sobota, 28 września 2013

17. Wiara większa niż możliwości.

17. Wiara większa niż możliwości.


          Nie tylko chłopacy z drużyny byli pewni przegranej. Cały Gryffindor szedł na stadion powoli i smętnie. Pogodzili się, że nie zdobędą tego tak długo wyczekiwanego pucharu. W dodatku gdyby wygrali byliby pierwsi w tabeli domów. Ale bez Gabriella wygranie meczu nie było takie łatwe. Krukoni byli w świetnej formie. Uśmiechali się szyderczo widząc posępnych Gryffonów. To sprawiało, że wiara w Leyi zaczynała słabnąć. Nikt nie wierzył w zwycięstwo Gryffonów. Tutaj już tylko chodziło o ich honor. Nawet gdy dowiedzieli się, nie wiadomo jak, że Leya zastąpi Gabriella. Ponieważ była to tajemnica wiedzieli o tym wszyscy. Ona jednak ubrała szatę do Quidditha i zabrała miotłę Gabriella.
Jeśli już o nim... Lysander pobiegł mu powiedzieć, że Leya zastąpi go na meczu. Gabreill zszokowany jak nigdy nagle podniósł się szybko z łóżka, ubrał i wraz z Lysandrem biegł już na trybuny boiska. Była tam calutka szkoła gotowa zobaczyć porażkę Gryffonów. Gdy pojawili się chłopacy obok Juli już zaczęła się gra.
Leya pełna nerwów wzbiła się wysoko. Co jakiś czas okrążała boisko w poszukiwaniu znicza. Myślała tylko o nim. -Dziewczyno przecież złapałaś go już tyle razy!-szeptał jej w głosie cichutki głosik. Strach minął nagle zniknął. Zatrzymała się w powietrzu.
-Dość!-mówiła sama do siebie-Czas wsiąść los w swoje ręce!
Wtedy doznała szoku. Znicz zawisł kilka metrów nad obręczami Gryffonów. Jak strzała z łuku wystrzeliła w jego stronę. Po chwili zrobił to szukający Krukonów.
Gryffoni na trybunach zamarli, a Gabriellowi oczy wychodziły z orbit. Rozpoczął się pościg za złotą piłeczką. Ona latała po prostu w każdym kierunku! Najpierw naokoło boiska, potem między graczami i w końcu gdzieś wysoko w niebie.
-Nie moja droga tutaj trzeba podstępu.-kolejny raz szepnął głosik Leya natychmiast wiedział co zrobić.
Przestała lecieć za zniczem. Krukoni ryknęli śmiechem, a Gryffoni złapali się za głowy.
Szukający Ravenclaw już wyciągał rękę. Wtedy nagle Leya w rozwianej szacie i włosach przecięła mu drogę wyciągając rękę do znicza.
Trybuny zamarły, gracze zatrzymali się zapominając całkowicie o grze. Leya wykonywała młynki i fikołki na miotle. Po chwili podleciała na samą górę trybun gdzie Gabriell po prostu palił się ze złości. Zatrzymała się przed przyjaciółmi.
-Gabreill prezent abyś jak najszybciej znowu zaczął grać. ZNICZ!!!-wrzasnęła na całe gardło podnosząc w dwóch palcach złotą piłeczkę ze skrzydełkami. To był koniec meczu, a Leya nigdy nie zapomni miny Gabriella na widok w jej ręku złotej piłeczki. Zrobiło mu się strasznie głupio.
To co działo się następnie było przerażająca szybkie. drużyna Gryffonów rzuciła miotły na boisko. Leya trzymała wysoko nad głową wspaniały puchar. Za nią w jednym rzędzie szła drużyna, a za nimi cały dom Gryffindoru. Mury Hogwartu trzęsły się od ich krzyków i wiwatów. Spełniły się ich marzenia o pucharze, zła passa została nagle przerwana, a Krukoni się nie odzywali idąc za wrzeszczącym pochodem Lwów.
Pokój Gryffonów jeszcze nigdy nie był tak zatłoczony. Wiwaty tutaj nagle ucichły gdy jako ostatni wszedł do wierzy Gabriell. Leya poczuła jakiś ciężar na sercu. Postawiła puchar przed sobą i uniosła ręce uciszając Gryffonów.
-To nie moja zasługa, ze możemy świętować zdobycie pucharu.-słowa same układały się w zdania pełne wielkiego sensu.-To przez was nasz kapitan drużyny nie mógł grać. Przez was zatraciliście wiarę w wygraną. Prze zemnie, Gabreill wylądował w skrzydle szpitalnym. Zagrałam nie dla pucharu, nie dla sławy tylko po to aby wysiłek Gabreilla i pozostałych członków drużyny nie poszedł na marne. To nie moja zasługa.-Leya chwyciła puchar i podała go zaszokowanemu jeszcze bardziej Gabriellowi. On puścił go z hukiem i wziął Leyę w uścisk.
-Daj spokój.-szeptał do ucha-Przepraszam.-Gabreillowi łzy napływały do oczu?
-Baw się z nami! To twoja zabawa!-puściła go lekko zmieszana tą sceną.
-Nasza. Całego Gryffindoru.-kiwnął na Marcina głową. Ten odpalił radio. Zaczęła się wspaniała zabawa. Nikit nie zwracał uwagi na godzinę na chęć snu. Dopiero ok. drugiej w nocy pierwsze osoby dopiero szły spać. Tylko ci najbardziej wytrawni wytrzymali do ósmej  rano. Wtedy wszyscy wyszli na śniadanie Został tylko Lysander z Julią i Leya.
-Jejciuuu.-jęknęła Julia.-Chce mi się tak okropnie spać...
-A co ciekawe mi nie.-odpowiedziała Leya. Oczy jej się wcale nie kleiły. Wyglądała jakby dopiero co wstała po przespanej nocy.-Dziwne co?
-Dla mnie bardziej zastanawiająca jest ta scena Gabreilla.-Julia spojrzała na nią dziwnym wzrokiem.
-Ale co jest ni... JULIA!-ryknęła ze złością. Doskonale wiedziała o co chodzi przyjaciółce.
-Może tak nie jest?-wtrącił się Lysander.
-NIE JEST!-warknęła Leya.-Nie zakochałam się w Gabriellu.
-Dobra dobra...-ciągnęła dalej Julka.
-Słuchaj to tylko dziwne zbiegi okoliczności... i odrobina problemów... i przyjaźń.-Jąkała się Leya nadal ubrana w strój do Quidditha. Szybko pobiegła ubrać szkolny mundurek i wraz z przyjaciółmi usiadła przy zaspanym stole Gryffonów, szczęśliwych Gryffonów.

16. Zgoda.

16. Zgoda

          Julia, Lysander i Marcin zrozumieli o co chodziło Leyi. Gabreill niestety nie i zanim zdążył o cokolwiek zapytać już oberwał jakimś zaklęciem. Wpadł na regał książek, a one spadły na niego. Zrobił się ogromny hałas, a Leya znowu wpadła na plan.
Zaklęcia rzucane przez profesorów w uczniów jedynie przewalał kolejne półki z książkami robiąc zamieszanie. Zbudzili się profesorowie, dyrektor i uczniowie.
Siwobrody wpadł do biblioteki uzbrojony w swoją cisową różdżkę ani trochę zdziwiony tym co się dzieje.
-Nie ujdzie ci to tak łatwo Michaelu.-warknął na ojca Leyi
-Tak myślisz staruszku?-rzucił jakieś nieznane zaklęcie na Leyę stojącą nie daleko. Nie zdążyła ominąć zaklęcia i wylądowała obok Gabriella szybko wyciągniętego spod góry książek. Obydwoje mieli rozciętą dolną wargę; po czym zniknął tak jak profesorowie.


-Zaraz... Znowu w skrzydle szpitalnym?-Leya podniosła głowę. Zobaczyła Julię, Lysandra i Marcina.-Ja to mam pecha.
-Nie Gabriell ma gorszego. Dziś jest mecz, a dyrektor nie pozwala mu grać. Potrzebny jest ścigający. Zresztą jest na ciebie wściekły.-szeptała Julia
-Po co szepczesz? Myślisz, że jestem głuchy?-odezwał się Gabreill leżący w myślach na łóżku po prawej stronie Leyi.-Super. Już słyszę co powie o mnie nie tylko cały Gryffindor! Wielkie dzięki Leya!-syknął nie spoglądając na nią.
-Mogłeś nie iść. Ale sam chciałeś!-warknęła w odpowiedzi.
-Nie rozumiesz, że tutaj nie o to chodzi? Gdybyś nie kłamała nie oberwałbym, a teraz przegramy walkowerem i to w meczy o puchar! Nienawidzę cię!-wściekłość Gabreilla nie miała granic. Gdyby był w stanie na pewno miotną by w nią jakimś zaklęciem.
-Ja ci ratuję tyłek a ty co? Nie chcę podziękowań, ale chociaż byś dostrzegł i cieszył się, że nadal tu jesteś! Ale nie bo durny Quiddith jest najważniejszy! Myślisz, że łatwo było mi kłamać? Myślisz, że miło mi było stanąć kilka metrów przed ojcem? Bałam się cholernie, ale ktoś musi panować nad sytuacją!-tłumaczyła się Leya,ale Gabreill to ignorował. Zostały tylko trzy godziny do meczu. Wtedy Leyi wpadł jeszcze jeden pomysł.
W tajemnicy przed światem poszła do Siwobrodego z prośbą. Dyrektor wysłuchał ją i się zgodził na myśli Leyi.
-Moja droga cieszę się, że jednak mnie nie posłuchałaś.-powiedział gdy Leya była w drzwiach.-Myślałem nad tą całą historią i teraz wiem, że to wszystko było ustawione. Michael ma władzę nad dementorami. Zorganizował ten atak na Hogwart aby sprawdzić czy naprawdę jest tutaj jego córka. Tego dowodem jest ta twoja wstęga na ramieniu. Jednak miał inny cel: chciał zdobyć przedmiot o wielkiej mocy.-zaczął tłumaczyć dyrektor.
-Jaki dyrektorze o ile mogę wiedzieć?-zapytała nieśmiało zaciekawiona. Teraz te wszystkie wydarzenia nabierały sensu.
-Niestety nie moja droga. Nie tu i nie teraz. A teraz masz chyba parę osób do odwiedzenia prawda?-zapytał
-O tak. Będą zaskoczeni.


Leya na początku odnalazła drużynę Gryffindoru w załamaniu. Byli wściekli na Gabreilla.
-Dajcie spokój. Nie nadaje się na kapitana...-był to szept Marcusa.
-Zamilcz!-przerwała im rozmowę Leya.-Mecz nie jest jeszcze przegrany. Może i nie będzie wiele szans na jego wygranie, ale chociaż się odbędzie.
-Le... Leya?-krzyknęli nagle wszyscy chórem.
-Ciiii. Jeśli się wyda, ze mam zgodę od dyra aby grać z wami jako szukająca nie będzie takiego 'wow'.
Szóstak chłopaków popatrzyła po sobie znaczącym wzrokiem.-Gabriell też nic nie wie.-szepnęła z uśmiechem na twarzy.
-Jesteś pewna tego co robisz?-zapytał badawczo.
-Nie wygramy, ale przegramy z honorem przynajmniej.-pocieszyła po czym cała siódemka poszła na stadion przygotować się do meczu marzeń. Wiedzieli, że go nie wygrają, ale Leya była pełna wiary...

piątek, 27 września 2013

15. Kłamstwo ratunkowe.

15. Kłamstwo ratunkowe


          Tydzień mijał nieubłaganie. Czwórka przyjaciół w tajemnicy przed światem układało plan wejścia do biblioteki. Nie było z tym najmniejszych problemów, jednak zajmowało to bardzo dużo czasu. No i do tego Julia męczyła ich zaklęciami, które według niej mogą być bardzo pomocne. W końcu kiedyś musiała nadejść ta środa. Za dwa dni Gryffindor miał po raz pierwszy od 166 lat zagrać o puchar z Krukonami. Dlatego Gabriell nie tylko bał się środowej akcji, ale i meczu.
Lekcje mijały okropnie powolnie. Wydawało się, że się nigdy nie skończą. Tym lepiej było dla Juli. Bała się najbardziej ze wszystkich. Ale to Leya lękała się, że spotka twarzą w twarz swojego ojca. Ta myśl nie dawała jej spokoju, aż do jedenastej trzydzieści w nocy.
Po cichu Julia, Lysander, Gabreill, Leya i... Marcin?
-Co ty tu robisz?-Gabreill był zły na brata.
-Myślisz, że się mnie pozbędziesz?-fuknął.
-Cicho! Jak zbudzimy Gryffindor...-przestrzegła Leya i idąc na czele kolumny bezszelestnie zaczęła schodzić po zaczarowanych schodach. Nie było z nimi komplikacji.
Korytarz szkoły wyglądały prze upiornie. Nigdzie nie paliła się pochodnia. Miało się wrażenie, że nikogo nie ma w budynku, a tak naprawdę tylko cała szkoła spała głębokim snem czekając na czwartek.
Dzięki blademu światłu na końcach różdżek przemierzali ostrożnie drogę do biblioteki. Trafili do niej krótko przed północą. Blask księżyca oświetlał delikatnie wielkie regały z książkami. Przyjaciele nieśmiało weszli do biblioteki gasząc światełka na końcach różdżek, ale nadal trzymali je w uścisku pełnym strachu i jednocześnie ciekawości.
-Dobra i co dalej?-szepnął Marcin

-No właśnie nie wiem. Szukajmy czegoś dziwnego.-zarządziła Leya, ale nie zdążyła się ruszyć. Odwróciła się błyskawicznie widząc w na podłodze w srebrnym świetle nie pięć cieni, ale osiem.
Przed nimi stał nie kto inny jak poważny Dark i opiekun Gryffonów. Między nimi stała ta sama upiorna postać którą Leya widziała w Zakazanym Lesie. Na jej widok schowała swoją różdżkę pod szatę. Przyjaciele wręcz przeciwnie: wyszli na przeciwko przybyszom z różdżkami gotowymi do ataku jak i obrony. Ale nie wiedzieli co Leya ma już w głowie...
-No proszę... po jedenastu latach... Witaj moja droga.-łagodny głos zakapturzonego mężczyzny przerwał ciszę uśpionej biblioteki.-Jak ci się powodzi?-zapytał
-No właśnie niezbyt... Zebrałam naiwną ekipę...
-CO??!-wrzasnął Gabriell
-Zamknij się!-fuknęła na niego Leya-Tak więc zaciągnęłam ich tutaj nie podając najmniejszego powodu aby się tutaj udać w nocnej ekspedycji. Chciałam znaleźć to czego szukasz tato aby pokazać ci, że cieszę się, że ty żyjesz i chciałam ci również pokazać, że chętnie pomogę ci w takich niegodziwych planach.-Leya mówiła to tak płynnie i swobodnie, że przyjaciele pomyśleli naprawdę, że to zdrada. Profesorowie uśmiechnęli się. Gdzieś tam pod kapturem złowieszczej postaci też szybko przemknął cieć radości.
-To szlachetne z twojej strony, a pakowanie w to osób które nie znają celu jest bardzo sprytne.-pochwalił córkę-Aczkolwiek jesteś trochę za młoda, aby wiedzieć co robię.
-Sprytne? Oburzające!-odezwał się nagle Gabreill On i pozostali stali za Leyą teraz celując różdżkami na nią. Ona odwróciła się spokojnie.
-Co się wkurzasz hm?-zapytała zadziornie. Minę miała pełną pogardy.
-Nie wiecie, że jestem mistrzynią w wymyślaniu historyjek na poczekaniu?-powoli wyciągnęła różdżkę-Drętwota!-rzuciła zaklęcie na ojca. Wszyscy zastygli w wielkim zaskoczeniu, a ona skryła się za regałami książek.

czwartek, 26 września 2013

14. Nie wierz we wszystko.

14. Nie wież we wszystko.


                Przez zajęcia następnego dnia Leya zastanawiała się jak wytłumaczyć dyrektorowi całą historię nie wspominając o mapie Huncwotów i o Zakazanym Lesie. W końcu stwierdziła, że to kompletnie niewykonalne. Zamierzała mówić wszystko po kolei zaczynając od znalezienia mapy do Zakazanego Lasu, ale tak aby nie plątać przyjaciół. Doskonale wiedziała, że za takie coś mogą ją z miejsca wyrzucić poza mury szkoły, ale ją to w tej chwili nie obchodziło zbytnio.
Wieczorem weszła do niesamowitego gabinetu Siwobrodego. Nigdy nie widziała tak dziwnych, a zarazem ciekawych urządzeń czarodziejów. Na jednej z półek dostrzegła Tiarę Przydziału.
-Fire... Jak ci się wiedzie w Gryffindorze?-zapytała na powitanie.
-Nadal nie wiem dlaczego tam jestem, a nie w Slytherinie jak większość mojej rodziny.
-Zaufaj...-szepnęła Tiara i już się więcej nie odezwała.
Leya długo nie mogła się napatrzeć wszystkim portretom dyrektorów Hogwartu. Dostrzegła między nimi nie tylko Dumbledore'a, ale i profesor McGonagall. To takie dziwne widząc ich tutaj...
-Leya moja droga co cię tutaj sprowadza?-zapytał życzliwie dyrektor odwróciwszy się do niej. Wcześniej był wpatrzony w świat za oknem.-Chyba nic poważnego prawda?
--No właśnie w tym problem, że nie.-Leyi zaczęło bić serce o wiele szybciej.-Ale musi pan profesor to wiedzieć. Zaczęło się tak właściwie od szlabanu w bibliotece w pierwszy dzień zajęć...-Leya może i nawet więcej niż z godzinę ciągnęła o mapie, o podsłuchanej rozmowie i o akcji w Zakazanym Lesie, ale nie wspominała ani o ojcu, ani o Lysandrze i Juli. Dyrektor słuchał ją uważnie nie przerywając i nie zadając najmniejszych pytań.
-Posłuchaj.-zaczął gdy Leya powiedziała już wszystko co chciała-Profesorowie Dark i profesor Witerilo są zaufanymi pracownikami Hogwartu. Poza tym po co węszysz tam gdzie nie powinnaś i kto w ogóle pozwolił ci wejść do Zakazanego Lasu? Tam jest bardzo niebezpiecznie! Po drugie: nie wierz we wszystko. To strasznie zgubne. Zresztą sama się o tym nigdy nie przekonałaś?-na twarzy dyrektora malowała się złość-Tym razem ujdzie ci to na sucho Fire, ale niech przestanie cię interesować to co nie dotyczy ciebie.-rozmowa była skończona.
-Do widzenia.-Leya spłonęła ze wstydu i powlokła się do Gryffindoru ślimaczym tempem. W Hogwarcie coś złego się szykuje i to za bardzo niedługo, a dyrektor nic z tym nie robi? Leya najpierw miała wrażenie niepotrzebnej, ale potem obudziła się w niej prawdziwa Gryffonka. W pokoju wspólnym zebrała Julię, Lysandra i Gabriella i powiedziała im o spotkaniu z dyrektorem, a potem szeptem powiedziała im co zamierza zrobić.
-Nie ty naprawdę chcesz pakować się w kłopoty!-krzyknęła przerażona Julia
-Nie to nie jest dobry pomysł.-dodał Gabriell.
-Popieram.-dołączył się Lysander.
-Nie rozumiecie, że tutaj nie chodzi już o szlaban, czy wyrzucenie ze szkoły?!! Jeśli ta zakapturzona postać dorwie się do tego czego szuka nie będzie zbyt wesoło. Najgorsze, że nie wiemy o co się bijemy, ale po wściekłości tego upiora z Zakazanego jest to wielka moc.-Leyi nie przechodził przez gardło wyraz ojciec.-Skoro dyrektor nic nie zrobi my to zrobimy!
-A co czwórka uczniaków może zrobić? Chyba się tylko zabić.-podsumowała Julia
-Do diabła z wami!-Leya była prze wściekła.-Jeśli nie chcecie pokazać, że naprawdę jesteście Gryffonami to pójdę sama, a co! Nie potrzebuję tchórzy!-na ostatnim wyrazie wywarła specjalny nacisk.
-Sama?-przeraził się Gabreiell-Nie pozwolę!
-Czyli i idziesz ze mną ok.
-Ja też!-włączył się Lysander. Leya miała wrażenie, że nie chce być w jej oczach mniej odważny niż Gabriell.
-No ok,ale jak wszyscy zginiemy to nie dam wam wiecznego spokoju!-warknęła roześmiana Julia.
-Ok. To już w następną środę...

środa, 25 września 2013

13. Bo przyjaźń....

13. Bo przyjaźń...



              Salon pustoszał w oka mgnieniu. Leyę to nie obchodziło. Próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie, ale jakoś tego nie potrafiła. W końcu zdecydowała, że wolałaby być zwykłą mugolką niż czarodziejką. Niby wszystko wydaje się takie wspaniałe i kolorowe... Zaklęcia przywołujące, teleportacja, niesamowite i trudne zaklęcia, moc magicznych mikstur dających szczęście lub miłość. Do tego jeszcze niezapomniane loty na miotle, gra w Quidditha... To wszystko tylko bajki. Naprawdę zło czai się wszędzie i nigdy nie wiadomo czy jutro...
-Hej Leya.-Gabriell usiadł obok dziewczyny przerywając jej ciemne myśli.-Czemu płaczesz?-zapytał tak delikatnie jak nigdy w życiu.
-To zbyt skomplikowane by o tym mówić.-Leya była zamknięta w sobie.
-Skomplikowana jest tylko miłość.-Gabreill sam nie wiedział z kąt wytrzasnął to stwierdzenie, ale było bardzo trafne. No nie licząc faktu o istnieniu matematyki...
-Ciekawe. Ale może i tak jest. Nie wiem. Nigdy nie zakochałam się w kimś spoza rodziny. Wszyscy wytykali mnie palcami, obrażali... Nigdy nie chcę znowu wracać do mugolskiej szkoły!!!
-Było aż tak źle?-Gabriell się dopytywał gównie tylko po to aby odciągnąć Leyę od szarych myśli. Zresztą w jakichś 20% był szczerze ciekawy przeszłości Leyi.
-Szczerze teraz nawet dziękuję tym wszystkim co sypali mi piaskiem w oczy. Przekonałam się, że słowa ranią bardziej niż czyny, a co nie boli najbardziej: ludzi ocenia się po wyglądzie. Tutaj czegoś takiego nie ma. Jestem prze szczęśliwa, że uczę się tutaj w Hogwarcie, ale mój ojciec... Widziałam go dzisiaj w Zakazanym Lesie jako jakiegoś czarnego gościa z kapturem na głowie. Ale najgorsze nie wyglądał jakby dzielił cechy dobroci. Bo taki nie był. To mnie przeraża i przerasta. A jeśli się ktoś o tym dowie i zaczną się znowu głupie odzywki, albo nawet złamią mi różdżkę. Nie chcę wracać do mugoli. Ale nie to mnie dręczy. A jeśli pójdę nagle jego drogą? Drogą zła... Zresztą moje nazwisko jest znane wszystkim z wspaniałego ministra magii...-Leya w końcu mogła wyrzucić z siebie wszystko i zapomniała o łzach. Ale przerwał jej Gabriell przykładając palec do jej ust dając znak aby skończyła mówić
-Nie! Leya to ty decydujesz o swoim losie nie on! Zresztą dlaczego Tiara przydzieliła cię do Gryffonów, a nie Ślizgonów? Bo to nie jesteś ty! Może nie znam cię aż tak dobrze, ale wiem, że masz  talent magiczny i talent do Quidditha, ale zło? W tobie?-słowa Gabriella wylewały się szybko ale zrozumiale. Nie była to jakaś wcześniej wymyślona treść, ale prawdziwa ocena przypuszczeń Leyi.
-Ja... Mierzę wyżej niż na tylko moc i potęgę.
-Hmm... Pamiętam doskonale reakcję szkoły jako jedyny w całym budynku oblałem testy roczne i dlatego nadal jestem na czwartym roku, a nie na piątym. Wiesz co to było? Kapitan drużyny siedzi o jeden rok dłużej! Odwrócili się od mnie wszyscy. Nawet chłopacy z którymi teraz gram. To tylko tak wygląda na przyjaźń... No ale wtedy przyszedł Marcin na pierwszy rok. A no i dementorzy...  No i Julia i Lysander, ale i ty. Inaczej się wstaje rano z pewnością, że gdzieś tam ktoś niedługo przywita się i zażartuje z tobą. A nauka... idzie mi coraz lepiej.
-Ale zaklęcie muszą być straaasznie skomplikowane co?-domyślała się Leya
-Jedyne co jest skomplikowane to miłość. Sam nie wiem jak do tego doszedłem... Może widząc starych znajomych kłócących się z ich dziewczynami... Nie mam pojęcia.-Gabriell... Lekko się zaczerwienił?
-Chyba pójdę do dyrektora...-zmieniła temat Leya.-Powinien wiedzieć co się dzieje nawet gdybym miała zostać wywalona za łamanie regulaminu.
-Prawdziwy z ciebie Gryffon.-pochwalił. Ich spojrzenia spotkały się nagle, a żadne nie chciało go odwrócić. Po sekundach jednak Julia nagle zeszła do pokoju.
-Matko... wy nie śpicie?-okazało się, że nagle zrobiła się północ, a Julia nie wyglądała na zaskoczoną. To była tylko manipulacja głosem jak Leya się domyśliła.
-E tam. Za dużo się dzieje, żeby iść spać, ale jutro środa... Do zobaczenia.-Gabreill wstał i wszedł schodami do dormitorium.
-Dobra o co chodzi?-Leya miała wrażenie, że nie bez powodu Julka pojawiła się tutaj.
-Bo widzisz-oddała przyjaciółce mapę Huncwotów-ta mapa pokazuje więcej niż położenie profesorów.-odwróciła się z dziwnym uśmiechem i weszła po schodach na górę.
Tak... Leya widziała na mapie siebie, profesorów, Julkę, Lysandra i Gabreilla. Zrozumiała. Zastawiła mapę na stoliku taką jaką teraz trzymała.
-Koniec psot!-Leya wiedziała jakie myśli krążą po głowie Juli. Chciała już jej powiedzieć, że to kłamstwo, ale ugryzła się w język.-A niech myśli sobie co chce. Koniec psot na dziś.-powiedziała sama do siebie. Jak się później okazało to nie był koniec, ale początek...

wtorek, 24 września 2013

12. Między drzewani

12. Między drzewami.



            Zaczynał się ciepły maj. Nie którzy już powoli przygotowywali się do testów końcowych i inni tak jak Julia, Lysander czy Leya po prostu jeszcze się obijali. Cała trójka tym razem siedziała przy stole i każdy robił coś innego. Ogólnie rzecz biorąc wszyscy się nudzili. Julia ćwiczyła rysowanie pejzaży, Lysander czytał książkę o Quiddithu. Leya natomiast wpatrywała się w Mapę Huncwotów ukrytą pod stertą rysunków na pergaminie. Znudzona do reszty gapiła się w nazwiska profesorów. Nagle zrobiła dziwne oczy i podniosła głowę z blatu stołu. Dark wraz z opiekunem Gryffindoru wychodzili właśnie ze szkoły nie wiadomo po co. Leya od razu miała złe przeczucia.
-Co jest Leya?-odezwał się Lysander zamykając książkę.
-Powiem wam po drodze.-Leya chwyciła za mapę i wybiegła z pokoju.
-Leya!-Julia próbowała zatrzymać ją bezskutecznie. Po chwili i oni biegli za Leyą wychodząc ze szkoły. Dotarli aż na skraj Zakazanego Lasu. Tutaj Leya zatrzymała się z masą pytań w głowie.
-Dobra... O co chodzi?-dopytywał się Lysander
-To taka długa historia...-dziewczyna zaczęła opowiadanie jak to znalazła Mapę Huncwotów, jak w czasie przerwy świątecznej wracając z treningów z chłopakami przyłapała profesorów na kłótni, o 'Nim' i, o 'Tej książce"
-Kłamałaś tyle czasu?!-Lysander wpadł w gniew.
-Moja wina? Powiedzielibyście mi, że nie mam się tym przejmować, albo, że sobie coś wymyśliłam.-tłumaczyła się szybko spoglądając nieustannie na mapę. Profesorowie wolno zagłębiali się w las.-Zresztą teraz usłyszycie to na własne uszy, a jeśli się uda to i to usłyszymy.-Leya już dała krok w przód w kierunku Zakazanego Lasu.
-To samobójstwo tam iść!!!-wrzasnęła ze strachem Julia
-Wiem! Ale wprost muszę się dowiedzieć czemu Dark tak naciska na Witerilo. Nie ciekawi was to ani trochę?-Leya nie wyglądała na pełną strach. Chwyciła różdżkę do ręki i nie zwracając na krzyki przyjaciół wbiegła do Zakazanego Lasu kierując się w stronę nazwisk profesorów na mapie. Mimo zbliżającego się do zajścia leniwego słońca w lesie panował mrok.
Leya zatrzymała się w końcu po długim i szybkim biegu przy jednym z drzew o przeogromnym pniu. Nigdy nie widziała aż tak masywnych drzew jakie tu rosły.
Po chwili dobiegła do niej zadyszana Julia i Lysander.
-Dobra to więcej niż samobójstwo.-stwierdziła Julia
-Cicho do cholery!-szepnęła Leya z ogromnym gniewem w głosie. Dopiero teraz serce zaczęło jej walić ze strachu bojąc się o swoje życie.
Na malutkiej polance stał nie tylko wysoki i ponury Dark i dygoczący ze strachu Witerilo, ale oprócz nich pojawiła się jeszcze jedna postać w czarnej pelerynie. Na głowie miała kaptur zakrywający całkowicie twarz. Leya wolała schować się za pień i nie obserwować ich dla własnego i przyjaciół jako takiego bezpieczeństwa. Wtedy spojrzała na mapę i omal nie ryknęła z zaskoczenia i szoku widząc nazwisko tajemniczego przybysza.
-...i macie "ją"-zapytała zapewne ów postać. Głos był donośny i dźwięczny.
-Wybacz... sługom swym...-jęknął opiekun Gryffindoru.
-Siwobrody od miesiąca roztoczył jakieś dziwne pole siłowe na Księgi Zakazane.-w Darku nie było ani odrobiny strachu w przeciwieństwie do trójki uczniów.
-Głupcy!!!-krzyknęła rozwścieczona czarna postać-Ale... Nawet dobrze wyszło. Ten stary głupiec niczego się nie domyśla. Wiem doskonale, że najpierw potrzeba znaleźć wskazówkę z biblioteki w pierwszą poniedziałek za dwa tygodnie, a potem można szukać tego amuletu. Tak naprawdę to to zadanie było testem. Oblaliście.-oznajmił wyciągając różdżkę.
Profesorowie cofnęli się o kilka kroków.
-Ale nie... Nie czas na zabijanie. Co by to się stało w Hogwarcie gdyby nagle rozeszło się, że dwóch profesorów zginęło w Zakazanym Lesie. I jeszcze opiekun domu mojej córki...-głos mu się złamał nagle w ostatnim zdaniu.-Dobra no!!! Spotykamy się tutaj w dniu wskazówki o północy. Wtedy dam wam więcej informacji.-rozległ się dziwny trzask po czym profesorowie w milczeniu zaczęli iść wąską ścieżką nie zauważając pierwszoroczniaków.
Leya nie stała na nogach. Siedział na mchu patrząc gdzieś daleko przed siebie. Twarz miała białą jak kreda, ręce jej dygotały z zimna wywołanym strachem, zaskoczeniem i przeogromnymi łzami. Nie wiedziała czy cieszyć się z tego, że jej ojciec żyje czy płakać, że zmierza do strasznej potęgi wykorzystując innych, a nawet ich zabijając. Wybrała opcje drugą.
-Ja... Jak to możliwe, że on o mnie tyle wie, a ja praktycznie nic oprócz tego, że stoi po stronie zła?-pytała sama siebie na głos gdy już profesorowie byli na skraju Zakazanego Lasu.
-O czym ty mówisz Leya?-zapytał delikatnie Lysander siadając bok niej.
-Nie tu i nie teraz. Wracajmy do szkoły zanim nam się oberwie.-Leya wstała chwytając mapę w rękę i ocierając łzy rękawem szaty i poszło prowadząc przyjaciół przed ruiny jakiejś starej drewnianej chatki. Był już półmrok. Szybko pomknęli do szkoły i bez problemów dotarli do pokoju Gryffonów. Leya zdołowana usiadła przy kominku, a Julia i Lysander zaczęli o czymś rozmawiać z Gabriellem. Słuchając tego co mówili mu przyjaciele spoglądał na Leyę wzrokiem pełnym współczucia i z lekkim zapytaniem.
-Musisz coś zrobić... Im szybciej tym lepiej...-szeptała Julia
-Ale czemu ja?-zadziwił się Gabriell-Wy się z nią przyjaźnicie, a nie ja.-sprzeciwiał się
-Już nie pamiętasz dementorów?-dodał nadal szeptem Lysander
-Ok... Ale nie teraz, ale jeszcze dziś.-zgodził się spoglądając na Leyę trzymającą twarz w dłoniach. Już jej kolor twarzy wrócił do normy, ale oczy zaczęły się robić coraz bardziej czerwone. Julia jej współczuła, Lysander jej współczuł, a Gabriell miał wrażenie, ze musi coś zrobić. I to szybko...

niedziela, 22 września 2013

11. Przyrzekam, że knują coś niedobrego.

11. Przyrzekam, że knują coś niedobrego.


              Rozpoczęła się przerwa świąteczna. Julia i Lysander wraz z Gabriellem i Marcinem wracali do domów. Od czasu meczu cała piątka zaprzyjaźniła się z sobą bardzo silnie. A teraz Leya została w Hogwarcie na święta. Mogła wracać do babki, ale ona nie lubiła tych jej spotkań z koleżankami w Wigilię dlatego wolała zostać w miejscu które pokochała bardzo mocno. Zresztą bardo chciała zobaczyć na własne oczy jak wyglądają Hogwarckie święta.
Pociąg odjechał, a Leya siedziała przy kominku z pergaminem i ołówkiem w garści. Rysowała kolejny mangowy rysunek ćwicząc swoje umiejętności. Wtedy usiadł koło niej Marcus. Trzecioklasista z klasą. Bujne krótkie włosy lekko zasłaniały mu ciemne niebieskie oczy.
-Leya jest robota dla ciebie.-wydusił z siebie nieśmiale.
-Niby o co chodzi?-Leya nie przerywała rysowania.
-To tak właściwie prośba Gabriella, ale nie wiedział jak ci to powiedzieć...-plątał się.
-Wyduś to z siebie.-poprosiła Leya spoglądając mu prosto w oczy. Minęła chwila zanim Marcus opuścił oczy.
-Więc zostajemy (chodzi o drużynę Gryffindoru) w Hogwarcie tylko po to aby trenować. Moglibyśmy grać bez szukającego, ale Gabriell  na to nie pozwolił. Dlatego chce abyś zajęła jego pozycję do końca przerwy świątecznej.-Marcus mówiąc to oglądał rysunek Leyi: drużynę Gryffindoru. Jeszcze nieskończony, ale było wiadomo o co chodzi.
Zaskoczenie zawładnęło na chwilę pierwszoklasistką. Ona? W drużynie chłopaków o których myśli nie jedna dziewczyna?-No ale jestem z pierwszego roku...-próbowała się wykręcić.
-To już załatwione z dyrektorem. Co więcej życzy ci miłej gry.-zapewniał
-W końcu jestem winna Gabreillowi przysługę. Kiedy trening?
-Za...-Marcus spojrzał an zegar-za godzinę.
-Szybki jesteś.-odparła Leya i wybiegła przez dziurę w ścianie zostawiając rysunek. Marcus schował go do swojej torby i pobiegł za Leyą na boisko. Gdy tam dobiegli zastali pozostałą czwórkę gotowi do gry.
-Ej wice kapitanie co to za opóźnienia hm?-zaczepił Marcusa Wiktor
-Wyluzuj jeszcze dziesięć minut.
Po tym czasie Leya pojawiła się w stroju do Quidditha. Bała się. Bała się, że nie złapie tego znicza i upokorzy się przed chłopakami, a jednak usiadła na szkolnym Nimbusie 2000 i uniosła się w powietrze wraz z resztą chłopaków. Na początku Marcus wypuścił kafla po chwili tłuczki i znicz który nagle zniknął.
Chłopacy grali, a Leya wypatrywała piłeczki. Śmignęła jej koło ręki. Rozpoczął się krotki pościg. Sekund później Leya miała już znicz i pokazywała go pozostałym.
-Gabriell się nie mylił mówiąc, że świetnie operujesz miotłą.-pochwalił Marcus.
-Serio tak powiedział?-jeszcze nigdy Leya nie słyszała od Gabriella pochwały.
-Nom.-Marcus wyglądał na trochę zmieszanego.
-A jednak. Ufaj tym co ratują ci życie.-roześmiała się Leya i wypuściła znicz aby znowu go szukać.


          Hogwart był już pełny ciszy gdy Leya wracała samotnie z boiska. Chodziła z Mapą Huncwotów i obserwowała profesorów. Wtedy za zakrętem najpierw rozległ się głos opiekuna Gryffindoru, a potem trzasnęły drzwi. Leya podeszła po cichu do nich. Widziała na mapie, nie tylko Witerilo, ale i prof. Dark. Było słychać ich kłótnie z opuszczonej klasy.
-Dark, robię co mogę, ale nigdzie nie ma "tej" księgi.-głos opiekuna był pełny strachu.
-On powiedział, że to tutaj jest więc mamy ją znaleźć! Chyba wiesz, że on wie wszystko?
-Wiem, wiem!-jęknął Witerilo.
-Ostatni miesiąc.-Dark skierował się w stronę drzwi. Leya jak najszybciej mogła pobiegła korytarzem w stronę wieży Gryffonów. Udało jej się uciec z masą pytań w głowie. Dlaczego opiekun Gryffonów tak boi się Darka? No i ta książka... I jakiś On? Stwierdziła, że nie wie jak, ale to jakoś musi się łączyć z atakiem dementorów. Zresztą... Teraz Leya sobie przypomniała, że te potwory miały dostać do reszty pokonane. A więc z skąd się wzięły? To nie mogą być przypadki, ale postanowiła na razie nikomu nie mówić o tym odkryciu do dalszego rozwinięcia sprawy. A czas mijał tak jak Gwiazdka. Leya poprzez wspaniałe treningi z wspaniałymi ludźmi nawet nie zauważyła gdy Hogwart znowu zaczął lekcje już w nowym roku kalendarzowym...

sobota, 21 września 2013

10. Gryffindor vs Slytherin.

10. Gryffindor vs Slytherin.



        Lysander, Julia i Leya nie mogli się doczekać pierwszego meczu Gryffonów w tym sezonie. Szkoła powoli pustoszała. Gabriell jeszcze na chwilę wpadł po coś do pokoju wspólnego. Zamiast szybko wracać do chłopaków będących już na stadionie zaczął się kłócić z Marcinem.smeczem, a jeszcze Marcin zaczął go wkurzać jeszcze bardziej i bardziej.
-Ej? A wam co?-zapytała spokojnie Leya podchodząc do braci.
-Marcin twierdzi, że nie wygramy dziś meczu i w ogóle pucharu domów.-Gabreill zasłonił plecami Marcina.
-Od 166 lat Gryffindor nie wygrał pucharu. I teraz nagle wygra?-Marcin pchnął mocno rata stając wprost przed Leyą. No tak. Od kiedy nie ma Harrego nie pojawił się tak wybitny szukający. To nie znaczy, że Gabriell jest tragiczny ja tej pozycji. Brakuje im odrobiny... No właśnie nikt nie wie czego. Stylu chłopakom nie brak, szybcy pałkarze, wspaniali kaflowcy (tak nazywa Gabreill Oskara, Wiktora oraz Witolda) i szybki szukający. Może tutaj chodzi o kwestię szczęścia?
-Dobra kumam. Ale przestańcie się kłócić-Leya próbowała rozładować sytuację.
-Nie przestanę dopóki ten głupek nie zrozumie, że przegra.-odparł Marcin zuchwale.
-Zakład??!-Wypalił nagle Gabriell,
-Niby o co?-Marcinowi spodobał się ten pomysł.
-Jeśli przegramy rezygnuję z bycia kapitanem.-Gabriell dumny siebie skrzyżował ręce na piersi.
-A niech ci będzie!!! Już po tobie braciszku!-Marcin był pewny zwycięstwa.
-Ale ej! A ty? Jak przegrasz?-dodał Lysander stojący po prawej stronie Gabriella w lekkiej oddali.
-Oddam ci moją Błyskawicę.-Marcin wprost kochał swoją miotłę i nie chciał jej stracić, ale był zbyt zarozumiały aby zrezygnować z tego w co wszedł.
-Już jest moja!-Gabreill sybkim krokiem wyszedł przez dziurę w ścianie z pokoju wspólnego i biegł na boisko. Za nim z pokoju wyszedł Marcin z znajomymi, a wraz z nimi Leya, Lysander i Julia.


        Cały dom Slytherinu był pewny wygranej. Ravenclaw i Hufflepuff, a nawet część Grffindoru kibicowały Wężowym. A jednak gdzieś tam w drużynie Gryffonów kotłowała się ogromna nadzieja na puchar. Całkowitą prawdą jest, że puchar nie stał w Gryffindorze już od 166 lat. To tyle czasu...
-Witam serdecznie na pierwszym meczu Gryffonów w tym sezonie przeciw Ślizgonom. Zapowiada się bardzo ciekawy mecz. Starcie dwóch wrogów...
-Mingam!-krzyknęła opiekunka Hufflepuff pilnująca Davida Mingama w komentowaniu meczu.
-Oto drużyna Slytherinu!
Nagle sześciu graczy śmignęło na miotłach przez boisko w szyku strzały. Po chwili każdy z graczy ziają swoją pozycję w pełni gotowy do meczu.
-Gryffoni!
Formacja Gryffonów z Gabriellam na czele przeleciała no około boiska i również zajęła swoje pozycje.
Opiekunka Ravenclaw, sędzia spotkania wypóściłą złoty znicz- malutką złotą piłeczkę z delikatnymi skrzydełkami następnie największą piłkę-kafla i dwa tłuczki. Rozpoczęła się gra.
Już po trzydziestu minutach gry Gryffoni zaczęli ostro przegrywać. Nagle wierni Gryffoni kibicujący swojemu domowi zaczęli wykrzykiwać hasła dopingu. Uciszeni trzema domami i jednym ich okrzykiem uciszyli ich. Nieznacznie, ale to wystarczyło aby po jakimś czasie Lwy wyrównały straty do Wężów, ale było widać po drużynie Gabriella zmęczenie. On z ogromnym skupieniem wyszukiwał wzrokiem znicza. To był cel na teraz: dorwać znicz zanim Slytherin wygra mecz. Nagle coś błysnęło kilka metrów nad Leyą. Był to złoty znicz. Gabreill agresywnie skierował swojego Nimbusa 2000 wprost na dziewczynę. Wtedy szukający drużyny przeciwnej zaczął pościg za kapitanem.
Leya wpatrując się w wyczyny Gabrella zaczęła się bać. Myślała, że lada moment uderzy w nią z ogromnym impetem. I sekundy ją od tego dzieliły. Gabreill już stojąc nadal kierował się w prost na nią sięgając ręką znicza. Niestety nagle z niej wstał padając dokładnie przed Leyą.
Nagle wszyscy ucichli. Upadek Gabrella znaczył wygraną dla Ślizgonów.
-Hej?-odezwał się do Leyi śmiejąc się jak głupi. Podniósł rękę trzymając w dwóch palcach nie co innego jak sam złoty znicz.
Nagle rozległ się okropny ryk. To Gryffoni. Oni się darli, a Leya pomogła się podnieść Gabriellowi. Wyglądało to znowu bardzo dziwnie...
Drużyna z Gabriellem dotarła ostatnia do pokoju wspólnego. Zastali wszystkich Lwów w tańcu i zabawie. To tradycja szkolna. W pełni zostały dozwolone zabawy do północy domu który wygrał mecz.
Wszyscy świetnie się bawili. Leya doskonale widziała jak zdołowany Marcin oddaje bratu swoją Błyskawicę i uśmiechnęła się lekko. Nigdy nie widziała go tak zmartwionego, a on ją aż zbyt wieleeeee razy. -Kapitan drużyny... Idealnie co?-zaśmiała się nagle Jula.
-Zaraz do czego ty dążysz?-oburzyła się Leya
-Nie udawaj. Niby specjalnie złapał znicz na twoich oczach i to dosłownie?-naciskała dalej Julia
-Słuchaj: Jest starszy o cztery lata. Zresztą... MAM JEDENAŚCIE LAT!-wrzasnęła nagle
-I co z tego?-Julia nie lubi się poddawać.
-Zaraz, zaraz... A tak ogólnie po co ci to wiedzieć hm?-Leya podejrzewała Julię o zazdrość.
-Skończmy już o ok?
-To poco zaczynasz co?-Leya wiedziała, że trafiła w słaby punkt Julki.
-Hej? stoicie tak czy wbijacie do nas?-za Leyą stał Gabriell, a za nim pozostali z drużyny i Lysander. Jula roześmiała się, a Leya walnęła się w czoło.
-O co chodzi?-zapytał zaskoczony Gabriell
-Mniejsza o to. Mam ochotę potańczyć.-Julia wpadła w jeszcze większy śmiech, ale szybko się uspokoiła.
-Co jej jest?-szepnął Gabreill do Leyi
-Nie mam pojęcia. Jeszcze nic nie piłyśmy ani nie jadłyśmy twarożku ze szczypiorkiem...-zaśmiała się.
-Ok... Dobra ekipa! Oblejmy zwycięstwo!-w Gabriellu obudziła się chęć do imprezowania. Wiedział doskonale, ze przed nimi jeszcze dwa mecze, ale był dumny ze szczęśliwego startu...

piątek, 20 września 2013

9. "Znowu to samo!"

9. "Znowu to samo!"


Na wrzask Leyi wpadła nagle Woill, specjalista od leczenia wszystkich chorób czarodziejów. Błyskawicznie wygoniła Lysandra i Julię na korytarz. Potem brutalnie chwyciła za ramię Leyi robiąc wielkie oczy widząc to co na niej zobaczyła.
Od ramienia do samej górnej części dłoni po ręce ciągnęła się wspaniały, czerwony i wyraźny tatuaż. Była to wstęga wijąca się pięknymi falami od niesamowitego zawijasa na ramieniu do zawijasa już trochą mniejszego na dłoni. Sama Leya wpatrywała się w tatuaż w ogromnym szoku i niedowierzaniem. Po chwili zjawił się dyrektor. Woill zostawiła dziewczynę. Dyrektor również zrobił wielkie oczy na widok czerwonego dzieła. Leya spuściła rękaw. Po chwili musiała go podwinąć z powrotem. Wstęga strasznie zaczęła piec.
-Hmm... I jak tu z mundurkiem co moja droga?-głos dyrektora był spokojny i żartobliwy.
-Ja... Nie wiem jak się tłumaczyć...-wszelkie tatuaże są zakazane.
-Najlepsze tłumaczenie to milczenie. I tak tylko ty wiesz całą prawdę i ludziom tego nie uświadomisz. Ale wygląda na to, że i tak mamy problem z mundurkiem.
-A czy nie wystarczyłoby gdybym tylko chodziła z podwiniętym rękawem?-Leya strasznie nie lubiła robić zamieszania.
-Nie ma mowy! Zamówimy dla ciebie specjalny mundurek u Madame Dali. Nie próbuj się sprzeciwiać Leya. Kiedyś powiem ci więcej, ale na teraz mogę ci bez problemów powiedzieć, że każdy z członków rodziny Fire miał taką wstęgę w kolorze domu do którego chodził. Nigdy jeszcze te mury nie widziały Czerwonej Wstęgi Fire. Głównie były zielone... Ale dopóki nie będziesz mieć nowej szaty nie musisz chodzić w mundurku.-Podał Leyi pergamin z specjalną zgodą aby Leya mogła przychodzić na zajęcia bez mundurka.-Ale jeśli wolisz podwinięty rękaw to nie ma problemu. Ale to tylko do czasu nowej szaty.-ton dyrektora był nadal łagodny, ale i stanowczy.
-Zrozumiałam.
-Idź już do reszty Gryffonów. Czekają na pewno na ciebie.
Leya przebiegła ciche korytarze Hogwartu. Było widać, że jest już dobrze po kolacji. Gdy weszła do pokoju wszyscy obecni nagle spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem, a potem na tatuaż. Leya nie zwracała na nich najmniejszej uwagi i usiadła tak jak zwykle z Julią i Lysandrem przy kominku.
-Nie no Leya... Czemu nie zakryjesz... no tego czegoś!-oburzyła się Julia
-Myślisz, ze bym nie chciała? Jak tylko to robię strasznie piecze...
-Mi się tam podoba! Też taki chcę!-zachwycał się Lysander.
-Nie ma chleba. A tutaj coś nowego?-Leya próbowała zmienić temat rozmowy.
-Jutro Gabriell gra przeciw Slytherinowi. To będzie mecz! Już się nie mogę doczekać!-dodał Lysander.
Wtedy Leya kątem oka spojrzała na samotnie siedzącego przy stole Marcina z głową w dół.
-Zaraz do was wracam. Musze coś załatwić.-Leya wstała i podeszła do Marcina. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem jakby jego myśli kręciły się właśnie wokoło niej.
-Ja tylko... Dzięki za pomoc z dementorami. Byłoby po mnie...-Leya nawet nie dopuszczała się myśli, że nagle przyleciała chmara czarnych pokrak i zabiły ją gdy ona nawet nie podniosła do góry różdżki.
-To rola Gryffindoru. Odwaga... Ładny masz tatuaż a pro po.-uśmiechnął się lekko.
Leya już nie wróciła do Juli i Lysandra. Tłumiła w sobie potworny gniew. Znowu, znowu to samo! Znowu czegoś nie wie o swojej rodzinie, a powinna wiedzieć to już dawno temu! Skoro było już tyle kłamstw matki i babki to coś musi być nie tak. Tylko znowu co? Ale po chwili Leya pomyślała, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Pomyślała szybko o jutrzejszym meczu Gryffonów, a potem zorientowała się, że cały śnieg zniknął.

czwartek, 19 września 2013

8. Ciemne chmury i zimno.

8. Ciemne chmury i zimno.


          Minął wrzesień, październik i listopad. Pierwszego dnia grudnia biały puch okrył zamek, błona i Zakazany Las. Leya mimo, że nie lubi zimy uznała, że Hogwart jest jeszcze bardziej niesamowity z śniegiem niż bez śniegu.
Była to akurat sobota. Cały dom Gryffindoru i Ravenclaw stanął na placyku między murami szkoły do bitwy na śnieżki. Do obiadu zbudowano dwie fortece obronne, a zaraz po nim domy zebrały się w pełni gotowe do wielkiej bitwy. Już miały być rzucane pierwsze śnieżki. Wtedy nagle zimowe, błękitne niebo zostało przysłonięte czarnymi chmurami. Było to momentalne. W tej samej chwili zrobiło się jeszcze zimniej niż wcześniej. Wszyscy stali wpatrzeni w niebo ciekawi co się dzieje. Po chwili zaczęła zbiegać reszta szkoły, ale nauczycieli nigdzie nie było.
Nagle nad murami pokazała się dosłownie chmara dementorów. Nim Leya zdążyła się zorientować co się dzieje została sam na środku placyka. Na wysokości jej głowy zaczął wokół jej krążyć pierwszy pierścień potworów. Powyżej następny i następny, i następny... Leya upadła na śnieg najpierw z okropnie bolącą całą prawą ręką. Po sekundach była już nieprzytomna. ostatnią rzecz jaką widziała to wspaniałe jasne światło. Był to nie kto inny jak Gabriell i jego brat Marcin. Cielesnymi patronusami, lwem i orłem zaczęli przepędzać chordę dementorów z Hogwartu. Gdy pojawili się wszyscy profesorowie z dyrektorem na czele nawet po chmurach nie został ślad została tylko bezwładna i zmarznięta Leya. Bez najmniejszego zastanowienia ani polecenia jakiegokolwiek z profesorów i profesorek Gabriell z Marcinem dźwignęli Leye. Po chwili jednak Gabriell stwierdził, że sam da sobie radę To pył zaprawdę dziwny widok. Silny chłopak napakowany mięśniami przystojny i... idealny, a niesie zwyk... nie nie. To nie jest taka zwykła dziewczyna. To córka wielkiego ministra magii. Może i pierwszoklasistka, ale zawsze to jest akt bohaterstwa. I dla większości szkoły wyglądał ten pochód. Niecodziennie widzi się Gabreilla w towarzystwie dziewczyn. Jego kręci tylko i wyłącznie Quiddith. Quiddith rano, Quiddith, w południe i Quiddith wieczorem i całą noc.

-Co jest? Demen...-majaczyła Leya
-Nic nie mów. Spokojnie.-był to sam Gabriell Nie chciał tego ujawniać, ale martwił sięo stan zdrowie Leyi. Tak po protu, bez powodu.
Leya usiadła na łóżku.-Ok... Już ok. Ale co tak dokładnie się stało?-zapytała już będąc w pełni sobą.
-Wybaczcie, ale muszę iść. Trening.-Gabrill lekko nabrał rumieńców i delkatnnie zamknął drzwi spoglądając prosto w szare oczy Leyi.
-A to ciekawe... Mniejsza. Co widziałaś jako ostatnie?-zapytał Lyander
-Światło. Bardzo jasne.-przypominała sobie Leya.
-Były to patronusy Gabriella i Marcina. To bracia. Razem odgonili wszystkie dementory zanim nadeszli profesorowie i dyrektor. To było wspaniałe widowisko. Piękny lew Gabriella i dumny orzeł Marcina... Szkoda, że tego nie widziałaś.-Julia dziwnie się uśmiechnęła.
-CO? Jak to możliwe, że ten idiota Marcin to brat tak wspaniałej osoby jak Gabriell???-Leya dosłownie krzyczała.
-Jak ci tu by to wytłumaczyć...-Gabriell zrobił zamyśloną minę.
-Nie dziękuję Lysander. Rozumiem to i owo. Ale wracając. Jak to możliwe, że dementorzy tak nagle wpadają do Hogwartu?
-Tak to przedziwne...Leya co ty masz na ręce?!!-Ostatnie zdanie Julia dosłownie wykrzyczała. Leya widząc co ma na całej prawej ręce krzyknęła tak, że usłyszał ją dosłownie calutki Hogwart.

środa, 18 września 2013

7. Pierwszy jest zawsze najlepszy.

7. Pierwszy jest zawsze najlepszy.


          -Ja niestety nie mogę cie Fire pilnować na szlabanie, ale zastąpi mnie pani Diles. Masz się jej słuchać albo wpadniesz w jeszcze większe kłopoty.-ton profesora wiał grozą i złością. Już stojąc obok tego człowieka można trafnie stwierdzić, że nie jest to osoba ani miła, ani towarzyska.
-Zrozumiałam.-ton Leyi był obojętny.
-Choć za mną.-nakazała Dalia. Leya posłusznie przeszła z kobietą trzy regały książek dalej. Tam na ziemi stało z dwadzieścia wysokich na ok. metr stosów najróżniejszych książek. Jedne były grube jak stół inne chude na zaledwie kilka stron, a wszystkie oprawione w skórę i pożółkłe przez czas.-Twoje zadanie to odstawienie tych książek na miejsce i nie toleruję sobie pomyłek. Ja tera jestem potrzebna w skrzydle szpitalnym i wrócę za jakieś dwie godziny. I nawet nie próbuj uciekać Fire.-Diles zamknęła cicho drzwi biblioteki.
Leya widząc te góry książek opuściła bezradnie ręce. Nigdy nie poukłada ich na swoje miejsca i na dodatek nie zna całej biblioteki która jest o imponujących rozmiarach. Jednak bez marudzenia chwyciła pierwszą książkę i zaczęła szukać odpowiednią półkę.
Po dziesięciu minutach stwierdziła, ze ta cisza biblioteki jest po prostu przestraszna, a, że kocha śpiewać zaczęła pięknym donośnym głosem odśpiewywać ulubioną piosenkę matki. To bardzo stara mugolska piosenka, jej wykonawczyni już dawno nie żyje, a jednak gdzieś tam jest wspominana nadal.
Głos Leyi brzmiał w całym pomieszczeniu. nawet nie usłyszała gdy ktoś delikatnie otworzył stare drzwi i nadal stał w przejściu słuchając wspaniałego o mocnego głosu dziewczyny. Ona po chwili podeszła do pierwszego regału od drzwi aby odłożyć jedną z książek Na widok wysokiego chłopaka o czarnych włosach przerwała w pół słowa i opuściła książkę którą miała odłożyć. Nieznajomy podszedł do niej i podał ją pierwszoklasistce.
-Zaraz... to ty jesteś Leya Fire tak?-zapytał z serdecznym zabarwieniem głosu.
-Tak.. tak..-zawstydziła się lekko po króciutkim spojrzeniu sobie prosto w oczy. Były tak lazurowe i bez dna... Po prosto wspaniałe.
-Mam dla ciebie propozycje. Ty nauczysz mnie tej piosenki, a ja pomogę ci w szlabanie ok?-zaproponował-A no i jestem Gabriell.
-Miło poznać. Leya.-podali sobie ręce na powitanie po czym pokazała chłopakowi sterty książek. W czasie ich układania Leya w ciągu godziny nie tylko pozbyła się dziewiętnastu gór. Po upływie tego czasu Gabriell wyszedł z biblioteki, a Leya skończyła układać książki w momencie gdy przyszedł profesor Dark
-No proszę. Idź już Fire i się więcej mi nie stawiaj.-Lyea bez słowa wyszła z bibliotek zadowolona i z końca kary i z wielu innych rzeczy. W dodatku między wyjściem Gabriella, a wyjściem profesora znalazł bardzo ciekawy pergamin. Idąc już schodami do portretu Grubej Damy wyciągnęła różdżkę i pergamin.
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.-Na pergaminie zaczęła pokazywać się mapa całego Hogwartu. Leya doskonale widziała, że Siwobrody jest u siebie, a Dark wchodzi do swojej sali na chwilę.-Koniec psot.-postanowiła, że dopóki nie nakaże się okazja nie pokaże nikomu odnalezionej Mapy Huncwotów. To takie dziwne trzymać coś co miał sam Harry, a potem jego dzieci i może nawet wnuki... Schowała ją razem z różdżką.
W pokoju wspólnym Julia siedziała wraz z Lysandrem przy kominku. Niedaleko przy stole stał Gabriell z piątką innych chłopaków i tonął w pergaminie.
-No i jak tam?-zapytała Julia-Ciężki szlaban był?
-Ciężki?-wzdrygnęła się Leya.-było świetnie!
-Od kiedy to na szlabanach jest fajnie?-zdziwił się Lysander. Po chwili przy stole został już tylko Gabriell. I idąc do donmitorium machnął do Leyi. Odmachała odruchowo.
Julia zrobiła wielkie oczy, a Lysander... Bez zmian w wyrazie twarzy.
-Czy ty wiesz kto to jest?-Julia mówiła szybko i z przyciszonym głosem.
-Gabriell.-odpowiedziała jak nigdy nic Leya.
-Leya... Leya... To kapitan drużyny Gryffindoru! Z czwartego roku!
-

poniedziałek, 16 września 2013

6. Profesor OpCM

 6. Profesor OpCM



Przepraszam was za przedniejszy wpis. Część dolna oddzielona od tego długiego teksty powinna być początkem rozmowy. To błąd komputerowy tak to nie miało wyglądać, ale mam nadzieję, że można złapać wątek rozdziału piątego. Z pozdrowieniami: *Luna*

         
Dzień nie zapowiadał się jakoś wyjątkowo. Jeszcze ciepłe promienie słońca wpadały przez okna sal gdzie odbywały się pierwsze zajęcia. Jako pierwszą lekcją dla pierwszoroczniaków Gryffindoru i Hufflepuff była historia magii. Znudzona Leya ścigała się z Lysandrem który siedzi z nią w ławce kto w czasie lekcji więcej razy napisze: historia jest jak flaki-nudna i odpychająca. Jula za to siedziała z Dominiką i pilnie słuchała profesor Oliwi Nicowill. Tylko dlatego potem Lysander i Leya mogli napisać notatkę z powstania świata czarodziejów. Ale to jeszcze nie teraz. Wcześniej musiała się odbyć lekcja obrony przed czarną magią. Coś na co Lysander czekał wieki. Leya była ciekawa tych zajęć, ale po lekcji zmieniła zdanie.
Jak nigdy nic uczniowie Gryffindoru i Slytherinu zajęli miejsca w dużej klasie rozświetlonej pięknie promieniami  słońca. Zapowiadało się bardzo miło. Jednak gdy tylko profesor Michael Dark wpadł do sali zapadła nie tylko przeraźliwa cisza, ale od tego człowieka na kilometr wiało grozą i złością. W duchu kilkoro uczniów pożałowało, że klątwa Toma opuściła Hogwart tak jak zostawił go Harry. Od tego momętu praktycznie nikt nie pamięta o dziwnych zniknięciach profesorów OpCM.
Leya z strachem zobaczyła dziwny blask w brązowych oczach profesora. Nigdy nie zapomni tego dziwnego krótkiego spojrzenia. Było to jedno z tych lodowatych spojrzeń. Dark szybko usiadł przy biurku i spojrzał na listę uczniów z Gryffindoru. Szybko odłożył pergamin i podszedł do ławki Leyi i Lysandra.
-No proszę... Panna Fire... Nasza nowa gwiazda Hogwartu.-zaśmiał się profesor. Tylko Ślizgoni się lekko uśmiechnęli. Gryffindor siedział nadal cicho.-Bardzo dobrze znam twojego ojca, a jeszcze lepiej znałem twoją matkę... Dziwi mnie to, że osoba o tak wysokim stanowisku wybrała tak głupią osobę jaką była twoja matka.-zadrwił
-Wypraszam sobie, że moja marka nie jest nic warta!-Leya wstała nagle z krzesła trzymając za plecami różdżkę.
-Tiara Przydziału zrobiła błąd przydzielając cię do Gryffindoru. Z takim charakterem pasujesz tylko do Slytherinu tak jak cała rodzina Fire.-kłócił się dalej profesor.
-Tiara nigdy się nie myli.-wypalił nagle Lysander. Miał rację, ale jak to profesorowie...
-Moon minus dziesięć punktów Gryffindorowi.
-Karać kogoś, że powiedział prawdę? To jest przykład profesorski dla uczniów? Nie wydaje mi się.-Leya była zbyt zła aby siedzieć cicho, a już w ogóle siedzieć na miejscu.
-Szlaban Fire. Ktoś cię musi nauczyć manier. Przyjdź do biblioteki. A teraz przejdźmy do lekcji. W tej klasie...-Leya już nie słuchała profesora. To takie niesprawiedliwe dostać szlaban za nic.
-Pogratulować. Szlaban już na drugiej lekcji w życiu.-napisał na pergaminie Lysander. Leya przecież obicała babce, że nie złapie żadnego szlabanu. I to jeszcze szlaban w bibliotece... Z drugiej strony cieszyła się, ze ma w sobie wystarczająco odwagi, aby się sprzeciwić złej opinii i to w dodatku opinii profesora. Dziękowała losowo, że nie będzie musiała siedzieć i coś przepisywać. Przez pisanie: historia jest jak flaki-nudna i odpychająca potwornie bolała ją ręka. Ledwo co mogła pisać. Lysandra tak samo, ale to on wygrał ten piśmienniczy wyścig. Na tą myśl na twarz Leyi powrócił uśmiech. Z takim wesołym nastwieniem pojawiła się po kolacji w bibliotece. Zastała tam Darka i Hogwarcką bibliotekarkę panią Dalią Diles. To ona przygotowała zadanie na wieczór dla Leyi...

niedziela, 15 września 2013

5.Błędna życzenia.

5.Błędne życzenia.



             Leya zdążyła się jako tako rozakować i w tym samym czasie rozmawiała z Julią o tym i owym.
 Cieszyły się, że trafiły do jednego donmitorium. Gdy nadeszła ósma zeszły razem do pokoju wspólnego. No nie licząc Lysandra siedzącego samotnie przed kominkiem i czekającego na koleżanki. Bez słowa usiadły po jego obu stronach; Julia po lewej, a Leya po prawej.Godziny mijały im na wspólnej rozmowie o byle czym. Dopiero niedługo przed północą Julia zmieniła temat. -A może niech każdy powie co nieco o sobie?-zapytała zaskakując i Lysandra i Leyię. Mimo tego obydwoje się szybko zgodzili na propozycje. Pierwsza zaczęła mówić Julia.-Więc jetem czarodziejką pół krwi. Moja mama mugolka pracuje w sklepiku na osiedlu jako sprzedawczyni. Zanim dostałam list z Hogwartu nie miałam pojęcia o istnieniu tej szkoły. Był to dla mnie wielki szok gdy dowiedziałam się o swojej magicznej mocy. Ale jestem tutaj gotowa na siedem lat długiej nauki.-Julia mówiła bardzo płynnie. Zresztą ona potrafiła gadać bez przerwy godzinami co już zdążyła udowodnić.-Teraz ja!-wyrwał się Lysander.-Mam w sobie czystą krew. Moi rodzice są zawodowyi i znanymi aurorami. Mażę stać się również aurorem! Do tego jednak muszę się uczyć, a mi się strasznie tego robić nie chce. O Hogwarcie wiedziałem od urodzenia. Nie mieszkam w świecie pełnym mugoli. Toleruję ich, ale wolę się z nimi nie zadawać. Teraz ty Leya.-poganiał. On i Julia byli potwornie ciekawi co powie Leya. W końcu to córka byłego wielkiego ministra magii! Musi mieć wspaniałe dzieciństwo.-Co tu dużo mówić. Przed dostaniem listu nie miałam pojęcia o Hogwarcie, ale ja nie wiem masy rzeczy. Oprócz matki i babki nie znam nikogo z rodziny. Ojca nigdy nie widziałam na oczy i nikt nigdy mi o nim nie wspominał. Sama nawet się wielokrotnie dopytywałam o niego... Nigdy nie usłyszałam odpowiedzi. Ale to mi nie sprawiało najwięcej bólu. Moja klasa w mugoliskiej szkole to było czyste piekło!!! Dzień w dzień przychodziłam z łzami w oczach do domu zastanawiając się dlaczego mój największy przyjaciel niejaki Marcin zostawił mnie. Zaczął mnie obrażać, doszła do tego cała klasa no i nie było dnia gdyby ktoś by mnie nie obraził w jakikolwiek sposób. Tyle.-Leya mówiąc to czóła złość i jednocześnie ulgę. Wyrzuciła z siebie w końcu cierpienie komuś innemu niż tylko zmarłej matce. Kończąc zdanie miała łzy w oczach na wspomnienie starej klasy.-Leya to przeszłość. Tutaj twoje nazwisko jest warte wiele więcej. Pamiętaj o tym!-pocieszył Lysander który nienawidził poniżania innych osób. Po chwili zegar zaczął wybijać północ.-Życzenia!Trójka zamknęła oczy i w czasie dzwonu zegara skoncentrowała się na jednym życzeniu. Każde z nich chciało czegoś innego. A wedle zasad spełnionych życzeń nie wiadomo kto o co poprosił.-Do zobaczenia jutro.-rzuciła Julia i poszła do donmitorium zostawiając Lysandra i Leyią.-Rozchmurz się!-pocieszał dalej-Ludzie którzy poniżają innych nie są warci nawet łzy czy przekleństwa.-Leya od razu poznała w Lysandrze szlachetnego i pełnego dumy człowieka. Wtedy rozległ się dźwięk na schodach do donmitoriów chłopaków. Gdyby Leya spojrzała tam o sekundy wcześniej zauważyła by czyjś cień. Cień który od razu my rozpoznała.-Masz racie Lysander. To już przeszłość, a jutro będę nie przytomna na zajęciach. Do jutra.-Zniknęła idąc w górę po krętych schodach.Lysander chwilę potem też zamknął drzwi od donmitorium gdzie wszyscy już spali słodkim snem.


-A więc? O co chodzi?-zapytała ciekawska Julia.
-Zostajecie tutaj ze mną do północy?-zapytał nie podnosząc wzroku z płomieni kominka.
-Pogięło cię!-krzyknęła Julia
-Nie widzisz, że siedzę prosto?-fuknął na Julię Lysander
-Hej! Przestańcie. Ale po co tu siedzieć tyle czasu?-w głosie Leyi było zmęczenie podróżą.
-To tradycja moich rodziców. Rok w rok siadali tutaj i czekali do północy, a z biciem zegara wymyślali jedno życzenie, które zawsze spełniało się w ten rok szkolny. Wchodzicie w to?-wytłumaczył swoje plany
Dziewczyny spojrzały po sobie z wyrazem twarzy który miał znaczyć: on jest nienormalny, ale i tak się zgodziły.

piątek, 13 września 2013

4. Dalsze nowości

4.Dalsze nowości



-Leya co się dzieje?-zapytał obojętnie Lysander. Lęya nie zwracała na niego ani na Julię najmniejszej uwagi. Babka ją po prostu oszukała. I to tak bezwstydnie! No i matka... oby dwie wmawiały dziewczynie, że ojciec nie żył jak Leya miała miesiąc! A co się okazuje? Nagle się dowiaduje, że siedział w fotelu ministra magii! Nie była zła na ojca, że nagle zniknął, ale że nikt nie powiedział jej o jego stanowisku, a nawet imieniu! To ją najbardziej bolało. Jednak szybko się uspokoiła. I znowu to przez starą klasę skrywała swoje uczucia. Usiadła na swoje miejsce tak szybko jak wstała.
-Dobra na serio co jest?-Lysander nie dawał tak łatwo za wygraną.
-Jestem Leya, Leya Fire.-głos Leyi był dziwnie spokojny i miły.
-Ale numer! To nie żart?-dopytywała się Julia
-Nie. Autentycznie. Ale możemy zmienić temat?
-Tutaj jesteś bardzo sławna. Wiesz o tym?-Lysander nadal zadawał pytania do nowej znajomej.
-Nie jestem głupia. Doskonale to wiem.-kłamstwo u Lyei było jak najbardziej automatyczne. Kłamała tyle razy, że tą szybkość w wymyślaniu historyjek miała na mistrzowskim poziomie. Potrafiła to ciągnąć bardzo długo. Tak samo długo wlekł się pociąg Hogwartu. Dla Leyi te kilka godzin czy nawet kilkanaście wlekły się jak całe miesiące. W tym czasie zdążyła narysować z dwadzieścia rysunków manga z pełnym wykończeniem. Od czasu ostatniego jej zdania nie padło już między nimi najmniejsze słowo.

Pociąg zaczął zwalniać aż w końcu wszyscy uczniowie wyszli z niego pozostawiając bagaże w środku. Leya, Julia i Lysander stanęli obok siebie wpatrując się w rysy dumnego i wspaniałego Hogwartu. Światło z Wielkiej Sali przepięknie wyglądało na tle granatowego nieba.
-Pierwszoroczni do mnie!-donośny, kobiecy głos przerwał zadumanie nie tylko naszej trójki jak i nie tylko uczniów pierwszych klas. Widok Hogwartu nocą jest i był zawsze piękny i taki pozostanie. Nawet po odbudowie zamku po słynnej Bitwie o Hogwart nic się od poprzedniego Hogwartu nie różni. Z zewnątrz oczywiście.

Po niesamowitej podróży łódką przez jezioro do zamku uczniowie pierwszego roku przekroczyli bramy szkoły i zatrzymali się przed wejściem do Wielkiej Sali gdzie siedzieli już pozostali uczniowie.
-Witam was w Szkole Magi i Czarodziejstwa Hogwart. Jestem Oliwia Ingles, zastępczyni dyrektora. Życzę wam sukcesów. Za chwilę Tiara Przydziału...-Leya już nie słuchała. Niedaleko przed sobą wpatrywała oczy w chłopaka o kasztanowych włosach. Rozpozna go po prostu wszędzie. Na jego widok traci humor i staje się dziwnie ponura. To nie jest na razie historia na teraz, ale jest bardzo bolesna.-Zapraszam za mną.-Stanowczo wyglądająca kobieta z siwymi już włosami i niskim, fioletowym kapeluszem z dużym rondem otworzyła stanowczo drzwi do Wielkiej Sali rozświetlonej jak zwykle latającymi w powietrzu tysiącami cienkich świeczek. Leya idąc wpatrywała się w zaczarowany sufit sali. Był niesamowicie rozświetlony gwiazdami.
Pochód pierwszoroczniaków stanął przed stołkiem i starą czapką podobną do czapki Ingles tylko tamta była starsza. I co najważniejsze: obecna Tiara Przydziału nie układa już swojego wiersza powitalnego. To pamiątka po starej Tiarze spalonej przez Sami-Wiecie-Kogo.
-Gdy wyczytam wasze nazwisko podejdźcie tutaj i usiądźcie nas stołku.-wyjaśniła Oliwia-Bavir Natalia.-wywołała donośnie drobną dziewczynę po czy Tiara krzyknęła Ravenclaw. Leya nie czekała zbyt długo na swoją kolejkę. Tak samo jak Julia czy Lysander. Najciekawsze, że nazwiska uczniów nie zostały zapisane w kolejności alfabetycznej.
-Fire Leya.-ogłosiła z lekkim zdziwieniem Ingles. Nagle po Wielkiej Sali przeszedł szum. Leya podchodząc do Tiary nie zwracała na to uwagi. Kolejne przyzwyczajenie z klasy.
Usiadła z biciem serca na stołku. Ingles założyła jej Tiarę na głowę.
-Fire... Kolejna Fire. To tradycyjnie Slyth... Ciekawe... Gryffindor!-zakrzyknęła nagle czapka, a Leya znowu dowiedziała się czegoś nowego: cała jej rodzina należała do Slytherinu. A ona? Dlaczego Gryffindor? Sama miała świadomość, że tam po prostu się nie nadaje. Nie ma w sobie odwagi, pychy, ani życzliwości. Jedyna opcja to Ravenclaw... nie Gryffindor.
Niedługo potem obok Leyi przy stole Gryffonów zasiadł Lysander, a po nim Julia. Ona też była zaskoczona przydziałem. Za to Gryffoni Byli ciekawi kim tak naprawdę jest Leya.

Prefekt domu zaprowadził nowych uczniów zaczarowanymi schodami prze portret Grubej Damy. Nadal pilnuje wejścia do pokoju wspólnego Gryffonów.
-Ogień.-szepnął hasło prefekt po czym cała grupa przez wąskie przejście przez ścianę wszyscy weszli do pokoju wspólnego.
-Witam w pokoju współ...-Leya znowu przestała słuchać.
-O ósmej tutaj. Mam coś ważnego.-szepnął Lysander najpierw Leyi, a potem Juli. Nie powiedział o co konkretnie chodzi. Jego głos był strasznie tajemniczy...

czwartek, 12 września 2013

3. Minister

3.Minister



Od dawna wiadomo, że doba ma 24 godziny. Jak się Leya przekonała można w to zwątpić. Przez cały sierpień nie wiedziała co ma z sobą zrobić. Grała na laptopie w 3D z idealnym nagłośnieniem, czytała stare książki fantastyczne w tym dwadzieścia razy przeczytała wszystkie części po kolei Harrego Pottera głównie po to aby zająć się czymś w tematyce Hogwartu. Myśli o Szkole Magi i Czarodziejstwa nie opuszczały ją na krok. Dodatkowo oglądała wszystkie filmy w tym ekranizacje dzieciństwa Dumbledore'a, historie i zwyczaje Durmsztrangu oraz Beauxbaton, wszystkich podręczników i siedem filmów z dzieciństwa Huncwotów. Nadal i tak miała wrażenie, że czas płynie cztery razy wolniej niż zazwyczaj. Czasami sięgała po pióro i atrament i ćwiczyła pisanie. Długopis to już przeżytek a co dopiero gęsie pióro zamiast Idealnego Pisacza 2182. A już nauka z książek!!! To dopiero średniowiecze! Teraz to w każdej szkole są tablety lepsze od komputerów i na tym uczniowie się uczą. Książki... bardzo rzadko kto z nich cokolwiek czyta. Z biegiem czasu wiele wspaniałych hitów filmowych jak Tytanic straciło wiele na swojej wartości. O Gwiezdnych Wojnach czy o Jamesie Bondzie nikt nie pamięta, a może nawet nie wie. Tak się zmieniły czasy. Została tylko nieśmiertelna historia rodziny Potter. Naukowcy są nawet o sekundy przed ukończeniem tworzenia materiału dojącego niewidzialność, ale mimo tego niewielu wieży w powodzenie tego eksperymentu Brytyjskich naukowców.
 

              Wrześniowe słońce świeciło jasno gdy Leya zbudziła się nagle. Miała jakieś dziwne sny, ale ich nie pamiętała. Spojrzała na kalendarz i godzinę: 08:00, pierwszy wrzesień. Całe niewyspanie przez myśli jak zwykle o Hogwarcie zniknęło. Leya pobiła rekord w ubraniu się, zjedzeniu śniadania, ponownego przejrzenia zabieranego ekwipunku i gotowa stawiła się w kuchni z walizkami i brązową sówką Bungą. Leya pokochała ją jak tyko zobaczyła ją na Pokątnej.
             Na King Cross nie działo się nic nadzwyczajnego... Tylko tyle, że dzieciaki z wózkami i ich rodzice znikali w ścianie z tabliczką: Peron 9 i 3/4. Tak samo stało się z Morilią i Leyią. Były już w magicznym świecie gdzie magia to codzienność, a technika nie istnieje. Było tutaj jeszcze bardziej tłoczno niż na Pokątnej.
-Leya witaj przed Hogwart Express. Powiem ci tylko tyle: bądź świadoma, że nie jesteś byle kim i byle gdzie. To Hogwart.-Morilia była bardzo poważna, ale w oku miała malutką łzę. Przypomniała swoje wyjazdy do szkoły.
-Babciu nie zrobię nic głupiego. Jadę się uczyć i to jest mój cel.-Leya nie miała nadziei na znalezienie przyjaciół. Chciała tylko się dobrze uczyć, a reszta nie jest tak ważna. Przyżekła sobie wierność nauce i wzorowemu zachowaniu. Szlaban to dramat.

Kilka minut później Leya siedziała już w przedziale jadącego pociągu z kartką i ołówkiem. Uwielbiała rysować i rysuje tylko mangą. Już zabierała się do rysowania gdy drzwi przedziału rozsunęła miło wyglądająca blondynka o zielonych oczach. Za nią stał przystojny wysoki chłopak o czarnych włosach i brązowych oczach zakrytych lekko prostą grzywką.
-Możemy się dosiąść?-zapytała z uśmiechem dziewczyna.
-Nie mam sprzeciwów.-Leya nie podniosła głowy znad rysunku. Była zamknięta na ludzi.
Goście usadowili się obok siebie na pzeciwległej stronie przedziału.
-Tak w ogóle jestem Julia, a to jest Lysander. Znamy się Trzy lata.
-Miło poznać. Jestem Leya.-tym razem Leya już podniosła oczy znad kartki.
-Lysander. Miło poznać. Jesteś z z tej okolicy?-zapytał z przyjaznym tonem.
-Nie. Mieszkam w świecie mugoli.

-Więc nie słyszałaś o ministrze magii, Michałowi Fire?-zapytał nagle zmieniając temat.
Leyi serce podskoczyło na swoje nazwisko. Nigdy nie słyszała o tym człowieku, a jego portret nie wisiał z innymi.-Nie nie słyszałam.
-Zniknął jedenaście lat temu. Był jednym z najlepszych ministrów w historii. Wszyscy go uwielbiali, a nagle zniknął.-tłumaczyła Julia-nikt nie wie dlaczego. Podobno od tego roku jego córka będzie się uczyć w  Hogwarcie. W Proroku Codziennym pisali tak.
Leya zrobiła wielkie oczy i zdenerwowana zaczęła chodzić po przedziale...

2. Mur

2. Mur


           Leya od samego rana była strasznie podekscytowana, ale kryła swoje uczucia co do wyprawy na ul. Pokątną. Takie było jej przyzwyczajenie. Prześladowanie klasy nauczyło ją krycia siebie i tego co myśli, a jej myśli kręciły się wokoło Pokątnej. Nie mogła się doczekać zobaczyć na własne oczy tych wszystkich sklepów i ich zawartości. Doczekała się w końcu tego.
Babka zaprowadziła młodą uczennicę do Dziurawego Kotła. Było to miejsce nawet i straszne, ponure. Nie było tutaj zbyt wiele osób, ale to być może przez wczesną porę dnia. (było koło 12:30) Chwilkę potem Leya wraz z Molirią stały już między sklepem z kociołkami, a apteką. Tutaj słychać było gwar rozmów, śmiechy, powitania starych znajomych, ale również narzekania i problemy zwykłych ludzi, a raczej czarodziejów i czarownic. Dorośli ubrani w szaty różnych stonowanch odcieni całej palety kolorów. Czasami można było dostrzec dzieci w zwykłych strojach mugoli. Z punktu widzenia czarodziejów. Dla mugoli kitka na bok i kolor czerwony to hit sezonu tak jak glany. Nie masz glanów-nie wiesz co to styl...
-No dobrze. Choć.-Nakazała Morilia po czym dzwonek w sklepie z kociołkami zadzwonił delikatnie i donośnie.
-Hogwart?-zapytała młoda sprzedawczyni, ruda z długimi lokami opadającymi na ramiona.
-Tak.-odpowiedziała Leya bez zastanowienia. Po chwili kobieta podała jej szary, nieduży kociołek, a babcia zapłaciła złotymi galeonami.
Tak wyglądały zakupy w każdym sklepie. W Esach i Floresach, która to księgarnia nadal posiada tę samą nazwę od 165 lat... Tylko zamiast sklepu Madame Malkin jest teraz Madame Dalia, Szaty na wszystkie okazje. Na szczęście szyld najważniejszego sklepu na Pokątnej się nie zmienił. Chodzi tutaj oczywiście o sklep Olivandera. Nadal znany z najlepszych różdżek na świecie.
Morilia popchnęła lekko nieośmieloną Leyę. Sklep z różdżkami był ponury. Regały z tysiącami pudełek z najróżniejszymi różdżkami sięgały sufitu.
Starszy mężczyzna spojrzał krzywo na Leyę po czym schylił się do najniższej półki i wyjął ciemne zakurzone pudełko i podał ciemną różdżkę dziewczynie. Leya od razu machnęła szybko różdżką po czym pudełka z jednej z półek spadły na ziemię.
Sprzedawca szybko dał Leyi inną różdżkę. Ledwo co dotknęła dębowego drewna, a na ziemię runęła kolejna półka z pudełkami i jeszcze większym hukiem.
Tym razem sprzedawca dłużej krążył po sklepie nim podał Leyi następną różdżkę. Ta była inna niż wszystkie inne. Na rączce ciągnęło się sześć zygzakowatych linii. Pozostała część różdżki ozdobiona została idealną, zakręconą falą.
Leya chwyciła delikatnie różdżkę po czym niespodziewanie przewrócone pudełka wróciły na swoje miejsce, a ona poczuła w sobie ogromną i dziwną moc. Taką... nie do końca dobrą i szlachetną. Miała wrażenie jakby czaiła się w tej różdżce Czarna Magia czy coś w tym stylu.
-Grusza, 19 i 1/3 cala, pióro feniksa, twarda, idealna do pojedynków i czarnych zaklęć. Dwanaście galeonów.-powiedział mężczyzna niskim i ochrypłym głosem.
Morilia zapłaciła, a Leya zastanawiała się po co jej aż tak silna różdżka w życiu...

poniedziałek, 9 września 2013

1.Prawda o Leyi

1.Prawda o Leyi


          Ciepły deszcz ostatniego dnia lipca uderzał o twarz Leyi biegnącej między dwoma rzędami dębów. Nie zwracała najmniejszej uwagi na mokre ubranie i stargane kasztanowe włosy do pasa. Po prostu przebiegła przez Aleję Dębów i błyskawicznie wpadła do małego domku pomalowanego z zewnątrz lekko żółtą farbą. Czerwony, spadzisty dach chronił dwa piętra budynku i stary strych. Pierwsze piętro domu babki wzbudzało w dziewczynie strach. Po obu stronach długiego holu znajdowało się razem dwanaście portretów. Głównie małżeństw a wszystkie o niemiłym wyrazie twarzy i podpisane nazwiskiem: Fire. Mimo dreszczy Leya przychodziła oglądać te obrazy zastanawiając się jaką rolę odegrali ci ludzie w jej rodzinie. Nosiła ich nazwisko, a oprócz babki z którą teraz mieszka i zmarłej tydzień temu matki nie widziała nikogo osobiście. Nawet ojca. Jego nie było nawet na portretach. Jednak bardziej zastanawiał ją ubiór tych postaci. Ubrani w długie szaty o różnych kolorach... To jakaś tradycja rodzinna? Niestety baba Moliria milczy. Nikt nie wie o rodzinie Fire więcej niż ona sama, ale nic nie chce powiedzieć jedenastoletniej wnuczce.

Leya przebrała się w suche rzeczy i spięła mokre włosy w kok po czym weszła do niezbyt dużej kuchni z stoliczkiem. Babka o siwych włosach i w niebieskim fartuchu właśnie stawiała gorącą zupę na stole.
-Moja droga nie powinnaś tyle siedzieć nad grobem matki.-sama była w smutku i żałobie bo śmierci swojej córki, ale niezbyt wyglądało jakby jej żałowała-Ona nie chciałaby abyś tyle za nią płakała.
-Jak mam nie płakać za kimś kogo kocham? To niemożliwe!-Leya od razu denerwowała się gdy ktoś źle mówił o mamie.
-Ehhh... Leya...-Moliria wyciągnęła z kieszeni fartucha list z czerwoną pieczęcią i podała go jedenastolatce. Ta jak tylko zobaczyła delikatny zarys herbu wielkiej i szanowanej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart zrobiła wielkie oczy.
-Jak to możliwe?-zapytała mocno wstrząśnięta po przeczytaniu pięknego zielonego pisma o przyjęciu do szkoły.
-Normalnie. Są i mugole i czarodzieje. Cała nasza dumna rodzina czystej krwi uczyła się w Hogwarcie. Wszyscy w Slytherinie... Tylko ja jakimś dziwnym cudem trafiłam do Hufflepuff.
Dla Leyi wiadomość o zmianie szkoły i to jeszcze na Hogwart to był szczyt marzeń. Od drugiej klasy mugolskiej podstawówki Leya stała się pośmiewiskiem dla nie tylko całej klasy, ale i całego rocznika. Nigdy nie zapomni tych słów pogardy i obrazy. Praktycznie dzień w dzień wylewała szklanki łez. Nie dlatego, że było jej źle. Pytała samą siebie dlaczego ludzie nie mogą zrozumieć, że słowa bolą bardziej niż czyny. Dlaczego? Bo nie wielu doświadcza odtrącenia od reszty tylko przez durne wyrazy.
-To takie dziwne... Po raz pierwszy nie mogę się doczekać rozpoczęcia roku szkolnego.-od wielu, wielu miesięcy na twarzy Leyi nie było widać uśmiechu. Aż do tej chwili.
-Zanim pojedziesz do Hogwartu musimy odwiedzić Pokątną. Nie byłam tam tyle lat...-westchnęła Molira przypominając sobie stare dobre czasy gdy jeszcze uczyła się w Hogwarcie, a potem sama tam uczyła...