sobota, 21 września 2013

10. Gryffindor vs Slytherin.

10. Gryffindor vs Slytherin.



        Lysander, Julia i Leya nie mogli się doczekać pierwszego meczu Gryffonów w tym sezonie. Szkoła powoli pustoszała. Gabriell jeszcze na chwilę wpadł po coś do pokoju wspólnego. Zamiast szybko wracać do chłopaków będących już na stadionie zaczął się kłócić z Marcinem.smeczem, a jeszcze Marcin zaczął go wkurzać jeszcze bardziej i bardziej.
-Ej? A wam co?-zapytała spokojnie Leya podchodząc do braci.
-Marcin twierdzi, że nie wygramy dziś meczu i w ogóle pucharu domów.-Gabreill zasłonił plecami Marcina.
-Od 166 lat Gryffindor nie wygrał pucharu. I teraz nagle wygra?-Marcin pchnął mocno rata stając wprost przed Leyą. No tak. Od kiedy nie ma Harrego nie pojawił się tak wybitny szukający. To nie znaczy, że Gabriell jest tragiczny ja tej pozycji. Brakuje im odrobiny... No właśnie nikt nie wie czego. Stylu chłopakom nie brak, szybcy pałkarze, wspaniali kaflowcy (tak nazywa Gabreill Oskara, Wiktora oraz Witolda) i szybki szukający. Może tutaj chodzi o kwestię szczęścia?
-Dobra kumam. Ale przestańcie się kłócić-Leya próbowała rozładować sytuację.
-Nie przestanę dopóki ten głupek nie zrozumie, że przegra.-odparł Marcin zuchwale.
-Zakład??!-Wypalił nagle Gabriell,
-Niby o co?-Marcinowi spodobał się ten pomysł.
-Jeśli przegramy rezygnuję z bycia kapitanem.-Gabriell dumny siebie skrzyżował ręce na piersi.
-A niech ci będzie!!! Już po tobie braciszku!-Marcin był pewny zwycięstwa.
-Ale ej! A ty? Jak przegrasz?-dodał Lysander stojący po prawej stronie Gabriella w lekkiej oddali.
-Oddam ci moją Błyskawicę.-Marcin wprost kochał swoją miotłę i nie chciał jej stracić, ale był zbyt zarozumiały aby zrezygnować z tego w co wszedł.
-Już jest moja!-Gabreill sybkim krokiem wyszedł przez dziurę w ścianie z pokoju wspólnego i biegł na boisko. Za nim z pokoju wyszedł Marcin z znajomymi, a wraz z nimi Leya, Lysander i Julia.


        Cały dom Slytherinu był pewny wygranej. Ravenclaw i Hufflepuff, a nawet część Grffindoru kibicowały Wężowym. A jednak gdzieś tam w drużynie Gryffonów kotłowała się ogromna nadzieja na puchar. Całkowitą prawdą jest, że puchar nie stał w Gryffindorze już od 166 lat. To tyle czasu...
-Witam serdecznie na pierwszym meczu Gryffonów w tym sezonie przeciw Ślizgonom. Zapowiada się bardzo ciekawy mecz. Starcie dwóch wrogów...
-Mingam!-krzyknęła opiekunka Hufflepuff pilnująca Davida Mingama w komentowaniu meczu.
-Oto drużyna Slytherinu!
Nagle sześciu graczy śmignęło na miotłach przez boisko w szyku strzały. Po chwili każdy z graczy ziają swoją pozycję w pełni gotowy do meczu.
-Gryffoni!
Formacja Gryffonów z Gabriellam na czele przeleciała no około boiska i również zajęła swoje pozycje.
Opiekunka Ravenclaw, sędzia spotkania wypóściłą złoty znicz- malutką złotą piłeczkę z delikatnymi skrzydełkami następnie największą piłkę-kafla i dwa tłuczki. Rozpoczęła się gra.
Już po trzydziestu minutach gry Gryffoni zaczęli ostro przegrywać. Nagle wierni Gryffoni kibicujący swojemu domowi zaczęli wykrzykiwać hasła dopingu. Uciszeni trzema domami i jednym ich okrzykiem uciszyli ich. Nieznacznie, ale to wystarczyło aby po jakimś czasie Lwy wyrównały straty do Wężów, ale było widać po drużynie Gabriella zmęczenie. On z ogromnym skupieniem wyszukiwał wzrokiem znicza. To był cel na teraz: dorwać znicz zanim Slytherin wygra mecz. Nagle coś błysnęło kilka metrów nad Leyą. Był to złoty znicz. Gabreill agresywnie skierował swojego Nimbusa 2000 wprost na dziewczynę. Wtedy szukający drużyny przeciwnej zaczął pościg za kapitanem.
Leya wpatrując się w wyczyny Gabrella zaczęła się bać. Myślała, że lada moment uderzy w nią z ogromnym impetem. I sekundy ją od tego dzieliły. Gabreill już stojąc nadal kierował się w prost na nią sięgając ręką znicza. Niestety nagle z niej wstał padając dokładnie przed Leyą.
Nagle wszyscy ucichli. Upadek Gabrella znaczył wygraną dla Ślizgonów.
-Hej?-odezwał się do Leyi śmiejąc się jak głupi. Podniósł rękę trzymając w dwóch palcach nie co innego jak sam złoty znicz.
Nagle rozległ się okropny ryk. To Gryffoni. Oni się darli, a Leya pomogła się podnieść Gabriellowi. Wyglądało to znowu bardzo dziwnie...
Drużyna z Gabriellem dotarła ostatnia do pokoju wspólnego. Zastali wszystkich Lwów w tańcu i zabawie. To tradycja szkolna. W pełni zostały dozwolone zabawy do północy domu który wygrał mecz.
Wszyscy świetnie się bawili. Leya doskonale widziała jak zdołowany Marcin oddaje bratu swoją Błyskawicę i uśmiechnęła się lekko. Nigdy nie widziała go tak zmartwionego, a on ją aż zbyt wieleeeee razy. -Kapitan drużyny... Idealnie co?-zaśmiała się nagle Jula.
-Zaraz do czego ty dążysz?-oburzyła się Leya
-Nie udawaj. Niby specjalnie złapał znicz na twoich oczach i to dosłownie?-naciskała dalej Julia
-Słuchaj: Jest starszy o cztery lata. Zresztą... MAM JEDENAŚCIE LAT!-wrzasnęła nagle
-I co z tego?-Julia nie lubi się poddawać.
-Zaraz, zaraz... A tak ogólnie po co ci to wiedzieć hm?-Leya podejrzewała Julię o zazdrość.
-Skończmy już o ok?
-To poco zaczynasz co?-Leya wiedziała, że trafiła w słaby punkt Julki.
-Hej? stoicie tak czy wbijacie do nas?-za Leyą stał Gabriell, a za nim pozostali z drużyny i Lysander. Jula roześmiała się, a Leya walnęła się w czoło.
-O co chodzi?-zapytał zaskoczony Gabriell
-Mniejsza o to. Mam ochotę potańczyć.-Julia wpadła w jeszcze większy śmiech, ale szybko się uspokoiła.
-Co jej jest?-szepnął Gabreill do Leyi
-Nie mam pojęcia. Jeszcze nic nie piłyśmy ani nie jadłyśmy twarożku ze szczypiorkiem...-zaśmiała się.
-Ok... Dobra ekipa! Oblejmy zwycięstwo!-w Gabriellu obudziła się chęć do imprezowania. Wiedział doskonale, ze przed nimi jeszcze dwa mecze, ale był dumny ze szczęśliwego startu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz