piątek, 27 września 2013

15. Kłamstwo ratunkowe.

15. Kłamstwo ratunkowe


          Tydzień mijał nieubłaganie. Czwórka przyjaciół w tajemnicy przed światem układało plan wejścia do biblioteki. Nie było z tym najmniejszych problemów, jednak zajmowało to bardzo dużo czasu. No i do tego Julia męczyła ich zaklęciami, które według niej mogą być bardzo pomocne. W końcu kiedyś musiała nadejść ta środa. Za dwa dni Gryffindor miał po raz pierwszy od 166 lat zagrać o puchar z Krukonami. Dlatego Gabriell nie tylko bał się środowej akcji, ale i meczu.
Lekcje mijały okropnie powolnie. Wydawało się, że się nigdy nie skończą. Tym lepiej było dla Juli. Bała się najbardziej ze wszystkich. Ale to Leya lękała się, że spotka twarzą w twarz swojego ojca. Ta myśl nie dawała jej spokoju, aż do jedenastej trzydzieści w nocy.
Po cichu Julia, Lysander, Gabreill, Leya i... Marcin?
-Co ty tu robisz?-Gabreill był zły na brata.
-Myślisz, że się mnie pozbędziesz?-fuknął.
-Cicho! Jak zbudzimy Gryffindor...-przestrzegła Leya i idąc na czele kolumny bezszelestnie zaczęła schodzić po zaczarowanych schodach. Nie było z nimi komplikacji.
Korytarz szkoły wyglądały prze upiornie. Nigdzie nie paliła się pochodnia. Miało się wrażenie, że nikogo nie ma w budynku, a tak naprawdę tylko cała szkoła spała głębokim snem czekając na czwartek.
Dzięki blademu światłu na końcach różdżek przemierzali ostrożnie drogę do biblioteki. Trafili do niej krótko przed północą. Blask księżyca oświetlał delikatnie wielkie regały z książkami. Przyjaciele nieśmiało weszli do biblioteki gasząc światełka na końcach różdżek, ale nadal trzymali je w uścisku pełnym strachu i jednocześnie ciekawości.
-Dobra i co dalej?-szepnął Marcin

-No właśnie nie wiem. Szukajmy czegoś dziwnego.-zarządziła Leya, ale nie zdążyła się ruszyć. Odwróciła się błyskawicznie widząc w na podłodze w srebrnym świetle nie pięć cieni, ale osiem.
Przed nimi stał nie kto inny jak poważny Dark i opiekun Gryffonów. Między nimi stała ta sama upiorna postać którą Leya widziała w Zakazanym Lesie. Na jej widok schowała swoją różdżkę pod szatę. Przyjaciele wręcz przeciwnie: wyszli na przeciwko przybyszom z różdżkami gotowymi do ataku jak i obrony. Ale nie wiedzieli co Leya ma już w głowie...
-No proszę... po jedenastu latach... Witaj moja droga.-łagodny głos zakapturzonego mężczyzny przerwał ciszę uśpionej biblioteki.-Jak ci się powodzi?-zapytał
-No właśnie niezbyt... Zebrałam naiwną ekipę...
-CO??!-wrzasnął Gabriell
-Zamknij się!-fuknęła na niego Leya-Tak więc zaciągnęłam ich tutaj nie podając najmniejszego powodu aby się tutaj udać w nocnej ekspedycji. Chciałam znaleźć to czego szukasz tato aby pokazać ci, że cieszę się, że ty żyjesz i chciałam ci również pokazać, że chętnie pomogę ci w takich niegodziwych planach.-Leya mówiła to tak płynnie i swobodnie, że przyjaciele pomyśleli naprawdę, że to zdrada. Profesorowie uśmiechnęli się. Gdzieś tam pod kapturem złowieszczej postaci też szybko przemknął cieć radości.
-To szlachetne z twojej strony, a pakowanie w to osób które nie znają celu jest bardzo sprytne.-pochwalił córkę-Aczkolwiek jesteś trochę za młoda, aby wiedzieć co robię.
-Sprytne? Oburzające!-odezwał się nagle Gabreill On i pozostali stali za Leyą teraz celując różdżkami na nią. Ona odwróciła się spokojnie.
-Co się wkurzasz hm?-zapytała zadziornie. Minę miała pełną pogardy.
-Nie wiecie, że jestem mistrzynią w wymyślaniu historyjek na poczekaniu?-powoli wyciągnęła różdżkę-Drętwota!-rzuciła zaklęcie na ojca. Wszyscy zastygli w wielkim zaskoczeniu, a ona skryła się za regałami książek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz