piątek, 20 września 2013

9. "Znowu to samo!"

9. "Znowu to samo!"


Na wrzask Leyi wpadła nagle Woill, specjalista od leczenia wszystkich chorób czarodziejów. Błyskawicznie wygoniła Lysandra i Julię na korytarz. Potem brutalnie chwyciła za ramię Leyi robiąc wielkie oczy widząc to co na niej zobaczyła.
Od ramienia do samej górnej części dłoni po ręce ciągnęła się wspaniały, czerwony i wyraźny tatuaż. Była to wstęga wijąca się pięknymi falami od niesamowitego zawijasa na ramieniu do zawijasa już trochą mniejszego na dłoni. Sama Leya wpatrywała się w tatuaż w ogromnym szoku i niedowierzaniem. Po chwili zjawił się dyrektor. Woill zostawiła dziewczynę. Dyrektor również zrobił wielkie oczy na widok czerwonego dzieła. Leya spuściła rękaw. Po chwili musiała go podwinąć z powrotem. Wstęga strasznie zaczęła piec.
-Hmm... I jak tu z mundurkiem co moja droga?-głos dyrektora był spokojny i żartobliwy.
-Ja... Nie wiem jak się tłumaczyć...-wszelkie tatuaże są zakazane.
-Najlepsze tłumaczenie to milczenie. I tak tylko ty wiesz całą prawdę i ludziom tego nie uświadomisz. Ale wygląda na to, że i tak mamy problem z mundurkiem.
-A czy nie wystarczyłoby gdybym tylko chodziła z podwiniętym rękawem?-Leya strasznie nie lubiła robić zamieszania.
-Nie ma mowy! Zamówimy dla ciebie specjalny mundurek u Madame Dali. Nie próbuj się sprzeciwiać Leya. Kiedyś powiem ci więcej, ale na teraz mogę ci bez problemów powiedzieć, że każdy z członków rodziny Fire miał taką wstęgę w kolorze domu do którego chodził. Nigdy jeszcze te mury nie widziały Czerwonej Wstęgi Fire. Głównie były zielone... Ale dopóki nie będziesz mieć nowej szaty nie musisz chodzić w mundurku.-Podał Leyi pergamin z specjalną zgodą aby Leya mogła przychodzić na zajęcia bez mundurka.-Ale jeśli wolisz podwinięty rękaw to nie ma problemu. Ale to tylko do czasu nowej szaty.-ton dyrektora był nadal łagodny, ale i stanowczy.
-Zrozumiałam.
-Idź już do reszty Gryffonów. Czekają na pewno na ciebie.
Leya przebiegła ciche korytarze Hogwartu. Było widać, że jest już dobrze po kolacji. Gdy weszła do pokoju wszyscy obecni nagle spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem, a potem na tatuaż. Leya nie zwracała na nich najmniejszej uwagi i usiadła tak jak zwykle z Julią i Lysandrem przy kominku.
-Nie no Leya... Czemu nie zakryjesz... no tego czegoś!-oburzyła się Julia
-Myślisz, ze bym nie chciała? Jak tylko to robię strasznie piecze...
-Mi się tam podoba! Też taki chcę!-zachwycał się Lysander.
-Nie ma chleba. A tutaj coś nowego?-Leya próbowała zmienić temat rozmowy.
-Jutro Gabriell gra przeciw Slytherinowi. To będzie mecz! Już się nie mogę doczekać!-dodał Lysander.
Wtedy Leya kątem oka spojrzała na samotnie siedzącego przy stole Marcina z głową w dół.
-Zaraz do was wracam. Musze coś załatwić.-Leya wstała i podeszła do Marcina. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem jakby jego myśli kręciły się właśnie wokoło niej.
-Ja tylko... Dzięki za pomoc z dementorami. Byłoby po mnie...-Leya nawet nie dopuszczała się myśli, że nagle przyleciała chmara czarnych pokrak i zabiły ją gdy ona nawet nie podniosła do góry różdżki.
-To rola Gryffindoru. Odwaga... Ładny masz tatuaż a pro po.-uśmiechnął się lekko.
Leya już nie wróciła do Juli i Lysandra. Tłumiła w sobie potworny gniew. Znowu, znowu to samo! Znowu czegoś nie wie o swojej rodzinie, a powinna wiedzieć to już dawno temu! Skoro było już tyle kłamstw matki i babki to coś musi być nie tak. Tylko znowu co? Ale po chwili Leya pomyślała, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Pomyślała szybko o jutrzejszym meczu Gryffonów, a potem zorientowała się, że cały śnieg zniknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz