poniedziałek, 16 września 2013

6. Profesor OpCM

 6. Profesor OpCM



Przepraszam was za przedniejszy wpis. Część dolna oddzielona od tego długiego teksty powinna być początkem rozmowy. To błąd komputerowy tak to nie miało wyglądać, ale mam nadzieję, że można złapać wątek rozdziału piątego. Z pozdrowieniami: *Luna*

         
Dzień nie zapowiadał się jakoś wyjątkowo. Jeszcze ciepłe promienie słońca wpadały przez okna sal gdzie odbywały się pierwsze zajęcia. Jako pierwszą lekcją dla pierwszoroczniaków Gryffindoru i Hufflepuff była historia magii. Znudzona Leya ścigała się z Lysandrem który siedzi z nią w ławce kto w czasie lekcji więcej razy napisze: historia jest jak flaki-nudna i odpychająca. Jula za to siedziała z Dominiką i pilnie słuchała profesor Oliwi Nicowill. Tylko dlatego potem Lysander i Leya mogli napisać notatkę z powstania świata czarodziejów. Ale to jeszcze nie teraz. Wcześniej musiała się odbyć lekcja obrony przed czarną magią. Coś na co Lysander czekał wieki. Leya była ciekawa tych zajęć, ale po lekcji zmieniła zdanie.
Jak nigdy nic uczniowie Gryffindoru i Slytherinu zajęli miejsca w dużej klasie rozświetlonej pięknie promieniami  słońca. Zapowiadało się bardzo miło. Jednak gdy tylko profesor Michael Dark wpadł do sali zapadła nie tylko przeraźliwa cisza, ale od tego człowieka na kilometr wiało grozą i złością. W duchu kilkoro uczniów pożałowało, że klątwa Toma opuściła Hogwart tak jak zostawił go Harry. Od tego momętu praktycznie nikt nie pamięta o dziwnych zniknięciach profesorów OpCM.
Leya z strachem zobaczyła dziwny blask w brązowych oczach profesora. Nigdy nie zapomni tego dziwnego krótkiego spojrzenia. Było to jedno z tych lodowatych spojrzeń. Dark szybko usiadł przy biurku i spojrzał na listę uczniów z Gryffindoru. Szybko odłożył pergamin i podszedł do ławki Leyi i Lysandra.
-No proszę... Panna Fire... Nasza nowa gwiazda Hogwartu.-zaśmiał się profesor. Tylko Ślizgoni się lekko uśmiechnęli. Gryffindor siedział nadal cicho.-Bardzo dobrze znam twojego ojca, a jeszcze lepiej znałem twoją matkę... Dziwi mnie to, że osoba o tak wysokim stanowisku wybrała tak głupią osobę jaką była twoja matka.-zadrwił
-Wypraszam sobie, że moja marka nie jest nic warta!-Leya wstała nagle z krzesła trzymając za plecami różdżkę.
-Tiara Przydziału zrobiła błąd przydzielając cię do Gryffindoru. Z takim charakterem pasujesz tylko do Slytherinu tak jak cała rodzina Fire.-kłócił się dalej profesor.
-Tiara nigdy się nie myli.-wypalił nagle Lysander. Miał rację, ale jak to profesorowie...
-Moon minus dziesięć punktów Gryffindorowi.
-Karać kogoś, że powiedział prawdę? To jest przykład profesorski dla uczniów? Nie wydaje mi się.-Leya była zbyt zła aby siedzieć cicho, a już w ogóle siedzieć na miejscu.
-Szlaban Fire. Ktoś cię musi nauczyć manier. Przyjdź do biblioteki. A teraz przejdźmy do lekcji. W tej klasie...-Leya już nie słuchała profesora. To takie niesprawiedliwe dostać szlaban za nic.
-Pogratulować. Szlaban już na drugiej lekcji w życiu.-napisał na pergaminie Lysander. Leya przecież obicała babce, że nie złapie żadnego szlabanu. I to jeszcze szlaban w bibliotece... Z drugiej strony cieszyła się, ze ma w sobie wystarczająco odwagi, aby się sprzeciwić złej opinii i to w dodatku opinii profesora. Dziękowała losowo, że nie będzie musiała siedzieć i coś przepisywać. Przez pisanie: historia jest jak flaki-nudna i odpychająca potwornie bolała ją ręka. Ledwo co mogła pisać. Lysandra tak samo, ale to on wygrał ten piśmienniczy wyścig. Na tą myśl na twarz Leyi powrócił uśmiech. Z takim wesołym nastwieniem pojawiła się po kolacji w bibliotece. Zastała tam Darka i Hogwarcką bibliotekarkę panią Dalią Diles. To ona przygotowała zadanie na wieczór dla Leyi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz