17. Wiara większa niż możliwości.
Nie tylko chłopacy z drużyny byli pewni przegranej. Cały Gryffindor szedł na stadion powoli i smętnie. Pogodzili się, że nie zdobędą tego tak długo wyczekiwanego pucharu. W dodatku gdyby wygrali byliby pierwsi w tabeli domów. Ale bez Gabriella wygranie meczu nie było takie łatwe. Krukoni byli w świetnej formie. Uśmiechali się szyderczo widząc posępnych Gryffonów. To sprawiało, że wiara w Leyi zaczynała słabnąć. Nikt nie wierzył w zwycięstwo Gryffonów. Tutaj już tylko chodziło o ich honor. Nawet gdy dowiedzieli się, nie wiadomo jak, że Leya zastąpi Gabriella. Ponieważ była to tajemnica wiedzieli o tym wszyscy. Ona jednak ubrała szatę do Quidditha i zabrała miotłę Gabriella.
Jeśli już o nim... Lysander pobiegł mu powiedzieć, że Leya zastąpi go na meczu. Gabreill zszokowany jak nigdy nagle podniósł się szybko z łóżka, ubrał i wraz z Lysandrem biegł już na trybuny boiska. Była tam calutka szkoła gotowa zobaczyć porażkę Gryffonów. Gdy pojawili się chłopacy obok Juli już zaczęła się gra.
Leya pełna nerwów wzbiła się wysoko. Co jakiś czas okrążała boisko w poszukiwaniu znicza. Myślała tylko o nim. -Dziewczyno przecież złapałaś go już tyle razy!-szeptał jej w głosie cichutki głosik. Strach minął nagle zniknął. Zatrzymała się w powietrzu.
-Dość!-mówiła sama do siebie-Czas wsiąść los w swoje ręce!
Wtedy doznała szoku. Znicz zawisł kilka metrów nad obręczami Gryffonów. Jak strzała z łuku wystrzeliła w jego stronę. Po chwili zrobił to szukający Krukonów.
Gryffoni na trybunach zamarli, a Gabriellowi oczy wychodziły z orbit. Rozpoczął się pościg za złotą piłeczką. Ona latała po prostu w każdym kierunku! Najpierw naokoło boiska, potem między graczami i w końcu gdzieś wysoko w niebie.
-Nie moja droga tutaj trzeba podstępu.-kolejny raz szepnął głosik Leya natychmiast wiedział co zrobić.
Przestała lecieć za zniczem. Krukoni ryknęli śmiechem, a Gryffoni złapali się za głowy.
Szukający Ravenclaw już wyciągał rękę. Wtedy nagle Leya w rozwianej szacie i włosach przecięła mu drogę wyciągając rękę do znicza.
Trybuny zamarły, gracze zatrzymali się zapominając całkowicie o grze. Leya wykonywała młynki i fikołki na miotle. Po chwili podleciała na samą górę trybun gdzie Gabriell po prostu palił się ze złości. Zatrzymała się przed przyjaciółmi.
-Gabreill prezent abyś jak najszybciej znowu zaczął grać. ZNICZ!!!-wrzasnęła na całe gardło podnosząc w dwóch palcach złotą piłeczkę ze skrzydełkami. To był koniec meczu, a Leya nigdy nie zapomni miny Gabriella na widok w jej ręku złotej piłeczki. Zrobiło mu się strasznie głupio.
To co działo się następnie było przerażająca szybkie. drużyna Gryffonów rzuciła miotły na boisko. Leya trzymała wysoko nad głową wspaniały puchar. Za nią w jednym rzędzie szła drużyna, a za nimi cały dom Gryffindoru. Mury Hogwartu trzęsły się od ich krzyków i wiwatów. Spełniły się ich marzenia o pucharze, zła passa została nagle przerwana, a Krukoni się nie odzywali idąc za wrzeszczącym pochodem Lwów.
Pokój Gryffonów jeszcze nigdy nie był tak zatłoczony. Wiwaty tutaj nagle ucichły gdy jako ostatni wszedł do wierzy Gabriell. Leya poczuła jakiś ciężar na sercu. Postawiła puchar przed sobą i uniosła ręce uciszając Gryffonów.
-To nie moja zasługa, ze możemy świętować zdobycie pucharu.-słowa same układały się w zdania pełne wielkiego sensu.-To przez was nasz kapitan drużyny nie mógł grać. Przez was zatraciliście wiarę w wygraną. Prze zemnie, Gabreill wylądował w skrzydle szpitalnym. Zagrałam nie dla pucharu, nie dla sławy tylko po to aby wysiłek Gabreilla i pozostałych członków drużyny nie poszedł na marne. To nie moja zasługa.-Leya chwyciła puchar i podała go zaszokowanemu jeszcze bardziej Gabriellowi. On puścił go z hukiem i wziął Leyę w uścisk.
-Daj spokój.-szeptał do ucha-Przepraszam.-Gabreillowi łzy napływały do oczu?
-Baw się z nami! To twoja zabawa!-puściła go lekko zmieszana tą sceną.
-Nasza. Całego Gryffindoru.-kiwnął na Marcina głową. Ten odpalił radio. Zaczęła się wspaniała zabawa. Nikit nie zwracał uwagi na godzinę na chęć snu. Dopiero ok. drugiej w nocy pierwsze osoby dopiero szły spać. Tylko ci najbardziej wytrawni wytrzymali do ósmej rano. Wtedy wszyscy wyszli na śniadanie Został tylko Lysander z Julią i Leya.
-Jejciuuu.-jęknęła Julia.-Chce mi się tak okropnie spać...
-A co ciekawe mi nie.-odpowiedziała Leya. Oczy jej się wcale nie kleiły. Wyglądała jakby dopiero co wstała po przespanej nocy.-Dziwne co?
-Dla mnie bardziej zastanawiająca jest ta scena Gabreilla.-Julia spojrzała na nią dziwnym wzrokiem.
-Ale co jest ni... JULIA!-ryknęła ze złością. Doskonale wiedziała o co chodzi przyjaciółce.
-Może tak nie jest?-wtrącił się Lysander.
-NIE JEST!-warknęła Leya.-Nie zakochałam się w Gabriellu.
-Dobra dobra...-ciągnęła dalej Julka.
-Słuchaj to tylko dziwne zbiegi okoliczności... i odrobina problemów... i przyjaźń.-Jąkała się Leya nadal ubrana w strój do Quidditha. Szybko pobiegła ubrać szkolny mundurek i wraz z przyjaciółmi usiadła przy zaspanym stole Gryffonów, szczęśliwych Gryffonów.
Jeśli już o nim... Lysander pobiegł mu powiedzieć, że Leya zastąpi go na meczu. Gabreill zszokowany jak nigdy nagle podniósł się szybko z łóżka, ubrał i wraz z Lysandrem biegł już na trybuny boiska. Była tam calutka szkoła gotowa zobaczyć porażkę Gryffonów. Gdy pojawili się chłopacy obok Juli już zaczęła się gra.
Leya pełna nerwów wzbiła się wysoko. Co jakiś czas okrążała boisko w poszukiwaniu znicza. Myślała tylko o nim. -Dziewczyno przecież złapałaś go już tyle razy!-szeptał jej w głosie cichutki głosik. Strach minął nagle zniknął. Zatrzymała się w powietrzu.
-Dość!-mówiła sama do siebie-Czas wsiąść los w swoje ręce!
Wtedy doznała szoku. Znicz zawisł kilka metrów nad obręczami Gryffonów. Jak strzała z łuku wystrzeliła w jego stronę. Po chwili zrobił to szukający Krukonów.
Gryffoni na trybunach zamarli, a Gabriellowi oczy wychodziły z orbit. Rozpoczął się pościg za złotą piłeczką. Ona latała po prostu w każdym kierunku! Najpierw naokoło boiska, potem między graczami i w końcu gdzieś wysoko w niebie.
-Nie moja droga tutaj trzeba podstępu.-kolejny raz szepnął głosik Leya natychmiast wiedział co zrobić.
Przestała lecieć za zniczem. Krukoni ryknęli śmiechem, a Gryffoni złapali się za głowy.
Szukający Ravenclaw już wyciągał rękę. Wtedy nagle Leya w rozwianej szacie i włosach przecięła mu drogę wyciągając rękę do znicza.
Trybuny zamarły, gracze zatrzymali się zapominając całkowicie o grze. Leya wykonywała młynki i fikołki na miotle. Po chwili podleciała na samą górę trybun gdzie Gabriell po prostu palił się ze złości. Zatrzymała się przed przyjaciółmi.
-Gabreill prezent abyś jak najszybciej znowu zaczął grać. ZNICZ!!!-wrzasnęła na całe gardło podnosząc w dwóch palcach złotą piłeczkę ze skrzydełkami. To był koniec meczu, a Leya nigdy nie zapomni miny Gabriella na widok w jej ręku złotej piłeczki. Zrobiło mu się strasznie głupio.
To co działo się następnie było przerażająca szybkie. drużyna Gryffonów rzuciła miotły na boisko. Leya trzymała wysoko nad głową wspaniały puchar. Za nią w jednym rzędzie szła drużyna, a za nimi cały dom Gryffindoru. Mury Hogwartu trzęsły się od ich krzyków i wiwatów. Spełniły się ich marzenia o pucharze, zła passa została nagle przerwana, a Krukoni się nie odzywali idąc za wrzeszczącym pochodem Lwów.
Pokój Gryffonów jeszcze nigdy nie był tak zatłoczony. Wiwaty tutaj nagle ucichły gdy jako ostatni wszedł do wierzy Gabriell. Leya poczuła jakiś ciężar na sercu. Postawiła puchar przed sobą i uniosła ręce uciszając Gryffonów.
-To nie moja zasługa, ze możemy świętować zdobycie pucharu.-słowa same układały się w zdania pełne wielkiego sensu.-To przez was nasz kapitan drużyny nie mógł grać. Przez was zatraciliście wiarę w wygraną. Prze zemnie, Gabreill wylądował w skrzydle szpitalnym. Zagrałam nie dla pucharu, nie dla sławy tylko po to aby wysiłek Gabreilla i pozostałych członków drużyny nie poszedł na marne. To nie moja zasługa.-Leya chwyciła puchar i podała go zaszokowanemu jeszcze bardziej Gabriellowi. On puścił go z hukiem i wziął Leyę w uścisk.
-Daj spokój.-szeptał do ucha-Przepraszam.-Gabreillowi łzy napływały do oczu?
-Baw się z nami! To twoja zabawa!-puściła go lekko zmieszana tą sceną.
-Nasza. Całego Gryffindoru.-kiwnął na Marcina głową. Ten odpalił radio. Zaczęła się wspaniała zabawa. Nikit nie zwracał uwagi na godzinę na chęć snu. Dopiero ok. drugiej w nocy pierwsze osoby dopiero szły spać. Tylko ci najbardziej wytrawni wytrzymali do ósmej rano. Wtedy wszyscy wyszli na śniadanie Został tylko Lysander z Julią i Leya.
-Jejciuuu.-jęknęła Julia.-Chce mi się tak okropnie spać...
-A co ciekawe mi nie.-odpowiedziała Leya. Oczy jej się wcale nie kleiły. Wyglądała jakby dopiero co wstała po przespanej nocy.-Dziwne co?
-Dla mnie bardziej zastanawiająca jest ta scena Gabreilla.-Julia spojrzała na nią dziwnym wzrokiem.
-Ale co jest ni... JULIA!-ryknęła ze złością. Doskonale wiedziała o co chodzi przyjaciółce.
-Może tak nie jest?-wtrącił się Lysander.
-NIE JEST!-warknęła Leya.-Nie zakochałam się w Gabriellu.
-Dobra dobra...-ciągnęła dalej Julka.
-Słuchaj to tylko dziwne zbiegi okoliczności... i odrobina problemów... i przyjaźń.-Jąkała się Leya nadal ubrana w strój do Quidditha. Szybko pobiegła ubrać szkolny mundurek i wraz z przyjaciółmi usiadła przy zaspanym stole Gryffonów, szczęśliwych Gryffonów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz