16. Zgoda
Julia, Lysander i Marcin zrozumieli o co chodziło Leyi. Gabreill niestety nie i zanim zdążył o cokolwiek zapytać już oberwał jakimś zaklęciem. Wpadł na regał książek, a one spadły na niego. Zrobił się ogromny hałas, a Leya znowu wpadła na plan.
Zaklęcia rzucane przez profesorów w uczniów jedynie przewalał kolejne półki z książkami robiąc zamieszanie. Zbudzili się profesorowie, dyrektor i uczniowie.
Siwobrody wpadł do biblioteki uzbrojony w swoją cisową różdżkę ani trochę zdziwiony tym co się dzieje.
-Nie ujdzie ci to tak łatwo Michaelu.-warknął na ojca Leyi
-Tak myślisz staruszku?-rzucił jakieś nieznane zaklęcie na Leyę stojącą nie daleko. Nie zdążyła ominąć zaklęcia i wylądowała obok Gabriella szybko wyciągniętego spod góry książek. Obydwoje mieli rozciętą dolną wargę; po czym zniknął tak jak profesorowie.
-Zaraz... Znowu w skrzydle szpitalnym?-Leya podniosła głowę. Zobaczyła Julię, Lysandra i Marcina.-Ja to mam pecha.
-Nie Gabriell ma gorszego. Dziś jest mecz, a dyrektor nie pozwala mu grać. Potrzebny jest ścigający. Zresztą jest na ciebie wściekły.-szeptała Julia
-Po co szepczesz? Myślisz, że jestem głuchy?-odezwał się Gabreill leżący w myślach na łóżku po prawej stronie Leyi.-Super. Już słyszę co powie o mnie nie tylko cały Gryffindor! Wielkie dzięki Leya!-syknął nie spoglądając na nią.
-Mogłeś nie iść. Ale sam chciałeś!-warknęła w odpowiedzi.
-Nie rozumiesz, że tutaj nie o to chodzi? Gdybyś nie kłamała nie oberwałbym, a teraz przegramy walkowerem i to w meczy o puchar! Nienawidzę cię!-wściekłość Gabreilla nie miała granic. Gdyby był w stanie na pewno miotną by w nią jakimś zaklęciem.
-Ja ci ratuję tyłek a ty co? Nie chcę podziękowań, ale chociaż byś dostrzegł i cieszył się, że nadal tu jesteś! Ale nie bo durny Quiddith jest najważniejszy! Myślisz, że łatwo było mi kłamać? Myślisz, że miło mi było stanąć kilka metrów przed ojcem? Bałam się cholernie, ale ktoś musi panować nad sytuacją!-tłumaczyła się Leya,ale Gabreill to ignorował. Zostały tylko trzy godziny do meczu. Wtedy Leyi wpadł jeszcze jeden pomysł.
W tajemnicy przed światem poszła do Siwobrodego z prośbą. Dyrektor wysłuchał ją i się zgodził na myśli Leyi.
-Moja droga cieszę się, że jednak mnie nie posłuchałaś.-powiedział gdy Leya była w drzwiach.-Myślałem nad tą całą historią i teraz wiem, że to wszystko było ustawione. Michael ma władzę nad dementorami. Zorganizował ten atak na Hogwart aby sprawdzić czy naprawdę jest tutaj jego córka. Tego dowodem jest ta twoja wstęga na ramieniu. Jednak miał inny cel: chciał zdobyć przedmiot o wielkiej mocy.-zaczął tłumaczyć dyrektor.
-Jaki dyrektorze o ile mogę wiedzieć?-zapytała nieśmiało zaciekawiona. Teraz te wszystkie wydarzenia nabierały sensu.
-Niestety nie moja droga. Nie tu i nie teraz. A teraz masz chyba parę osób do odwiedzenia prawda?-zapytał
-O tak. Będą zaskoczeni.
Leya na początku odnalazła drużynę Gryffindoru w załamaniu. Byli wściekli na Gabreilla.
-Dajcie spokój. Nie nadaje się na kapitana...-był to szept Marcusa.
-Zamilcz!-przerwała im rozmowę Leya.-Mecz nie jest jeszcze przegrany. Może i nie będzie wiele szans na jego wygranie, ale chociaż się odbędzie.
-Le... Leya?-krzyknęli nagle wszyscy chórem.
-Ciiii. Jeśli się wyda, ze mam zgodę od dyra aby grać z wami jako szukająca nie będzie takiego 'wow'.
Szóstak chłopaków popatrzyła po sobie znaczącym wzrokiem.-Gabriell też nic nie wie.-szepnęła z uśmiechem na twarzy.
-Jesteś pewna tego co robisz?-zapytał badawczo.
-Nie wygramy, ale przegramy z honorem przynajmniej.-pocieszyła po czym cała siódemka poszła na stadion przygotować się do meczu marzeń. Wiedzieli, że go nie wygrają, ale Leya była pełna wiary...
Zaklęcia rzucane przez profesorów w uczniów jedynie przewalał kolejne półki z książkami robiąc zamieszanie. Zbudzili się profesorowie, dyrektor i uczniowie.
Siwobrody wpadł do biblioteki uzbrojony w swoją cisową różdżkę ani trochę zdziwiony tym co się dzieje.
-Nie ujdzie ci to tak łatwo Michaelu.-warknął na ojca Leyi
-Tak myślisz staruszku?-rzucił jakieś nieznane zaklęcie na Leyę stojącą nie daleko. Nie zdążyła ominąć zaklęcia i wylądowała obok Gabriella szybko wyciągniętego spod góry książek. Obydwoje mieli rozciętą dolną wargę; po czym zniknął tak jak profesorowie.
-Zaraz... Znowu w skrzydle szpitalnym?-Leya podniosła głowę. Zobaczyła Julię, Lysandra i Marcina.-Ja to mam pecha.
-Nie Gabriell ma gorszego. Dziś jest mecz, a dyrektor nie pozwala mu grać. Potrzebny jest ścigający. Zresztą jest na ciebie wściekły.-szeptała Julia
-Po co szepczesz? Myślisz, że jestem głuchy?-odezwał się Gabreill leżący w myślach na łóżku po prawej stronie Leyi.-Super. Już słyszę co powie o mnie nie tylko cały Gryffindor! Wielkie dzięki Leya!-syknął nie spoglądając na nią.
-Mogłeś nie iść. Ale sam chciałeś!-warknęła w odpowiedzi.
-Nie rozumiesz, że tutaj nie o to chodzi? Gdybyś nie kłamała nie oberwałbym, a teraz przegramy walkowerem i to w meczy o puchar! Nienawidzę cię!-wściekłość Gabreilla nie miała granic. Gdyby był w stanie na pewno miotną by w nią jakimś zaklęciem.
-Ja ci ratuję tyłek a ty co? Nie chcę podziękowań, ale chociaż byś dostrzegł i cieszył się, że nadal tu jesteś! Ale nie bo durny Quiddith jest najważniejszy! Myślisz, że łatwo było mi kłamać? Myślisz, że miło mi było stanąć kilka metrów przed ojcem? Bałam się cholernie, ale ktoś musi panować nad sytuacją!-tłumaczyła się Leya,ale Gabreill to ignorował. Zostały tylko trzy godziny do meczu. Wtedy Leyi wpadł jeszcze jeden pomysł.
W tajemnicy przed światem poszła do Siwobrodego z prośbą. Dyrektor wysłuchał ją i się zgodził na myśli Leyi.
-Moja droga cieszę się, że jednak mnie nie posłuchałaś.-powiedział gdy Leya była w drzwiach.-Myślałem nad tą całą historią i teraz wiem, że to wszystko było ustawione. Michael ma władzę nad dementorami. Zorganizował ten atak na Hogwart aby sprawdzić czy naprawdę jest tutaj jego córka. Tego dowodem jest ta twoja wstęga na ramieniu. Jednak miał inny cel: chciał zdobyć przedmiot o wielkiej mocy.-zaczął tłumaczyć dyrektor.
-Jaki dyrektorze o ile mogę wiedzieć?-zapytała nieśmiało zaciekawiona. Teraz te wszystkie wydarzenia nabierały sensu.
-Niestety nie moja droga. Nie tu i nie teraz. A teraz masz chyba parę osób do odwiedzenia prawda?-zapytał
-O tak. Będą zaskoczeni.
Leya na początku odnalazła drużynę Gryffindoru w załamaniu. Byli wściekli na Gabreilla.
-Dajcie spokój. Nie nadaje się na kapitana...-był to szept Marcusa.
-Zamilcz!-przerwała im rozmowę Leya.-Mecz nie jest jeszcze przegrany. Może i nie będzie wiele szans na jego wygranie, ale chociaż się odbędzie.
-Le... Leya?-krzyknęli nagle wszyscy chórem.
-Ciiii. Jeśli się wyda, ze mam zgodę od dyra aby grać z wami jako szukająca nie będzie takiego 'wow'.
Szóstak chłopaków popatrzyła po sobie znaczącym wzrokiem.-Gabriell też nic nie wie.-szepnęła z uśmiechem na twarzy.
-Jesteś pewna tego co robisz?-zapytał badawczo.
-Nie wygramy, ale przegramy z honorem przynajmniej.-pocieszyła po czym cała siódemka poszła na stadion przygotować się do meczu marzeń. Wiedzieli, że go nie wygrają, ale Leya była pełna wiary...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz