śmiał. Wtedy nagle wszyscy spojrzeli na Leyę która już wstała.
-Ciebie to śmieszy?-zwróciła się najpierw do Marcina, a potem do Gabriella-Mam dość!-wrzasnęła-Mam dość udawania, że to co czytam mnie bawi i nic nie obchodzi! Chcesz mi zrobić przyjemność i podarować kolejną porcję bzdur po której wychodzę na idiotkę? W dupę sobie je wsadź!-nie zwracała uwagi, że słyszał ją cały pokój wspólny, nie obchodziło ją w zasadzie nic. Ukryła się w dormitorium kryjąc głowę w poduszkę. Najpierw była wściekła na Gabriella potem wściekła na los za to kim jest, a koło drugiej w nocy już nie wiedziała co myśleć. Nie wiedziała już o co się wścieka. Na Gabriella o artykuł czy z... Zazdrości??? Nie chciała w to uwierzyć dlatego szybko zasnęła bojąc się jeszcze bardziej tego co znajdzie jutro na pierwszej stronie Proroka Codziennego
wtorek, 5 listopada 2013
2.9. Niefortunny upadek.
2.9. Niefortunny upadek
Przez jakiś czas większość szkoły zajmowała się poznaniem gości, a tak jak Drużyna-Nadzieja Hogwartu od samej piątej rano śmigała na miotłach już przez cztery godziny, a Gabriell nie odpuszczał nikomu. Był bezlitosny do czasu gdy drużyna się po prostu zbuntowała i wyszła z stadionu wykończona. Leya była rad, że na dziś już koniec treningu, ale lekko było jej żal Gabriella. Wszystko wyglądało na wojnę pomiędzy nim a chłopakami w sprawie tych treningów.
-Naprawdę nie rozumiem. Nie chcą tego pucharu?-zaczął użalać się Leyi gdy wracali do wieży Gryffindoru.
-Mówiłam ci! Czy powiedziałam ci, że chcemy wcześnie rano zacząć trening i ciągnąć go przez tyle czasu, a znając ciebie i przez dłużej? Nie zaufałeś mi.-Leya przyspieszyła kroku chcąc zostawić Gabriella za sobą.
-Stój!-szarpnął ją za rękę i nie puszczał.-Nie rozumiesz, że chcę dla nich dobrze?
-A ty nie rozumiesz, że za mocno się rządzisz? Nie łatwiej by było usiąść jak normalni czarodzieje i ustalić wszystko z drużyną-Leya próbowała wyszarpać swoja rękę z uścisku dłoni Gabriella, ale nic z tego nie wychodziło.
-Jakoś się nie sprzeciwiali gdy zaprezentowałem plan treningów!-Gabriell krzyczał
-Bo się nie spodziewali, że będziesz ich traktował jak pionki! Brakuje ci szacunku dla tych na których ci zależy. Tu jest problem, bo gdyby tak było wszyscy razem ustalilibyśmy rozkład treningów i byłoby po kłopocie.
-Nie brakuje mi szacunku!!!-ryknął
-To mnie puść i udowodnij!
Gabriell nie zastanawiając się nad niczym puścił dłoń Leyi.
-Jest nadzieja... Ale mała... Wierzę.-odwróciła się, rzuciła Grubej Damie hasło i zniknęła w dormitorium. Była jednocześnie zła na Gabriella i pełna nerwów oraz obaw przed meczem. Spojrzała na wyrwany artykuł Nonlee o niej i Gabriellu i obudziła się w niej ogromna chęć wygranej. Czas udowodnić, że nie ma żadnego spisku, że to decyzja przemyślana...
Trybuny huczały. Kadra nauczycielska wraz z samym Ministrem Magi siedziała w napięciu na trybunach. Nonlee gotowa była do strzelania fotek, a jej jadowicie różowe pióro śmigało po pergaminie z notatnika.
-Kafla przejmują Puchoni... będzie strzał... Gabriell broni bez wysiłku!!!-darł się ktoś bo Leya nie zwracała uwagi kto komentuje mecz. Znicz, znicz, ZNICZ!-mówiła sama do siebie jakby chciała przywołać złotą piłkę i jak najszybciej skończyć to bezsensowne spotkanie. Po połowie godziny było siedemdziesiąt do zera dla Gryffonów. Teraz to nawet gracze na boisku oglądali się za zniczem. No a on...
Przy obręczach Gryffonów coś zaświeciło. A konkretniej za Gabriellem który nie patrzył na Leyę tylko był jakiś nie obecny. Nawet się nie ruszył gdy Leya zwróciła ostro w jego stronę. Zareagował dopiero gdy Leya wpadła centralnie na niego i oboje spadli z mioteł. No i żeby było śmieszniej Leya wylądowała na Gabriellu. Szybko się podniosła i pokazała wszystkim, że trzyma znicz w trzech palcach.
Gryffoni ryknęli ze szczęścia inni pękali ze śmiechu, a Puchoni zmarkotnieli.
W domu Gryffindoru pojawiła się nowa zasada: świętować każdy wygrany mecz tak jakby wygrali już całe zawody, bo nigdy nie wiadomo czy nie jest to ostatnie zwycięstwo. A więc radio grało głośno, Gryffoni świetnie się bawili, a Gabriella jak nigdzie nie było tak się nie pojawiał.
-Nie rozumiem... Coś mi tutaj nie pasuje nie uważacie?-zapyta Julia Leyę.
-Chodzi ci o Gabriella tak?-zapytała.
-No... Tak.
-Jula... I po co te podchody?-zapytała Leya i wyszła ukradkiem z pokoju wspólnego. Doskonale wiedziała gdzie szukać Gabriella: w bibliotece.
Szybko przeszła między rzędami opasłych tomisk. Bez problemu zobaczyła kapitana udającego,że coś czyta.
-Hej co jest?-zapytała Leya siadając na krześle-Nie cieszysz się z meczu?
-Jestem dumny z was wszystkich, ale przecież to ty tutaj jesteś najważniejsza. Od szukającego zawsze wszystko zależy.
-Wiesz o tym, że robiąc z siebie kretyna nie zaimponujesz mi nie?-zapytała z uśmiechem-Uwierz w siebie, uwierz w nas wszystkich, a wygramy te zawody z palcem w nosie przyrzekam ci to! A teraz choć do nas do wieży. Nie mam zamiaru nie świętować pierwszego zwycięstwa i tak efektywnego złapania znicza nie prawda?-zaśmiała się na to wspomnienie z przed jakichś dwóch godzin.
-Następnym razem krzycz ok? Teraz boli mnie ręka.
-Na serio nie chciałam... A teraz chodźmy z tond.
Nikt nie zwrócił uwagi gdy w pokoju wspólnym pojawił się Gabriell z Leyą. Nic dziwnego. Wszyscy zajęli się wolnymi tańcami. Leya zauważyła już Julię, Lysandra i Marcina siedzących na podłodze pod ścianą, ale... Gabriell wyciągną do niej rękę.
-No co ty... Chcesz jeszcze więcej plotek?-oburzyła się Leya
-Nie daj się prosić.-poprosił ledwo słyszalnie
Sama Leya zastanawiając się przy śniadaniu jak to możliwe, że się zgodziła na taniec z Gabriellem. (żeby to jeszcze jeden!) Nie umiała tańczyć, nigdy tego nie robiła, a oboje czuli się jakby czas przestał istnieć, jakby następnego dnia nie miały się pojawić nowe obleśne plotki...
-Stój!-szarpnął ją za rękę i nie puszczał.-Nie rozumiesz, że chcę dla nich dobrze?
-A ty nie rozumiesz, że za mocno się rządzisz? Nie łatwiej by było usiąść jak normalni czarodzieje i ustalić wszystko z drużyną-Leya próbowała wyszarpać swoja rękę z uścisku dłoni Gabriella, ale nic z tego nie wychodziło.
-Jakoś się nie sprzeciwiali gdy zaprezentowałem plan treningów!-Gabriell krzyczał
-Bo się nie spodziewali, że będziesz ich traktował jak pionki! Brakuje ci szacunku dla tych na których ci zależy. Tu jest problem, bo gdyby tak było wszyscy razem ustalilibyśmy rozkład treningów i byłoby po kłopocie.
-Nie brakuje mi szacunku!!!-ryknął
-To mnie puść i udowodnij!
Gabriell nie zastanawiając się nad niczym puścił dłoń Leyi.
-Jest nadzieja... Ale mała... Wierzę.-odwróciła się, rzuciła Grubej Damie hasło i zniknęła w dormitorium. Była jednocześnie zła na Gabriella i pełna nerwów oraz obaw przed meczem. Spojrzała na wyrwany artykuł Nonlee o niej i Gabriellu i obudziła się w niej ogromna chęć wygranej. Czas udowodnić, że nie ma żadnego spisku, że to decyzja przemyślana...
Trybuny huczały. Kadra nauczycielska wraz z samym Ministrem Magi siedziała w napięciu na trybunach. Nonlee gotowa była do strzelania fotek, a jej jadowicie różowe pióro śmigało po pergaminie z notatnika.
-Kafla przejmują Puchoni... będzie strzał... Gabriell broni bez wysiłku!!!-darł się ktoś bo Leya nie zwracała uwagi kto komentuje mecz. Znicz, znicz, ZNICZ!-mówiła sama do siebie jakby chciała przywołać złotą piłkę i jak najszybciej skończyć to bezsensowne spotkanie. Po połowie godziny było siedemdziesiąt do zera dla Gryffonów. Teraz to nawet gracze na boisku oglądali się za zniczem. No a on...
Przy obręczach Gryffonów coś zaświeciło. A konkretniej za Gabriellem który nie patrzył na Leyę tylko był jakiś nie obecny. Nawet się nie ruszył gdy Leya zwróciła ostro w jego stronę. Zareagował dopiero gdy Leya wpadła centralnie na niego i oboje spadli z mioteł. No i żeby było śmieszniej Leya wylądowała na Gabriellu. Szybko się podniosła i pokazała wszystkim, że trzyma znicz w trzech palcach.
Gryffoni ryknęli ze szczęścia inni pękali ze śmiechu, a Puchoni zmarkotnieli.
W domu Gryffindoru pojawiła się nowa zasada: świętować każdy wygrany mecz tak jakby wygrali już całe zawody, bo nigdy nie wiadomo czy nie jest to ostatnie zwycięstwo. A więc radio grało głośno, Gryffoni świetnie się bawili, a Gabriella jak nigdzie nie było tak się nie pojawiał.
-Nie rozumiem... Coś mi tutaj nie pasuje nie uważacie?-zapyta Julia Leyę.
-Chodzi ci o Gabriella tak?-zapytała.
-No... Tak.
-Jula... I po co te podchody?-zapytała Leya i wyszła ukradkiem z pokoju wspólnego. Doskonale wiedziała gdzie szukać Gabriella: w bibliotece.
Szybko przeszła między rzędami opasłych tomisk. Bez problemu zobaczyła kapitana udającego,że coś czyta.
-Hej co jest?-zapytała Leya siadając na krześle-Nie cieszysz się z meczu?
-Jestem dumny z was wszystkich, ale przecież to ty tutaj jesteś najważniejsza. Od szukającego zawsze wszystko zależy.
-Wiesz o tym, że robiąc z siebie kretyna nie zaimponujesz mi nie?-zapytała z uśmiechem-Uwierz w siebie, uwierz w nas wszystkich, a wygramy te zawody z palcem w nosie przyrzekam ci to! A teraz choć do nas do wieży. Nie mam zamiaru nie świętować pierwszego zwycięstwa i tak efektywnego złapania znicza nie prawda?-zaśmiała się na to wspomnienie z przed jakichś dwóch godzin.
-Następnym razem krzycz ok? Teraz boli mnie ręka.
-Na serio nie chciałam... A teraz chodźmy z tond.
Nikt nie zwrócił uwagi gdy w pokoju wspólnym pojawił się Gabriell z Leyą. Nic dziwnego. Wszyscy zajęli się wolnymi tańcami. Leya zauważyła już Julię, Lysandra i Marcina siedzących na podłodze pod ścianą, ale... Gabriell wyciągną do niej rękę.
-No co ty... Chcesz jeszcze więcej plotek?-oburzyła się Leya
-Nie daj się prosić.-poprosił ledwo słyszalnie
Sama Leya zastanawiając się przy śniadaniu jak to możliwe, że się zgodziła na taniec z Gabriellem. (żeby to jeszcze jeden!) Nie umiała tańczyć, nigdy tego nie robiła, a oboje czuli się jakby czas przestał istnieć, jakby następnego dnia nie miały się pojawić nowe obleśne plotki...
sobota, 2 listopada 2013
2.8. Słowo po słowie.
2.8.Słowo po słowie.
Wyniosłość danej chwili w Wielkiej Sali była wprost ogromna. Wszyscy chcieli poznać, a przynajmniej zobaczyć drużyny z Beaxbatons i Dumstrangu. W dodatku Turniej stawał się coraz bardziej natarczywą myślą nawiedzającą dosłownie wszystkich. Nawet nauczycieli, ale nie mieli ochoty się do tego w żaden sposób przyznać.
Cztery domy pojawiły się w Wielkiej Sali. Drużyny z Hogwartu czekały w sali wejściowej na przybyszów wraz z samym Siwobrodym na czele. Wtedy przez masywne, ogromne drzwi wszedł silny mężczyzna ubrany w futra, a za nim głównie chłopacy z czterech drużyn Dumstrangu. Za nimi Inny wysoki i szczupły pan wprowadził do szkoły ekipy z Beaxbatons. Dyrektor przywitał serdecznie najwyraźniej dyrektorów obydwóch szkół.
-Teraz gdy jesteśmy już w komplecie-zaczął z spokojem-możemy uroczyście powitać wszystkie drużyny. Wywołam po kolei każdą, a ona po prostu przejdzie przez Wielką Salę i usiądzie przy stole dla naszych gości.-odwrócił się, przeszedł przez Wielką Salę i zagrzmiał donośnie już na swoim miejscy przy stole nauczycielskim:-Powitajcie Don z Dumstrangu!
I tak po kolei: Dutog, Daninag, Dosagas potem z Beaxbatons Logdons, Kolili, Iliola i Taroe i Ravenclaw, Hufflepuff, Slytherin i na samym końcu Gryffindor.
Leya nie wiedziała, ze zbierze się na odwagę i z dumą, wyprostowana wyprowadzi Drużynę-Nadziei nie kompromitując się przy tym nawet wtedy gdy Nonlee otwarcie strzeliła jej fotkę. Po prostu przeszła przez dobrze znaną już salę tak jak każdego zwykłego dnia-w szumie szeptów innych.
-Teraz gdy jesteśmy już w komplecie witam najserdeczniej naszych drogich gości. Już w poniedziałek czeka nas pierwszy mecz Turnieju Gryffindor przeciw Hufflepuff'owi.
Przez Leyę przeszedł dreszcz. W poniedziałek? Za dwa dni?
Gabriell też wyglądał na nieszczęśliwego. Myślał, że pierwszy mecz zagrają ze Ślizgonami a nie Puchonami co go zbiło z tropu. I co teraz?
-...tak więc Turniej Trójmeczu uważam za otwarty!-Siwobrody machną różdżką i stoły zostały zastawione wspaniałym i zagranicznym jedzeniem. Rozległ się zwykły gwar.
-No to robi się ciekawie.-stwierdził Marcin
-Nie. Jest problem.-Gabriell podniósł głowę z czystego złotego talerza.-Puchoni!
-Wyluzuj.-Dawid wziął łyk soku dyniowego-Puchoni nie mają dobrej drużyny. Mamy obserwatora u nich. Mają kiepskiego szukającego.
Gabriell zrobił poważną minę i przyciszył głos.
-Znowu wszystko zależy od Leyi.
-Nie ufasz jej?-Dawid najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty ściszyć głos.-A powinieneś.-teraz już zniżył ton-Lepszej dziewczyny nie znajdziesz. Mówię ci to.
Leya uśmiechnęła się do siebie. Jedyny błąd jaki popełnili chłopacy to to, że Leya wszystko usłyszała słowo po słowie.
Cztery domy pojawiły się w Wielkiej Sali. Drużyny z Hogwartu czekały w sali wejściowej na przybyszów wraz z samym Siwobrodym na czele. Wtedy przez masywne, ogromne drzwi wszedł silny mężczyzna ubrany w futra, a za nim głównie chłopacy z czterech drużyn Dumstrangu. Za nimi Inny wysoki i szczupły pan wprowadził do szkoły ekipy z Beaxbatons. Dyrektor przywitał serdecznie najwyraźniej dyrektorów obydwóch szkół.
-Teraz gdy jesteśmy już w komplecie-zaczął z spokojem-możemy uroczyście powitać wszystkie drużyny. Wywołam po kolei każdą, a ona po prostu przejdzie przez Wielką Salę i usiądzie przy stole dla naszych gości.-odwrócił się, przeszedł przez Wielką Salę i zagrzmiał donośnie już na swoim miejscy przy stole nauczycielskim:-Powitajcie Don z Dumstrangu!
I tak po kolei: Dutog, Daninag, Dosagas potem z Beaxbatons Logdons, Kolili, Iliola i Taroe i Ravenclaw, Hufflepuff, Slytherin i na samym końcu Gryffindor.
Leya nie wiedziała, ze zbierze się na odwagę i z dumą, wyprostowana wyprowadzi Drużynę-Nadziei nie kompromitując się przy tym nawet wtedy gdy Nonlee otwarcie strzeliła jej fotkę. Po prostu przeszła przez dobrze znaną już salę tak jak każdego zwykłego dnia-w szumie szeptów innych.
-Teraz gdy jesteśmy już w komplecie witam najserdeczniej naszych drogich gości. Już w poniedziałek czeka nas pierwszy mecz Turnieju Gryffindor przeciw Hufflepuff'owi.
Przez Leyę przeszedł dreszcz. W poniedziałek? Za dwa dni?
Gabriell też wyglądał na nieszczęśliwego. Myślał, że pierwszy mecz zagrają ze Ślizgonami a nie Puchonami co go zbiło z tropu. I co teraz?
-...tak więc Turniej Trójmeczu uważam za otwarty!-Siwobrody machną różdżką i stoły zostały zastawione wspaniałym i zagranicznym jedzeniem. Rozległ się zwykły gwar.
-No to robi się ciekawie.-stwierdził Marcin
-Nie. Jest problem.-Gabriell podniósł głowę z czystego złotego talerza.-Puchoni!
-Wyluzuj.-Dawid wziął łyk soku dyniowego-Puchoni nie mają dobrej drużyny. Mamy obserwatora u nich. Mają kiepskiego szukającego.
Gabriell zrobił poważną minę i przyciszył głos.
-Znowu wszystko zależy od Leyi.
-Nie ufasz jej?-Dawid najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty ściszyć głos.-A powinieneś.-teraz już zniżył ton-Lepszej dziewczyny nie znajdziesz. Mówię ci to.
Leya uśmiechnęła się do siebie. Jedyny błąd jaki popełnili chłopacy to to, że Leya wszystko usłyszała słowo po słowie.
niedziela, 27 października 2013
2.7. Czas na show!
2.7. Czas na show!
Atmosfera w Hogwarcie nadal była napięta. Wszystkich (z wyjątkiem Ślizgonów) interesowały nie o tyle poczynania Drużyny Nadziei, ale Gabriella i przede wszystkim Leyi. Szkoła wiedziała gdzie są, a czasami nawet o czym rozmawiają. Im to najwyraźniej nie przeszkadzało nawet mocno bawiło. Przez przysięgę szczerość, nadzieja i śmiech na zawsze stali się niezbyt rozłączni co doprowadzało niektóre dziewczyny do białej zazdrości. Jednak jakby zapytać Leyę lub Gabriella o uczucia między sobą odpowiedzieli by jednym słowem: przyjaźń na zawsze. No albo trzema.
Data szesnastego listopada i jej niespodzianki odwróciły wszystko tak mocno, że wszyscy śmiali się z wszystkiego jak leciało mówiąc: pieprzę nie idę. No właśnie nie idę...?
Gdy Leya z Julią zeszły do pokoju wspólnego Gryffonów zastały uczniów klas od cztery w zwyższ przy tablicy ogłoszeń. Znalazły się na niej dwie nowe kartki. Drużyna Gryffindoru proszona jest o przyjście w dnu dzisiejszym do Wielkiej Sali o godzinie 16:00. Oraz coś co wywołało to zbiegowisko. Dnia 23 listopada uczniowie Gryffindoru od czwartej klasy w górę proszeni są o przyjście do Wielkiej Sali w sprawie Balu Bożonarodzeniowego który odbędzie się 24 grudnia.
-Jaka tu sprawiedliwość?-zaśmiała się Leya
-Ja tam się cieszę, że ominie mnie ten cały bal. Jak dla mnie nie wróży to nic dobrego.
-Jak dla mnie też nie.-dodał Lysander
-Piszę się na powrót na święta. A Gabriell chce zostać! Po co?-dołączył się Marcin.
-A kto to wie? Idziemy na śniadanie.-Leya wraz z przyjaciółmi zeszła do Wielkiej sali pełnej rozgadanych uczniów. Jedni uczniowie roku I-III byli oburzeni, że tak po prostu nie mogą pojawić się na tak wspaniałej imprezie. Co do Leyi to sama nie wiedziała co o tym myśleć. Może to i fajnie, że omija ją Bal, ale z drugiej strony nie miała najmniejszej ochoty na przedwczesny powrót do babki....
-Moi drodzy!-Siwobrody wstał, a błyskawicznie ucichły wszystkie rozmowy-Dziś rozpoczyna się tutaj kolejny rozdział historii Turnieju Trójmeczy! O godzinie osiemnastej powitamy naszych gości i zorganizowana zostanie wspaniała uczta powitalna. W przyszły poniedziałek już będziemy świadkami pierwszego meczu zawodów! To wszystko.
Tak... Przyjazd drużyn z Beaxbatons i Dumstrangu jeszcze bardziej podkręcił atmosferę w zamku. Jednak jak się Leya nie spodziewała to jeszcze nie był koniec...
Cała drużyna Gryffonów spotkała się pozostałymi trzema w Wielkiej sali z opiekunami domów i samym dyrektorem. Od raz ubyło wiadomo, że chodzi o Turniej.
-Za dwie godziny staniecie w sali wejściowej i osobiście poznacie drużyny z Dumstrandu i Beaxbatons.-zaczął dyrektor-Reprezentujecie Hogwart i wymagam od was, szkoła wymaga uprzejmości jaką darzy gospodarz swoich gości. Potem paradnie przejdziecie drużyna po drużynie z zapowiedzią przez Wielką Salę w odpowiedniej kolejności do swojego stołu. Pierwszy szukający, obrońca, pałkarze i ścigający. W poniedziałek pierwszy mecz Turnieju zagra Hufflepuff przeciw Gryffindorowi. Wieczorem na tablicach w domach pojawi się cała rozpiska meczy która będzie sama się uzupełniać z następnymi spotkaniami. Obok meczu będzie też jego wynik. To wszystko co ja mam wam do powiedzenia.
-Dziękuję dyrektorze.-była to opiekunka Gryffonów.-Tradycją Turnieju jest Bal Bożonarodzeniowy dla klas od czwartej w zwyższ. Drużyny otwierają trwający do północy Bal tańcem w parach. Dlatego macie zadbać, aby mieć z kim tańczyć. Ty Fire tak samo.-zagrzmiała, aż Leya podskoczyła. Próbowała sobie wszystko ułożyć w głowie: najpierw głupie plotki, za dwie godziny wyprowadzi drużynę Gryffonów przed całą szkołą, a teraz ma pojawić się na Balu Bożonarodzeniowym, odtańczyć jakiś znając życie chory taniec i w dodatku mieć z kim tańczyć!
-Ej! ciebie to też dotyczy geniuszu!-szepnęła Marcusowi który wił się ze śmiechu, ale na słowa przyjaciółki spoważniał.
-Siedzimy w tym wszyscy...-mina Gabriella nie była zbyt wesoła, ale gdzieś w oczach tlił się już plan...-Skupmy się na meczu!-zakrzyknął do drużyny.
-Najpierw wyprowadź drużynę na oczach szkoły, ministra, Nonlee i kto wie jeszcze kogo jeszcze, a potem możemy rozmawiać.-skarciła Leya
-Daj spokój-objął ją ramieniem, ale Leya szybko się wyplątała-Będę przecież szedł za tobą.
-Dobra Leya. Czas na show!-powiedziała sama do siebie po czym wraz z pozostałymi skierowała się do Gryffindoru nie myśląc o tym jakie przed nią zostały postawione zadania...
Data szesnastego listopada i jej niespodzianki odwróciły wszystko tak mocno, że wszyscy śmiali się z wszystkiego jak leciało mówiąc: pieprzę nie idę. No właśnie nie idę...?
Gdy Leya z Julią zeszły do pokoju wspólnego Gryffonów zastały uczniów klas od cztery w zwyższ przy tablicy ogłoszeń. Znalazły się na niej dwie nowe kartki. Drużyna Gryffindoru proszona jest o przyjście w dnu dzisiejszym do Wielkiej Sali o godzinie 16:00. Oraz coś co wywołało to zbiegowisko. Dnia 23 listopada uczniowie Gryffindoru od czwartej klasy w górę proszeni są o przyjście do Wielkiej Sali w sprawie Balu Bożonarodzeniowego który odbędzie się 24 grudnia.
-Jaka tu sprawiedliwość?-zaśmiała się Leya
-Ja tam się cieszę, że ominie mnie ten cały bal. Jak dla mnie nie wróży to nic dobrego.
-Jak dla mnie też nie.-dodał Lysander
-Piszę się na powrót na święta. A Gabriell chce zostać! Po co?-dołączył się Marcin.
-A kto to wie? Idziemy na śniadanie.-Leya wraz z przyjaciółmi zeszła do Wielkiej sali pełnej rozgadanych uczniów. Jedni uczniowie roku I-III byli oburzeni, że tak po prostu nie mogą pojawić się na tak wspaniałej imprezie. Co do Leyi to sama nie wiedziała co o tym myśleć. Może to i fajnie, że omija ją Bal, ale z drugiej strony nie miała najmniejszej ochoty na przedwczesny powrót do babki....
-Moi drodzy!-Siwobrody wstał, a błyskawicznie ucichły wszystkie rozmowy-Dziś rozpoczyna się tutaj kolejny rozdział historii Turnieju Trójmeczy! O godzinie osiemnastej powitamy naszych gości i zorganizowana zostanie wspaniała uczta powitalna. W przyszły poniedziałek już będziemy świadkami pierwszego meczu zawodów! To wszystko.
Tak... Przyjazd drużyn z Beaxbatons i Dumstrangu jeszcze bardziej podkręcił atmosferę w zamku. Jednak jak się Leya nie spodziewała to jeszcze nie był koniec...
Cała drużyna Gryffonów spotkała się pozostałymi trzema w Wielkiej sali z opiekunami domów i samym dyrektorem. Od raz ubyło wiadomo, że chodzi o Turniej.
-Za dwie godziny staniecie w sali wejściowej i osobiście poznacie drużyny z Dumstrandu i Beaxbatons.-zaczął dyrektor-Reprezentujecie Hogwart i wymagam od was, szkoła wymaga uprzejmości jaką darzy gospodarz swoich gości. Potem paradnie przejdziecie drużyna po drużynie z zapowiedzią przez Wielką Salę w odpowiedniej kolejności do swojego stołu. Pierwszy szukający, obrońca, pałkarze i ścigający. W poniedziałek pierwszy mecz Turnieju zagra Hufflepuff przeciw Gryffindorowi. Wieczorem na tablicach w domach pojawi się cała rozpiska meczy która będzie sama się uzupełniać z następnymi spotkaniami. Obok meczu będzie też jego wynik. To wszystko co ja mam wam do powiedzenia.
-Dziękuję dyrektorze.-była to opiekunka Gryffonów.-Tradycją Turnieju jest Bal Bożonarodzeniowy dla klas od czwartej w zwyższ. Drużyny otwierają trwający do północy Bal tańcem w parach. Dlatego macie zadbać, aby mieć z kim tańczyć. Ty Fire tak samo.-zagrzmiała, aż Leya podskoczyła. Próbowała sobie wszystko ułożyć w głowie: najpierw głupie plotki, za dwie godziny wyprowadzi drużynę Gryffonów przed całą szkołą, a teraz ma pojawić się na Balu Bożonarodzeniowym, odtańczyć jakiś znając życie chory taniec i w dodatku mieć z kim tańczyć!
-Ej! ciebie to też dotyczy geniuszu!-szepnęła Marcusowi który wił się ze śmiechu, ale na słowa przyjaciółki spoważniał.
-Siedzimy w tym wszyscy...-mina Gabriella nie była zbyt wesoła, ale gdzieś w oczach tlił się już plan...-Skupmy się na meczu!-zakrzyknął do drużyny.
-Najpierw wyprowadź drużynę na oczach szkoły, ministra, Nonlee i kto wie jeszcze kogo jeszcze, a potem możemy rozmawiać.-skarciła Leya
-Daj spokój-objął ją ramieniem, ale Leya szybko się wyplątała-Będę przecież szedł za tobą.
-Dobra Leya. Czas na show!-powiedziała sama do siebie po czym wraz z pozostałymi skierowała się do Gryffindoru nie myśląc o tym jakie przed nią zostały postawione zadania...
piątek, 25 października 2013
2.6. Nonlee?
2.6 Nonlee?
Wszyscy myśleli, że po spokojnym tygodniu również i sobota będzie cicha i pod jasnym słońcem i wypoczywaniu na błoniach. Nie tym razem.
Do Wielkiej sali wpadła chmura sów z listami i paczkami. Były to głównie oznaki kontaktu z rodzicami, ale między sowami pojawiło się wiele płomykówek z wydaniem "Proroka Codziennego" Na pozór nic ciekawego, a jednak chwilę potem wszędzie było widać grupki uczniów czytających jeden i ten sam artykuł wywołujący niezliczoną ilość plotek.
Leyi nie było na śniadaniu. Wstała jeszcze przed wschodem słońca, zabrała w torbie masę pergaminu, ołówki i ulubione błękitne pióro z równie błękitnym atramentem i siedząc nad jeziorem wprost do słońca rysowała. Niebo się różowiło, a postać dziewczyny-elfa o atramentowych konturach szła ścieżką pomiędzy starymi i grubymi pniami drzew. Pracę nad następną postacią tym razem już czarodzieja w długich szatach. Z czasem grupki rozgadanych i wyraźnie czymś mocno zainteresowanych uczniów pojawiła się na błoniach. Leya nie zwracałaby na nich najmniejszej uwagi gdyby nie otwarte zainteresowanie jej osobą. Niedługo potem pojawił się po jej prawej stronie milczący Gabriell.
-Hej, co jest?-zapytała Leya widząc nie za dobry humor kapitana.-O co chodzi?
-To może ty mi powinnaś powiedzieć co?-odpowiedział grzmiącym i złym głosem.
-Ja? Niby co?
-Proszę! Przeczytaj sobie!-warknął podając jej do ręki "Proroka Codziennego"
Na wielkiej fotografii pokazany był Hogwart, Dumstrang i Beaxbatons.
"Drużyny-Nadzieje Turnieju!"
Odczytała kilka linijek i trochę się zdziwiła.
-Skoro drużyna Gryffindoru to Drużyna-Nadzieja mamy kolejny powód do rywalizacji.-odpowiedziała spokojnie
-Nie o to chodzi. Zobacz sobie niżej.-poradził nadal mocno zagniewany
"Leya Fire czyli oszustwo Drużyny-Nadziei
Nasza korespondentka, Paulina Nonlee odkryła tajne zamiary Leyi Fire z Drużyną-Nadzieją Hogwartu. Jak donosi Prorokowi Nonlee Fire dopuściła się oszustwa. Prawdopodobnie używając Zaklęcia Imperius lub eliksiru miłosnego zmusiła kapitana drużyny, Gabriella aby została szukającą w zespole. Jak mówi jedna z uczennic widząca Leyę w powietrzu-Ona jest do niczego. W ten sposób nie tylko Gabriell, ale i pozostali Gryffoni stracą reputację i szansę w zawodach.-Victoria. Zapytaliśmy Gabriella-To nie jest możliwe. Ufam Leyi i wiem, że ma w sobie ogromny talent i nadzieję, a to jest bardzo ważne.
Coś się wydaje, że to nie jest do końca prawda...
Leya chciała się odezwać, ale kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Po sekundach przed nimi stanęła Victoria w towarzystwie pięciu koleżanek. Od razu zrobiło się nieprzyjemnie.
-To co Fire już poza drużyną?-zapytała z durnym uśmiechem.
-A nie. Myślisz, że kilka słów coś zmieni?
-Chyba wiesz, że Imperius to zaklęcie Niewybaczalne co? Chyba, że wolisz miłosne gierki...-koleżanki za nią parsknęły śmiechem obgadując zapewne jaki to Gabriell jest wspaniały.
-Co to za miłość z eliksiru?-ogromna pewność siebie i spokój nadal jeszcze był w Leyi która wróciła do rysowania odkładając Proroka na ziemię.
-Co ty taka spokojna?
-A co ty taka wściekła? Złość piękności szkodzi, ale myślę, że gorszej brzydoty na ziemi już nie ma niż ty Victorio.
Gabriell parsknął śmiechem.
-Nie rozmawiam ze szlamami.-oświadczyła głośno z głową podniesioną do góry.
Gabriell błyskawicznie wstał z różdżką podniesioną na Victorię.-Radzę wynoś się.
-Ojć Gabriell...Idziemy!-warknęła na piątkę dziewczyn i poszła dalej brzegiem jeziora.
-Nie musiałeś.-Leya spojrzała na jego kamienną twarz.
-Szlama... Nie pozwolę...
-Ale... Nie wierzysz w te wszystkie bzdury prawda?-zapytała już z lekko drżącym głosem w obawie, że zaraz zostanie na łasce różdżki kapitana.
-W pierwszej chwili myślałem, że eksploduję, ale słysząc jak mówisz, ze miłość z eliksiru nie jest nic warta rozchmurzyłem się. Zresztą to bardzo skomplikowany eliksir... Wątpię by któremukolwiek uczniowi udało się go uwarzyć. Zresztą masz dwanaście lat.
-Wiem bardzo mało. Ale gdzie się podziała reszta?-Leya zmieniła temat.
-Wkurzyli się bo chciałem zorganizować jeszcze więcej treningów.
-A nie uważasz, że... no trzydzieści dwie godzin tygodniowa to już wystarczająco?
-Sam nie wiem. Wydaje mi się, że mnie to zaczyna powoli przerastać...
-To usiądź, posłuchaj dobrej muzyki i wyluzuj. Jeśli będziemy zadowoleni z wyników to sami będziemy chcieli więcej treningów. Zaufaj.-uśmiechnęła się delikatnie
-Ufam. Niedługo to zrobię z ciebie zastępcę kapitana!-zażartował
Po chwili pojawiła się drużyna z Julią, Marcusem i Lysandrem. Wszyscy razem od razu poszli na stadion Quidditha aby przy dziwnie dużej ilości gapiów potrenować ukochany sport. Nawet się wspólnie nie domyślali skąd się wzięło tyle uczniów. Nonlee.
Do Wielkiej sali wpadła chmura sów z listami i paczkami. Były to głównie oznaki kontaktu z rodzicami, ale między sowami pojawiło się wiele płomykówek z wydaniem "Proroka Codziennego" Na pozór nic ciekawego, a jednak chwilę potem wszędzie było widać grupki uczniów czytających jeden i ten sam artykuł wywołujący niezliczoną ilość plotek.
-Hej, co jest?-zapytała Leya widząc nie za dobry humor kapitana.-O co chodzi?
-To może ty mi powinnaś powiedzieć co?-odpowiedział grzmiącym i złym głosem.
-Ja? Niby co?
-Proszę! Przeczytaj sobie!-warknął podając jej do ręki "Proroka Codziennego"
Na wielkiej fotografii pokazany był Hogwart, Dumstrang i Beaxbatons.
"Drużyny-Nadzieje Turnieju!"
Odczytała kilka linijek i trochę się zdziwiła.
-Skoro drużyna Gryffindoru to Drużyna-Nadzieja mamy kolejny powód do rywalizacji.-odpowiedziała spokojnie
-Nie o to chodzi. Zobacz sobie niżej.-poradził nadal mocno zagniewany
"Leya Fire czyli oszustwo Drużyny-Nadziei
Nasza korespondentka, Paulina Nonlee odkryła tajne zamiary Leyi Fire z Drużyną-Nadzieją Hogwartu. Jak donosi Prorokowi Nonlee Fire dopuściła się oszustwa. Prawdopodobnie używając Zaklęcia Imperius lub eliksiru miłosnego zmusiła kapitana drużyny, Gabriella aby została szukającą w zespole. Jak mówi jedna z uczennic widząca Leyę w powietrzu-Ona jest do niczego. W ten sposób nie tylko Gabriell, ale i pozostali Gryffoni stracą reputację i szansę w zawodach.-Victoria. Zapytaliśmy Gabriella-To nie jest możliwe. Ufam Leyi i wiem, że ma w sobie ogromny talent i nadzieję, a to jest bardzo ważne.
Coś się wydaje, że to nie jest do końca prawda...
Leya chciała się odezwać, ale kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Po sekundach przed nimi stanęła Victoria w towarzystwie pięciu koleżanek. Od razu zrobiło się nieprzyjemnie.
-To co Fire już poza drużyną?-zapytała z durnym uśmiechem.
-A nie. Myślisz, że kilka słów coś zmieni?
-Chyba wiesz, że Imperius to zaklęcie Niewybaczalne co? Chyba, że wolisz miłosne gierki...-koleżanki za nią parsknęły śmiechem obgadując zapewne jaki to Gabriell jest wspaniały.
-Co to za miłość z eliksiru?-ogromna pewność siebie i spokój nadal jeszcze był w Leyi która wróciła do rysowania odkładając Proroka na ziemię.
-Co ty taka spokojna?
-A co ty taka wściekła? Złość piękności szkodzi, ale myślę, że gorszej brzydoty na ziemi już nie ma niż ty Victorio.
Gabriell parsknął śmiechem.
-Nie rozmawiam ze szlamami.-oświadczyła głośno z głową podniesioną do góry.
Gabriell błyskawicznie wstał z różdżką podniesioną na Victorię.-Radzę wynoś się.
-Ojć Gabriell...Idziemy!-warknęła na piątkę dziewczyn i poszła dalej brzegiem jeziora.
-Nie musiałeś.-Leya spojrzała na jego kamienną twarz.
-Szlama... Nie pozwolę...
-Ale... Nie wierzysz w te wszystkie bzdury prawda?-zapytała już z lekko drżącym głosem w obawie, że zaraz zostanie na łasce różdżki kapitana.
-W pierwszej chwili myślałem, że eksploduję, ale słysząc jak mówisz, ze miłość z eliksiru nie jest nic warta rozchmurzyłem się. Zresztą to bardzo skomplikowany eliksir... Wątpię by któremukolwiek uczniowi udało się go uwarzyć. Zresztą masz dwanaście lat.
-Wiem bardzo mało. Ale gdzie się podziała reszta?-Leya zmieniła temat.
-Wkurzyli się bo chciałem zorganizować jeszcze więcej treningów.
-A nie uważasz, że... no trzydzieści dwie godzin tygodniowa to już wystarczająco?
-Sam nie wiem. Wydaje mi się, że mnie to zaczyna powoli przerastać...
-To usiądź, posłuchaj dobrej muzyki i wyluzuj. Jeśli będziemy zadowoleni z wyników to sami będziemy chcieli więcej treningów. Zaufaj.-uśmiechnęła się delikatnie
-Ufam. Niedługo to zrobię z ciebie zastępcę kapitana!-zażartował
Po chwili pojawiła się drużyna z Julią, Marcusem i Lysandrem. Wszyscy razem od razu poszli na stadion Quidditha aby przy dziwnie dużej ilości gapiów potrenować ukochany sport. Nawet się wspólnie nie domyślali skąd się wzięło tyle uczniów. Nonlee.
niedziela, 20 października 2013
2.5. Znowu szlaban
2.5. Znowu szlaban
Następny dzień oblany był ciepłymi promieniami słońca. Witraże w oknach kolejny raz wyglądały świetnie. Leya zaspana zeszła na śniadanie. Jakieś dziwne myśli zamieniające w sny dręczyły ją całą noc, ale im bardziej chciała je sobie przypomnieć tym bardziej o nich zapominała, a gdy zobaczyła plan lekcji który podała jej przy śniadaniu Julice zapomniała o nieprzespanej nocy już całkowicie. Na początek historia, magii, eliksiry, zielarstwo, transmutacja i zaklęcia.
-Odechciało mi się jeść na myśl kolejnych wykładów na temat flaków.-zaczął marudzić Lysander.-Z Krukonami nie tak źle.
-Ale już eliksiry i zaklęcia z Ślizgonami.-zauważyła Jula kończąc jeść tost.
-To co? Ważne, że jeszcze bardziej znienawidzę poniedziałki.-przyznała się Leya odstawiając puchar z sokiem dyniowym..
-To mam coś jeszcze gorszego niż flaki.-wtrącił się Marcus stając tuż obok Leyi. Wyglądał jeszcze przystojniej niż zazwyczaj stwierdzając po reakcji jednej z trzecioklasistek siedzących dwa miejsca dalej od Julice.
-Więc?-zapytała Leya spoglądając w jego oczy.
-Ehm... Ah! Gabriell ułożył plan treningów.-podał jej pergamin.-Do wieczora.-odwrócił się i poszedł w kierunku Wieży Północnej na wróżbiarstwo.
-Cudnie. Ja chyba zabiję Gabriella!-powiedziała po pięciu minutach analizując rozkład treningów dopisując je swoim fioletowym piórem do planu lekcji.-Wyobraźcie sobie, że już o szóstej rano w każdy poniedziałek mamy trening i tego samego dnia jeszcze wieczorem o szóstej wieczorem!
-Urok zawodów.-szepnął Gabriell stojący za nią przez cały czas jej narzekania na pomysł z terminem treningów. Zrobiło jej się głupio.
-Dobra. Czas na te flaki.-wstali razem i powlekli się w stronę klasy historii gdzie profesor Binns już na nich czekał...
Wszyscy mając już lekcję z nowym profesorem eliksirów, niejakim Carolo Elowisem byli tego samego zdania, że jest to nauczyciel wymagający i o czarnym charakterze, a Leya przekonała się o tym na własnej skórze.
Już zaskoczył Carolo wszystkich sprawdzianem praktycznym. Mieli przyrządzić lekarstwo na czyraki. Leya doskonale znała jego recepturę i składniki więc spokojnie zabrała się do pracy. Po dziesięciu minutach profesor przechodził między uczniami skopionymi na postawionym przed nimi zadaniu i krytykował ostro Gryfonów, a dawał rady Ślizgonom co wywołało w Lwach ukucie niesprawiedliwości. Leya zmarszczyła czoło robiąc wszystko aby profesor nie skompromitował jej zgryźliwymi uwagami jak Lysandra. Wtedy nagle coś w jej kociołku zasyczało i wybuchło oblewając ją ciemną, śliską cieczą zostawiając w klasie kilka obłoków szarego dymu.
-A więc jednak Fire nie jesteś aż tak wielka jak o tobie mówią wszędzie co? To ćwiczenie było dziecinne...
Leyę ogarnęła wściekłość. Ślimaki które miała wrzucić do wywaru były dziwnie lekko zielone... A dał jej je sam profesor. Coś tu nie gra.
-No więc co ty na to?-zapytał ją nagle Elowis.
-Przepraszam, ale nie słuchałam.-nie podnosiła wzroku z ślimaków.
-Twoja zarozumiałość nie zna granic jak u twego ojca...
Leya spojrzała na niego jadowicie. Jeszcze tego by brakowało gdyby szkoła dowiedziała się,że to jej ojciec, były minister włamał się do szkoły demolując bibliotekę.
-Nie jestem zarozumiała!-wydusiła, a Ślizgoni zaczęli się odśpiewywać.
-Minus pięć punktów dla Gryffindoru.
-Za co niby?-zapytała wiedząc, że przegina granicę.
-Szlaban. Mówisz do znajomego czy nauczyciela? Podejdź do mnie o ósmej do gabinetu.
-Heh... znowu na drugiej lekcji...-powiedziała sobie sama do siebie i wyszła z klasy doprowadzić się do porządku.
Gdyby nie wyczerpujący i wspaniały trening Quidditha pierwszy dzień w drugiej klasie zapisałaby na straty. Szybko odnajdywała znicza, czasami zatrzymywała się w powietrzu obserwując chłopaków z dołu tak jak duża grupka gapiów na trybunach. Były to głównie dziewczyny od trzeciej do siódmej klasy włącznie. Między nimi pojawiały się małe grupki chłopaków. Byli nie tylko Gryfoni, ale i Puchoni, Krukoni i... Victoria. Po co ona tutaj przylazła?
Wszystko wyjaśniło się po dwugodzinnym treningu. Leya idąc z Marcusem i mówiąc mu o niesprawiedliwym szlabanie widziała kontem oka śmiejącą się Victorie z jakiejś kolejnej historii Gabriella które tak uwielbiała. Nie rozumiała jak Gabriell może być tak miły dla kogoś tak zarozumiałego jak Victoria.
Leya na szlabanie była bite trzy godziny. Ręce ją bolały od wycierania obrazów. Ich właściciele nie byli tym zadowoleni, jedni rzucali przekleństwa inni nie mogli się jej napatrzeć nie mogąc uwierzyć że to córka jednego z wspaniałych ministrów, jeszcze inni zanudzali ją na śmierć swoją biografią, a nieliczni rozbawiali ją do łez. Przez to musiała siedzieć o godzinę dłużej pod czujnym okiem profesora który zawzięcie ją krytykował.
-Tak tak moja droga... Niektórzy ministrowie nigdy nie powinni trafić nawet do Ministerstwa...-i tak przez całe trzy godziny. Dlatego zasnęła ledwo dotykając głową miękkiej poduszki śniąc o Pucharze Trójmeczu...
-Odechciało mi się jeść na myśl kolejnych wykładów na temat flaków.-zaczął marudzić Lysander.-Z Krukonami nie tak źle.
-Ale już eliksiry i zaklęcia z Ślizgonami.-zauważyła Jula kończąc jeść tost.
-To co? Ważne, że jeszcze bardziej znienawidzę poniedziałki.-przyznała się Leya odstawiając puchar z sokiem dyniowym..
-To mam coś jeszcze gorszego niż flaki.-wtrącił się Marcus stając tuż obok Leyi. Wyglądał jeszcze przystojniej niż zazwyczaj stwierdzając po reakcji jednej z trzecioklasistek siedzących dwa miejsca dalej od Julice.
-Więc?-zapytała Leya spoglądając w jego oczy.
-Ehm... Ah! Gabriell ułożył plan treningów.-podał jej pergamin.-Do wieczora.-odwrócił się i poszedł w kierunku Wieży Północnej na wróżbiarstwo.
-Cudnie. Ja chyba zabiję Gabriella!-powiedziała po pięciu minutach analizując rozkład treningów dopisując je swoim fioletowym piórem do planu lekcji.-Wyobraźcie sobie, że już o szóstej rano w każdy poniedziałek mamy trening i tego samego dnia jeszcze wieczorem o szóstej wieczorem!
-Urok zawodów.-szepnął Gabriell stojący za nią przez cały czas jej narzekania na pomysł z terminem treningów. Zrobiło jej się głupio.
-Dobra. Czas na te flaki.-wstali razem i powlekli się w stronę klasy historii gdzie profesor Binns już na nich czekał...
Wszyscy mając już lekcję z nowym profesorem eliksirów, niejakim Carolo Elowisem byli tego samego zdania, że jest to nauczyciel wymagający i o czarnym charakterze, a Leya przekonała się o tym na własnej skórze.
Już zaskoczył Carolo wszystkich sprawdzianem praktycznym. Mieli przyrządzić lekarstwo na czyraki. Leya doskonale znała jego recepturę i składniki więc spokojnie zabrała się do pracy. Po dziesięciu minutach profesor przechodził między uczniami skopionymi na postawionym przed nimi zadaniu i krytykował ostro Gryfonów, a dawał rady Ślizgonom co wywołało w Lwach ukucie niesprawiedliwości. Leya zmarszczyła czoło robiąc wszystko aby profesor nie skompromitował jej zgryźliwymi uwagami jak Lysandra. Wtedy nagle coś w jej kociołku zasyczało i wybuchło oblewając ją ciemną, śliską cieczą zostawiając w klasie kilka obłoków szarego dymu.
-A więc jednak Fire nie jesteś aż tak wielka jak o tobie mówią wszędzie co? To ćwiczenie było dziecinne...
Leyę ogarnęła wściekłość. Ślimaki które miała wrzucić do wywaru były dziwnie lekko zielone... A dał jej je sam profesor. Coś tu nie gra.
-No więc co ty na to?-zapytał ją nagle Elowis.
-Przepraszam, ale nie słuchałam.-nie podnosiła wzroku z ślimaków.
-Twoja zarozumiałość nie zna granic jak u twego ojca...
Leya spojrzała na niego jadowicie. Jeszcze tego by brakowało gdyby szkoła dowiedziała się,że to jej ojciec, były minister włamał się do szkoły demolując bibliotekę.
-Nie jestem zarozumiała!-wydusiła, a Ślizgoni zaczęli się odśpiewywać.
-Minus pięć punktów dla Gryffindoru.
-Za co niby?-zapytała wiedząc, że przegina granicę.
-Szlaban. Mówisz do znajomego czy nauczyciela? Podejdź do mnie o ósmej do gabinetu.
-Heh... znowu na drugiej lekcji...-powiedziała sobie sama do siebie i wyszła z klasy doprowadzić się do porządku.
Gdyby nie wyczerpujący i wspaniały trening Quidditha pierwszy dzień w drugiej klasie zapisałaby na straty. Szybko odnajdywała znicza, czasami zatrzymywała się w powietrzu obserwując chłopaków z dołu tak jak duża grupka gapiów na trybunach. Były to głównie dziewczyny od trzeciej do siódmej klasy włącznie. Między nimi pojawiały się małe grupki chłopaków. Byli nie tylko Gryfoni, ale i Puchoni, Krukoni i... Victoria. Po co ona tutaj przylazła?
Wszystko wyjaśniło się po dwugodzinnym treningu. Leya idąc z Marcusem i mówiąc mu o niesprawiedliwym szlabanie widziała kontem oka śmiejącą się Victorie z jakiejś kolejnej historii Gabriella które tak uwielbiała. Nie rozumiała jak Gabriell może być tak miły dla kogoś tak zarozumiałego jak Victoria.
Leya na szlabanie była bite trzy godziny. Ręce ją bolały od wycierania obrazów. Ich właściciele nie byli tym zadowoleni, jedni rzucali przekleństwa inni nie mogli się jej napatrzeć nie mogąc uwierzyć że to córka jednego z wspaniałych ministrów, jeszcze inni zanudzali ją na śmierć swoją biografią, a nieliczni rozbawiali ją do łez. Przez to musiała siedzieć o godzinę dłużej pod czujnym okiem profesora który zawzięcie ją krytykował.
-Tak tak moja droga... Niektórzy ministrowie nigdy nie powinni trafić nawet do Ministerstwa...-i tak przez całe trzy godziny. Dlatego zasnęła ledwo dotykając głową miękkiej poduszki śniąc o Pucharze Trójmeczu...
piątek, 11 października 2013
2.4. Ploteczki!!!
2.4. Ploteczki!!!
Drużyna Gryffindoru wraz z Julice i Lysandrem siedziała w jednym przedziale w pierwszym wagonie pociągu do Hogwartu. Nie rozmawiali zbytnio ze sobą. Dopiero gdy nagle do przedziału wpadła grupka dziewczyn napadając na Gabriella i popychając Marcusa tak, że musiał wstać.
-Ej no o co ty chodzi?-zapytał gniewnym tonem, ale nie dostał odpowiedzi.
-Nie, nie teraz sobie nie pogadamy. Do widzenia.-krótko Gabriell wywalił roześmiane dziewczyny.-Co ty się dzieje?-zapytał
-To ja chciałam zapytać co z twoimi manierami kapitanie.-zadrwiła sobie Julia. Gabriell rzucił jej zabójcze spojrzenie.-Już na stacji traktują mnie jak gwiazdę, a zwłaszcza te wariatki.-stwierdził
-Ej no sory, ale jak nie patrzeć jesteś kapitanem drużyny prawda?-oświecił go Marcus wracając na swoje miejsce. Wtedy nagle wpadła jakaś dziewczyna z Huffelpuff.
-Słyszeliście już? Bal Gwiazdkowy i Bal zwycięzców!-wypaliła i pobiegła dalej.
-WAT?-zapytał zaskoczony Wiktor.
-Bal... Brrr... nie brzmi to optymistycznie. Kolejna sztywna imprezka w Hogwarcie-podsumował Lysander.
-Bal?!-rozmarzyła się nagle Julia, a Gabriell wzdrygnął się na samą myśl o nim.-Dobra idę po plotki.-oświadczył
-Oszalałeś!-warknął Marcus z uśmiechem.-Te wariatki cię załatwią zanim zajedziemy do Hogwartu!
-Racja...
-Dobra ja się przejdę.-Leya wstała odkładając pergamin i ołówek. Kończyła mangowe podobizny drużyny Gryffindoru pomijając siebie.-Mam dość rysowania zresztą kocham plotki.
-Ale plotki przyszły same i to nie raz. Wpadła Wictoria.
-No i co wy na te całe Bale? Brat mówił mi, że to wspaniała sprawa tylko wtedy gdy jest się wyżej niż w czwartej klasie włącznie-spojrzała na Leyę z odrazą-no wiecie: taniec i w ogóle...-urwała uśmiechając się szeroko do Gabriella.
-Dobrze, że to dopiero druga klasa!-odetchnął Lysander. Julia i Leya zrobiły to samo.
-Ale wszystkiego się dowiemy w Hogwarcie.-Wictoria zniknęła w wagonie.
Wiele mówiono o obydwóch balach, a pogłoski dochodziły do dziesiątki przyjaciół. Marcin po chwili wrócił tworząc już jedenastkę i był dziwnie blady.
-Tradycja... Turnieju... Bal... Taniec... Drużyna Gryffonów... Dumstrang... Beaxbatons...-Marcin nie wiedział zbytnio od czego zacząć.
-Dobra nie mów.-stwierdził szybko Dawid.-Lepiej dowiedzieć się tego od dyra z Hogwartu niż z tech plotek.
Rozmowa urwała się. Zrobiło się już ciemno za oknem przedziału, ale mimo upływu długich godzin plotki nadal rozbrzmiewały w całym pociągu. Leya zastanawiała się głęboko jakie pogłoski są prawdziwe a jakie są tylko głupimi zdaniami bez sensu. Wróciła jednak do kończenia podobizn chłopaków z drużyny i gdzieś z boku dorysowała siebie.
Pociąg powoli się zatrzymywał. Hogwart wyglądał jeszcze piękniej niż w zeszłym roku na tle czarnego, pełnego gwiazd nieba.
Jedenastka uczniów podzieliła się na pół: Leya, Julia, Lysander, Marcin i Gabriell wsiedli do czarnego powozu zaraz za powozem z Dawidem, Oliwerem, Wiktorem, Witoldem i dwiema jakimiś dziewczynami których Leya nie znała.
Po przydzieleniu nowych uczniów do domów Siwobrody wstał. Nagle gwar Wielkiej Sali umilkł niesamowicie szybko.
-Witam was w kolejnym nowym roku szkolnym moi mili! Mam wam wiele do powiedzenia!
Szepty przeszły po uczniach i uczennicach. Wszyscy mieli nadzieję na więcej informacji na temat Balów.
-Muszę was rozczarować: w tym roku nie będzie szkolnych meczy Quidditha, ale czeka nas coś o wiele lepszego: Trójmecze! W przyszłym miesiącu przyjadą do nas delegacje z Beaxbatons i Dumstrangu. Dwanaście drużyn będzie walczyć o wspaniały puchar, ale tylko jedna z nich, a mam nadzieję jedna z waszych domów. A teraz czas na ucztę!
Pojawiło się mnóstwo jedzenia. Wszyscy byli nie tylko głodni, ale zawiedzeni. Nic nie dowiedzieli się o Balach... Leya odetchnęła, bo miała dziwne przeczucie, że z nimi wiąże się więcej spraw do załatwienia przed nim. Postanowiła się tylko w tym roku szkolnym skupić na nauce i Quiddithu. Czekając do północy już z całą drużyną Gryffonów, żeby ten rok był ciekawy i zabawny. Jak się okazało trochę tego pożałowała....
-Ej no o co ty chodzi?-zapytał gniewnym tonem, ale nie dostał odpowiedzi.
-Nie, nie teraz sobie nie pogadamy. Do widzenia.-krótko Gabriell wywalił roześmiane dziewczyny.-Co ty się dzieje?-zapytał
-To ja chciałam zapytać co z twoimi manierami kapitanie.-zadrwiła sobie Julia. Gabriell rzucił jej zabójcze spojrzenie.-Już na stacji traktują mnie jak gwiazdę, a zwłaszcza te wariatki.-stwierdził
-Ej no sory, ale jak nie patrzeć jesteś kapitanem drużyny prawda?-oświecił go Marcus wracając na swoje miejsce. Wtedy nagle wpadła jakaś dziewczyna z Huffelpuff.
-Słyszeliście już? Bal Gwiazdkowy i Bal zwycięzców!-wypaliła i pobiegła dalej.
-WAT?-zapytał zaskoczony Wiktor.
-Bal... Brrr... nie brzmi to optymistycznie. Kolejna sztywna imprezka w Hogwarcie-podsumował Lysander.
-Bal?!-rozmarzyła się nagle Julia, a Gabriell wzdrygnął się na samą myśl o nim.-Dobra idę po plotki.-oświadczył
-Oszalałeś!-warknął Marcus z uśmiechem.-Te wariatki cię załatwią zanim zajedziemy do Hogwartu!
-Racja...
-Dobra ja się przejdę.-Leya wstała odkładając pergamin i ołówek. Kończyła mangowe podobizny drużyny Gryffindoru pomijając siebie.-Mam dość rysowania zresztą kocham plotki.
-Ale plotki przyszły same i to nie raz. Wpadła Wictoria.
-No i co wy na te całe Bale? Brat mówił mi, że to wspaniała sprawa tylko wtedy gdy jest się wyżej niż w czwartej klasie włącznie-spojrzała na Leyę z odrazą-no wiecie: taniec i w ogóle...-urwała uśmiechając się szeroko do Gabriella.
-Dobrze, że to dopiero druga klasa!-odetchnął Lysander. Julia i Leya zrobiły to samo.
-Ale wszystkiego się dowiemy w Hogwarcie.-Wictoria zniknęła w wagonie.
Wiele mówiono o obydwóch balach, a pogłoski dochodziły do dziesiątki przyjaciół. Marcin po chwili wrócił tworząc już jedenastkę i był dziwnie blady.
-Tradycja... Turnieju... Bal... Taniec... Drużyna Gryffonów... Dumstrang... Beaxbatons...-Marcin nie wiedział zbytnio od czego zacząć.
-Dobra nie mów.-stwierdził szybko Dawid.-Lepiej dowiedzieć się tego od dyra z Hogwartu niż z tech plotek.
Rozmowa urwała się. Zrobiło się już ciemno za oknem przedziału, ale mimo upływu długich godzin plotki nadal rozbrzmiewały w całym pociągu. Leya zastanawiała się głęboko jakie pogłoski są prawdziwe a jakie są tylko głupimi zdaniami bez sensu. Wróciła jednak do kończenia podobizn chłopaków z drużyny i gdzieś z boku dorysowała siebie.
Pociąg powoli się zatrzymywał. Hogwart wyglądał jeszcze piękniej niż w zeszłym roku na tle czarnego, pełnego gwiazd nieba.
Jedenastka uczniów podzieliła się na pół: Leya, Julia, Lysander, Marcin i Gabriell wsiedli do czarnego powozu zaraz za powozem z Dawidem, Oliwerem, Wiktorem, Witoldem i dwiema jakimiś dziewczynami których Leya nie znała.
Po przydzieleniu nowych uczniów do domów Siwobrody wstał. Nagle gwar Wielkiej Sali umilkł niesamowicie szybko.
-Witam was w kolejnym nowym roku szkolnym moi mili! Mam wam wiele do powiedzenia!
Szepty przeszły po uczniach i uczennicach. Wszyscy mieli nadzieję na więcej informacji na temat Balów.
-Muszę was rozczarować: w tym roku nie będzie szkolnych meczy Quidditha, ale czeka nas coś o wiele lepszego: Trójmecze! W przyszłym miesiącu przyjadą do nas delegacje z Beaxbatons i Dumstrangu. Dwanaście drużyn będzie walczyć o wspaniały puchar, ale tylko jedna z nich, a mam nadzieję jedna z waszych domów. A teraz czas na ucztę!
Pojawiło się mnóstwo jedzenia. Wszyscy byli nie tylko głodni, ale zawiedzeni. Nic nie dowiedzieli się o Balach... Leya odetchnęła, bo miała dziwne przeczucie, że z nimi wiąże się więcej spraw do załatwienia przed nim. Postanowiła się tylko w tym roku szkolnym skupić na nauce i Quiddithu. Czekając do północy już z całą drużyną Gryffonów, żeby ten rok był ciekawy i zabawny. Jak się okazało trochę tego pożałowała....
czwartek, 10 października 2013
2.3. Połamane pióra.
2.3. Połamane pióra.
Leya bardzo się cieszyła widząc Lysandra i Gabriella przed bankiem Gringotta. Po chwili przyszła Julia, ale już jakby na nią nie wyglądała. Prosta grzywka wchodziła jej w oczy a włosy były jeszcze bardziej proste niż zwykle. Chłopacy wytrzeszczyli oczy w wyrazie zaskoczenia. Czekali nie tylko na Leyę, ale również na nią.
-Hejo Julia.-przywitała przyjaciółkę nie zwracając uwagi na jej nowy wygląd.
-Niestety, ale już nie Julia tylko Julice. Okazało się, że to moje prawdziwe imię zapisane w tam tych wszystkich papierach, a całe życie rodzice mówili na mnie Julia. To takie dziwne nagle zmienić swoje imię...-nie wyglądała na zmartwiona tym faktem, była nawet zadowolona, że była trzymana w błędzie.
-Ale w takim razie jak mamy do ciebie mówić?-zapytał z ciekawością oszołomiony najbardziej z całej trójki Lysander.
-Julia tak jak do tej pory. No chyba, że masz większe ambicje co do naszych relacji...-wprowadziła w Lysandrze zakłopotanie, a Gabreill chyba za chwilę wybuchłby ze śmiechu.
-Dobra to co? Gdzie najpierw?-zapytała Leya przerywając głupią ciszę.
-W Esy i Floresy!-zawołał energicznie Gabriell i z uśmiechem na twarzy poszedł wraz z pozostałymi do księgarni. Tutaj kręciło się kilku uczniów z Hogwartu głównie trzecich klas kupujących zestaw podręczników. Do czwórki przyjaciół szybko podszedł młody księgarz.
-Hogwart?-zapytał z uprzejmością.
-Tak. Trzy komplet na drugi rok i jeden na piąty.-oznajmił Gabreill bez zastanowienia. Księgarz szybko zaczął zdejmować tomy z półek w najróżniejszych miejscach księgarni.-Ale...-zaczął odwracając się do Leyi, Lysandra i Julice-...po raz pierwszy w życiu nie mogę się doczekać pociągu do Hogwartu. Ale będzie zabawa! Już widzę ten puchar!-Gabriell za każdym razem tłumacząc nową taktykę pisał dokładnie te same słowa w tym samym ustawieniu i o dokładnie takim samym sensie-Tylko muszę kupić szatę wyjściową...-przez jego twarz przeszedł grymas.-Jest na liście.
-Ja czegoś takiego nie mam.-zdziwił się Lysander.
-Ja tez nie. Ale to lepiej.-odetchnęła Julia.
Księgarz zapakował już książki. Towarzystwo szybko za nie zapłaciło i wyszli na zatłoczoną uliczkę.
-Na mojej też jest. Nie czaję.-wróciła do tematy Leya gdy stali przed sklepem z szatami.-AAAŁŁŁ!!!
Na Leyę wpadła jakaś blondynka w zielonej szacie z garścią piór które rozsypały się po bruku ulicy. Dwa się połamały, a torba Leyi z książkami pękła z pół.
-Jak chodzisz?!!-warknęła dziewczyna obdarzona niesamowitą urodą. Gabriell dziwnie na nią się patrzył...
-To ty wypadasz nagle nie wiadomo z skąd!-warknęła zaskoczona Leya zbierając książki z ziemi. Po chwili z niedowierzaniem spojrzała na Gabriella . Zbierał zawzięcie pióra dziewczyny i podał je do jej ręki z uśmiechem.
-Dziękuję.-odpowiedziała słodko-Ej! Ty jesteś ta Leya Fire co?-zapytała już ze złością i płomieniami w oczach.
-No tak...-Leya zbytni nie wiedziała co jej powiedzieć.-Taka sławna, a wygląda jak widmo...-rzuciła i zniknęła w banku Gringotta.-Co za żmija...-syknął Lysander.
-Dobra to było dziwne...-stwierdziła Julia.-Idziemy.
Wspólnymi siłami pomogli Gabriellowi i Madame Dali dopasować idealną szatę dla niego. W oczach Leyi wyglądał okropnie przystojnie i wyniośle...
Wstąpili jeszcze na przepyszny deser lodowy-"truskawkowy szał"
-Ej! No tak! To Wictoria z Slytherinu z czwartego roku.-oznajmił nagle Gabriell.
-I kogo to obchodzi?-odpowiedziała uszczypliwie Julia.
-E... No sam nie wiem. To jadowita żmija.-dodał
-Jadowita żmija... To po co zbierałeś te jej pióra?-Lysander trafił w Gabriella bezbłędnie.
-No... Sam nie wiem. Ale w końcu jestem kapitanem drużyny i muszę pamiętać o zasadach dobrego wychowania.
-Chyba o zasadach uwodzenia...-pomyślała Leya po czym parsknęła śmiechem.
Popołudnie minęło zbyt szybko. Znowu taktyki... I kolejny letni dzień... Aż w końcu siedzieli już w pociągu do Hogwartu który po prostu huczał ze wszystkich stron tyloma plotkami na jeden temat, że już nikt nie wiedział kto mówi prawdę i czy drugiemu ją powiedział...
-Hejo Julia.-przywitała przyjaciółkę nie zwracając uwagi na jej nowy wygląd.
-Niestety, ale już nie Julia tylko Julice. Okazało się, że to moje prawdziwe imię zapisane w tam tych wszystkich papierach, a całe życie rodzice mówili na mnie Julia. To takie dziwne nagle zmienić swoje imię...-nie wyglądała na zmartwiona tym faktem, była nawet zadowolona, że była trzymana w błędzie.
-Ale w takim razie jak mamy do ciebie mówić?-zapytał z ciekawością oszołomiony najbardziej z całej trójki Lysander.
-Julia tak jak do tej pory. No chyba, że masz większe ambicje co do naszych relacji...-wprowadziła w Lysandrze zakłopotanie, a Gabreill chyba za chwilę wybuchłby ze śmiechu.
-Dobra to co? Gdzie najpierw?-zapytała Leya przerywając głupią ciszę.
-W Esy i Floresy!-zawołał energicznie Gabriell i z uśmiechem na twarzy poszedł wraz z pozostałymi do księgarni. Tutaj kręciło się kilku uczniów z Hogwartu głównie trzecich klas kupujących zestaw podręczników. Do czwórki przyjaciół szybko podszedł młody księgarz.
-Hogwart?-zapytał z uprzejmością.
-Tak. Trzy komplet na drugi rok i jeden na piąty.-oznajmił Gabreill bez zastanowienia. Księgarz szybko zaczął zdejmować tomy z półek w najróżniejszych miejscach księgarni.-Ale...-zaczął odwracając się do Leyi, Lysandra i Julice-...po raz pierwszy w życiu nie mogę się doczekać pociągu do Hogwartu. Ale będzie zabawa! Już widzę ten puchar!-Gabriell za każdym razem tłumacząc nową taktykę pisał dokładnie te same słowa w tym samym ustawieniu i o dokładnie takim samym sensie-Tylko muszę kupić szatę wyjściową...-przez jego twarz przeszedł grymas.-Jest na liście.
-Ja czegoś takiego nie mam.-zdziwił się Lysander.
-Ja tez nie. Ale to lepiej.-odetchnęła Julia.
Księgarz zapakował już książki. Towarzystwo szybko za nie zapłaciło i wyszli na zatłoczoną uliczkę.
-Na mojej też jest. Nie czaję.-wróciła do tematy Leya gdy stali przed sklepem z szatami.-AAAŁŁŁ!!!
Na Leyę wpadła jakaś blondynka w zielonej szacie z garścią piór które rozsypały się po bruku ulicy. Dwa się połamały, a torba Leyi z książkami pękła z pół.
-Jak chodzisz?!!-warknęła dziewczyna obdarzona niesamowitą urodą. Gabriell dziwnie na nią się patrzył...
-To ty wypadasz nagle nie wiadomo z skąd!-warknęła zaskoczona Leya zbierając książki z ziemi. Po chwili z niedowierzaniem spojrzała na Gabriella . Zbierał zawzięcie pióra dziewczyny i podał je do jej ręki z uśmiechem.
-Dziękuję.-odpowiedziała słodko-Ej! Ty jesteś ta Leya Fire co?-zapytała już ze złością i płomieniami w oczach.
-No tak...-Leya zbytni nie wiedziała co jej powiedzieć.-Taka sławna, a wygląda jak widmo...-rzuciła i zniknęła w banku Gringotta.-Co za żmija...-syknął Lysander.
-Dobra to było dziwne...-stwierdziła Julia.-Idziemy.
Wspólnymi siłami pomogli Gabriellowi i Madame Dali dopasować idealną szatę dla niego. W oczach Leyi wyglądał okropnie przystojnie i wyniośle...
Wstąpili jeszcze na przepyszny deser lodowy-"truskawkowy szał"
-Ej! No tak! To Wictoria z Slytherinu z czwartego roku.-oznajmił nagle Gabriell.
-I kogo to obchodzi?-odpowiedziała uszczypliwie Julia.
-E... No sam nie wiem. To jadowita żmija.-dodał
-Jadowita żmija... To po co zbierałeś te jej pióra?-Lysander trafił w Gabriella bezbłędnie.
-No... Sam nie wiem. Ale w końcu jestem kapitanem drużyny i muszę pamiętać o zasadach dobrego wychowania.
-Chyba o zasadach uwodzenia...-pomyślała Leya po czym parsknęła śmiechem.
Popołudnie minęło zbyt szybko. Znowu taktyki... I kolejny letni dzień... Aż w końcu siedzieli już w pociągu do Hogwartu który po prostu huczał ze wszystkich stron tyloma plotkami na jeden temat, że już nikt nie wiedział kto mówi prawdę i czy drugiemu ją powiedział...
niedziela, 6 października 2013
2.2 Wynalazek Marcusa.
2.2 Wynalazek Marcusa
List od Gabriella był dziwnie gruby tak jakby w kopercie było kilkadziesiąt stron pergaminu. Jednak dla sowy nie był albo zbyt ciężki, albo była to bardzo silna sowa. Leya dała jej kilka specjalnych sowich ciastek i otworzyła kopertę. Od razu rozpoznała staranne pismo Gabriella.
Leyo!
Moje domysły stały się najprawdziwszą prawdą! Przed drużyną Gryffindoru stoi wielkie wyzwanie: Trójmecze! Odbywają się raz na dziesięć lat. Teraz czas na dziesiątą edycję.
Na pewno nie wiesz o co chodzi prawda? Do Hogwartu przyjeżdżają po cztery drużyny z Durmsztrangu i Beauxbaton. Przez miesiące toczą się mecze o puchar Trójmeczu. Oprócz niego jest jeszcze uznanie, sława...
Do czego zmierzam? Mam wielkie marzenia co do pucharu. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz możemy omawiać taktyki. Po prostu rozwiń ten pusty zwój pergaminu dziś o ósmej wieczorem i pisz na nim wysłanym piórem bez atramentu.
Do pisanego
Gabrell
P.S. Już w proroku robi się głośno o zawodach i nie tylko! Kilka wycinków dla ciebie.
Leya z lekkim niepokojem zaczęła czytać kolejne artykuły zapewne pierwszych stron z Proroka. "Po raz dziesiąty Trójmecz!", "Powracają emocje!", "Minister na Święta do Hogwartu", "Drużyna Gryffindoru czyli co i jak." Leya była dziwnie zadowolona, że pojawiła się w proroku wraz z pozostałymi chłopakami w Proroku w jednym momencie. Z tego co wyczytała wychodzi, że Trójmecze powstały na pamiątkę Turnieju Trójmagicznego. Został wymyślony w Hogwarcie, a Hogwart jeszcze nie miał pucharu na własność na dziesięć lat.
-No ok. Wszyscy są?-punkt ósma na wynalazkach Marcusa zaczęły wypisywać się granatowe litery. Tak działały jego Zwoje Kontaktu. Wystarczy napisać coś na specjalnym pergaminie specjalnym piórem i litery wypisują się na wszystkich Zwojach. Sprytne jak stwierdziła Leya.
-Kto pisze? Tu Marcus.
-O hejo. Leya tutaj.
-Dawid.
-Oliwer.
-Gabreill.
-Wiktor.
-Witold.
-Czyli komplecik. Jak już wiecie panowie i panie...
-*szepcze do siebie "nieeee znowu przemowa"*-wyglądało jak pismo Wiktora.
-...przed nami wielkie wyzwanie, sława...
-I impreza. Oliwer.
-A ty jak zawsze o tym samym... Dawid.
-...i praca. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz zaczniemy przerabiać teorię taktyk...
-Jak tak można!!! Witold.
-NORMALNIE! Chcecie tego pucharu?
-Tak-podpisali się wszyscy.
-A więc wymagam od was ciężkiej pracy! Gryffindor ma w tej chwili jedną z z najlepszych drużyn w historii! Nie zaprzepaścimy tego.
Szybko został uzgodniony codzienny termin spotkań na Zawojach Kontaktu. Tego dnia Gabreill jeszcze nie zaczął wbijać do głowy drużynie kolejnych taktyk które i tak olewają w czasie gry. Jednak dzięki nim czuli się bardziej pewni tego co robią. W Leyę wstąpiła ogromna ochota nie tylko na puchar, ale i na wspaniały Bal Wigilijny i Bal Zwycięzców. Ale też tęskniła z Julią i Lysandrem, treningami, Marcusem, Gabrellem... Dlatego wysłała do wymienionej piątki staranne listy. Nigdy nie zaszkodzi spotkać się w sobotę w przedostatni tydzień wakacji aby wspólnie kupić podręczniki i inne potrzebne przedmioty. Leya uż nie mogła się doczekać spotkania...
Leyo!
Moje domysły stały się najprawdziwszą prawdą! Przed drużyną Gryffindoru stoi wielkie wyzwanie: Trójmecze! Odbywają się raz na dziesięć lat. Teraz czas na dziesiątą edycję.
Na pewno nie wiesz o co chodzi prawda? Do Hogwartu przyjeżdżają po cztery drużyny z Durmsztrangu i Beauxbaton. Przez miesiące toczą się mecze o puchar Trójmeczu. Oprócz niego jest jeszcze uznanie, sława...
Do czego zmierzam? Mam wielkie marzenia co do pucharu. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz możemy omawiać taktyki. Po prostu rozwiń ten pusty zwój pergaminu dziś o ósmej wieczorem i pisz na nim wysłanym piórem bez atramentu.
Na pewno nie wiesz o co chodzi prawda? Do Hogwartu przyjeżdżają po cztery drużyny z Durmsztrangu i Beauxbaton. Przez miesiące toczą się mecze o puchar Trójmeczu. Oprócz niego jest jeszcze uznanie, sława...
Do czego zmierzam? Mam wielkie marzenia co do pucharu. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz możemy omawiać taktyki. Po prostu rozwiń ten pusty zwój pergaminu dziś o ósmej wieczorem i pisz na nim wysłanym piórem bez atramentu.
Do pisanego
Gabrell
Gabrell
P.S. Już w proroku robi się głośno o zawodach i nie tylko! Kilka wycinków dla ciebie.
Leya z lekkim niepokojem zaczęła czytać kolejne artykuły zapewne pierwszych stron z Proroka. "Po raz dziesiąty Trójmecz!", "Powracają emocje!", "Minister na Święta do Hogwartu", "Drużyna Gryffindoru czyli co i jak." Leya była dziwnie zadowolona, że pojawiła się w proroku wraz z pozostałymi chłopakami w Proroku w jednym momencie. Z tego co wyczytała wychodzi, że Trójmecze powstały na pamiątkę Turnieju Trójmagicznego. Został wymyślony w Hogwarcie, a Hogwart jeszcze nie miał pucharu na własność na dziesięć lat.
-No ok. Wszyscy są?-punkt ósma na wynalazkach Marcusa zaczęły wypisywać się granatowe litery. Tak działały jego Zwoje Kontaktu. Wystarczy napisać coś na specjalnym pergaminie specjalnym piórem i litery wypisują się na wszystkich Zwojach. Sprytne jak stwierdziła Leya.
-Kto pisze? Tu Marcus.
-O hejo. Leya tutaj.
-Dawid.
-Oliwer.
-Gabreill.
-Wiktor.
-Witold.
-Czyli komplecik. Jak już wiecie panowie i panie...
-*szepcze do siebie "nieeee znowu przemowa"*-wyglądało jak pismo Wiktora.
-...przed nami wielkie wyzwanie, sława...
-I impreza. Oliwer.
-A ty jak zawsze o tym samym... Dawid.
-...i praca. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz zaczniemy przerabiać teorię taktyk...
-Jak tak można!!! Witold.
-NORMALNIE! Chcecie tego pucharu?
-Tak-podpisali się wszyscy.
-A więc wymagam od was ciężkiej pracy! Gryffindor ma w tej chwili jedną z z najlepszych drużyn w historii! Nie zaprzepaścimy tego.
Szybko został uzgodniony codzienny termin spotkań na Zawojach Kontaktu. Tego dnia Gabreill jeszcze nie zaczął wbijać do głowy drużynie kolejnych taktyk które i tak olewają w czasie gry. Jednak dzięki nim czuli się bardziej pewni tego co robią. W Leyę wstąpiła ogromna ochota nie tylko na puchar, ale i na wspaniały Bal Wigilijny i Bal Zwycięzców. Ale też tęskniła z Julią i Lysandrem, treningami, Marcusem, Gabrellem... Dlatego wysłała do wymienionej piątki staranne listy. Nigdy nie zaszkodzi spotkać się w sobotę w przedostatni tydzień wakacji aby wspólnie kupić podręczniki i inne potrzebne przedmioty. Leya uż nie mogła się doczekać spotkania...
Leya z lekkim niepokojem zaczęła czytać kolejne artykuły zapewne pierwszych stron z Proroka. "Po raz dziesiąty Trójmecz!", "Powracają emocje!", "Minister na Święta do Hogwartu", "Drużyna Gryffindoru czyli co i jak." Leya była dziwnie zadowolona, że pojawiła się w proroku wraz z pozostałymi chłopakami w Proroku w jednym momencie. Z tego co wyczytała wychodzi, że Trójmecze powstały na pamiątkę Turnieju Trójmagicznego. Został wymyślony w Hogwarcie, a Hogwart jeszcze nie miał pucharu na własność na dziesięć lat.
-No ok. Wszyscy są?-punkt ósma na wynalazkach Marcusa zaczęły wypisywać się granatowe litery. Tak działały jego Zwoje Kontaktu. Wystarczy napisać coś na specjalnym pergaminie specjalnym piórem i litery wypisują się na wszystkich Zwojach. Sprytne jak stwierdziła Leya.
-Kto pisze? Tu Marcus.
-O hejo. Leya tutaj.
-Dawid.
-Oliwer.
-Gabreill.
-Wiktor.
-Witold.
-Czyli komplecik. Jak już wiecie panowie i panie...
-*szepcze do siebie "nieeee znowu przemowa"*-wyglądało jak pismo Wiktora.
-...przed nami wielkie wyzwanie, sława...
-I impreza. Oliwer.
-A ty jak zawsze o tym samym... Dawid.
-...i praca. Dzięki wynalazkowi Marcusa już teraz zaczniemy przerabiać teorię taktyk...
-Jak tak można!!! Witold.
-NORMALNIE! Chcecie tego pucharu?
-Tak-podpisali się wszyscy.
-A więc wymagam od was ciężkiej pracy! Gryffindor ma w tej chwili jedną z z najlepszych drużyn w historii! Nie zaprzepaścimy tego.
Szybko został uzgodniony codzienny termin spotkań na Zawojach Kontaktu. Tego dnia Gabreill jeszcze nie zaczął wbijać do głowy drużynie kolejnych taktyk które i tak olewają w czasie gry. Jednak dzięki nim czuli się bardziej pewni tego co robią. W Leyę wstąpiła ogromna ochota nie tylko na puchar, ale i na wspaniały Bal Wigilijny i Bal Zwycięzców. Ale też tęskniła z Julią i Lysandrem, treningami, Marcusem, Gabrellem... Dlatego wysłała do wymienionej piątki staranne listy. Nigdy nie zaszkodzi spotkać się w sobotę w przedostatni tydzień wakacji aby wspólnie kupić podręczniki i inne potrzebne przedmioty. Leya uż nie mogła się doczekać spotkania...
sobota, 5 października 2013
2.1 Stary Dom.
1 Stary dom.
Twarz Morili nie wyglądała na zadowoloną gdy Leya zobaczyła ją na King Cross przy barierce na peron 9 i 3/4. Nie odezwały się do siebie ani słowem przez całą drogę do domu. Gdy już do niego weszły babka kazała usiąść wnuczce do tego samego stołu przy którym dostała list z Hogwartu. Ukradkiem wypuściła swoją sowę Bungę która całą podróż siedziała w klatce.
-Czy mogłabyś mi wytłumaczyć dlaczego tyle o tobie piszą w Proroku Codziennym?-zapytała złym, ale spokojnym tonem Morilia pokazując na stertę związanych ze sobą gazet.
Leya była okropnie zaskoczona. To prawda nie czytała gazet, ale w Hogwarcie wieści roznoszą się z prędkością światła więc na pewno usłyszałaby, że coś o niej napisali.
-Nie powiesz mi tak? Hm... To ja ci powiem. Kompromitujesz naszą rodzinę i tyle. Przestań wsadzać nos w nie swoje sprawy. Myślisz, że nie wiem o aferze w bibliotece?-krzyczała co zdarza jej się bardzo rzadko.
Leya nie wiedziała co powiedzieć. To nie jest jej wina, że wszyscy w około wiedzą kim jest, a ona sama nie. Już chciała powiedzieć, że to wyłącznie przez babkę, ale ugryzła się w język.
-Za trzy dni przyjeżdża kupiec, aby kupić dom twojej matki.-zmieniła temat babka.-Chce dać za niego fortunę! Chcę abyś pomogła mi go oprowadzić po tym domu. Przecież to ty w nim mieszkałaś. Zrozumiałyśmy się?
-Tak.-Leya powlokła swoje tobołki do swojego pokoju i nawet ich nie rozpakowując wyszła z domu bez słowa.
Przez następne trzy dni przesiadywała całe dnie w domu, swoim domu. Jednak z testamentu wychodzi, że właścicielką jego jest Morilia. O ile można ten budynek nazwać domem.
To była willa! Piękna willa z kamiennym podjazdem oświetlonym latarniami. Przez duże okna zasłonięte firankami wpadało dużo letniego słońca do pokoi.
Tył domu został zaokrąglony. Leya po prostu kocha te wspaniałe pomieszczenia. Ściana na piękny ogród z fontanną, kwiatami i wysokimi tujami jest szklana. Na pierwszym piętrze stoi przy nich fortepian i gitara elektryczna z sześcioma gryfami. Leya pierwsze co zrobiła po przyjściu tutaj zaczęła na niej grać. Doskonale pamiętała ciężką naukę aby wydobywać z niej nieziemskie melodie.
Na drugim piętrze znajdują się sypialnie. Leya z łzami w oczach weszła do swojego królestwa z szklaną ścianą. Nic się tutaj nie zmieniło. Błękitne ściany poobklejane były masą najróżniejszych mangowych rysunków. Regał z ukochanymi książkami stał pod warstwą kurzu. Na biurku nadal została praca domowa z mugolskiej szkoły. Tyle wspomnień zmusza wracać tutaj. A teraz? Ten dom ma zostać tak po prostu sprzedany!
Rozmyślając nad tym Leya otworzyła pierwszą szufladę komody. Z zaskoczeniem wyciągnęła z niej złotą szkatułkę zdobioną sporymi rozmiarami rubinami. Dziewczyna delikatnie otworzyła niskie kwadratowe pudełko. Na ciemno purpurowej poduszeczce leżał srebrny amulet z ślicznym, dużym rubinem. Kamień wyglądał jakby miał srebrne skrzydła smoka. Matka nigdy nie pokazała córce tego przedmiotu, a miała wiele pięknej biżuterii, ale dla Leyi ten wisiorek był najpiękniejszy z kolekcji. Był taki tajemniczy... Własnie ten amulet i szkatułkę Leya zabrała z domu do domu babki drugiego dnia. Schowała go pod obluzowaną deską pod łóżkiem którą sama rozwaliła dzień wcześniej. Postanowiła nic nie mówić babce o tym znalezisku, a dla pewności nosić amulet zawsze na szyi.
Następnego dnia wysoki i silny mężczyzna oglądał dom tak dobrze znany Leyi. Po godzinach nie tylko oglądania, ale i targowania się podpisał umowę kupna. Pod jednym warunkiem: gitara z sześcioma gryfami ma zniknąć. Leya ucieszyła się z tego powodu. Dźwięki gitary poprawiały jej humor, ale nie dały tego dokonać. Tyko gdy wieczorem przyleciała sowa Gabriella uśmiechnęła się do siebie...
-Czy mogłabyś mi wytłumaczyć dlaczego tyle o tobie piszą w Proroku Codziennym?-zapytała złym, ale spokojnym tonem Morilia pokazując na stertę związanych ze sobą gazet.
Leya była okropnie zaskoczona. To prawda nie czytała gazet, ale w Hogwarcie wieści roznoszą się z prędkością światła więc na pewno usłyszałaby, że coś o niej napisali.
-Nie powiesz mi tak? Hm... To ja ci powiem. Kompromitujesz naszą rodzinę i tyle. Przestań wsadzać nos w nie swoje sprawy. Myślisz, że nie wiem o aferze w bibliotece?-krzyczała co zdarza jej się bardzo rzadko.
Leya nie wiedziała co powiedzieć. To nie jest jej wina, że wszyscy w około wiedzą kim jest, a ona sama nie. Już chciała powiedzieć, że to wyłącznie przez babkę, ale ugryzła się w język.
-Za trzy dni przyjeżdża kupiec, aby kupić dom twojej matki.-zmieniła temat babka.-Chce dać za niego fortunę! Chcę abyś pomogła mi go oprowadzić po tym domu. Przecież to ty w nim mieszkałaś. Zrozumiałyśmy się?
-Tak.-Leya powlokła swoje tobołki do swojego pokoju i nawet ich nie rozpakowując wyszła z domu bez słowa.
Przez następne trzy dni przesiadywała całe dnie w domu, swoim domu. Jednak z testamentu wychodzi, że właścicielką jego jest Morilia. O ile można ten budynek nazwać domem.
To była willa! Piękna willa z kamiennym podjazdem oświetlonym latarniami. Przez duże okna zasłonięte firankami wpadało dużo letniego słońca do pokoi.
Tył domu został zaokrąglony. Leya po prostu kocha te wspaniałe pomieszczenia. Ściana na piękny ogród z fontanną, kwiatami i wysokimi tujami jest szklana. Na pierwszym piętrze stoi przy nich fortepian i gitara elektryczna z sześcioma gryfami. Leya pierwsze co zrobiła po przyjściu tutaj zaczęła na niej grać. Doskonale pamiętała ciężką naukę aby wydobywać z niej nieziemskie melodie.
Na drugim piętrze znajdują się sypialnie. Leya z łzami w oczach weszła do swojego królestwa z szklaną ścianą. Nic się tutaj nie zmieniło. Błękitne ściany poobklejane były masą najróżniejszych mangowych rysunków. Regał z ukochanymi książkami stał pod warstwą kurzu. Na biurku nadal została praca domowa z mugolskiej szkoły. Tyle wspomnień zmusza wracać tutaj. A teraz? Ten dom ma zostać tak po prostu sprzedany!
Rozmyślając nad tym Leya otworzyła pierwszą szufladę komody. Z zaskoczeniem wyciągnęła z niej złotą szkatułkę zdobioną sporymi rozmiarami rubinami. Dziewczyna delikatnie otworzyła niskie kwadratowe pudełko. Na ciemno purpurowej poduszeczce leżał srebrny amulet z ślicznym, dużym rubinem. Kamień wyglądał jakby miał srebrne skrzydła smoka. Matka nigdy nie pokazała córce tego przedmiotu, a miała wiele pięknej biżuterii, ale dla Leyi ten wisiorek był najpiękniejszy z kolekcji. Był taki tajemniczy... Własnie ten amulet i szkatułkę Leya zabrała z domu do domu babki drugiego dnia. Schowała go pod obluzowaną deską pod łóżkiem którą sama rozwaliła dzień wcześniej. Postanowiła nic nie mówić babce o tym znalezisku, a dla pewności nosić amulet zawsze na szyi.
Następnego dnia wysoki i silny mężczyzna oglądał dom tak dobrze znany Leyi. Po godzinach nie tylko oglądania, ale i targowania się podpisał umowę kupna. Pod jednym warunkiem: gitara z sześcioma gryfami ma zniknąć. Leya ucieszyła się z tego powodu. Dźwięki gitary poprawiały jej humor, ale nie dały tego dokonać. Tyko gdy wieczorem przyleciała sowa Gabriella uśmiechnęła się do siebie...
wtorek, 1 października 2013
18. Pociąg w powrotną stronę.
18. Pociąg w powrotną stronę
Po zwycięstwie szkoła huczała. Wszyscy nagle polubili Gabreilla, którego zła sława została na zawsze zapomniana. Do Leyi wciąż podchodziła nowa grupka uczniaków, a ona opowiadała o ostatnim meczu. W końcu te fascynacja szkoły członkami drużyny Gryffonów ustała. Wszyscy zawzięcie przygotowywali się do testów końcowych. Leya była spokojna. Zawsze uczyła się materiału z lekcji na lekcje. Dlatego gdy już przyszły wyniki egzaminów była bardzo szczęśliwa widząc swoje bardzo dobre wyniki. Julia miała takie same, Lysandra były już niższe, ale tak samo dobre jak Gabreilla. On był zadowolony, że tym razem przechodzi do piątej klasy. No i nadal był kapitanem.
-Mamy problem. Oskar już wychodzi. Chętnie zajmę jego miejsce, ale nadal potrzeba nam szukającego.-ogłosił pewnego wieczora. Leya nic na ten temat nie mówiła.
W końcu cała szkoła zasiadła do bankietu zakończenia roku szkolnego. Złotymi talerzami i kielichami zastawiono wszystkie stoły. Wszędzie pełno wyło czerwieni i złota. Gryffindor po zwycięskim meczu nie tylko ma puchar Quidditha, ale i puchar domów.
-Tak... Gryffoni zagarnęli wszystkie możliwe nagrody.-zaśmiał się Ambroży Siwobrody w swoim przemówieniu.-Ale za dwa miesiące będziecie mieli możliwość nie tylko je odebrać Lwom-tutaj spojrzał na Leyę obdarowując ją uśmiechem-ale również zdobyć coś dla szkoły. Przekonacie się o czym mówię już niedługo. Rok szkolny uważam za zamknięty!-stoły zastawiły się najpyszniejszym jedzeniem. Po godzinie wszyscy uczniowie opuścili mury ich ukochanej szkoły. Niedługo potem rozległ się głośny gwizd pociągu. Ruszył ociężale zostawiając zamek za sobą.
-Jak myślicie co miał na myśli dyrektor z tym trzecim pucharem?-zapytał Lysander w przedziale pociągu na jego tyłach.
-A kto to wie?-odpowiedziała Julia
-Ten starzec jest potężny i mądry to prawda, ale czasami mówi jak stuknięty. Ale jedno jest pewne: w przyszłym roku musimy obronić puchar.-spojrzał na Leyę
-Hm?-zapytała nieobecna.-Jak dla mnie to wolałabym aby następny rok szkolny był bardziej spokojny i normalny.
-To nie jest już niestety możliwe. Skoro ta pokraka z biblioteki dostała się do szkoły robi się niebezpiecznie.-wywnioskowała Julia
-Niebezpiecznie? W Hogwarcie? To nie jest możliwe.-oświadczył Gabriell.
-Jakoś wygranie meczu z Krukonami też nie było możliwe i co?-przypomniała Leya.
-No fakt...Hm...-zadumał się znowu Gabreill spoglądając na Leyę badawczym wzrokiem.
-Co?-zapytała.
-Chyba się domyślam o czym mówił dyro... Wyślę sowę jak będę pewny. Teraz nie chcę rozsiewać plotek, ale... Leya sprawa do ciebie?
-Niby jaka?
-Bo widzisz...
-Halloooo.-odezwała się Julia
-.potrzeba nam ścigającego...-ciągnął dalej Gabreill nie zwracając uwagi na miny Julki.
-Rozumiem. Jasne, że będę grać z wami.
Pociąg jechał i jechał. Po długich godzinach Leya nie mogła uwierzyć, że znowu jest w domu wraz z babką. Z jednej strony zatęskniła za nią, a z drugiej już chciała wracać do Hogwartu. Jednak mina Morilli nie wróżyła nic dobrego...
To już koniec pierwszego roku Leyi w Hogwarcie. Ale to nie koniec. To dopiero początek tej mojej historyjki. Dzięki, że jest ktoś kto czyta te bzdury. ;) Do czytanego w czasie drugiego roku w Hogwarcie!
Wasza Luna
-Mamy problem. Oskar już wychodzi. Chętnie zajmę jego miejsce, ale nadal potrzeba nam szukającego.-ogłosił pewnego wieczora. Leya nic na ten temat nie mówiła.
W końcu cała szkoła zasiadła do bankietu zakończenia roku szkolnego. Złotymi talerzami i kielichami zastawiono wszystkie stoły. Wszędzie pełno wyło czerwieni i złota. Gryffindor po zwycięskim meczu nie tylko ma puchar Quidditha, ale i puchar domów.
-Tak... Gryffoni zagarnęli wszystkie możliwe nagrody.-zaśmiał się Ambroży Siwobrody w swoim przemówieniu.-Ale za dwa miesiące będziecie mieli możliwość nie tylko je odebrać Lwom-tutaj spojrzał na Leyę obdarowując ją uśmiechem-ale również zdobyć coś dla szkoły. Przekonacie się o czym mówię już niedługo. Rok szkolny uważam za zamknięty!-stoły zastawiły się najpyszniejszym jedzeniem. Po godzinie wszyscy uczniowie opuścili mury ich ukochanej szkoły. Niedługo potem rozległ się głośny gwizd pociągu. Ruszył ociężale zostawiając zamek za sobą.
-Jak myślicie co miał na myśli dyrektor z tym trzecim pucharem?-zapytał Lysander w przedziale pociągu na jego tyłach.
-A kto to wie?-odpowiedziała Julia
-Ten starzec jest potężny i mądry to prawda, ale czasami mówi jak stuknięty. Ale jedno jest pewne: w przyszłym roku musimy obronić puchar.-spojrzał na Leyę
-Hm?-zapytała nieobecna.-Jak dla mnie to wolałabym aby następny rok szkolny był bardziej spokojny i normalny.
-To nie jest już niestety możliwe. Skoro ta pokraka z biblioteki dostała się do szkoły robi się niebezpiecznie.-wywnioskowała Julia
-Niebezpiecznie? W Hogwarcie? To nie jest możliwe.-oświadczył Gabriell.
-Jakoś wygranie meczu z Krukonami też nie było możliwe i co?-przypomniała Leya.
-Co?-zapytała.
-Niby jaka?
-Bo widzisz...
-Halloooo.-odezwała się Julia
-.potrzeba nam ścigającego...-ciągnął dalej Gabreill nie zwracając uwagi na miny Julki.
-Rozumiem. Jasne, że będę grać z wami.
Pociąg jechał i jechał. Po długich godzinach Leya nie mogła uwierzyć, że znowu jest w domu wraz z babką. Z jednej strony zatęskniła za nią, a z drugiej już chciała wracać do Hogwartu. Jednak mina Morilli nie wróżyła nic dobrego...
To już koniec pierwszego roku Leyi w Hogwarcie. Ale to nie koniec. To dopiero początek tej mojej historyjki. Dzięki, że jest ktoś kto czyta te bzdury. ;) Do czytanego w czasie drugiego roku w Hogwarcie!
Wasza Luna
sobota, 28 września 2013
17. Wiara większa niż możliwości.
17. Wiara większa niż możliwości.
Nie tylko chłopacy z drużyny byli pewni przegranej. Cały Gryffindor szedł na stadion powoli i smętnie. Pogodzili się, że nie zdobędą tego tak długo wyczekiwanego pucharu. W dodatku gdyby wygrali byliby pierwsi w tabeli domów. Ale bez Gabriella wygranie meczu nie było takie łatwe. Krukoni byli w świetnej formie. Uśmiechali się szyderczo widząc posępnych Gryffonów. To sprawiało, że wiara w Leyi zaczynała słabnąć. Nikt nie wierzył w zwycięstwo Gryffonów. Tutaj już tylko chodziło o ich honor. Nawet gdy dowiedzieli się, nie wiadomo jak, że Leya zastąpi Gabriella. Ponieważ była to tajemnica wiedzieli o tym wszyscy. Ona jednak ubrała szatę do Quidditha i zabrała miotłę Gabriella.
Jeśli już o nim... Lysander pobiegł mu powiedzieć, że Leya zastąpi go na meczu. Gabreill zszokowany jak nigdy nagle podniósł się szybko z łóżka, ubrał i wraz z Lysandrem biegł już na trybuny boiska. Była tam calutka szkoła gotowa zobaczyć porażkę Gryffonów. Gdy pojawili się chłopacy obok Juli już zaczęła się gra.
Leya pełna nerwów wzbiła się wysoko. Co jakiś czas okrążała boisko w poszukiwaniu znicza. Myślała tylko o nim. -Dziewczyno przecież złapałaś go już tyle razy!-szeptał jej w głosie cichutki głosik. Strach minął nagle zniknął. Zatrzymała się w powietrzu.
-Dość!-mówiła sama do siebie-Czas wsiąść los w swoje ręce!
Wtedy doznała szoku. Znicz zawisł kilka metrów nad obręczami Gryffonów. Jak strzała z łuku wystrzeliła w jego stronę. Po chwili zrobił to szukający Krukonów.
Gryffoni na trybunach zamarli, a Gabriellowi oczy wychodziły z orbit. Rozpoczął się pościg za złotą piłeczką. Ona latała po prostu w każdym kierunku! Najpierw naokoło boiska, potem między graczami i w końcu gdzieś wysoko w niebie.
-Nie moja droga tutaj trzeba podstępu.-kolejny raz szepnął głosik Leya natychmiast wiedział co zrobić.
Przestała lecieć za zniczem. Krukoni ryknęli śmiechem, a Gryffoni złapali się za głowy.
Szukający Ravenclaw już wyciągał rękę. Wtedy nagle Leya w rozwianej szacie i włosach przecięła mu drogę wyciągając rękę do znicza.
Trybuny zamarły, gracze zatrzymali się zapominając całkowicie o grze. Leya wykonywała młynki i fikołki na miotle. Po chwili podleciała na samą górę trybun gdzie Gabriell po prostu palił się ze złości. Zatrzymała się przed przyjaciółmi.
-Gabreill prezent abyś jak najszybciej znowu zaczął grać. ZNICZ!!!-wrzasnęła na całe gardło podnosząc w dwóch palcach złotą piłeczkę ze skrzydełkami. To był koniec meczu, a Leya nigdy nie zapomni miny Gabriella na widok w jej ręku złotej piłeczki. Zrobiło mu się strasznie głupio.
To co działo się następnie było przerażająca szybkie. drużyna Gryffonów rzuciła miotły na boisko. Leya trzymała wysoko nad głową wspaniały puchar. Za nią w jednym rzędzie szła drużyna, a za nimi cały dom Gryffindoru. Mury Hogwartu trzęsły się od ich krzyków i wiwatów. Spełniły się ich marzenia o pucharze, zła passa została nagle przerwana, a Krukoni się nie odzywali idąc za wrzeszczącym pochodem Lwów.
Pokój Gryffonów jeszcze nigdy nie był tak zatłoczony. Wiwaty tutaj nagle ucichły gdy jako ostatni wszedł do wierzy Gabriell. Leya poczuła jakiś ciężar na sercu. Postawiła puchar przed sobą i uniosła ręce uciszając Gryffonów.
-To nie moja zasługa, ze możemy świętować zdobycie pucharu.-słowa same układały się w zdania pełne wielkiego sensu.-To przez was nasz kapitan drużyny nie mógł grać. Przez was zatraciliście wiarę w wygraną. Prze zemnie, Gabreill wylądował w skrzydle szpitalnym. Zagrałam nie dla pucharu, nie dla sławy tylko po to aby wysiłek Gabreilla i pozostałych członków drużyny nie poszedł na marne. To nie moja zasługa.-Leya chwyciła puchar i podała go zaszokowanemu jeszcze bardziej Gabriellowi. On puścił go z hukiem i wziął Leyę w uścisk.
-Daj spokój.-szeptał do ucha-Przepraszam.-Gabreillowi łzy napływały do oczu?
-Baw się z nami! To twoja zabawa!-puściła go lekko zmieszana tą sceną.
-Nasza. Całego Gryffindoru.-kiwnął na Marcina głową. Ten odpalił radio. Zaczęła się wspaniała zabawa. Nikit nie zwracał uwagi na godzinę na chęć snu. Dopiero ok. drugiej w nocy pierwsze osoby dopiero szły spać. Tylko ci najbardziej wytrawni wytrzymali do ósmej rano. Wtedy wszyscy wyszli na śniadanie Został tylko Lysander z Julią i Leya.
-Jejciuuu.-jęknęła Julia.-Chce mi się tak okropnie spać...
-A co ciekawe mi nie.-odpowiedziała Leya. Oczy jej się wcale nie kleiły. Wyglądała jakby dopiero co wstała po przespanej nocy.-Dziwne co?
-Dla mnie bardziej zastanawiająca jest ta scena Gabreilla.-Julia spojrzała na nią dziwnym wzrokiem.
-Ale co jest ni... JULIA!-ryknęła ze złością. Doskonale wiedziała o co chodzi przyjaciółce.
-Może tak nie jest?-wtrącił się Lysander.
-NIE JEST!-warknęła Leya.-Nie zakochałam się w Gabriellu.
-Dobra dobra...-ciągnęła dalej Julka.
-Słuchaj to tylko dziwne zbiegi okoliczności... i odrobina problemów... i przyjaźń.-Jąkała się Leya nadal ubrana w strój do Quidditha. Szybko pobiegła ubrać szkolny mundurek i wraz z przyjaciółmi usiadła przy zaspanym stole Gryffonów, szczęśliwych Gryffonów.
Jeśli już o nim... Lysander pobiegł mu powiedzieć, że Leya zastąpi go na meczu. Gabreill zszokowany jak nigdy nagle podniósł się szybko z łóżka, ubrał i wraz z Lysandrem biegł już na trybuny boiska. Była tam calutka szkoła gotowa zobaczyć porażkę Gryffonów. Gdy pojawili się chłopacy obok Juli już zaczęła się gra.
Leya pełna nerwów wzbiła się wysoko. Co jakiś czas okrążała boisko w poszukiwaniu znicza. Myślała tylko o nim. -Dziewczyno przecież złapałaś go już tyle razy!-szeptał jej w głosie cichutki głosik. Strach minął nagle zniknął. Zatrzymała się w powietrzu.
-Dość!-mówiła sama do siebie-Czas wsiąść los w swoje ręce!
Wtedy doznała szoku. Znicz zawisł kilka metrów nad obręczami Gryffonów. Jak strzała z łuku wystrzeliła w jego stronę. Po chwili zrobił to szukający Krukonów.
Gryffoni na trybunach zamarli, a Gabriellowi oczy wychodziły z orbit. Rozpoczął się pościg za złotą piłeczką. Ona latała po prostu w każdym kierunku! Najpierw naokoło boiska, potem między graczami i w końcu gdzieś wysoko w niebie.
-Nie moja droga tutaj trzeba podstępu.-kolejny raz szepnął głosik Leya natychmiast wiedział co zrobić.
Przestała lecieć za zniczem. Krukoni ryknęli śmiechem, a Gryffoni złapali się za głowy.
Szukający Ravenclaw już wyciągał rękę. Wtedy nagle Leya w rozwianej szacie i włosach przecięła mu drogę wyciągając rękę do znicza.
Trybuny zamarły, gracze zatrzymali się zapominając całkowicie o grze. Leya wykonywała młynki i fikołki na miotle. Po chwili podleciała na samą górę trybun gdzie Gabriell po prostu palił się ze złości. Zatrzymała się przed przyjaciółmi.
-Gabreill prezent abyś jak najszybciej znowu zaczął grać. ZNICZ!!!-wrzasnęła na całe gardło podnosząc w dwóch palcach złotą piłeczkę ze skrzydełkami. To był koniec meczu, a Leya nigdy nie zapomni miny Gabriella na widok w jej ręku złotej piłeczki. Zrobiło mu się strasznie głupio.
To co działo się następnie było przerażająca szybkie. drużyna Gryffonów rzuciła miotły na boisko. Leya trzymała wysoko nad głową wspaniały puchar. Za nią w jednym rzędzie szła drużyna, a za nimi cały dom Gryffindoru. Mury Hogwartu trzęsły się od ich krzyków i wiwatów. Spełniły się ich marzenia o pucharze, zła passa została nagle przerwana, a Krukoni się nie odzywali idąc za wrzeszczącym pochodem Lwów.
Pokój Gryffonów jeszcze nigdy nie był tak zatłoczony. Wiwaty tutaj nagle ucichły gdy jako ostatni wszedł do wierzy Gabriell. Leya poczuła jakiś ciężar na sercu. Postawiła puchar przed sobą i uniosła ręce uciszając Gryffonów.
-To nie moja zasługa, ze możemy świętować zdobycie pucharu.-słowa same układały się w zdania pełne wielkiego sensu.-To przez was nasz kapitan drużyny nie mógł grać. Przez was zatraciliście wiarę w wygraną. Prze zemnie, Gabreill wylądował w skrzydle szpitalnym. Zagrałam nie dla pucharu, nie dla sławy tylko po to aby wysiłek Gabreilla i pozostałych członków drużyny nie poszedł na marne. To nie moja zasługa.-Leya chwyciła puchar i podała go zaszokowanemu jeszcze bardziej Gabriellowi. On puścił go z hukiem i wziął Leyę w uścisk.
-Daj spokój.-szeptał do ucha-Przepraszam.-Gabreillowi łzy napływały do oczu?
-Baw się z nami! To twoja zabawa!-puściła go lekko zmieszana tą sceną.
-Nasza. Całego Gryffindoru.-kiwnął na Marcina głową. Ten odpalił radio. Zaczęła się wspaniała zabawa. Nikit nie zwracał uwagi na godzinę na chęć snu. Dopiero ok. drugiej w nocy pierwsze osoby dopiero szły spać. Tylko ci najbardziej wytrawni wytrzymali do ósmej rano. Wtedy wszyscy wyszli na śniadanie Został tylko Lysander z Julią i Leya.
-Jejciuuu.-jęknęła Julia.-Chce mi się tak okropnie spać...
-A co ciekawe mi nie.-odpowiedziała Leya. Oczy jej się wcale nie kleiły. Wyglądała jakby dopiero co wstała po przespanej nocy.-Dziwne co?
-Dla mnie bardziej zastanawiająca jest ta scena Gabreilla.-Julia spojrzała na nią dziwnym wzrokiem.
-Ale co jest ni... JULIA!-ryknęła ze złością. Doskonale wiedziała o co chodzi przyjaciółce.
-Może tak nie jest?-wtrącił się Lysander.
-NIE JEST!-warknęła Leya.-Nie zakochałam się w Gabriellu.
-Dobra dobra...-ciągnęła dalej Julka.
-Słuchaj to tylko dziwne zbiegi okoliczności... i odrobina problemów... i przyjaźń.-Jąkała się Leya nadal ubrana w strój do Quidditha. Szybko pobiegła ubrać szkolny mundurek i wraz z przyjaciółmi usiadła przy zaspanym stole Gryffonów, szczęśliwych Gryffonów.
16. Zgoda.
16. Zgoda
Julia, Lysander i Marcin zrozumieli o co chodziło Leyi. Gabreill niestety nie i zanim zdążył o cokolwiek zapytać już oberwał jakimś zaklęciem. Wpadł na regał książek, a one spadły na niego. Zrobił się ogromny hałas, a Leya znowu wpadła na plan.
Zaklęcia rzucane przez profesorów w uczniów jedynie przewalał kolejne półki z książkami robiąc zamieszanie. Zbudzili się profesorowie, dyrektor i uczniowie.
Siwobrody wpadł do biblioteki uzbrojony w swoją cisową różdżkę ani trochę zdziwiony tym co się dzieje.
-Nie ujdzie ci to tak łatwo Michaelu.-warknął na ojca Leyi
-Tak myślisz staruszku?-rzucił jakieś nieznane zaklęcie na Leyę stojącą nie daleko. Nie zdążyła ominąć zaklęcia i wylądowała obok Gabriella szybko wyciągniętego spod góry książek. Obydwoje mieli rozciętą dolną wargę; po czym zniknął tak jak profesorowie.
-Zaraz... Znowu w skrzydle szpitalnym?-Leya podniosła głowę. Zobaczyła Julię, Lysandra i Marcina.-Ja to mam pecha.
-Nie Gabriell ma gorszego. Dziś jest mecz, a dyrektor nie pozwala mu grać. Potrzebny jest ścigający. Zresztą jest na ciebie wściekły.-szeptała Julia
-Po co szepczesz? Myślisz, że jestem głuchy?-odezwał się Gabreill leżący w myślach na łóżku po prawej stronie Leyi.-Super. Już słyszę co powie o mnie nie tylko cały Gryffindor! Wielkie dzięki Leya!-syknął nie spoglądając na nią.
-Mogłeś nie iść. Ale sam chciałeś!-warknęła w odpowiedzi.
-Nie rozumiesz, że tutaj nie o to chodzi? Gdybyś nie kłamała nie oberwałbym, a teraz przegramy walkowerem i to w meczy o puchar! Nienawidzę cię!-wściekłość Gabreilla nie miała granic. Gdyby był w stanie na pewno miotną by w nią jakimś zaklęciem.
-Ja ci ratuję tyłek a ty co? Nie chcę podziękowań, ale chociaż byś dostrzegł i cieszył się, że nadal tu jesteś! Ale nie bo durny Quiddith jest najważniejszy! Myślisz, że łatwo było mi kłamać? Myślisz, że miło mi było stanąć kilka metrów przed ojcem? Bałam się cholernie, ale ktoś musi panować nad sytuacją!-tłumaczyła się Leya,ale Gabreill to ignorował. Zostały tylko trzy godziny do meczu. Wtedy Leyi wpadł jeszcze jeden pomysł.
W tajemnicy przed światem poszła do Siwobrodego z prośbą. Dyrektor wysłuchał ją i się zgodził na myśli Leyi.
-Moja droga cieszę się, że jednak mnie nie posłuchałaś.-powiedział gdy Leya była w drzwiach.-Myślałem nad tą całą historią i teraz wiem, że to wszystko było ustawione. Michael ma władzę nad dementorami. Zorganizował ten atak na Hogwart aby sprawdzić czy naprawdę jest tutaj jego córka. Tego dowodem jest ta twoja wstęga na ramieniu. Jednak miał inny cel: chciał zdobyć przedmiot o wielkiej mocy.-zaczął tłumaczyć dyrektor.
-Jaki dyrektorze o ile mogę wiedzieć?-zapytała nieśmiało zaciekawiona. Teraz te wszystkie wydarzenia nabierały sensu.
-Niestety nie moja droga. Nie tu i nie teraz. A teraz masz chyba parę osób do odwiedzenia prawda?-zapytał
-O tak. Będą zaskoczeni.
Leya na początku odnalazła drużynę Gryffindoru w załamaniu. Byli wściekli na Gabreilla.
-Dajcie spokój. Nie nadaje się na kapitana...-był to szept Marcusa.
-Zamilcz!-przerwała im rozmowę Leya.-Mecz nie jest jeszcze przegrany. Może i nie będzie wiele szans na jego wygranie, ale chociaż się odbędzie.
-Le... Leya?-krzyknęli nagle wszyscy chórem.
-Ciiii. Jeśli się wyda, ze mam zgodę od dyra aby grać z wami jako szukająca nie będzie takiego 'wow'.
Szóstak chłopaków popatrzyła po sobie znaczącym wzrokiem.-Gabriell też nic nie wie.-szepnęła z uśmiechem na twarzy.
-Jesteś pewna tego co robisz?-zapytał badawczo.
-Nie wygramy, ale przegramy z honorem przynajmniej.-pocieszyła po czym cała siódemka poszła na stadion przygotować się do meczu marzeń. Wiedzieli, że go nie wygrają, ale Leya była pełna wiary...
Zaklęcia rzucane przez profesorów w uczniów jedynie przewalał kolejne półki z książkami robiąc zamieszanie. Zbudzili się profesorowie, dyrektor i uczniowie.
Siwobrody wpadł do biblioteki uzbrojony w swoją cisową różdżkę ani trochę zdziwiony tym co się dzieje.
-Nie ujdzie ci to tak łatwo Michaelu.-warknął na ojca Leyi
-Tak myślisz staruszku?-rzucił jakieś nieznane zaklęcie na Leyę stojącą nie daleko. Nie zdążyła ominąć zaklęcia i wylądowała obok Gabriella szybko wyciągniętego spod góry książek. Obydwoje mieli rozciętą dolną wargę; po czym zniknął tak jak profesorowie.
-Zaraz... Znowu w skrzydle szpitalnym?-Leya podniosła głowę. Zobaczyła Julię, Lysandra i Marcina.-Ja to mam pecha.
-Nie Gabriell ma gorszego. Dziś jest mecz, a dyrektor nie pozwala mu grać. Potrzebny jest ścigający. Zresztą jest na ciebie wściekły.-szeptała Julia
-Po co szepczesz? Myślisz, że jestem głuchy?-odezwał się Gabreill leżący w myślach na łóżku po prawej stronie Leyi.-Super. Już słyszę co powie o mnie nie tylko cały Gryffindor! Wielkie dzięki Leya!-syknął nie spoglądając na nią.
-Mogłeś nie iść. Ale sam chciałeś!-warknęła w odpowiedzi.
-Nie rozumiesz, że tutaj nie o to chodzi? Gdybyś nie kłamała nie oberwałbym, a teraz przegramy walkowerem i to w meczy o puchar! Nienawidzę cię!-wściekłość Gabreilla nie miała granic. Gdyby był w stanie na pewno miotną by w nią jakimś zaklęciem.
-Ja ci ratuję tyłek a ty co? Nie chcę podziękowań, ale chociaż byś dostrzegł i cieszył się, że nadal tu jesteś! Ale nie bo durny Quiddith jest najważniejszy! Myślisz, że łatwo było mi kłamać? Myślisz, że miło mi było stanąć kilka metrów przed ojcem? Bałam się cholernie, ale ktoś musi panować nad sytuacją!-tłumaczyła się Leya,ale Gabreill to ignorował. Zostały tylko trzy godziny do meczu. Wtedy Leyi wpadł jeszcze jeden pomysł.
W tajemnicy przed światem poszła do Siwobrodego z prośbą. Dyrektor wysłuchał ją i się zgodził na myśli Leyi.
-Moja droga cieszę się, że jednak mnie nie posłuchałaś.-powiedział gdy Leya była w drzwiach.-Myślałem nad tą całą historią i teraz wiem, że to wszystko było ustawione. Michael ma władzę nad dementorami. Zorganizował ten atak na Hogwart aby sprawdzić czy naprawdę jest tutaj jego córka. Tego dowodem jest ta twoja wstęga na ramieniu. Jednak miał inny cel: chciał zdobyć przedmiot o wielkiej mocy.-zaczął tłumaczyć dyrektor.
-Jaki dyrektorze o ile mogę wiedzieć?-zapytała nieśmiało zaciekawiona. Teraz te wszystkie wydarzenia nabierały sensu.
-Niestety nie moja droga. Nie tu i nie teraz. A teraz masz chyba parę osób do odwiedzenia prawda?-zapytał
-O tak. Będą zaskoczeni.
Leya na początku odnalazła drużynę Gryffindoru w załamaniu. Byli wściekli na Gabreilla.
-Dajcie spokój. Nie nadaje się na kapitana...-był to szept Marcusa.
-Zamilcz!-przerwała im rozmowę Leya.-Mecz nie jest jeszcze przegrany. Może i nie będzie wiele szans na jego wygranie, ale chociaż się odbędzie.
-Le... Leya?-krzyknęli nagle wszyscy chórem.
-Ciiii. Jeśli się wyda, ze mam zgodę od dyra aby grać z wami jako szukająca nie będzie takiego 'wow'.
Szóstak chłopaków popatrzyła po sobie znaczącym wzrokiem.-Gabriell też nic nie wie.-szepnęła z uśmiechem na twarzy.
-Jesteś pewna tego co robisz?-zapytał badawczo.
-Nie wygramy, ale przegramy z honorem przynajmniej.-pocieszyła po czym cała siódemka poszła na stadion przygotować się do meczu marzeń. Wiedzieli, że go nie wygrają, ale Leya była pełna wiary...
piątek, 27 września 2013
15. Kłamstwo ratunkowe.
15. Kłamstwo ratunkowe
Tydzień mijał nieubłaganie. Czwórka przyjaciół w tajemnicy przed światem układało plan wejścia do biblioteki. Nie było z tym najmniejszych problemów, jednak zajmowało to bardzo dużo czasu. No i do tego Julia męczyła ich zaklęciami, które według niej mogą być bardzo pomocne. W końcu kiedyś musiała nadejść ta środa. Za dwa dni Gryffindor miał po raz pierwszy od 166 lat zagrać o puchar z Krukonami. Dlatego Gabriell nie tylko bał się środowej akcji, ale i meczu.
Lekcje mijały okropnie powolnie. Wydawało się, że się nigdy nie skończą. Tym lepiej było dla Juli. Bała się najbardziej ze wszystkich. Ale to Leya lękała się, że spotka twarzą w twarz swojego ojca. Ta myśl nie dawała jej spokoju, aż do jedenastej trzydzieści w nocy.
Po cichu Julia, Lysander, Gabreill, Leya i... Marcin?
-Co ty tu robisz?-Gabreill był zły na brata.
-Myślisz, że się mnie pozbędziesz?-fuknął.
-Cicho! Jak zbudzimy Gryffindor...-przestrzegła Leya i idąc na czele kolumny bezszelestnie zaczęła schodzić po zaczarowanych schodach. Nie było z nimi komplikacji.
Korytarz szkoły wyglądały prze upiornie. Nigdzie nie paliła się pochodnia. Miało się wrażenie, że nikogo nie ma w budynku, a tak naprawdę tylko cała szkoła spała głębokim snem czekając na czwartek.
Dzięki blademu światłu na końcach różdżek przemierzali ostrożnie drogę do biblioteki. Trafili do niej krótko przed północą. Blask księżyca oświetlał delikatnie wielkie regały z książkami. Przyjaciele nieśmiało weszli do biblioteki gasząc światełka na końcach różdżek, ale nadal trzymali je w uścisku pełnym strachu i jednocześnie ciekawości.
-Dobra i co dalej?-szepnął Marcin
-No właśnie nie wiem. Szukajmy czegoś dziwnego.-zarządziła Leya, ale nie zdążyła się ruszyć. Odwróciła się błyskawicznie widząc w na podłodze w srebrnym świetle nie pięć cieni, ale osiem.
Przed nimi stał nie kto inny jak poważny Dark i opiekun Gryffonów. Między nimi stała ta sama upiorna postać którą Leya widziała w Zakazanym Lesie. Na jej widok schowała swoją różdżkę pod szatę. Przyjaciele wręcz przeciwnie: wyszli na przeciwko przybyszom z różdżkami gotowymi do ataku jak i obrony. Ale nie wiedzieli co Leya ma już w głowie...
-No proszę... po jedenastu latach... Witaj moja droga.-łagodny głos zakapturzonego mężczyzny przerwał ciszę uśpionej biblioteki.-Jak ci się powodzi?-zapytał
-No właśnie niezbyt... Zebrałam naiwną ekipę...
-CO??!-wrzasnął Gabriell
-Zamknij się!-fuknęła na niego Leya-Tak więc zaciągnęłam ich tutaj nie podając najmniejszego powodu aby się tutaj udać w nocnej ekspedycji. Chciałam znaleźć to czego szukasz tato aby pokazać ci, że cieszę się, że ty żyjesz i chciałam ci również pokazać, że chętnie pomogę ci w takich niegodziwych planach.-Leya mówiła to tak płynnie i swobodnie, że przyjaciele pomyśleli naprawdę, że to zdrada. Profesorowie uśmiechnęli się. Gdzieś tam pod kapturem złowieszczej postaci też szybko przemknął cieć radości.
-To szlachetne z twojej strony, a pakowanie w to osób które nie znają celu jest bardzo sprytne.-pochwalił córkę-Aczkolwiek jesteś trochę za młoda, aby wiedzieć co robię.
-Sprytne? Oburzające!-odezwał się nagle Gabreill On i pozostali stali za Leyą teraz celując różdżkami na nią. Ona odwróciła się spokojnie.
-Co się wkurzasz hm?-zapytała zadziornie. Minę miała pełną pogardy.
-Nie wiecie, że jestem mistrzynią w wymyślaniu historyjek na poczekaniu?-powoli wyciągnęła różdżkę-Drętwota!-rzuciła zaklęcie na ojca. Wszyscy zastygli w wielkim zaskoczeniu, a ona skryła się za regałami książek.
Lekcje mijały okropnie powolnie. Wydawało się, że się nigdy nie skończą. Tym lepiej było dla Juli. Bała się najbardziej ze wszystkich. Ale to Leya lękała się, że spotka twarzą w twarz swojego ojca. Ta myśl nie dawała jej spokoju, aż do jedenastej trzydzieści w nocy.
Po cichu Julia, Lysander, Gabreill, Leya i... Marcin?
-Co ty tu robisz?-Gabreill był zły na brata.
-Myślisz, że się mnie pozbędziesz?-fuknął.
-Cicho! Jak zbudzimy Gryffindor...-przestrzegła Leya i idąc na czele kolumny bezszelestnie zaczęła schodzić po zaczarowanych schodach. Nie było z nimi komplikacji.
Korytarz szkoły wyglądały prze upiornie. Nigdzie nie paliła się pochodnia. Miało się wrażenie, że nikogo nie ma w budynku, a tak naprawdę tylko cała szkoła spała głębokim snem czekając na czwartek.
Dzięki blademu światłu na końcach różdżek przemierzali ostrożnie drogę do biblioteki. Trafili do niej krótko przed północą. Blask księżyca oświetlał delikatnie wielkie regały z książkami. Przyjaciele nieśmiało weszli do biblioteki gasząc światełka na końcach różdżek, ale nadal trzymali je w uścisku pełnym strachu i jednocześnie ciekawości.
-Dobra i co dalej?-szepnął Marcin
-No właśnie nie wiem. Szukajmy czegoś dziwnego.-zarządziła Leya, ale nie zdążyła się ruszyć. Odwróciła się błyskawicznie widząc w na podłodze w srebrnym świetle nie pięć cieni, ale osiem.
Przed nimi stał nie kto inny jak poważny Dark i opiekun Gryffonów. Między nimi stała ta sama upiorna postać którą Leya widziała w Zakazanym Lesie. Na jej widok schowała swoją różdżkę pod szatę. Przyjaciele wręcz przeciwnie: wyszli na przeciwko przybyszom z różdżkami gotowymi do ataku jak i obrony. Ale nie wiedzieli co Leya ma już w głowie...
-No proszę... po jedenastu latach... Witaj moja droga.-łagodny głos zakapturzonego mężczyzny przerwał ciszę uśpionej biblioteki.-Jak ci się powodzi?-zapytał
-No właśnie niezbyt... Zebrałam naiwną ekipę...
-CO??!-wrzasnął Gabriell
-Zamknij się!-fuknęła na niego Leya-Tak więc zaciągnęłam ich tutaj nie podając najmniejszego powodu aby się tutaj udać w nocnej ekspedycji. Chciałam znaleźć to czego szukasz tato aby pokazać ci, że cieszę się, że ty żyjesz i chciałam ci również pokazać, że chętnie pomogę ci w takich niegodziwych planach.-Leya mówiła to tak płynnie i swobodnie, że przyjaciele pomyśleli naprawdę, że to zdrada. Profesorowie uśmiechnęli się. Gdzieś tam pod kapturem złowieszczej postaci też szybko przemknął cieć radości.
-To szlachetne z twojej strony, a pakowanie w to osób które nie znają celu jest bardzo sprytne.-pochwalił córkę-Aczkolwiek jesteś trochę za młoda, aby wiedzieć co robię.
-Sprytne? Oburzające!-odezwał się nagle Gabreill On i pozostali stali za Leyą teraz celując różdżkami na nią. Ona odwróciła się spokojnie.
-Co się wkurzasz hm?-zapytała zadziornie. Minę miała pełną pogardy.
-Nie wiecie, że jestem mistrzynią w wymyślaniu historyjek na poczekaniu?-powoli wyciągnęła różdżkę-Drętwota!-rzuciła zaklęcie na ojca. Wszyscy zastygli w wielkim zaskoczeniu, a ona skryła się za regałami książek.
czwartek, 26 września 2013
14. Nie wierz we wszystko.
14. Nie wież we wszystko.
Przez zajęcia następnego dnia Leya zastanawiała się jak wytłumaczyć dyrektorowi całą historię nie wspominając o mapie Huncwotów i o Zakazanym Lesie. W końcu stwierdziła, że to kompletnie niewykonalne. Zamierzała mówić wszystko po kolei zaczynając od znalezienia mapy do Zakazanego Lasu, ale tak aby nie plątać przyjaciół. Doskonale wiedziała, że za takie coś mogą ją z miejsca wyrzucić poza mury szkoły, ale ją to w tej chwili nie obchodziło zbytnio.
Wieczorem weszła do niesamowitego gabinetu Siwobrodego. Nigdy nie widziała tak dziwnych, a zarazem ciekawych urządzeń czarodziejów. Na jednej z półek dostrzegła Tiarę Przydziału.
-Fire... Jak ci się wiedzie w Gryffindorze?-zapytała na powitanie.
-Nadal nie wiem dlaczego tam jestem, a nie w Slytherinie jak większość mojej rodziny.
-Zaufaj...-szepnęła Tiara i już się więcej nie odezwała.
Leya długo nie mogła się napatrzeć wszystkim portretom dyrektorów Hogwartu. Dostrzegła między nimi nie tylko Dumbledore'a, ale i profesor McGonagall. To takie dziwne widząc ich tutaj...
-Leya moja droga co cię tutaj sprowadza?-zapytał życzliwie dyrektor odwróciwszy się do niej. Wcześniej był wpatrzony w świat za oknem.-Chyba nic poważnego prawda?
--No właśnie w tym problem, że nie.-Leyi zaczęło bić serce o wiele szybciej.-Ale musi pan profesor to wiedzieć. Zaczęło się tak właściwie od szlabanu w bibliotece w pierwszy dzień zajęć...-Leya może i nawet więcej niż z godzinę ciągnęła o mapie, o podsłuchanej rozmowie i o akcji w Zakazanym Lesie, ale nie wspominała ani o ojcu, ani o Lysandrze i Juli. Dyrektor słuchał ją uważnie nie przerywając i nie zadając najmniejszych pytań.
-Posłuchaj.-zaczął gdy Leya powiedziała już wszystko co chciała-Profesorowie Dark i profesor Witerilo są zaufanymi pracownikami Hogwartu. Poza tym po co węszysz tam gdzie nie powinnaś i kto w ogóle pozwolił ci wejść do Zakazanego Lasu? Tam jest bardzo niebezpiecznie! Po drugie: nie wierz we wszystko. To strasznie zgubne. Zresztą sama się o tym nigdy nie przekonałaś?-na twarzy dyrektora malowała się złość-Tym razem ujdzie ci to na sucho Fire, ale niech przestanie cię interesować to co nie dotyczy ciebie.-rozmowa była skończona.
-Do widzenia.-Leya spłonęła ze wstydu i powlokła się do Gryffindoru ślimaczym tempem. W Hogwarcie coś złego się szykuje i to za bardzo niedługo, a dyrektor nic z tym nie robi? Leya najpierw miała wrażenie niepotrzebnej, ale potem obudziła się w niej prawdziwa Gryffonka. W pokoju wspólnym zebrała Julię, Lysandra i Gabriella i powiedziała im o spotkaniu z dyrektorem, a potem szeptem powiedziała im co zamierza zrobić.
-Nie ty naprawdę chcesz pakować się w kłopoty!-krzyknęła przerażona Julia
-Nie to nie jest dobry pomysł.-dodał Gabriell.
-Popieram.-dołączył się Lysander.
-Nie rozumiecie, że tutaj nie chodzi już o szlaban, czy wyrzucenie ze szkoły?!! Jeśli ta zakapturzona postać dorwie się do tego czego szuka nie będzie zbyt wesoło. Najgorsze, że nie wiemy o co się bijemy, ale po wściekłości tego upiora z Zakazanego jest to wielka moc.-Leyi nie przechodził przez gardło wyraz ojciec.-Skoro dyrektor nic nie zrobi my to zrobimy!
-A co czwórka uczniaków może zrobić? Chyba się tylko zabić.-podsumowała Julia
-Do diabła z wami!-Leya była prze wściekła.-Jeśli nie chcecie pokazać, że naprawdę jesteście Gryffonami to pójdę sama, a co! Nie potrzebuję tchórzy!-na ostatnim wyrazie wywarła specjalny nacisk.
-Sama?-przeraził się Gabreiell-Nie pozwolę!
-Czyli i idziesz ze mną ok.
-Ja też!-włączył się Lysander. Leya miała wrażenie, że nie chce być w jej oczach mniej odważny niż Gabriell.
-No ok,ale jak wszyscy zginiemy to nie dam wam wiecznego spokoju!-warknęła roześmiana Julia.
-Ok. To już w następną środę...
Wieczorem weszła do niesamowitego gabinetu Siwobrodego. Nigdy nie widziała tak dziwnych, a zarazem ciekawych urządzeń czarodziejów. Na jednej z półek dostrzegła Tiarę Przydziału.
-Fire... Jak ci się wiedzie w Gryffindorze?-zapytała na powitanie.
-Nadal nie wiem dlaczego tam jestem, a nie w Slytherinie jak większość mojej rodziny.
-Zaufaj...-szepnęła Tiara i już się więcej nie odezwała.
Leya długo nie mogła się napatrzeć wszystkim portretom dyrektorów Hogwartu. Dostrzegła między nimi nie tylko Dumbledore'a, ale i profesor McGonagall. To takie dziwne widząc ich tutaj...
-Leya moja droga co cię tutaj sprowadza?-zapytał życzliwie dyrektor odwróciwszy się do niej. Wcześniej był wpatrzony w świat za oknem.-Chyba nic poważnego prawda?
--No właśnie w tym problem, że nie.-Leyi zaczęło bić serce o wiele szybciej.-Ale musi pan profesor to wiedzieć. Zaczęło się tak właściwie od szlabanu w bibliotece w pierwszy dzień zajęć...-Leya może i nawet więcej niż z godzinę ciągnęła o mapie, o podsłuchanej rozmowie i o akcji w Zakazanym Lesie, ale nie wspominała ani o ojcu, ani o Lysandrze i Juli. Dyrektor słuchał ją uważnie nie przerywając i nie zadając najmniejszych pytań.
-Posłuchaj.-zaczął gdy Leya powiedziała już wszystko co chciała-Profesorowie Dark i profesor Witerilo są zaufanymi pracownikami Hogwartu. Poza tym po co węszysz tam gdzie nie powinnaś i kto w ogóle pozwolił ci wejść do Zakazanego Lasu? Tam jest bardzo niebezpiecznie! Po drugie: nie wierz we wszystko. To strasznie zgubne. Zresztą sama się o tym nigdy nie przekonałaś?-na twarzy dyrektora malowała się złość-Tym razem ujdzie ci to na sucho Fire, ale niech przestanie cię interesować to co nie dotyczy ciebie.-rozmowa była skończona.
-Do widzenia.-Leya spłonęła ze wstydu i powlokła się do Gryffindoru ślimaczym tempem. W Hogwarcie coś złego się szykuje i to za bardzo niedługo, a dyrektor nic z tym nie robi? Leya najpierw miała wrażenie niepotrzebnej, ale potem obudziła się w niej prawdziwa Gryffonka. W pokoju wspólnym zebrała Julię, Lysandra i Gabriella i powiedziała im o spotkaniu z dyrektorem, a potem szeptem powiedziała im co zamierza zrobić.
-Nie ty naprawdę chcesz pakować się w kłopoty!-krzyknęła przerażona Julia
-Nie to nie jest dobry pomysł.-dodał Gabriell.
-Popieram.-dołączył się Lysander.
-Nie rozumiecie, że tutaj nie chodzi już o szlaban, czy wyrzucenie ze szkoły?!! Jeśli ta zakapturzona postać dorwie się do tego czego szuka nie będzie zbyt wesoło. Najgorsze, że nie wiemy o co się bijemy, ale po wściekłości tego upiora z Zakazanego jest to wielka moc.-Leyi nie przechodził przez gardło wyraz ojciec.-Skoro dyrektor nic nie zrobi my to zrobimy!
-A co czwórka uczniaków może zrobić? Chyba się tylko zabić.-podsumowała Julia
-Do diabła z wami!-Leya była prze wściekła.-Jeśli nie chcecie pokazać, że naprawdę jesteście Gryffonami to pójdę sama, a co! Nie potrzebuję tchórzy!-na ostatnim wyrazie wywarła specjalny nacisk.
-Sama?-przeraził się Gabreiell-Nie pozwolę!
-Czyli i idziesz ze mną ok.
-Ja też!-włączył się Lysander. Leya miała wrażenie, że nie chce być w jej oczach mniej odważny niż Gabriell.
-No ok,ale jak wszyscy zginiemy to nie dam wam wiecznego spokoju!-warknęła roześmiana Julia.
-Ok. To już w następną środę...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)