czwartek, 19 września 2013

8. Ciemne chmury i zimno.

8. Ciemne chmury i zimno.


          Minął wrzesień, październik i listopad. Pierwszego dnia grudnia biały puch okrył zamek, błona i Zakazany Las. Leya mimo, że nie lubi zimy uznała, że Hogwart jest jeszcze bardziej niesamowity z śniegiem niż bez śniegu.
Była to akurat sobota. Cały dom Gryffindoru i Ravenclaw stanął na placyku między murami szkoły do bitwy na śnieżki. Do obiadu zbudowano dwie fortece obronne, a zaraz po nim domy zebrały się w pełni gotowe do wielkiej bitwy. Już miały być rzucane pierwsze śnieżki. Wtedy nagle zimowe, błękitne niebo zostało przysłonięte czarnymi chmurami. Było to momentalne. W tej samej chwili zrobiło się jeszcze zimniej niż wcześniej. Wszyscy stali wpatrzeni w niebo ciekawi co się dzieje. Po chwili zaczęła zbiegać reszta szkoły, ale nauczycieli nigdzie nie było.
Nagle nad murami pokazała się dosłownie chmara dementorów. Nim Leya zdążyła się zorientować co się dzieje została sam na środku placyka. Na wysokości jej głowy zaczął wokół jej krążyć pierwszy pierścień potworów. Powyżej następny i następny, i następny... Leya upadła na śnieg najpierw z okropnie bolącą całą prawą ręką. Po sekundach była już nieprzytomna. ostatnią rzecz jaką widziała to wspaniałe jasne światło. Był to nie kto inny jak Gabriell i jego brat Marcin. Cielesnymi patronusami, lwem i orłem zaczęli przepędzać chordę dementorów z Hogwartu. Gdy pojawili się wszyscy profesorowie z dyrektorem na czele nawet po chmurach nie został ślad została tylko bezwładna i zmarznięta Leya. Bez najmniejszego zastanowienia ani polecenia jakiegokolwiek z profesorów i profesorek Gabriell z Marcinem dźwignęli Leye. Po chwili jednak Gabriell stwierdził, że sam da sobie radę To pył zaprawdę dziwny widok. Silny chłopak napakowany mięśniami przystojny i... idealny, a niesie zwyk... nie nie. To nie jest taka zwykła dziewczyna. To córka wielkiego ministra magii. Może i pierwszoklasistka, ale zawsze to jest akt bohaterstwa. I dla większości szkoły wyglądał ten pochód. Niecodziennie widzi się Gabreilla w towarzystwie dziewczyn. Jego kręci tylko i wyłącznie Quiddith. Quiddith rano, Quiddith, w południe i Quiddith wieczorem i całą noc.

-Co jest? Demen...-majaczyła Leya
-Nic nie mów. Spokojnie.-był to sam Gabriell Nie chciał tego ujawniać, ale martwił sięo stan zdrowie Leyi. Tak po protu, bez powodu.
Leya usiadła na łóżku.-Ok... Już ok. Ale co tak dokładnie się stało?-zapytała już będąc w pełni sobą.
-Wybaczcie, ale muszę iść. Trening.-Gabrill lekko nabrał rumieńców i delkatnnie zamknął drzwi spoglądając prosto w szare oczy Leyi.
-A to ciekawe... Mniejsza. Co widziałaś jako ostatnie?-zapytał Lyander
-Światło. Bardzo jasne.-przypominała sobie Leya.
-Były to patronusy Gabriella i Marcina. To bracia. Razem odgonili wszystkie dementory zanim nadeszli profesorowie i dyrektor. To było wspaniałe widowisko. Piękny lew Gabriella i dumny orzeł Marcina... Szkoda, że tego nie widziałaś.-Julia dziwnie się uśmiechnęła.
-CO? Jak to możliwe, że ten idiota Marcin to brat tak wspaniałej osoby jak Gabriell???-Leya dosłownie krzyczała.
-Jak ci tu by to wytłumaczyć...-Gabriell zrobił zamyśloną minę.
-Nie dziękuję Lysander. Rozumiem to i owo. Ale wracając. Jak to możliwe, że dementorzy tak nagle wpadają do Hogwartu?
-Tak to przedziwne...Leya co ty masz na ręce?!!-Ostatnie zdanie Julia dosłownie wykrzyczała. Leya widząc co ma na całej prawej ręce krzyknęła tak, że usłyszał ją dosłownie calutki Hogwart.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz